niedziela, 29 września 2019

Jesienny czas aniołów


ANIOŁ
moim sąsiadem jest anioł
on strzeże ludzkich snów
dlatego wraca późno do domu
na schodach słyszę dyskretne kroki
i szelest
zwijanych skrzydeł
on rano staje w moich drzwiach
otwartych na oścież
i mówi:
twoje okno znowu
świeciło długo
w noc ,,
Halina Poświatowska

Jak co roku nastał Czas Aniołów. Koniec września i początek października to dni ich panowania.
Patronami 29 września są święci Archaniołowie Michał, Gabriel i Rafał. Natomiast 2 października kościół katolicki obchodzi święto Aniołów Stróżów. W tym dniu parę lat temu zmieniło się moje życie. Oczywiście na lepsze. Dlatego te dni są dla mnie szczególne
Aniołowie to niebiańscy posłańcy, którzy z lekkością i wdziękiem kursują pomiędzy światem materii a światem ducha. Anioły to duchowe istoty, które tworzą pomost między niebem a ziemią, między naszym wyższym a niższym Ja.
Anioły żyją w równoległym do naszego świecie. Mają, za zadanie opiekować się nami, dawać znaki… A kiedy jesteśmy w rozpaczy, bo zbyt racjonalnie podchodzimy do rzeczywistości, podpowiadać nam, co robić.
Opiekują się nami, i często porozumiewają się z nami poprzez język symboli, kolorów, dźwięków i odczuć. Wiele z anielskich komunikatów otrzymujemy za pośrednictwem snów, zbiegów okoliczności, przebłysków intuicji.
Każdy z nas chciałby jednak wiedzieć jak wyglądają Anioły.
„Na obrazach wygląda jak nastolatek w powiewnej sukience. A przecież to właśnie anioł dźwignął ogromny kamień zamykający grób Jezusa- i odrzucił jak piórko. Nie taki anioł słaby, jak go malują. W trudnych chwilach trzeba modlić się do niego, bo on odwala kamień, kamień rozpaczy i tragicznej sytuacji w naszym życiu. Tak, jak rodzice opiekują się dzieckiem, tak i niewidzialny Bóg opiekuje się także swoim dzieckiem i posyła mu Anioła Stróża. Niedobrze, jeśli modlimy się do Anioła tylko jako dzieci, kiedy mamy niewielkie ubranka. Przeważnie z dziecięcej modlitwy wyrastamy jak z dziecinnego ubrania. A właśnie na starość, kiedy wszystko może się nam wydawać przepaścią, Anioł Stróż jest potrzebny." (Ks. Twardowski)
Moim zdaniem Aniołowie często wyglądają tak jak my, tylko są bardziej zwiewne, lżejsze. Mają niezwykle wyraziste spojrzenia, z których można wszystko wyczytać. Ich oczy mówią to, co chcą nam powiedzieć. W ich oczach zazwyczaj jesteśmy zagubionymi dziećmi, które chcą dobrze, a błądzą jedynie z niewiedzy. Nie możemy ich okłamać, oszukać. One doskonale znają nasze myśli, uczucia i to co tak naprawdę nosimy schowane w sercu, myśląc, że nikt poza nami tego nie wie. Anioły oceniają nie nas, lecz nasze postępowanie, i co najważniejsze - nigdy nie przekreślają, a tylko dają kolejne szanse. Kochają nas bezwarunkowo, chociaż czasem o nich zapominamy. Często przeganiają deszczowe chmury, które gromadzą się na naszym niebie, pomagają odnaleźć drogę, która zaprowadzi nas do celu, osłonią skrzydłem, jeżeli grozi nam niebezpieczeństwo.
Cichutko, bezszelestnie
obok moich myśli
kroczy mój Anioł
przemierza dzielnie
rozległe pola smutku
podnosi z upadków zwątpienia
wydobywa miłość z zakamarków serca
śmieje się wraz ze mną
z kłopotów na wyrost
nie przesypia tego co ważne
zawsze na miejscu
między niebem a ziemią
odsłania piękno
i szeptem przypomina,
że liczy się tylko miłość...
Basia Wójcik (obok jej obrazy)
Niestety o ich istnieniu przypominamy sobie zazwyczaj, gdy niespodziewanie zatrzymujemy się na drodze wiodącej przez nasze życie. Wówczas w modlitwie prosimy Anioła Stróża o różne rzeczy, które naszym zdaniem pozwolą nam na dalszą wędrówkę. Jednak prośba ta powinna być prosta i poparta wiarą w jej sens i powodzenie.
Aby poczuć jego obecność, porozmawiać z nim najlepiej znaleźć chwilę ciszy dla siebie. Ja najczęściej wychodzę na spacer lub siadam przy moim oknie i zapalam świeczkę. W rozmowie z moim Aniołem zazwyczaj używam prostych słów. Idę przez moje pola i szepczę proszę, proszę, proszę…. W odpowiedzi szumią drzewa, śpiewają ptaki, uśmiech się do mnie słońce… Jeśli Anioł istnieje, to również wędruje ze mną tą polną drogą. Ale skąd mogę wiedzieć, czy mnie słucha? Nigdy nie wiem, czy moje prosta modlitwa została wysłuchana, bo zazwyczaj Anioł nie spełnia jej natychmiast. On lubi trochę doświadczyć mojej cierpliwości.
Bo niestety, natura ludzka jest słaba i zazwyczaj po spełnieniu naszej prośby, zapominamy o naszym niebiańskim opiekunie. Ja o nich staram się nie zapominać. Nawet z mojej ostatniej podróży wróciły ze mną dwa wesołe aniołki.
Anioły są na ziemi także w postaci ludzi. Żeby je zobaczyć wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć.
Dla mnie na pewno takim aniołem jest moja mama. I jej zdania, intuicji słucham przede wszystkim.
Każdy z nas ma przy sobie Anioła Stróża. I nie jest ważne czy w niego wierzy, czy nie. Szkoda tylko, że tak często o nim zapominamy. Może właśnie w tej chwili jest bezrobotny i tylko czeka, by nas musnąć swoim skrzydłem?
A w moim mieszkaniu, do mojej gromadki przybył ostatnio kolejny aniołek. Zawsze z podróży, a także w okolicy 2 października staram się przygarnąć nowego. Niektóre po prostu ot tak same spadają mi z nieba.

ANIOŁ
Anioły z mojego dzieciństwa
Unosiły się w świetlistych kręgach
Jak piękne, nieziemskie istoty
A ich bose stopy nie dotykały ziemi

Wyrosłam z dzieciństwa,
Jak z sukienki w kwiatki
I moje anioły sprowadziłam na ziemię
Chodzą teraz przebrane w bluzki,
palta, sutanny
Przebiegają obok mnie na ulicy

W kościele słyszę ich kroki
Szurają nogami, stukają laskami
Zajmują ławki na porannej mszy
Uśmiechają się do znajomych twarzy

Moje anioły sprowadzone na ziemię
Robią zakupy, są zmęczone,
liczą niewielkie pieniądze
Ratują chorych słowem dobrym i herbatą
Śmieją się i płaczą wzruszone

W moich aniołach bije wielkie serce
Zawsze gotowe przelewać miłość
Na tych, którzy w nią zwątpili
Choćby dobrym gestem,
spojrzeniem współczującym

Chodzą w butach, często niewygodnych
I nie mogą unosić się nad ziemią
Potykają się o krzywe chodniki i trudne życie
Spieszą się, gdy wzywamy je na pomoc

Dziękuję Ci, Boże, za oczy, które widzą
Aniołów przebranych za ludzi
Dla mnie są, jak bose, piękne anioły
Z mojego dzieciństwa
Znalezione w Internecie

niedziela, 22 września 2019

Wrzosowe myśli


Jesienne wrzosy
Już do schyłku lato zmierza ,
zboża z pola są zebrane.
Dnia krótszego noc domierza
w lesie liście malowane.

Na polanie pod mym borem ,
jest przepiękne wręcz zjawisko.
Fiolet mieni się kolorem,
to po prostu wrzosowisko.

Jak kobiercem wymoszczona,
na nim perły - krople rosy.
Zapach miodu się unosi ,
tak cudownie pachną wrzosy.

Nad polaną zachód słońca,
jak odbicie wrzosowiska.
Fiolet róż jakby w pląsach,
widać jesień bardzo bliska.
Znalezione w Internecie
Dziewiąty miesiąc, jak już pisałam, zawdzięcza swoje imię fioletowym wrzosom. Kwitną one w lasach, ogrodach przypominając, że za drzwiami czyha już złota jesień, z tańczącym babim latem. Wrzos - kwiat ziemi i symbol przemijania lata. Ten w kolorze lilaróż kojarzy się nie tylko z wrześniem, ale także z końcem wakacji i lata. Pewnie dlatego towarzyszy mu tęsknota i melancholia. A może jednak to wina szkockich wrzosowisk, które rozsławiły "Wichrowe wzgórza", nadając wrzosowi symbol tragicznej miłości.
Dla Celtów był rośliną magiczną (Czy już wspominałam, że Celtowie są mi szczególnie bliscy?). Kojarzyli go z pasją i miłością oraz umiejętnością zachowania duchowej równowagi. Ostrzegał przed zatraceniem się w emocjach, uczył opanowania.
Celtowie uważali też, że wrzos włożony pod poduszkę sprowadza prorocze sny. I to jest całkiem możliwe, bo na jego listkach żyją niewielkie grzyby o właściwościach halucynogennych. Druidzi wierzyli, że roślina ta otwiera bramy między światami.
Szkoci uważają, że kolor wrzosu pochodzi od krwi przelanej w walkach klanowych i dzięki temu noszona przy sobie roślina ma przynosić szczęście, chroniąc zwłaszcza przed przemocą. Natomiast spanie na wypełnionej wrzosem poduszce ma sprowadzać sny przepowiadające szczęście. Palenie gałązek wrzosu wraz z liśćmi paproci może ponoć sprowadzić deszcz, a w Irlandii jest też stosowane do wywoływania duchów śmierci. W Irlandii wzywano duchy zmarłych, paląc wrzosowe kadzidła. Natomiast pasterze okadzali nimi zwierzęta w noc letniego przesilenia, by chronić je przed chorobą. Miało to zapewnić obfite plony i płodność krów.

Kto zasnął upojony wonią kwitnącego wrzosu na ustronnym wrzosowisku mógł spotkać elfy, które to miejsce sobie bardzo upodobały. Wianki i ozdoby z wrzosu były też atrybutami czarownic oraz wróżek z legend celtyckich.


W Walii wrzos jest przynoszącym szczęście składnikiem ślubnych bukietów. Jest on bowiem poświęcony boginiom miłości. Czytałam, żadna szkocka panna młoda nie odważy się iść do ślubu bez fioletowych kwiatów we włosach lub chociaż w ślubnym bukiecie. Pomagają dochować czystości serca, a więc wierności sobie i złożonym przysięgom.
Natomiast biały wrzos wyjątkowy i dość rzadki, jest uważany za znak szczęścia. Ofiarowany dziewczynie bukiecik z białego wrzosu, to zapowiedź wiernej i prawdziwej miłości. Biały wrzos szczególnie sprzyja zakochanym i małżonkom, ta wiecznie zielona roślina, która potrafi niejedno wytrzymać, wróży wierność oraz stałość uczuć w związku.
 Wrzos można spotkać w całej Europie, zarówno na dalekiej północy, jak i w centrum oraz na południu. Co ciekawe jednak, można go również znaleźć w północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych, południowo-wschodniej części Kanady, a nawet w odległej Nowej Zelandii.

Jednak na dawnej Litwie wrzosy kojarzono z odchodzeniem i łzami. Wierzono, że na wrzosowiskach można spotkać wiedźmy, a w same roślinki wcielają się dusze nie mogące odejść z tego świata. Używano więc wrzosu w kadzidłach i obrzędach zaduszkowych. Dzisiaj też, jeśli poprosimy bukieciarkę, żeby stworzyła bukiet zaręczynowy, ślubny lub urodzinowy, w którym będą królowały wrzosy możemy spotkać się z odmową, bo podobnie jak kiedyś, uważa się, że wrzosy przynoszą pecha
Najbardziej jednak znane wrzosowiska, to mgliste i tajemnicze wrzosowiska Szkocji, które opisała Emily Jane Brontë.
W Szkocji wrzos pokrywa powierzchnię regionu na skalę niespotykaną nigdzie indziej. Odpowiada mu zarówno klimat, jak i gleba, na której niewiele poza wrzosem może urosnąć. Surowe szkockie warunki sprawiły, że wrzos stał się tam surowcem wielce pożądanym. Wrzosem pokrywano chaty, wypychano materace, a także zamiatano podłogę miotłą zrobioną z wrzosowych pędów Nawet łacińska nazwa wrzosu pochodzi od greckiego kalluno – „czyszczę”, „zamiatam”, „upiększam”.

Wrzos jest też ważnym składnikiem wielu produktów spożywczych i leczniczych: miodu, naparu z wrzosu czy piwa.Miód wrzosowy należy do najlepszych miodów kwiatowych. Posiada on ciemno rubinowo-pomarańczowe zabarwienie i jest spośród miodów najbardziej gęsty. Jest bardzo esencjonalny i posiada silny naturalny zapach dzięki zawartości olejków eterycznych.
Miód wrzosowy, może być świetnie się sprawdza, jako dodatek do potraw. Sosy słodko-kwaśne, mięsa w zalewie miodowej czy nawet jogurt, urozmaicone dodatkiem miodu- mają niepowtarzalny i oryginalny smak.
A ja tak uwielbiam miody.
Do dziś w Szkocji produkuje się napój o nazwie: fraoch, który bazuje na dawnych recepturach piwa wrzosowego. Jego nazwa oznacza w języku gaelic „wrzos”.

Poza tym wrzos był głównym źródłem pokarmu dla owiec, używano go również do farbowania wełny.
Właśnie kwitną wrzosy. Nasze ogrody, parki, lasy płoną głównie liliowym kolorem wrzosowych dywanów. Można też często u nas spotkać jego białe odmiany.Jednak w Szkocji biały wrzos jest najrzadszy. Panuje przekonanie, że prawdopodobnie rośnie w miejscach, w których nie przelano krwi. Albo też wskazuje groby Faerie, czyli Pięknego Ludu. Ale czy to prawda? Nie wiem.
Biały wrzos jest najcenniejszy. Uważa się, że chroni przed niebezpieczeństwami. Że skuteczniej niż fioletowy przyciąga szczęście.
Wrzesień kwitnący wrzosami jest oznaką kończącego się lata. Lubię tą porę roku. Jest jeszcze ciepło, dojrzewają wszelkie owoce w lesie i w sadzie, a słoneczne dni przeplecione chłodnymi porankami z rosą i mgłą pajęczyn zachęcają do spacerów. Krajobraz nabiera innych barw, a szczególnie zmieniają go kwitnące wrzosy.
I właśnie w tym czasie zazwyczaj powraca moja niespełniona tęsknota. Marzę o szkockich wrzosowiskach. Chciałabym kiedyś raz w życiu pospacerować po bezkresnych wrzosowiskach.

Jesienne wrzosy
Już do schyłku lato zmierza,
zboża z pola są zebrane.
Dnia krótszego noc domierza
w lesie liście malowane.

Na polanie pod mym borem ,
jest przepiękne wręcz zjawisko.
Fiolet mieni się kolorem,
to po prostu wrzosowisko.

Jak kobiercem wymoszczona,
na nim perły - krople rosy.
Zapach miodu się unosi,
tak cudownie pachną wrzosy.

Nad polaną zachód słońca,
jak odbicie wrzosowiska.
Fiolet róż jakby w pląsach,
widać jesień bardzo bliska.
- Cezary Berdych - Prymus 

środa, 18 września 2019

Znane i nieznane, stare i nowe.....


Jestem wróciłam, urlop minął, nawet nie zauważyłam kiedy.
Trudno jednak tak od razu wtopić się z powrotem w codzienność. Nadal jestem zachwycona i odurzona pięknymi widokami, które jeszcze mam przed oczyma. Pełna jestem wspomnień.
Chyba nigdy się nie nauczę, że dobre chwile tak szybko mijają... Kolejne uciekły w przeszłość, a ja wciąż mam wrażenie niedosytu. A przecież jeszcze nie tak dawno z niecierpliwością czekałam na ten wyjazd.
Praga. To miasto, które dodaje mi energii i skrzydeł. Każdego roku jadę tam z radością, a ono wita mnie uśmiechem słońca na tle błękitnego nieba.
praga
praga nas witała deszczem
i historią starych kamienic.
kiedy przęsła mostu karola
wiązaliśmy gitar strunami,
złotych koron potoki znikały,
tyle barów było przed nami...

i spłynęły deszczu strugami,
wszystkie ulice starego mesta
spłynęły złotą pianą,

wszystkie bary malej strany.
a hradczanów mury tańczyły,
w księżyca świetle, w górze nad nami.

mala strana i stare mesto,
magią kusi złota uliczka.
staropramen, pilsner, budweiser,
śmiały do nas się z każdej gospody.
u kocoura, u hrocha, chimera,
tyle barów było za nami...

i spłynęły deszczu strugami,
wszystkie ulice starego mesta.
i spłynęły złotą pianą,
wszystkie bary malej strany.
a hradczanów mury tańczyły,
w księżyca świetle, w górze nad nami.
Mariusz Borowiec
Ale to nieprawda. Słońce wędrowało razem ze mną starymi uliczkami, czasem przeglądało się w oknach kamieniczek lub wodach rzeki. Nieraz miałam nawet wrażenie, że jest zbyt towarzyskie.
Ale deszcz także się pojawił. I dobrze. Padało, gdy miasto spało, po męczącym, upalnym dniu. Dzięki temu ranek był rześki i zachęcał do dalszych wędrówek
śpiąca Praga
Już północ głaz ciemności wlecze z dali.
już śpiące miasto w cień otula szary;
wszystko zamarło, mgła wyczynia czary.
ruch dzienny, zda się, zniknął w rzecznej fali.
Latarnia mętnie w oparach się pali
rząd czarnych klinów malują filary
na wodzie, słychać jej leniwe gwary,
jakby umarli w grobach rozmawiali.

Ciemnieją domy jak ruin szkielety.
majaczą wieże, mglą się drzew bukiety,
po które sięga ręka Nocy naga.

Nagle baśń stara w myśli się rozplata
staje woźnica w pustkach, strzela z bata
i mówi: „Tutaj była kiedyś Praga”.
Jaroslav Vrchlicky
O czym jednak mam dzisiaj wspominać? Nie chciałabym się powtarzać. Przecież każdego roku, o tej porze piszę o tym cudownym mieście. Ale ponieważ moje opowieści na WP zostały zlikwidowane, to powrócę do tematu, który zawsze mnie zachwyca. I w tym roku również szczególną uwagę zwróciłam na praskie schody, o których można pisać, mówić, śpiewać... Wiele jest o nich utworów.
Moje pierwsze, bardzo już odległe wspomnienie związane z praskimi schodami jest zupełnie inne.
To czym byłam zachwycona, co zrobiło na mnie i innych dzieciach wrażenie, to ruchome schody w domach towarowych i metrze. To one przykuwały naszą uwagę, jeździliśmy nimi bez przerwy w górę i w dół podczas, gdy rodzice robili zakupy. A ponieważ polskie sklepy w tym czasie świeciły pustkami, mieliśmy na to sporo czasu.
Schody w metrze, zwłaszcza te najdłuższe z początku budziły moje obawy. Pędziły bowiem znacznie szybciej, niż te w sklepie i były zdecydowanie dłuższe. Ale fascynacja ruchomymi schodami zwyciężyła i strach szybko minął. Rodzice robili zakupy, a my jeździliśmy z góry na dół i z powrotem.
Na stacji Jerzego z Podebrad
Widzimy się co dzień na schodach w metrze,
gdy ona jedzie na dół – ja na powierzchnię
Ja wracam z nocnej zmiany,
a ty pracujesz rano
Ja jestem niewyspany,
ty z twarzą zatroskaną
A schody jadą, choć mogłyby stać
na stacji Jerzego z Podebrad

Praga o szóstej jeszcze sennie ziewa
i tylko my naiwni – robimy co trzeba
Ja spieszę się z kliniki,
gna do kiosku ona
Zmęczone dwa trybiki,
dwie wyspy wśród miliona

A schody jadą, choć mogłyby stać
na stacji Jerzego z Podebrad.
Choć o tej samej porze - randki są ruchome,
bo w tym tandemie każdy jedzie w swoją stronę

Ja w lewo, ona w prawo
nie ma odwrotu
ją czeka Rude pravo
a na mnie pusty pokój

A schody jadą, choć mogłyby stać
na stacji Jerzego z Podebrad.
Na czarodziejskich schodach czuję w sercu drżenie,
gdy kioskareczka Ewa śle mi swe spojrzenie
W pospiechu ledwie zdążę
powiedzieć - „witam z rana”,
bo całowania w biegu
surowo się zabrania

A schody jadą, choć mogłyby stać
na stacji Jerzego z Podebrad
A Praga drzemie i nic jeszcze nie wie
o dwojgu zakochanych, zapatrzonych w siebie
Już tęsknią nasze włosy
pędem rozwiane
do tego, co nas czeka
do tego, co nieznane

A schody jadą, choć mogłyby stać
na stacji Jerzego z Podebrad.
JAROMIR NOHAVICA
W Pradze jest też wiele innych schodów, zwłaszcza w pobliżu praskiego zamku. Jedne są znane, inne mniej. Wszyscy znają stare i nowe schody zamkowe. Każdego dnia przemierzają nimi tysiące turystów z całego świata. Ci najmniej zorientowani wspinają się z wysiłkiem, czasem aż z Mostu Karola. Zorganizowane grupy z przewodnikiem, zaczynają tradycyjnie od samego zamku, aby potem schodami zejść aż do Starego Rynku. A wystarczy tylko wsiąść do tramwaju nr 22, zająć miejsce po prawej stronie, aby cieszyć się najpiękniejszymi widokami i wysiąść na przystanku Pohorelec. Ja robię tak każdego roku. Tam ukrytymi między kamieniczkami schodami wspinam się na górę. Dzięki temu mogę z góry zachwycać się wspaniałą panoramą Hradczan, Malej Strany…. Prawie całej Pragi. Potrafię godzinę siedzieć na ławeczce i chłonąć ten piękny widok. Słuchać co kwadrans bicia zegara, a co godzinę pięknej muzyki. Tego nie zaznają turyści, którzy standardowo wysiadają na przystanku Prasky Hrad lub wspinają się z trudem od strony Malej Strany. Na terenie praskiego zamku wiele jest jeszcze takich ukrytych schodów, które skracają drogę, dodają dodatkowych wrażeń. Choćby te łączące ulice Úvoz i Loretánská.
Niewiele jednak turystów o nich wie. Wszyscy biegną tylko wcześniej już wytyczonymi ścieżkami.
Podobnie jest z zamkiem Vyšehrad. Tam także należy zacząć wycieczkę z góry, a potem kończyć ją schodząc schodami, a nie odwrotnie, jak czyni to wielu turystów…
Schody, schody, schody…. Jest ich tyle w złotej Pradze. Może w przyszłym roku odkryję kolejne?

Znowu łaziłem wśród balustrad
schodami w górę
a obok mnie waliły tłumy
z taką beztroską,
z jaką się snułem i ja.
Widać byli szczęśliwi, i ja także byłem.
Skąd z dołu, chyba od Wełtawy
Pobrzmiewał koncert.
Zaczynał się wieczór
i to powietrze posrebrzone wiatr roznosił,
dokąd tylko zapragnął.
Znalezione w Internecie

Skończył się wyjazd, zaczyna się codzienne życie.
Teraz jednak chciałabym bezboleśnie przejść do rutyny dnia codziennego, do obowiązków. Dużo lepiej zatopić się bowiem we wspomnieniach niż w rzeczywistości.
Na szczęście są jeszcze weekendy....
A i posłuchać czasem można ponownie Písničky






sobota, 7 września 2019

Przedurlopowe myśli

Jeszcze sierpniowy wieje wiatr
i noc nie prześcignęła dnia,
a gdzieś za lasem cicho grzmi,
jeszcze kumkanie słychać żab,
ktoś na harmonii cicho gra
panience, co w hamaku śpi.

A przecież słońce już zachodzi
i nie da się na wędkę złapać,
srebrnym skrzydełkiem muska wodę
ostatnia ważka tego lata.

Nie ma już malin do obiadu,
topnieje cisza niby wosk,
gdy kropla deszczu nagle spada
na pierwszy wrzos.

Jeszcze daleko światła aut,
maciejka pachnie jak we śnie,
dzięcioł zastukał raz - i znikł.
Jeszcze cię plecak pije w kark
i komar tuż za uchem tnie,
kiedy się wspinasz na sam szczyt.

A przecież słońce już zachodzi
i nie da się na wędkę złapać,
srebrnym skrzydełkiem muska wodę
ostatnia ważka tego lata.

Nie ma już malin do obiadu,
topnieje cisza niby wosk,
gdy kropla deszczu nagle spada
na pierwszy wrzos.

Jeszcze przydrożny szczeka pies,
nie rani ucha disco-bzdet
i ciurkający nocą kran.

Pod pianą fali mruga leszcz,
pod ziemią dróżkę robi kret,
przez łąkę panią goni pan.

A przecież słońce już zachodzi
i nie da się na wędkę złapać,
srebrnym skrzydełkiem muska wodę
ostatnia ważka tego lata.

Nie ma już malin do obiadu,
topnieje cisza niby wosk,
gdy kropla deszczu nagle spada
na pierwszy wrzos,
na pierwszy wrzos.
Andrzej Brzeski


Mam urlop. Stop. Wyjeżdżam. Stop. Wracam niebawem. Stop. Pozdrawiam


I na tym dzisiaj powinnam zakończyć. Krótka, konkretna informacja. Przecież teraz tylko takie wiadomości się liczą. Ale jak dla mnie to za mało. Nie potrafiłabym na tym poprzestać. Więc:
Stało się! Doczekałam się!
Nadeszła chwila, na którą z niecierpliwością czekałam. Zamykam moją błękitną (cóż koloru prezentu nie można zmienić, chociaż ten odcień może jeszcze być) walizkę i jadę w kierunku tak dobrze mi znanym od lat.
Przede mną jeszcze tylko dzień przygotowań się do wyjazdu. Niby  tyle czasu na pakowanie już nie potrzebuję. Cóż to bowiem za problem spakować najpotrzebniejsze rzeczy? To nie jest trudne. Jednak muszę załatwić parę spraw, ogarnąć mieszkanie..... Nie jest to takie proste, ale trudności nie sprawi.  Zwykle jednak nie mam zbytniej ochoty do tego typu prac, ale jeśli mają mi one zapewnić komfort odpoczynku, to zabieram się do nich ze zdwojoną energią.
Mam nadzieję zostawić wszystkie problemy za sobą, zapomnieć o wszystkim, co ostatnio mnie dręczyło..... Chcę odpocząć z dala od codzienności, gazet, telewizji, Internetu.... Z dala od trosk. Tylko słońce przeglądające się w nurcie rzeki, niebieskie niebo, stare uliczki, czerwone dachy kamienic....
Bywałam tam w dzieciństwie wielokrotnie, od kilku dobrych lat jeżdżę tam ponownie co roku. Uwielbiam tam wracać. Niektórzy dziwią się, że jeżdżę tam co roku. Nie mogą zrozumieć, że skoro mam tyle różnych możliwości, cały czas odwiedzam te same miejsca. Gdybym jednak tam nie pojechała znowu, czegoś by mi zabrakło. To miasto ma jak dla mnie niepowtarzalny klimat, a poza tym czuję się tam jak w domu. Zupełnie nie pociągają mnie nowe kierunki. Wiem, że to dla innych dziwne. Ale to już nie mój problem. 
Sierpień
Lubię sierpniowe pogody,
upały bez żaru lipca,
łagodne wieczorne chłody,
i fiolet na wrzosowiskach.

Astrów zapach w ogródkach,
z tym dawnym, wiejskim urokiem,
i noce co jeszcze zbyt krótkie,
by serce napełnić mrokiem.

W niebo sierpniowych gwiazd
patrzę gotowy na jesień,
lata dopełnia się czas,
ptak złote jabłka niesie.

Spełniają się życzenia,
owoce zaokrąglają,
coś z raju ma w sobie ziemia,
w człowieku budzi się anioł.

Jest sierpień czasem spokoju,
zwalniają swój rytm zegary,
nie spieszy się nikomu,
do szkoły czy na wagary.

Nie spieszy się do słoty,
do świerszcza za kominem,
nie spieszy do tęsknoty,
za czasem co przeminie.
Maciej Świątek
Przełom sierpnia i września, to dla mnie najlepszy czas na wędrówkę. 
Zdecydowanie wolę mieć wtedy urlop niż w kapryśnym lipcu. Pogoda jeszcze nigdy w tym terminie nie sprawiła mi zawodu. Mam nadzieję, że i tym razem nie rozczaruje mnie.
Końcówka sierpnia, początek września to chłodniejsze wieczory i poranki. Królewna Lato jest już spokojniejsza, bardziej dojrzała, bardziej skora do odpoczynku. Powoli złoci świat kolorami jesieni, a dzieci wzywa do szkół. W takie dni najlepiej wędruje się po zabytkowych uliczkach, gdy nie spotyka się już tak hałaśliwego tłumu turystów.
Wakacyjne tłumy wnikają w każdy zakamarek, rozpływają się na boki. Rozglądają się wszędzie. Gdy odchodzą letnie dni, znika wartkość uliczek. Na ulicy zostają mieszkańcy, wędrujący w ustalonych kierunkach, załatwiający swoje zwykłe sprawy. Toczy się zwykły codzienny dzień.
Już cieszą mnie dni, które będą inne niż wszystkie. To dni w których można pozwolić sobie na coś innego niż zwykle.
Chwilowe oderwanie się od wszystkich znanych rzeczy.
Spojrzenie na piękny świat wokół. Piękno jest wszędzie, jeśli się patrzy oczyma duszy, to można je dostrzec. Już tęsknię, za dniami, kiedy nic nie musi być zaplanowane, gdy nie trzeba nigdzie gonić.
Teraz jednak muszę się tylko spakować, załatwić to co konieczne i w drogę...
W drogę! Żegnajcie, chłopcy!
W drogę! Już na mnie czas!
Dokąd poniosą oczy ...
W drogę!

W drogę! Z bagażem zdarzeń,
Chociaż w kieszeni wiatr.
Może wspomnicie czasem.
Może ...
Do przejścia mam tak wiele lat
Drogami, które ledwie znam.
Nim wpiszę je po stronie strat,
Swoją prawdę chciałbym znaleźć sam.

W drogę! Bez drogowskazów!
W drogę! Po własny los.
"Kłamiesz!" powiedzieć światu -
W drogę!

Do przejścia mam tak wiele lat
Drogami, które ledwie znam.
Nim wpiszę je po stronie strat,
Swoje miejsce chciałbym znaleźć sam.

W drogę! Żegnajcie, chłopcy!
W drogę! Już na mnie czas!
Słońce dla wszystkich wschodzi.
W drogę!
Stanislaw Halny, Janusz Kondratowicz

niedziela, 1 września 2019

Wrzosowy wrzesień

  Wrzesień
 Jeszcze lato nie odeszło,
 a już jesień bliska.
 Wrzesień milczkiem borowiki
 skrył we wrzosowiskach,
 na polany rude rydze
 stadkami wygonił
 i rumiane jabłka strąca
 raz po raz z jabłoni.
 Jeszcze słońce o południu
 tak potrafi przypiec,
 jakby to nie wrzesień rządził,
 lecz upalny lipiec.
 Ale już chłodniejsze noce
 niż bywały w lecie.
 Liściom - żółknąć czas,
 a ptakom - za morza odlecieć!
 znalezione w Internecie
Właśnie sierpień zamknął za sobą drzwi, a u progu stanął już wrzesień. 
Wrzesień... dla mnie miesiąc związany z praskimi wędrówkami. Ale nie tylko.
To miesiąc w którym w naszej części świata tradycyjnie zbiera się owoce całorocznej pracy.
Wrzesień dla dawnych Słowian był miesiącem równonocy, na którą przypadały obchody Święta Plonów. W czasie tym lato przechodzi w jesień, ziemia po wydaniu plonów przechodzi w stan uśpienia. Jest to czas dziękczynienia za plony i dary ziemi.
Nazwa tego miesiąca pochodzi oczywiście od wrzosów, które zakwitają późnym latem.
Nazwa wrzesień jest wspólna dla wielu słowiańskich krajów: ukraińskie вересень, białoruskie верасень.
Wrzos jest rośliną w kulturze ludowej dość popularną, wykorzystywaną nie tylko w celach ozdobnych, ale też w lecznictwie i w codziennym życiu. Ale o wrzosach i o wrzosowiskach, po wędrowaniu których marzę, jeszcze napiszę.
Rodzime nazewnictwo września zachowało się też u Czechów i Chorwatów, ale tradycyjnie miesiąc ten wywołał inne skojarzenie. Ciekawym przypadkiem jest czeskie září, które często mylnie łączone jest z promieniami słonecznymi, choć tak naprawdę forma ta wywodzi się od dawnego wyrażenia, które można przetłumaczyć jako "podczas rui". Podobna jest Chorwatów, gdzie wrzesień jest określany jako rujan.
W staropolszczyźnie można było też spotkać nazwę pajęcznik. Wszystko za sprawą babiego lata, drobnych nici przędzonych przez pająki przemieszczających się w ten sposób wraz z wiatrem.
Dawne nazwy zachowały się też wśród niektórych słowiańskich mniejszości etnicznych. Dla Kaszubów wrzesień to séwnik – miesiąc siewów. Z kolei Łużyczanie posługują się nazwą požnjenc – miesiąc po żniwach
Pozostałe narody słowiańskie skorzystały terminologii łacińskiej, gdzie nazwa september jest pozostałością po kalendarzu rzymskim, w którym nazwa ta została ukuta po prostu od przymiotnika "siódmy"
Wrześniowe tęsknoty
Wrzesień sypnął złotym liściem,
Dojrzał w słońcu wrzosów fiolet.
Świerszcze grają uroczyście
Główne role.

Mgła babiego lata włosy
Srebrzy ciszą o poranku.
Zewsząd czai się niedosyt
Polnych grajków.

W twym spojrzeniu błękit nieba
Odbił nasze dwie tęsknoty.
Chciałam krzyczeć, mówić, śpiewać-
Tylko o tym.
znalezione w Internecie
Wrzesień to czas dożynek, winobrania i co za tym idzie wesołej zabawy. Panowało przekonanie, że kto wówczas nie potrafi się dobrze zabawić (czyli pić wina w dużych ilościach), ten nie potrafi cieszyć się zsyłanym przez niebo do-brem. Wierzono również, że dzieci, które przyjdą na świat, kiedy we wsi czy gospodarstwie trwa winobranie, będą wesołe i szczęśliwe, lecz jednocześnie trochę lekkomyślne i rozrzutne. Szczególną uwagę trzeba było zwrócić na urodzone w tym czasie dziewczynki, które w przyszłości będą wyjątkowo gościnne oraz będą mieć skłonność do kokietowania wszystkich wokół. Matki nie powinny więc pozostawiać ich bez opieki lub bardzo szybko wydać za mąż, aby nie sprowadziły do domu jakichś niepotrzebnych kłopotów. 23 września rozpoczynała się kalendarzowa jesień. Pierwszy dzień tej pory roku uważano za wyjątkowo sprzyjający wróżbom, szczególnie związanym z przewidywaniem pogody. Uważano np., że jeśli ten dzień jest pogodny, niemal letni - ciepły i słoneczny, to jesień będzie długa i ciepła. Jeśli zaś wówczas po-jawiły się jesienne, chłodne deszcze, to oznaczało, że plucha potrwa aż do dnia św. Andrzeja. Natomiast przenikający aż do kości chłód zapowiadał, że nadchodzącą porę roku naznaczą przymrozki i będzie przypominać wczesną zimę. Ten dzień był również tradycyjnym dniem oddawania się w opiekę archaniołom. Początkowo bowiem właśnie 23 września obchodzono dzień św. Michała, dowódcy wojsk niebieskich, który pokonał Lucyfera i zepchnął go w otchłań piekieł. Dopiero później to święto przeniesiono na 29 września. Modlono się do tego archanioła o obronę przed grzechem, pokusami podsuwanymi przez szatana i wszelkimi złymi wydarzeniami. Gabriela proszono natomiast o dobrą radę i zesłanie dobrych nowin. Do archanioła Rafała wnoszono o opiekę w podróży. Najprawdopodobniej nie modlono się do czwartego z archaniołów - Uriela, przynoszącego światło, którego kompetencje wy-dawały się zapewne zbyt abstrakcyjne i niezrozumiałe. 23 września odbywały się chrzciny dzieci, które nie miały rodziców - podrzutków lub innych wychowanków przytułków. Wierzono, że wówczas wezmą je pod swoją opiekę archaniołowie. Nie była to jednak opieka zbyt skuteczna, gdyż w XIX wieku w sierocińcach umierała przedwcześnie prawie połowa wychowanków.
Między 23 a 29 września wznoszono w portowych miastach Francji i Włoch modlitwy do archaniołów, którzy byli opiekuna-mi szczęśliwych podróży. W tych dniach najczęściej spuszczano świeżo wybudowane lub wyremontowane statki i lodzie na wodę oraz święcono je. Wierzono bowiem, że statki poświęcone w okresie, kiedy oddawano wyjątkową cześć archaniołom, unik-ną wszelkich niebezpieczeństw, a w najgorszym przypadku załoga uratuje się z katastrofy morskiej.
 Wrzesień 
 Mija ciepłe lato,
 wkrótce przyjdzie jesień,
 zbudził się o świcie,
 niespokojny wrzesień.

 Tyle pracy w koło
 czy wykonać zdołam?
 Najpierw pootwieram
 drzwi we wszystkich szkołach.

 Przyjdą do szkół dzieci
 calutką gromadką
 o słonecznym lecie będą opowiadać.
  G. Karasiewicz


Przysłowia ludowe na wrzesień:

Jaki pierwszy wrzesień, taka będzie jesień.
Czego lipiec i sierpień nie dowarzy, tego wrzesień nie dosmaży.
Gdy wrzesień z pogodą zaczyna, zwykle przez miesiąc pogoda się trzyma.
Gdy wrzesień bez deszczów będzie, w zimie wiatrów pełno wszędzie.
Jeśli wrzesień będzie suchy, październik nie oszczędzi nam pluchy.
Kiedy wrzesień, to już jesień, wtedy jabłek pełna kieszeń.
Wrzesień chodzi po rosie, zbiera grzyby we wrzosie.
Wrzesień jeszcze w słońcu chodzi, babie lato już się rodzi.
Wrzesień wrzosami strojny, lecz od pracy znojny.
Wrześniowa słota, miarka deszczu, korzec błota.
Gdy we wrześniu krety kopią po nizinach, będzie wietrzna, ale lekka zima.
We wrześniu tłuste ptaki - mróz w zimie nie byle jaki.
Gdy na święty Idzi ładnie, śnieg na pewno późno spadnie (1.09.)
Święty Idzi wiedzie wrzesień, wnet nadejdzie dżdżysta jesień (1.09.)
Jeśli w Maryi Narodzenie nie pada, to sucha jesień się zapowiada (8.09.)
W Narodzenie Panny Marii pogodnie - tak będzie cztery tygodnie (8.09.)
Gdy grzyby wielkie korzenie mają, wielką zimę zapowiadają.
Jeśli na Jacka nie panuje plucha, to pewnie zima będzie sucha (11.09.)
Im głębiej we wrześniu grzebią się robaki, tym srożej się zima da ludziom we znaki.
Gdy na święty Mateusz śnieg przybieżał, będzie po pas całą zimę leżał (21.09.)
Niech po świętym Mateuszu chucha, kto sobie nie kupił kożucha (21.09.)
Do Michała przymrozków ile - i w maju tyle (29.09.)