niedziela, 27 października 2019

Prawie listopadowe myśli

Płoną świeczki
Dzień jesienny tak cicho
Jak liść zżółkły opada;
Złoto ma z października
Smutek ma z listopada.

I w ten smutek złotawy,
I w ten płomyk zamglony
Przybrały się Zaduszki
Jak w przejrzyste welony.

Płoną świeczek szeregi,
Płoną świeczek tysiące,
Powiewają płomyki
Zamyślone i drżące.

Więc płomykiem jak dłonią,
Dłonią ciepłą i jasną,
Pozdrawiamy tych wszystkich,
Których życie już zgasło.
Hanna Łochocka
Zbliża się listopad. W Święto Wszystkich Świętych lubię chodzić z rodziną po cmentarzu i patrzeć na migające znicze, ludzi spotykających się przy grobach swoich bliskich. Nam, żyjącym potrzebne jest to święto, żeby wiedzieć, że ktoś tam otacza nas opieką.
Wracamy do czasów naszej młodości, dzieciństwa. Wspominamy ludzi, których już z nami nie ma. Moim bratankom opowiadamy o ich pradziadkach. Nawet kiedyś z Kajtkiem robiłam nasze drzewo genealogiczne. Udało się nam dotrzeć nawet do siódmego pokolenia. Przeglądaliśmy stare fotografie, świadectwa szkolne, akty ślubów....
Przywołujemy z pamięci nieliczne już wydarzenia, zacierające się obrazy.
Czasami tylko żałuję, że już nie mogę wysłuchać tych co odeszli, mogę tylko szepnąć, że mieli rację.
Lubię te wspomnienia o tych, których już nie ma przy mnie. One zawsze są piękne. Często zwracam się do nich w chwilach smutnych, niedobrych, gdy nie mogę znaleźć właściwej drogi. Szukam u nich wsparcia, pomocy, natchnienia... Na zawsze pozostaną moimi wspomnieniami, do czasu gdy sama będę już tylko wspomnieniem. Dobrze jeśli będzie to miłe wspomnienie, długo przechowywane....
Święto Wszystkich Świętych jest smutne, ale jakże rodzinne. Bardzo lubię te rodzinne spotkania przy grobach najbliższych. Jest to dobry moment na refleksje nad przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Jest to okazja do wspomnień, a przede wszystkim także nad własnym życiem. Przecież to czas pełen zadumy, refleksji, ciepła i nadziei... Nadziei.... Tego teraz trzeba mi najwięcej.
Dzień Wszystkich Świętych - spacery po cmentarzu wśród blasku płomieni i zapachu jesieni.
To święto jest jedyne w swoim rodzaju, ma swój niepowtarzalny klimat. W ten dzień można trochę zwolnić, zamyślić się i niepostrzeżenie dla innych otrzeć łzę... W powietrzu unosi się atmosfera, której nie jestem w stanie opisać. Czasem myślę, że w duchy zmarłych unoszą się wraz z dymem nad naszymi głowami.
Potrzebny jest mi spacer po cmentarzu, chwila zamyślenia, spotkanie z Tymi, którzy odeszli. Tak naprawdę to często czuję, że są ze mną nadal każdego dnia.
Chodzimy, zapalamy lampki, modlimy się. Znicze, światełka nadziei, znaki pamięci.
Jest to stare, piękne święto bardzo dobrze obrazujące naszą polską naturę. Naturę bardzo nostalgiczną, przepełnioną szacunkiem dla tradycji.
Zaduszki
W dniu Zaduszek,
w czas jesieni
odwiedzamy bliskich groby,
zapalamy zasmuceni
małe lampki - znak żałoby.
Światła cmentarz rozjaśniły,
że aż łuna bije w dali,
lecz i takie są mogiły,
gdzie nikt lampki nie zapali.
Władysław Broniewski
Możemy ocalić pamięć o tych, którzy odeszli. Możemy zachować ich w naszych sercach, myślach. Czy wystarczy kupić kwiaty, zapalić znicz i odmówić modlitwę? Może nadeszła okazja, aby poświęcić im czasu. Dzień Wszystkich Świętych jest zachętą do zadumy, do przemyśleń o przemijaniu. Może warto zachować tą skrywającą się powoli za mgłą przeszłość? Pamięć o tych co odeszli to także dobra lekcja dla młodszego pokolenia. Aby kiedyś, na naszym grobie paliła się lampka pamięci. Człowiek żyje tak długo, jak długo trwa pamięć o nim.
Nie powinniśmy także w codziennym życiu zapominać o tych, którzy odeszli, którzy nas kochali, którzy wprowadzali nas w sekrety tego świata.
Jednak często wpadamy na cmentarz, zapalamy świeczkę,  układamy wiązankę kwiatów i na tym koniec. Czy doprawdy nie stać nas chociaż w tym dniu na chwilę nostalgii, refleksji.?
W tym roku udało mi się pojechać na grób moich Dziadków. Muszę przyznać, że od lata brakowało mi tego bardzo. Często mam wyrzuty sumienia, że jeżdżę tam tak rzadko. . Cóż pozostaje mi tylko się pomodlić i wytrwać w postanowieniu, że przy najbliższej okazji wybiorę się tam na pewno.
Wierze jednak, że Oni wiedzą, że każdego dnia mam ich w sercu i ufam, że ważna jest dla nich moja pamięć, że nawet będąc daleko zapalam dla nich to małe światełko.
Zaduszki
Lampka z listkiem
paproci
z ciepłym płomykiem
Lampka, jak
brzoskwiniowy, słoneczny
dar
za miłość,
o której
srebrny świerk nuci,
że... wróci, wróci...
na pewno powróci
Lampka z listkiem
paproci...
wśród rozmarzonych
chryzantem,
i cichych, szarych chmur...
Z. Olech-Redlarska
Dziś wspominam, idę wolno zamyślona, widzę coraz bardziej zamglone obrazy z przeszłości i słyszę tylko szelest liści...

sobota, 19 października 2019

Na jesienne wieczory


Złota jesień
Brąz się zakrada między trawy,
słońce żółci liście jaworów.
Podobne chmurom małe stawy
skrywają na dnie ciszę wieczoru.
Wrzesień minął, nadszedł październik,
nić białą lato snuje jesieni.

Czas na rozłąkę ludzi niewiernych,
nim mróz uczucia w sople zamieni.

Na pojednanie czas, na zgodę
serc, którym spokój nadzieje mości.
W te dni powrócić musi młodość
do kraju pięknej dalekości.

Ciesz się, że słońce zwycięża słotę
i świat jak jabłko w dłoniach trzyma.
Bowiem po dniach jesieni złotej
nadejdzie skuta srebrem zima.
Jan Kasprowicz

Jesień zadomowiła się już w naszym kraju. Październik rozgościł się na dobre.
Można nie lubić tej kolorowej córki króla Słońce. Często jest bowiem, kapryśna. Jak każdy ma ona swoje dobre i złe strony. Jednak z wiekiem coraz częściej doceniam jej zalety.
Wełniane skarpety, ciepły koc, kubek z gorąca herbatą, ulubiony fotel i ciekawa książka - to jest to, co kocham.
Panowanie rudowłosej Jesieni to dla dla mnie najlepszą pora na zatopienie się i zatracenie się w lekturze. To czas, gdy życie na chwilę zwalnia. Staram się w miarę możliwości zapomnieć o biegnącym w pospiechu świecie i chociaż wyciszyć się na moment.
Nie ma lepszego zajęcia w jesienny wieczór niż zakopanie się pod kocem z kubkiem herbaty i dobrą książką w ręce.
Kiedy królewna Jesień płacze za oknem, wówczas czyta się najlepiej.
Moje upodobania związane z książkami nie zmieniają się w raz z kolejnym przyjściem Jesieni. Nadal czytam bardzo różne książki, nie mam określonych upodobań, poza tym, że nie czytam science fiction i ciężkich cegieł.
W zależności od nastroju sięgam po to co czyta się lekko, łatwo, ale nie zawsze przyjemnie. Lubię, gdy skłaniają do myślenia i na następny dzień nie odpływają w zapomnienie. Jednak, czasem potrzebuję książki, która właśnie pozwoli mi oderwać się od rzeczywistości, ale o której nie będę pamiętała na drugi dzień.
Taką pozycją jest kolejna historia napisana przez Lisę Genova - “Lewa strona życia”. Jakiś czas temu czytałam "Motyla" tej autorki, który zrobił na mnie niesamowite wrażenie.
Przeczytałam także to, co napisała o tej książce Jodi Picoult:
Przypominacie sobie jak nie potrafiłyście odłożyć "Motyla"
Wygospodarujcie sobie zatem trochę czasu, ponieważ teraz czeka Was to samo.
Dlatego jak “Lewa strona życia” w końcu trafiła w moje ręce, wygospodarowałam trochę czasu każdego dnia, aby zatopić się w innym (ale czy na pewno?) świecie .
Czym jest życie?
Życie... tak trudno je zdefiniować.
To ciąg wydarzeń, scenariusz,
który pisany jest nam każdego dnia.
To stałe poszukiwanie samego siebie,
realne istnienie, droga, którą przemierzamy.
Życie pełne jest kontrastów -
to początek i koniec, start i meta,
dzień i noc, słońce i księżyc, radość i smutek.
To codzienne problemy, piękne chwile,
niezapomniane momenty i wydarzenia,
które na długo pozostają w pamięci.
Życie jest rzeką,
która niesie nas przed siebie,
statkiem, którego ster znajduje się w naszych rękach,
to plan działania, przeszłość, teraźniejszość
i przyszłość.
To dziś, wczoraj i jutro.
To dni tygodnia i pory roku.
Codzienna wędrówka, okres dzieciństwa, młodości
i dorosłości.
Życie uczy nas doświadczać, kochać, szanować,
marzyć, cieszyć się i martwić.
Mamy je tylko jedno, a więc należy o nie dbać
i cieszyć się każdym dniem,
niezależnie od tego czy jest lepszy czy gorszy.
Co dzień więc uśmiecham się, marzę, trudzę
z problemami, uczę na błędach i czuję,
że jestem szczęśliwa,
gdyż otrzymałam cudowny dar,
jakim jest... życie.

znalezione w Internecie
Lisa Genova ponownie w swojej powieści pokazuje niezwykły przypadek medyczny. Jednocześnie maluje fascynujący portret kobiety walczącej o powrót do normalnego życia po urazie doznanym w wypadku samochodowym.
Sarah Nickerson jest jedną z wielu pracujących, ambitnych mam z Welmont, bogatego przedmieścia Bostonu. Mieszka tam z mężem Bobem i trójką dzieci – Lucy, Charliem i dziewięciomiesięcznym Linusem.
Jej życie widziane z zewnątrz to piękny przykład „American Dream”. Ukończone studia na prestiżowej uczelni, małżeństwo z równie dobrze wykształconym i ambitnym mężczyzną, modelowa rodzina, domek na przedmieściu Bostonu, dobrze płatna praca.
Sarah jest ambitna i zapracowana. Podobnie jak każda współczesna kobieta żyje w nieustannym biegu i praktycznie nie ma czasu na głębszy oddech. Jednak jakimś cudem Sarah trzyma w ryzach każdą minutę swojego życia.
Każda chwila jej dnia jest dokładnie zaplanowana i wykorzystana do maksimum.Czasem skupiając się na karierze zaniedbuje dom i rodzinę, zwłaszcza dzieci.
Jednak ten nadmuchany do granic możliwości balon musi kiedyś pęknąć.
Pewnego dnia jej życie zmienia się jednak o 180 stopni. Jak każdego „zwykłego” poranka jadąc do pracy rozmawia przez telefon i o sekundę za długo nie patrzy na drogę.
Sarah traci panowanie nad kierownicą i powoduje wypadek. W szpitalu budzi się, by usłyszeć szokującą diagnozę
– zespół pomijania stronnego.
Od tej pory nie widzi męża, gdy ten stoi po jej lewej stronie. Nie czuje lewej ręki, lewa połowa jej twarzy nie istnieje w jej umyśle, a tekst z lewej strony czytanej książki jest pomijany przez jej oczy, jakby w ogóle go tam nie było.
Jej mózg całkowicie ignoruje informacje dotyczące lewej strony świata. Sarah nie jest świadoma istnienia lewej strony, nie czuje jej i zupełnie jej nie kontroluje. Prognozy lekarzy są bardzo ostrożne. Zespół pomijania stronnego to wciąż mało znane nauce schorzenie, które może ustąpić całkowicie, może jednak cofnąć się nieznacznie lub wcale.
Wypadek i jego konsekwencje są dla bohaterki przerażającym doświadczeniem. W jednej chwili ta niezależna kobieta całkowicie zdana jest na opiekę najbliższych. Nagle jest skazana na bezczynność i mnóstwo wolnego czasu, który może wykorzystać, by przemyśleć swoje dotychczasowe życie i zastanowić się nad przyszłością. Zmuszona jest do przystosowania się do aktualnej sytuacji. Czeka ją długa i żmudna, nie dająca gwarancji całkowitego wyzdrowienia rehabilitacja.
Sarah musi dostosować się do zmiany, w której główną zmianą jest fakt, że teraz to nie ona stawia warunki. Jest zależna całkowicie od innych.
Ciekawym wątkiem, jaki porusza Genova, jest też relacja głównej bohaterki z jej matką. Przed chorobą Sarah nie miała z nią kontaktu. Matka odrzuciła ją, gdy w dzieciństwie tragicznie zginął jej brat. Perspektywa straty kolejnego dziecka wstrząsa jednak matką Sarah i obie kobiety powoli odbudowują łączącą ją niegdyś więź.
Pisarka nie skupia się tylko na problemach zdrowotnych bohaterki, ale także na trudnej codzienności, do której Sarah musi się nagle dostosować.
Ograniczenie sprawności fizycznej w każdych warunkach jest poważnym wyzwaniem. Jednak często sytuaja staje się poważniejsza, gdy jeszcze dochodzi do konfrontacji z realiami ekonomicznymi.
Rodzina Sary z dnia na dzień staje w obliczu poważnych problemów finansowych. Rehabilitacja wyczerpuje środki z ubezpieczenia i domowe oszczędności. Zarobki Billa wystarczają na przeżycie, lecz jeśli Sarah natychmiast nie wróci do pracy, nie będzie za co spłacać rat i kształcić dzieci.
W powieściowej rzeczywistości rodzinie Sary przychodzi z pomocą szczęśliwy przypadek. A jak wyglądałby los Sary, gdyby nie była wysokiego szczebla menedżerem, tylko na przykład pracowała na zlecenie bez dodatkowego ubezpieczenia? Strach pomyśleć…
Lewa strona życia to wyjątkowa, wzruszająca, mądrą, wartościową powieść. Jest słodko - gorzką opowieścią o tym, że nie dostrzegamy tego, co w życiu najważniejsze, co zwykle mamy na wyciągnięcie ręki, co tak trudno nam odkryć. Często jesteśmy skupieni na sukcesie, pracy.... a nie zwracamy uwagi na najbliższe otoczenie.
Książka Lisy Genovy niesie nadzieję i przypomnienie, że kiedy Bóg zamyka nam drzwi, to jednocześnie otwiera okno.
Lisa Genova jest prawdziwą mistrzynią w kreowaniu portretów psychologicznych. Jej kolejna bohaterka jest tak autentyczna w swych emocjach, uczuciach i rozterkach.
To ponownie poruszający portret kobiety, którą czeka długa i bolesna droga, by ten niespodziewany dar od losu przekuć w coś wartościowego i pięknego.
Jednak gdybym miała wybierać zdecydowanie wolałabym ponownie sięgnąć po Motyla. To ta książka zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, którego echo słychać w mojej duszy do dziś. Może dlatego, że kobiety w mojej rodzinie były muśnięte skrzydłem Motyla.
ŻYCIE, JAK KSIĄŻKI CZYTANIE
Życie jest jak książka. Niektóre rozdziały są smutne,
niektóre radosne, a niektóre nawet ekscytujące.
Ale jeśli nie przewrócisz strony,
nie dowiesz się co kryje kolejny rozdział,
Nie zawsze w życiu idzie jak z płatka,
a nic nie dzieje się zgodnie z planem.
Pokonać trudy to wielka gratka,
wciąż nas czekają chwile nieznane.
Są dni pogody oraz radości,
wtedy i zapał jest do działania.
Lecz czasem człowiek jest w samotności
i ku smutkowi zaraz się skłania.
Trzeba odrzucić nastrój zwątpienia,
jak w książce szybko kartkę przewrócić.
Co się przeżyło warto doceniać,
uwierzyć w siebie i się nie smucić.
Trudno przewidzieć życia koleje,
los niespodzianki potrafi tworzyć.
Dobrze, że człowiek ma wciąż nadzieję,
że lepszych czasów przyjdzie mu dożyć.
Jan Siuda

niedziela, 13 października 2019

Jesień po świecie chodzi

Klon krwawy i żółta lipa
liście, listeczki sypią.
Zrzuca je ptak lecący,
strąca osa niechcący.

Wiatrowi na płacz się zbiera,
że liście się poniewiera;
chodzi dołem
i górą i zbiera je oburącz,
i płacze nad nimi deszczem,
po gałęziach je mokrych wiesza.

Nic z tego ... Oczywiście.
Potem mówią, że wiatr zrywa liście.
Kazimiera Iłłakowiczówna
Ostatnie weekendowe spotkanie z barokową jesienną królewną dodało mi wiele energii. Odpoczęłam, złe nastroje mnie opuściły, zregenerowana wróciłam do codzienności.
Takie nawet chwilowe oderwanie się od wszystkich znanych rzeczy i spojrzenie na piękny świat wokół, malowany ręką rudej córki Króla Słońca jest mi czasem potrzebne. Miałam trochę czasu na czas na przemyślenia, medytacje wśród połyskującej w słońcu złoto-rudej przyrody.
Tylko Królewna Jesień potrafi tak łączyć kolory, dzięki czemu liście mienią się intensywnie. Szkoda tylko, że jak w końcu całkiem zżółkną to opadają. Najpierw fruną jak motyle, a potem spadają na ścieżki i szeleszczą nam pod stopami. Myślę, że przyrodzie tylko liście umierają w tak piękny sposób - zachwycając swą barwą do końca...
Październikowa jesień jest niespotykana. To czas wymarzony na spacer po parku, ucieczkę z miasta i wyjazd w jesienne zacisze, na górskie ścieżki...
Taki spacer parkowymi ścieżkami lub wędrowanie górskimi szlakami nie tylko wycisza i odpręża. Zwłaszcza góry uspakajają. W końcu są bliżej nieba, łatwiej usłyszeć chór anielskich zastępów. Jesteśmy sami prawie ponad chmurami, tylko czasem dociera do nas szum wiatru. Wystarczy tylko wyciągnąć rękę i zapukać do bram raju. Może wówczas cały mój szary świat zostanie pomalowany w ciepłe jesienne barwy. Często o tej porze jeździłam w góry.
Wędrując jesiennymi szlakami czasem nie mogłam sobie odmówić krótkiego postoju na skraju lasu, aby choć przez chwilkę nacieszyć się rozległymi panoramami u moich stóp. Błogi szum potoku, zapach wilgotnego lasu i wszechogarniająca cisza przerywana odgłosami ptaków i wiatru działały kojąco na moją duszę. To najpiękniejsze jesienne dźwięki. Do tego wierzchołki górskie spowite magiczną, zwiewną sukienką Królewny Jesieni, utkaną z kropelek mgły. Ta srebrna tkanina często rano sunęła powoli, bezgłośnie ku moim stopom. Może ja też powinnam uszyć sobie taką sukienkę?
Potem zanurzałam w leśnym zapachu i znowu zachwycała mnie Królewna Jesień, wierna towarzyszka moich wędrówek.
Obie zachwycałyśmy się migotaniem rudziejących w słońcu liści. subtelnością wrzosów w odcieniach bieli, fioletu i różu.
Jak wiatr szeleścił gałęziami drzew i gdy spojrzałam akurat na nie, to na ciemnym pniu czasem mignęła ruda, puszysta, wiewiórka wspinająca się do swojego mieszkanka.
Dobrze też było przez chwilkę zapatrzeć się w słońce lśniące wśród gałązek drzew, potem zamknąć oczy i pozwolić promyczkom na delikatny ciepły masaż.
Taka wyprawa w góry, w pobliże natury jest dla mnie niczym orzeźwiający napój, który zawsze napełnia mnie spokojem, pozwalając tak jak motylowi choć na chwilę wznieść się nad ziemią.
 Październik
Słoneczny promyk jesiennego dnia
odbija swoją radość w starych murach
biegnie po skałach
zamienia biel w złoto
a błękit przygina ku ziemi
tak samo błyszczą oczy
odbijające spojrzenie innych oczu
cicho i jasno
tylko puls przyspieszony
mówi o istnieniu serca
zakochanego w urodzie świata
liście trzymają się mocno
poddane pieszczotom jesieni
karmią się dojrzałą porą
tak jak dojrzałe serca
karmią się tęsknotą
jesień maluje obrazy
kroczy dostojnie po suchych trawach
kolejna jesień z koszem
wypełnionym darami życia.
Basia Wójcik
Przecudna jest ta październikowa malowniczość krajobrazu. Taką paletą barw nie dysponuje chyba żadna z pozostałych córek Króla Słońce
Zawsze wówczas starałam się nasycić się tą niespotykaną grą kolorów rozjaśnioną blaskiem słońca na tle błękitnego nieba. Drzewa malowane są niespotykanymi w mieście ciepłymi kolorami liści. Przecież królewna Jesień, jak przystało na typową kobietę, każdego ranka robi nowy makijaż. Do tego wieczorem Król Słońce myje gałęzie w ciepłej kąpieli pełnej złota i czerwieni, która zmywa codzienną powłoczkę pudru z kurzu.
Uwielbiałam wędrówki wśród drzew, gdzie można dojrzeć szukającą orzechów wiewiórkę lub przez górskie stoki, gdzie tylko czasem przemknie spłoszona sarenka. Z radością zawsze wsłuchiwałam się też w delikatny szelest kolorowego kobierca pod nogami.
I teraz zamarzyłam za takim wyjazdem.
Bardzo potrzebuję teraz odpoczynku. Tak wiem, byłam ostatnio na urlopie, ale teraz chciałabym pojechać tam, gdzie cisza i spokój. Tęsknię za powolnym włóczeniem się, spacerowaniem tam, gdzie tylko wzrok i nogi poniosą. Urlopu potrzebują moje komórki mózgowe, które ostatnio pracują na pełnych obrotach. Mam nadzieje, te obroty troszkę zmniejszyć, bo nie chciałabym, aby zbytnio się przegrzały. Szukam ciszy. Najchętniej w górach.
Oczywiście, morze też ma swoje uroki i być może znów za nim zatęsknię (ta tęsknota ostatnio zaczyna się wykluwać, po czytaniu niektórych zaprzyjaźnionych stronek), jednak teraz w towarzystwie Pani Jesieni najlepiej poczułabym się wędrując po górskich ścieżkach.
Najchętniej zatem ponownie pojechałabym w góry. Tam panująca nam już od pewnego czasu Królewna Jesień jest najpiękniejsza. Chociaż jej ojciec Król Słońce mówi o niej, że potrafi być szalona. Może i jest w tym trochę prawdy, bo w jej barwnej radości często pojawiały się łzy. Rano potrafi być promienna, kąpiąc się w soku z winogron, jedząc soczyste gruszki i jabłka. Tak, w przypadku owoców potrafi być nienasycona i rozrzutna – drzewa i krzewy uginają się pod ciężarem owoców. Jednak wieczorem Królewna Jesień często łka gdzieś w mokrej trawie, bo wie, że niedługo przyjdzie jej starsza siostra i zamaluje jesienne kolory najpierw na szaro, buro lub całkiem biało.
Dlatego staram się też zatrzymać urodę Pani Jesieni, nie tylko we wspomnieniach pięknych krajobrazów, ale też w kolorowych bukietach i słoikach pełnych owoców i warzyw, które przyniosła nam w darze.
Październik
Jesień po lesie chodzi się spowiadać
Na ucho bukom szepcze coś po cichu
I łza się kręci w oku października
Gdy liść - za pokutę - opada po liściu

Dzień w noc przechodzi nie wiadomo kiedy
Powiązani ze sobą niewidzialnym mostem
I tyle smutku jest w pustych konarach
Gdy jesień daje swój deszczowy koncert

Po okolicy w białych kołnierzykach
Brzozy odchodzą - za las - samotnie
A Matka Boska w dziurawej kapliczce
Przez cały czas z dzieciątkiem moknie

Nie naprawią daszku miejscowi anieli
Na motorach muszą jechać na dyskotekę
Nie naprawią - bo już zapomnieli
Więc jeszcze tylko chcą przekrzyczeć jesień

Jesień po lesie chodzi zagadkowa
Na ucho buka śpiewa pieśń miłości
I łza się kręci w oku października
Bo dziś październik umiera z zazdrości
Adam Ziemianin

niedziela, 6 października 2019

Październikowe opowieści

Październik 
Jesień po lesie chodzi się spowiadać
Na ucho bukom szepcze coś po cichu
I łza się kręci w oku października
Gdy liść - za pokutę - opada po liściu

Dzień w noc przechodzi nie wiadomo kiedy
Powiązani ze sobą niewidzialnym mostem
I tyle smutku jest w pustych konarach
Gdy jesień daje swój deszczowy koncert

Po okolicy w białych kołnierzykach
Brzozy odchodzą - za las - samotnie
A Matka Boska w dziurawej kapliczce
Przez cały czas z dzieciątkiem moknie

Nie naprawią daszku miejscowi anieli
Na motorach muszą jechać na dyskotekę
Nie naprawią - bo już zapomnieli
Więc jeszcze tylko chcą przekrzyczeć jesień

Jesień po lesie chodzi zagadkowa
Na ucho buka śpiewa pieśń miłości
I łza się kręci w oku października
Bo dziś październik umiera z zazdrości
Adam Ziemianin 

Październik to czas początku przygotowywania się do zimy, czasem wyciszenia po zbiorach plonów.
Nazwa października pochodzi od paździerzy – zdrewniałych części łodyg lnu lub konopi, powstających w wyniku oddzielania włókna. Październik kojarzył się dawniej właśnie z pracą, a dokładniej – z międleniem lnu lub konopi. Dawna obróbka lnu bądź konopi była zajęciem niesłychanie zajmującym. Zajmowano się nią jednak powszechnie, gdyż z roślin tych pozyskiwano cenny olej, a także włókna na tkaniny. Odpadkami tego procesu były właśnie rzeczone paździerze. Stąd też miesiąc ten zwano dawniej również obocznymi nazwami: paździerzec, paździerzeń.
Innym staropolskim określeniem na październik jest winnik – nazwa  ta przywołuje skojarzenie z  winogronem i winem. Była to pora rozpoczęcia winobrania.
Łużyczanie korzystają do dziś czasem z nazwy winowc. Podobna forma była obecna również w języku starogermańskim, gdzie październik był określany jako Weinmond.  Jeszcze inną znaną w Polsce regionalną nazwą tego miesiąca jest pościernik, od ściernie: łodygi, które zostały na polu po ścięciu zbóż.
Nazewnictwo października wśród pozostałych narodów jest różnorodne. Dla Chorwatów jest to już listopad, zaś Czesi i Kaszubi kojarzą ten miesiąc z rują jeleni, stąd říjenrujan. Inną nazwą mogą się również poszczycić Ukraińcy, którzy używają wyrazu жовтень, przywodzącego skojarzenia z żółtą barwą – to właśnie w tym czasie intensywnie żółkną liście drzew. Wśród słowiańskich nazw na pewno godna uwagi jest Białoruś i tamtejsze кастрычнік, które podobnie jak w wypadku Polski, ma związek z obrabianiem lnu.
Pozostałe kraje przejęły terminologię łacińską, gdzie october wyprowadza się po prostu od przymiotnika „ósmy” – od kolejności z kalendarza rzymskiego.
 Październik
 Jaskółeczki nie czekały
 na jesieni przyjście.
 Lecieć chciałyby za nimi
 kolorowe liście.
 Lecz tymczasem pozostają
 w wyzłoconym lesie
 aby pięknie wyglądała
 złota polska jesień.
 Choć to jesień, świerk czy sosna
 nie ma złotych igieł,
 i choć ptaki odleciały
 raźno ćwierka szczygieł.
 Dziobie ziarnka suchych ostów,
 barwami się mieni,
 jakby sobie nic nie robił
 z tej całej jesieni.
 znalezione w Internecie

Październik to zwykle czas babiego lata, kiedy w łagodnym cieple słońca pajączki snują swoje srebrzyste nici, a wiatr niesie je nad polami, zaczepiając o gałęzie drzew. Najprawdopodobniej w średniowieczu utrwaliło się przekonanie, że te pajęcze nici są pozdrowieniami od błogosławionych dusz. Dlatego też uważano, że nie należy wyrzucać pająków z domu ani tym bardziej zabijać ich, gdyż są pośrednikami pomiędzy niebem a ziemią, dzięki którym zmarli bliscy dają nam znać, że o nas myślą i pamiętają. Październik był też miesiącem poświęconym najświętszej Marii, w czasie którego odmawiano modlitwy różańcowe. Z tego powodu w wielu krajach Europy uważano go za wyjątkowo sprzyjający zawieraniu związków małżeńskich. Jako szczególnie szczęśliwe dni wskazywano 4 lub 10 października, kiedy hołd oddawano Matce Boskiej Różańcowej. Twierdzono, że pary, które wówczas się połączą, zawsze pozostaną sobie wierne. Nad 21 października opiekę sprawowała św. Urszula. Według legendy miała być córką króla Brytów i wraz z innymi kobietami została schwytana i zgładzona przez pogańskich piratów. Uznawano ją za patronkę chroniącą kobiety przed namolnymi zalotnikami i tymi, którzy chcieliby im uczynić krzywdę, nastawać na ich cnotę lub w inny sposób odebrać im cześć. Osoby, które w swoim życiu doznały takich przykrości lub czuły się w jakiś sposób zagrożone takimi działaniami, modliły się do św. Urszuli w dniu jej święta i zapalały świece przed ołtarzem. 21 października obchodzono też dzień św. Korduli, patronki chroniącej kobiety przed samotnością. Dzięki modlitwom do niej można było nawet w niemłodym wieku znaleźć dozgonnego towarzysza. Na jej pomoc mogły liczyć niezamożne wdowy w kwiecie wieku, które szukały kogoś, kto wspierałby je w trudnym codziennym życiu i zaopiekował się dorastającym potomstwem. Dlatego też w dzień św. Korduli w kościołach licznie stawiały się samotne kobiety i ich rodziny, modląc się w intencji znalezienia partnera życiowego.
Ostatni dzień października w krajach celtyckich był oddany we władanie duchom, demonom i czarownicom. Zanim święto to stało się pretekstem do maskarad i straszenia sąsiadów, traktowano je bardzo poważnie jako dzień, w którym magiczna energia wyjątkowo silnie oddziałuje na ludzi. Uważano na przykład, że dzieci przychodzące na świat w tym dniu są obdarzone niezwykłymi zdolnościami - potrafią przewidywać przyszłość, wypowiadane przez nich słowa mogą nabierać mocy zaklęcia, w ich rękach różdżka zaczyna wskazywać podziemne cieki wodne i złoża minerałów. Radość z narodzin w ostatnim dniu października przyćmiewała jednak obawa przed wpływem złych mocy na dziecko. Czy uda mu się otrzymać tylko dobre dary od duchów - jak intuicja czy jasnowidzenie, czy też jego duszą zawładnie ciemna strona i posiądzie moc rzucania klątw i złych uroków.
Październik dla dawnych Słowian był czasem wyciszenia po obchodach Święta Plonów. W miesiącu tym ludność przygotowywała się do spotkania z duchami przodków, Zaduszek i słynnych Dziadów, które wypadały na przełomie października i listopada. W miesiącu tym przede wszystkim ludzie przygotowywali się jednak do nadchodzącej zimy – wszakże październik jest pierwszym w całości jesiennym miesiącem, w którym bardzo często piękna złota jesień ustępowała na rzecz jesiennej słoty. Znaczne obniżenie średniej temperatury oraz ogólne pogorszenie pogody sprawiają, że ludność nieprzerwanie od dawien dawna szukała sposobów na to, by jakoś się rozgrzać.
Jesień
O, jakie rzewne widowisko:
Czerwone liście za oknami
I cienie brzóz, płynące nisko
Za odbitymi obłokami.

Pies nie ujada. Zły i chory
Omija cienie października,
Na tykach ciepłe pomidory
Są jak korale u indyka,

Na babim lecie, zawieszonym
Między drzewami jak antena,
Żałośnie drga wyblakłym tonem
Niepowtarzalna kantylena,

Rzednąca trawa, blade dzwońce,
Rozklekotane późne świerszcze,
I pomarszczone siwe słońce,
I ja - piszący rzewne wiersze.
Jan Brzechwa

Październikowe przysłowia ludowe:

Gdy jesień zamglona, zima zaśnieżona.
Gdy październik ciepło trzyma, zwykle mroźna bywa zima.
Gdy październik ze śniegiem przybieży, na wiosnę długo śnieg na polach leży.
Październik chodzi po kraju, cichnie ptactwo w gaju.
Liść na drzewie mocno trzyma, nie tak prędko przyjdzie zima.
W październiku kawek gromada słotne dni nam zapowiada.
Październik stoi u dwora - wykop ziemniaki z pola.
Gdy w październiku śniegi, lody, to w styczniu będzie dużo wody.
W październiku, gdy liść z drzewa niesporo opada, późną to wiosnę zapowiada.
Kto sieje na świętą Jadwigę, ten zbiera figę (15.10.)
Październik ciepły - będzie luty skrzepły.
Od świętej Urszuli chłop się kożuchem otuli (21.10.)
Gdy październik mokro trzyma, zwykle potem ostra zima.
W październiku, gdy liść z drzewa niesporo opada, późną to wiosnę zapowiada.