Dzieci na Wielkanoc są inne niż zazwyczaj,
w dzieciach na Wielkanoc jest moc tajemnicza,
dzieci na Wielkanoc
wstają bardzo rano
i pytają: - Dlaczego dzwony tak głośno krzyczą?
Dzieci na Wielkanoc mają czerwone usta,
czerwonymi ustami plotą różne głupstwa:
czy strażak śpi na wieży,
czy słońce to jest księżyc
i dlaczego hiacynty zaglądają w lustra.
Ty dzieciom na Wielkanoc odpuść wszystkie winy:
że rozlały atrament, że zbiły słoiki -
gdy tak smacznie śpią nocą,
nie dziw, że we dnie psocą,
że wciąż w ruchu są, jak małe listeczki brzeziny.
Ty także byłeś mały. To historia dawna,
powiadasz. Ja rozumiem - dzisiaj nosisz krawat,
parasol i notesik,
ale gdyś jest wśród dzieci,
czy nie jesteś znów dzieckiem, powiedz, czy nieprawda?
Widzisz, ten świat jest wciąż niedoskonały:
jednym ciągle zbyt groźny, innym wciąż zbyt mały -
ale wiedz: ciemne drogi,
troski, trudy i trwogi -
że dzieci, zawsze dzieci w nim opromieniały.
I jeszcze jedno cierpkie słówko jegomości
podrzucę na odchodnym, z sympatii, z miłości:
że gdy dzieciom, mój panie,
zechcesz kropnąć kazanie,
zaczynaj od kazania do własnych słabości
Jan Lechoń
Święta święta i po świętach. Tyle miałam związanych z nimi planów. Nic jednak z tego nie wyszło. Chciałam poleniuchować i nacieszyć się moim ogrodem. Chciałam po śniadaniu najnormalniej w świecie rozsiąść się przy drzwiach na taras i się po prostu się poobijać patrząc jak wszystko rozkwita i zieleni się. Chciałam przeczytać kolejne strony książki, czasem popatrzeć jak kolorowe kwiaty kiwają się na wietrze, a zadowolone ptaki, że nie ma nas w pobliżu, szaleją na trawniku. Nie potrzebowałam nic więcej do szczęścia. Uważam, że to dobrze, że czasem można cieszyć się takimi drobnymi rzeczami. Choć na chwile uciec od zwyczajnej prozy życia (gotowania, sprzątania, prania ….).
Jednak i tak każdy dzień spędzony w gwarnym, dużym gronie rodziny był piękny i szkoda, że tak szybko mijał. Przecież niektórych osób nie widziałam tak długo.
Każdego świątecznego ranka budził mnie szmer krzątaniny taty w kuchni (mama wstaje dużo później, tato bladym świtem). Słysząc to ponownie uświadomiłam sobie jakie to szczęście mieć w tym wieku oboje rodziców... Tak wspaniałych rodziców. Ich uśmiech, poklepywania po plecach (z uwagą "wyprostuj się"), słowa wypowiadane z miłością i zatroskaniem, bezinteresowność, potrafią zawsze rozjaśnić nawet najbardziej zachmurzone niebo, dodać mi energii i sił. Są dla mnie największym skarbem. Nie mogłabym wyobrazić sobie życia bez nich, bez mamy pracującej w ogrodzie, taty rozmawiającego przez telefon!
Gdy są blisko mnie czuję bezpieczna, spokojna.
Dzięki nim wiem że kocham i jestem kochana, wiem po co żyję.
Dlaczego naszły mnie takie myśli? Ostatnio odchodzą rodzice koleżanek, kolegów.... To zmusza do refleksji, zmiany nastawienia....
Muszę ich częściej odwiedzać, więcej poświęcać im czasu. Może wybiorę się na spacer z mamą...
Kto mi tuż przed snem,
Nucił bajki baj baj...
I kto przybiegał z bzem
Kiedy maił się maj.
Kto wybaczał mi
Każdą złość, każdy błąd
Gdy kryłam wielkie łzy
W domu najmniejszy kąt.
Co wieczór obraz ten,
Kołysze mnie do snu.
Tato młody jak maj
I mama wśród bzów.
Cudownych rodziców mam,
Cudownych rodziców mam!
Odkryli mi każdą z dróg
Po, której szłam.
Mam cudownych rodziców, bo
Przyjaciółmi moimi są.
W porę rzekli mi dalej - to
Idź drogą swą.
Sama idę więc,
Ale po drogach mych,
Będą wciąż za mną biec
I mnie strzec myśli ich.
Jak motyl zastygł czas,
Pod fotografii szkłem.
Patrzę na nie nie raz
I jedno wiem!
Cudownych rodziców mam,
Cudownych rodziców mam!
Odkryli mi każdą z dróg,
Po, której szłam.
Mam cudownych rodziców, bo
Przyjaciółmi moimi są.
W porę rzekli mi dalej - to
Idź drogą swą.
Wojciech Młynarski
Wiosnę, a raczej już lato mamy. Obudziło mnie dziś rano słonko, które już o świcie poprzez żaluzje starało się mnie obudzić muskając moją twarz wystającą spod kołdry.
Delikatnie zachęcało mnie do wstania i rozpoczęcia z uśmiechem nowego dnia.
Taką miałam ochotę pójść dziś na wagary do parku, do cukierni na galaretkę z bitą śmietaną i sok, na przejażdżkę rowerową do rodziców na ogródek, gdzie o tej porze jest cudownie. Rozmawialibyśmy o wakacjach, o górach i moim złoto-czerwonym mieście, które mnie fascynują i nie potrafię sobie wyobrazić urlopu gdzieś indziej.
Słoneczny mam dziś nastrój, jasny taki, pełen energii i dobrych myśli na lepsze jutro.
Ale do pracy trzeba iść, niestety... Jednak bez tej pracy byłoby ciężko, coś o tym wiem.
Na studiach marzymy, wierzymy, że coś nam się uda, że trafi się nam praca lepsza od innych. Ciekawa, atrakcyjna, zapewniająca życia na pewnym poziomie. Jednak po roku rozpaczliwego poszukiwania pragniemy, aby była jakakolwiek. Nawet nudna i głupia, byle stała i bezpieczna. A kiedy wreszcie ją dostaniemy, to najpierw skaczemy z radości, a chwilę później myślimy.....
Stres! Czy nic nie może być kiedyś normalnie? Kto jednak widział dzisiaj spokojną pracę?
Własnie zastanawiam się, czy aby nie pojawiłam się na świecie o ileś tam lat za późno. Może powinnam żyć na początku ubiegłego wieku, kiedy jedyną pracą kobiety była rodzina. Muszę przyznać, że takie monotonne życie chyba bardziej by mi odpowiadało. To życie w ciągłym biegu źle wpływa na moje samopoczucie. Mój organizm natychmiast reaguje na najmniejszy pospiech, zmartwienie.... Nie potrafię tak gonić ze wszystkim. Potrzebuję czasem chwili wytchnienia, czasu którego mi brakuje, chociaż jestem jak najbardziej zorganizowana. Gdybym taka nie była, to wielu rzeczy bym nie zrobiła. Najchętniej zaszyłabym się w jakimś cichym, bezpiecznym kąciku, gdzie nie docierałaby proza naszego pędzącego życia. Niestety jest to tylko możliwe w marzeniach. Co jednak mam zrobić? Cieszyć się tylko, że mogę wracać do mojego Domu, do obojga rodziców, których brakuje moim rówieśnikom
Rodzinny dom
Obraz Basi Wójcik |
które odnajdziesz nawet we mgle
oraz ma trwałe miejsce w pamięci
i bardzo często widzisz we śnie.
Kiedy zobaczysz to wszystko z bliska
poczujesz zapach kwitnących łąk,
przypomnisz sobie tamtą kołyskę,
najbezpieczniejszą z matczynych rąk.
Kiedy zobaczysz kwitnące malwy
na starej wiśni biały kwiat,
usłyszysz dawnych śmiechów salwy-
stanie przed tobą stary świat.
Na ścianie tyka staruszek zegar,
jeszcze bezbłędnie odmierza czas
i wciąż upływa jak rzeka życie
ale zabiera wciąż kogoś z nas.
Gdy się rozmarzę chciałbym tam wracać
i się nie dziwię wtedy mym snom.
Tam zaczynało się moje życie,
to mój kochany rodzinny dom.
Mnie się wydaje, że to co było,
że w dalszym ciągu to wszystko trwa,
bo powiadała mi moja babcia,
że dom rodzinny też duszę ma.
Znalezione w Internecie