sobota, 26 września 2020

Gdzie się podziały?

Kartofelek i wróbelek
Rósł sobie na polu
mały kartofelek
upatrzył go sobie
raz pewien wróbelek
Ciekawy był bardzo
czy urósł troszeczkę
bowiem chciał go upiec
dzieciom na wycieczkę
Kartofel jak piłka
okrągły i zdrowy
podzieli go sobie
na równe połowy
Jedną schowa sobie
na czarną godzinę
drugą zaś obdzieli
calutką rodzinę
Na smaczny kartofel
aż mu ślinka leci
będzie miał jedzonko
on i jego dzieci
Znalezione w Internecie
Kiedy ostatnio pisałam o ziemniakach, to znalazłam też i ten wiersz. To mi uświadomiło, że dawno nie widziałam wróbli. Co się z nimi stało? Przecież były nieodłącznym elementem otoczenia.
Wróbel.... Po raz pierwszy opisał go szwedzki botanik Karol Linneusz umieszczając w 1758 roku w kartotece jego łacińską nazwę Passer domesticus (mały, aktywny ptaszek domowy). Jego praojczyzną były peryferia Azji Mniejszej. Obecnie można go spotkać w najdalszych zakątkach naszego globu.
„Pewien podróżnik, znający wiele kontynentów, zapytany o to, co go najbardziej zadziwia w świecie, odparł: wszechobecność wróbli” – pisze w „W cudzym pięknie” Adam Zagajewski.
Teraz niestety nikt tak już nie napisze, nie powie. Wróbli jest coraz mniej. 
Wróble były zawsze wszechobecne i praktycznie nie zauważyłam ich nieobecności. A chyba powinnam, skoro od 2000 r. w Polsce wyginęło 1,5 mln par wróbli. Jeżeli zapytałabym o to kogokolwiek, to pewnie wszyscy powiedzieliby, że dla nich nic od kilku sezonów się nie zmieniło. Jednak osoby starsze (i ja także) dobrze pamiętają, że „kiedyś wróbli było więcej”.
Teraz jak tak sobie pomyślę, to już od jakiegoś czasu zimą na moje ostatnie piętro przyfruwają sikorki, gołębie...., ale wróbelków brak. A przecież jeszcze parę lat temu wróbelek zamieszkał na moim balkonie. Był moim gościem przez kilkanaście dni. 
Dlaczego wróble znikają?
Teorii jest wiele. Miasta, miasteczka i wsie stają się coraz czystsze. Owszem ulice są nadal zaśmiecone, ale lądują tam śmieci z reguły nieprzydatne dla wróbli. Żywność coraz częściej pakowana jest w plastikowe opakowania.
Nawet my zjadając bułkę w parku, wyrzucamy okruchy zawinięte w foliowy woreczek. To pożywienie, na którym zwłaszcza zimą bazował wróbel, jest teraz dla niego właściwie niedostępne.
Coraz częściej i dokładniej kosimy trawniki, wyrywamy chwasty. Przez to coraz trudniej znaleźć tam pożywne nasiona, czy też owady. 
Aby przetrwać okres złej pogody ptaki muszą zgromadzić zapas tłuszczu, który spalą zimą.
Badania angielskich ornitologów wykazały, że spośród wielu gatunków małych ptaków wróble, mające wyjątkowo niski poziom tłuszczu, zupełnie sobie nie radzą, gdy nagle robi się zimno. Wystarczy kilkanaście godzin bez jedzenia, aby wróbel opadł z sił i stał się łupem drapieżnych ptaków, kota.
A prawdą jest, że w miastach przybyło także ptaków krukowatych, srok i wron siwych, dla których młody, słabo jeszcze latający wróbel jest łatwą ofiarą.
Od paru lat ludzie coraz częściej sięgają po chemiczne środki ochrony roślin. Przez pryskanie wszystkiego, co się tylko da, dziesiątkujemy wiele owadów, zarówno tych szkodliwych, jak i tych pożytecznych. Niszczymy larwy i gąsienice, a przecież są one pokarmem dla piskląt nie tylko wróbli.

Głodny wróbelek
Stuka wróbel dziobem
na okienko Gosi
bo zgłodniał biedaczek
o jedzonko prosi
A na dworze zima
śniegi i zamiecie
śni wróbelek marznąc
o cieplutkim lecie
Wie że bez pomocy
tutaj nie zostanie
i okruszki chleba
ze stołu dostanie
Bo wszystkie dzieciaki
już o to zadbały
i kłosy na polach
po żniwach zebrały
Malutkie ziarenka
i okruszki chleba
nie straszne już mrozy
i zimny śnieg z nieba
Znalezione w Internecie

Kolejną przyczyną malejącej populacji wróbli jest brak miejsc do gniazdowania. Coraz częściej ocieplamy budynki, a to powoduje zalepianie dziur i szczelin w murach, świetnie nadających się na gniazda. Nowe budynki w miastach często wznoszone są ze szkła i metalu i wróble nie mają co szukać tutaj miejsca do mieszkania (pewnie i mi byłoby w czymś takim zamieszkać).
Jeśli wróbel nie może znaleźć odpowiedniego miejsca na gniazdo pod dachami, w szparach, naszych domów, to podejmuje próby lęgów w żywopłotach, krzakach, gdzie jego gniazdo i małe są narażone na pastwę drapieżników.
Ale przecież wróbel to zawadiaka, który zawsze sobie radzi. Ale dziś to już raczej przeszłość i pozostaje stwierdzenie, że kiedyś sobie radził. Może jeszcze potrafi wygrać bitwę o gniazdo z drapieżnikiem i przegonić go. Jednak przegrywa choćby z brakiem pokarmu. Potrzebuje nasion i ziarna, dla którego opuścił swój rodzinny Bliski Wschód i rozprzestrzenił się po całym świecie.
Powoli zaczynamy tęsknić za wróblem. Może niedługo znowu będziemy go często gościć na naszych podwórkach, parapetach...
Wystarczy tylko pamiętać, że ratunkiem dla wróbli może być zimowe dokarmianie, ostrożniejsze stosowanie środków ochrony roślin....

O wróbelku
Wróbelek jest mała ptaszyna,
wróbelek istota niewielka,
on brzydką stonogę pochłania,
Lecz nikt nie popiera wróbelka
Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,
że wróbelek jest druh nasz szczery?!
........................................................
kochajcie wróbelka, dziewczęta,
kochajcie do jasnej cholery!
Konstanty Ildefons Gałczyński
Kilkanaście lat po ukazaniu się wiersza „O wróbelku” nie brakowało u nas wróbli. Był to ptak pospolity, wszechobecny. Także Gałczyński był popularnym poetą. Teraz kiedy dookoła ubywa wróbli, także Gałczyński jest coraz bardziej zapomniany. A przecież w czasach, gdy byłam mała nikt by nie uwierzył, że Konstanty Ildefons Gałczyński w niecałe 70 lat po swojej śmierci będzie poetą prawie zapomnianym.
Nie można pozwolić, aby wróbelki zginęły, a wiersze Gałczyńskiego poszły w niepamięć.

Kochajcie, wróbelka, dziewczęta. Kochajcie....

Czytajcie Gałczyńskiego. Czytajcie....

sobota, 19 września 2020

Moje ulubione...

Kartofle

Czujesz? Ogniskiem pachną te pogańskie lata,
Gdy iskrami trzaskały żagwie jałowcowe
I dym wełnistym kłębem za wiatrem ulatał,
I marszczyły się z żaru kartofle surowe.


Gdy zrudziałą gałęzią, iglastą i suchą,
Huknąć stos w łeb płomienny - jakbyś w ogień cisnął
Worek żywych chrabąszczy! Takim sykiem prysnął,
Taką paniczną chmarą iskromiotu buchał.

I nigdy tak kartofel podany do stołu
Nie nęcił, jak ten właśnie, z przyswędem i węglem,
Łapczywie wytrącony patykiem-pocięglem
Z siwej, gorącej mąki leśnego popiołu.

Z dłoni go w dłoń przerzucać! dmuchać, bo gorący!
Parzy obłuskiwaną spieczoną łupiną!
Tknąć w sól z papierka! wchłonąć w usta chuchające,
Żeby się na skaczącym języku rozpłynął!

Łódkami się przez siwą Pilicę wracało,
Z prądem, wiatrem, pod wieczór, pod zorzę wiśniową,
W milczeniu, zamyśleniu, z gorejącą głową.
Tak się ogień, popioły i smutek poznało.
Julian Tuwim
Ziemniak, kartofel, pyra, grula, swapka, rzepa, kompera, barabola, grula, bulwa, czy .... ?
Jest to chyba najpopularniejsze i posiadające najwięcej gwarowych określeń warzywo.
W zależności z jakiej części Polski pochodzimy, używamy rożnych określeń. Poznaniacy oczywiście jadają pyry, na południu Polski grule, a kartofla jedzą Mazowszanie lub Podhalanie...  Jednak chyba teraz najpopularniejszy jest ziemniak.  
Zastanawiam się jednak dlaczego dopiero dzisiaj piszę o nim. Przecież go uwielbiam i na pewno zabrałabym go na bezludną wyspę gdybym mogła zabrać trzy produkty... A nawet jeśli mój wybór miałby dotyczyć dwóch i chyba nawet jednego produktu. Nie da się ukryć, jestem taką poznańską pyrką, chociaż nie całkiem z Poznania.  Wakacje spędzałam jednak niedaleko.

KARTOFLE Z OGNISKA
Przeleciała przez ulice
ruda jesień na motyce,
zawołała, że już czas:
na kartofle prosi nas.
Kartofle z ogniska, kartofle gorące,
kartofle najlepsze ze wszystkich pod
słońcem.
No komu tam jeszcze, no komu tam, komu,
bo lepszych na pewno nie dadzą ci w domu!
Strach na wróble przykuśtykał,
muzykuje na patykach.
Poczęstujmy go raz-dwa
za to, że tak pięknie gra.
Kartofle z ogniska…
Ruda jesień z boku zerka,
wiatr wysypał sól z papierka.
Nie ma soli, no to nie,
niesolone też się zje.
Kartofle z ogniska…
Wanda Chotomska
Historia ziemniaka zaczyna się w Peru. Ponad 6000 lat temu Indianie Inka uprawiali ziemniaki. Odporny na surowy, zimny klimat i mało żyzną glebę ziemniak, szybko stał się podstawowym produktem spożywczym w państwie Inków. Dzięki ziemniakowi Indianie mogli przetrwać. Uprawiali oni ok. 250 różnych odmian ziemniaków.
Do Europy ziemniaki przywędrowały wraz z hiszpańskimi konkwistadorami w XVI wieku. Jednak trafiły do nas przypadkiem, gdyż poszukiwano wtedy głównie złota, a ziemniak był tylko ciekawostką, traktowaną raczej jako roślina ozdobna. Zyskał nawet miano „diabelskiego jabłka” bo uważano, że jest trujący. I poniekąd była w tym racja. Ponieważ cały nadziemny pęd jest trujący, gdyż zawiera solaninę powodującą poważne zatrucia pokarmowe. Jedynie bulwy nie zawierają solaniny. Jednakże gdy ich skórka zzielenieje również mogą stać się trujące. Duże stężenie solaniny występuje również w kiełkach i oczkach, z których kiełki wyrastają.
W 1588 roku Wielka Armada płynęła do Anglii. Część rozbitych przez sztormy statków, zadryfowała do irlandzkich wybrzeży. Tam ludzie zabrali z wraków wszystko co się dało. W tym także ziemniaki. Nie wiedzieli co z nimi zrobić i wrzucili je do ognia jako niezdatne do niczego. Zapach pieczonych ziemniaków był tak zachęcający, że ludzie zainteresowali się tą roślina.
W Polsce ziemniaki pojawiły się za sprawą Jana III Sobieskiego, który sprezentował swojej ukochanej Marysieńce bulwy z cesarskich ogrodów. W Wilanowie przyjęte zostały tak jak wszędzie – chłodno i nieufnie. Uprawę ziemniaka rozpoczął w Warszawie, w ogrodzie na Nowolipkach ogrodnik Łuba. Były one dostarczane na dwór królewski i dwory magnaterii w czasach panowania Augusta II, przez co bardzo długo były one traktowane jako kosztowny przysmak. Pod koniec XVIII wieku zaczęto wyrabiać z ziemniaków skrobię oraz alkohol. W związku z tym oczywiście powierzchnia upraw w Polsce stale się powiększała.
Jednak ziemniak uważany jest za roślinę, która uratowała miliony ludzi na świecie przed głodem.
Kartoflisko
Pod niebem, co jesiennym siąpi kapuśniakiem,
Na sejm zlatują wrony w żałobnym zespole
I z krzykiem krążą nisko nad kobiet orszakiem,
Rozpinając swych skrzydeł czarne parasole.
A robotnice w twardym, cierpliwym mozole,
Okryte - każda innym - barwistym wełniakiem,
Dziobią pilnie motyką ziemniaczane pole,
W miękkiej ziemi stopami zaparte okrakiem.

Pośród mgły i szarugi, przemokłe do nitki,
Grudy grzęd rozgarniają schylone najmitki
I spod zeschłych badyli i płytkich korzeni

Zbierają krągłe bulwy, jak jaja spod kwoki,
I rzucają je w wiadro lub ceber głęboki,
Co głucho grzmią jak bębny na odmarsz jesieni.
Leopold Staff
Ziemniaczany kalendarz, czyli pory sadzenia i zbiorów, wiązał się z kalendarzem liturgicznym i wieloma obrzędami.
Ziemniaki za dojrzałe i gotowe do zebrania uznawano wówczas, gdy po potarciu nie schodziła już z nich skóra. Czas ten przypadał przed dniem św. Michała Archanioła (29 września), więc w niektórych regionach nazywano go „świętomichalskim”.
Natomiast sadzono je w „święto zieleni”, czyli 1 maja, który jest dniem świętego Filipa. Stare ludowe przysłowie mówiło, że „Na Filipa apostoła kartofel do ziemi woła”. Z kolei 23 września, czyli dzień świętej Tekli, rozpoczynał okres rozpalania na polach ognisk i pieczenia w nich pierwszych zebranych ziemniaków. Wołano wówczas „Na świętej Tekli ziemniaki będziemy piekli”.
Rymowanka o kartoflu
pamiętasz te zapachy z dzieciństwa
na polu pustym pieczone kartofle
w pocie czoła naci widłami wytrząchiwanie
kopczyków szeregiem stojących formowanie

a gdy praca była skończona
nać wytrząchnięta w kupki ułożona
zapałki w dziecinne ręce się brało
od kupki do kupki się biegało podpalało

październikowe słońce za las się kryło
niebo zimne czerwienią krwawiło
ogniska jak wulkan dymy wyrzucały
w ich popiołach ziemniaki się opiekały

kijami upieczone bulwy dziatwa zgłodniała
z popiołów ognisk z radością wyciągała
przerzucała z ręki do ręki kartofel upieczony
z łupiny obierała dmuchała solą posypywała

a jak smakował rzecz wprost nieopisana
nęcił swym swędem na wpół zwęglonym
wiatr aromat jego lekko zdmuchiwał
a on w jesienne chmury z dymem ulatywał

nie smakuje dziś tak podany do stołu
choć może to być nawet kartofel pieczony
nie ma on w sobie tej dawnej nuty
dziecinnych bajkowych radości szalonych
znalezione w Internecie
Ziemniak, kartofel, pyra, grula, swapka, rzepa, kompera, barabola, grula, bulwa, czy .... ?
Takim chyba najpopularniejszym sporem jest pytanie ziemniak czy kartofel. 
Ciekawie porusza ten temat profesor Jan Miodek.
Kartofel jest obcy (niemiecki) i stylistycznie gorszy. Natomiast ziemniak jest  nasz, swojski i bardziej elegancki
Co prawda kartofel przyszedł do nas z języka niemieckiego, ale rzeczywiście pochodzi od włoskiej formy tartufo znaczącej tyle, co "trufla".
Jednak w powszechnym języku słownikach jest tylko kartoflanka, a nie ma "ziemniaczanki".  Ja takie kartoflanki doskonale dobrze pamiętam. Jest także "kartoflisko".
Profesor Miodek pisze też, że w literaturze jednak przewagę ma kartofel.
I to by było dzisiaj na tyle. Kiedyś jeszcze wrócę do kartofla, ziemniaka, pyrki.... Bez której nie wyobrażam sobie życia. Ale przecież każdy z nas ma taki najbardziej ulubiony produkt (nie mam na myśli czegoś już przetworzonego), który zabrałby na bezludną wyspę. 

niedziela, 13 września 2020

Już dzisiaj myśli o poniedziałku

Niedziela w poniedziałek
Zrobię sobie niedzielę w poniedziałek
i pójdę chyba na spacer

Albo na przykład może do kina
bo teatry w poniedziałek są zamknięte

Nie mam ze sobą pieska 
i na spacery muszę chodzić sam

Do kina też raczej w samotności 
zresztą w kinie liczy się obraz

Sekwencje ujęć powiązanych w sceny 
a nie towarzystwo które absorbuje

Może trochę porozmawiam z
z przyjaciółmi zjem obiad na mieście

Popatrzę sobie na żółwia wodnego,
który się drapie przy łóżku w nogach

I poczuję się nareszcie wniebowzięty
 – takie odświętne postanowienie
Michał Zabłocki

PONIEDZIAŁEK – Dzień Księżyca
Już w niedzielę myślę z obawą o początku kolejnego tygodnia. Nie jestem chyba jedyna.
Przecież w poniedziałek nie chce się nam wychylić nosa spod ciepłej kołdry, a co dopiero wstać nawet gdy świeci słońce. Poniedziałek od dawna jest nielubiany. Dorośli z niechęcią myślą o kolejnym tygodniu pracy, a dzieci o powrocie do szkoły.
I chociaż poniedziałek to dzień, na który narzekamy najczęściej, jest to jednocześnie dzień prawdziwie domowych rewolucji. Od wieków uważano, że sprzyja on wszystkiemu, co wiąże się z domem i gospodarstwem. Jest to najlepszy czas, by rozpocząć budowę domu lub remont starego, przeprowadzkę. a nawet tylko przemeblowanie.
Jako Dzień Księżyca, poniedziałek ma największy wpływ na kobiety i dzieci. Dlatego w przeszłości właśnie wówczas przyjmowano do pracy żeńską służbę, wybierano mamki oraz najmowano nianie i bony, które miały opiekować się potomstwem. Tego dnia starano się odstawiać dzieci od piersi i po raz pierwszy ścinać im włosy. Do XVIII wieku istniał zwyczaj, by w poniedziałek pokazywać noworodka krewnym i przyjaciołom, a także urządzać chrzciny.
Zgodnie z astrologią, poniedziałek z pewnością przyniesie szczęście Rakom, które cieszą się największą opieką Księżyca. Na pewno ujdzie im na sucho znacznie więcej, niż innym znakom zodiaku: zarówno w pracy, jak i w domu. Koziorożce natomiast szczególnie powinny mieć się tego dnia na baczności.

Poniedziałek – w powietrzu unoszą się
jeszcze zapachy minionej niedzieli,
wspaniałe, drażniące delikatnie
nozdrza, cóż skoro coraz słabsze,
a do następnych pozostało
aż sześć długich, jak makaron 4-jajeczny, dni.
Tydzień w domu mieszkalnym
prowincjonalnego miasteczka
Ryszard Mierzejewski


Nie da się jednak uciec od myśli, że nie lubimy poniedziałku. 
Tego dnia przytrafiały się wydarzenia, które wstrząsały światem. W 1987 roku zadrżały największe światowe giełdy, kiedy zaczęły zaliczać olbrzymie spadki. Także znany hit zespołu Boomtown Rats "I don't like Mondays" opowiada o zdarzeniu sprzed 33 lat w jednej z amerykańskich szkół, gdzie 16-letnia dziewczyna zaczęła strzelać do innych uczniów.
Brytyjski psycholog Cliff Arnall dowodzi, że jego wzór pozwala obliczyć najsmutniejszy dzień w roku, który również przypada zawsze w poniedziałek. Arnall do ustalenia "smutnego poniedziałku" bierze następujące składowe: pogodę, dług, miesięczne wynagrodzenie, czas, jaki upłynął od Bożego Narodzenia, niedotrzymanie postanowień noworocznych, poczucie konieczności podjęcia działań oraz niski poziom motywacji.
Również w Wielkiej Brytanii obliczono, że w poniedziałek tak naprawdę pracuje się raptem niewiele ponad 3 godziny. A wszystko dlatego, że pracownicy nie potrafią przestawić się na pracę. Zamiast tego zajmują się… narzekaniem.
Nic dziwnego, bo kto ma głowę do pracy po hucznym święceniu niedzieli? Tak też narodził się szewski poniedziałek, bo właśnie tym rzemieślnikom przypisywano największą skłonność do nadużywania napojów wyskokowych.
Ale ja jutro z uśmiechem powitam nowy dzień, tydzień... 
Dzień dobry poniedziałku
bez pośpiechu o poranku
aromatem pysznej kawy
powitałeś poniedziałku
moje ważne sprawy

myśli brudem nieskażone
zawiesiłeś na obłoku
dotykając moich dłoni
spłynął błogi spokój

promień słońca tajemniczo
rozjaśnił nadziei buzię
szczęśliwi czasu nie liczą
niechaj trwa jak najdłużej

dzień dobry poniedziałku
znalezione w Internecie

niedziela, 6 września 2020

Wrzeszczy wrzesień że już jesień


Dni odfruwają pachnące,
wciąż krótsze, coraz bledsze,
szarzeje ziemia i słońce,
gęstnieje mrok i powietrze...
Szkoda lata i słońca, i woni...
Cóż, gdyby się tak nie poddać?
Odwrócić czas, a nie gonić?
Edward Szymański

Z początkiem września, a raczej końcem sierpnia, nagle skończyło się upalne lato. Zaczęło siąpić, a nawet lać. Tego roku Królewna Jesień przyszła niespodziewane szybko. Niestety nie jest ciepła i złota. Nie zaskoczyła intensywnością kolorów i nie zachęciła mnie do spaceru po parku i rozejrzenia się po świecie. Cóż moja i tak lekka opalenizna przyblakła, ale ma jeszcze złoty,delikatny odcień lata. Piękne późne lato mija. Trochę napawa mnie to smutkiem, że pracowita, płowowłosa córka Króla Słońce powoli odchodzi i oddaje nas swojej kapryśnej siostrze. A przecież pamiętam jak w liceum na rozpoczęcie roku szkolnego szłam w lekkiej, zwiewnej sukience, jednej z moich nielicznych. Ale kiedy to było? Czy było naprawdę?
Gdzie ty jesteś, jesieni? 
Tu jestem.
Z dębu strząsam dojrzałe żołędzie,
babim latem przystrajam gałęzie,
ptakom wskażę bezpiecznych dróg szlaki,
jeża do snu utulę pod krzakiem.
Mgły wieczorem nad wodą rozłożę
i przed zimą odejdę za morze.
Hanna Zawistowska

Koniec lata jest dla mnie zawsze niespodziewany. Cóż... Rzeczy oczywiste zaskakują mnie czasem najbardziej.
Mam tylko nadzieję, że deszczowa jesień nie będzie się ciągnąć aż do zimy.
Liście na drzewach jeszcze nie zmieniły barwy, ale mimo odświeżających opadów nadal wyglądają przygaszone i wyczerpane. Tak sobie myślę, że chętnie by już pożółkły i spadły na ziemię, aby wreszcie odpocząć.
Od kilku dni rano rano otula mnie mgiełka perfum rudej córki Króla Słońca. Lubię ten zapach. Ogarnia mnie radość i lekka nostalgia. Jesień to też moja ulubiona pora roku, na równi wiosną, latem i zimą.
Królewna Jesień także potrafi uśmiechać się ciepło. Słońce, gdy nabierze energii, potrafi jeszcze przygrzać i rozświetlić wszystko dookoła. W moim ogrodzie w słońcu można zobaczyć w trawie błyszczące niczym diamenty krople rosy, a między różami zawieszoną, mieniącą się pajęczynkę. Do tego smak ostatnich słodkich malin, świeży zapach ziemi, mgła snująca się po zroszonej trawie.
Gdzie ty jesteś jesieni?
Tu jestem!
W suchych liściach lecących
z szelestem,
w barwnych liściach
czerwonych i złotych,
co na ziemię się kładą
pokotem
Leopold Staff
Królewna Lato jest piękna, pracowita i gorąca. Jednak zawsze z ulgą witam jej kolorową siostrę Jesień, czasem nawet z pluchą, wiatrem i szarugą. Lubię gotować w mojej ciepłej kuchni, gdy za oknem smutno płacze ruda córka króla Słońca. Ale najchętniej owijam się kocem i z kubkiem gorącej herbaty zatapiam się w świecie książek.
Chłodne ranki i wieczory, zimne noce. Słońce każdego dnia wstaje coraz leniwiej i szybko się meczy. Coraz wcześniej robi się ciemno.... Może także dlatego moja pourlopowa energia gdzieś się podziała. Czy to jesień? Czy też starość? Zmierzch lata? Zmierzch czasu?
Jesienią czas zwalnia, tworzy się swoisty melancholijny nastrój. Zaczynam owijać się kocami, ciepłymi chustami, parzę gorącą herbatę z dżemem porzeczkowym i rozglądam za miodem. Szukam także ciepłego i przytulnego miejsca, gdzie będę mogła zapaść w sen.

Coraz ciszej, jesień, wrzesień,
pasma ścielą się po polach,
milkną głosy i kolory;
polska jesień jak u Pola
Ziarna mielą się we młynie,
wiatr i wiatrak i wiatrówka,
mleko życia jak w maszynie
oddziela czasu wirówka.
Sen mnie zbiera jak niedźwiedzia,
ale w nocy spać nie można:
jesień niby stara wiedźma
stąpa mądra i ostrożna.
Jarosław Iwaszkiewicz

Nie mogę nie wspomnieć, że koniec września to także czas aniołów. Anioły można spotkać zawsze i wszędzie. Trzeba tylko w nie wierzyć. Wierzę, że tam z góry czuwają nade mną. Zawsze czuję ich obecność. Jednak najważniejsze są dla mnie te anioły, które są tu na Ziemi. Nie mają skrzydeł, lecz ich serce jest dla mnie bezpiecznym schronieniem.  Bez nich byłoby mi ciężko. Wiem, że w każdej chwili mogę liczyć na ich pomoc. Codziennie podają mi swoją pomocną dłoń. Niestety z dnia na dzień to one coraz bardziej potrzebują mojej pomocy.
Moje anioły na ziemi 
Ich głos do światła mnie wiódł
Gdy ból przeciął serce na pół
Ich wzrok ochrania mój sen
Na znak, że jestem potrzebna
Moje Anioły na ziemi
W godzinie złej zjawią się
Stróże gasnącej nadziei
Bez Was nie byłoby mnie
Ich blask rozproszył zły czas
Gdy puls mego życia wciąż słabł
Los chciał tę miłość mi dać
To mój największy ze skarbów
Moje Anioły na ziemi
W godzinie złej zjawią się
Stróże gasnącej nadziei
Bez Was nie byłoby mnie
Monika Kuszyńska