Kartofle
Czujesz? Ogniskiem pachną te pogańskie lata,
Gdy iskrami trzaskały żagwie jałowcowe
Gdy iskrami trzaskały żagwie jałowcowe
I dym wełnistym kłębem za wiatrem ulatał,
I marszczyły się z żaru kartofle surowe.
Huknąć stos w łeb płomienny - jakbyś w ogień cisnął
Worek żywych chrabąszczy! Takim sykiem prysnął,
Taką paniczną chmarą iskromiotu buchał.
I nigdy tak kartofel podany do stołu
Nie nęcił, jak ten właśnie, z przyswędem i węglem,
Łapczywie wytrącony patykiem-pocięglem
Z siwej, gorącej mąki leśnego popiołu.
Z dłoni go w dłoń przerzucać! dmuchać, bo gorący!
Parzy obłuskiwaną spieczoną łupiną!
Tknąć w sól z papierka! wchłonąć w usta chuchające,
Żeby się na skaczącym języku rozpłynął!
Łódkami się przez siwą Pilicę wracało,
Z prądem, wiatrem, pod wieczór, pod zorzę wiśniową,
W milczeniu, zamyśleniu, z gorejącą głową.
Tak się ogień, popioły i smutek poznało.
Julian Tuwim
Ziemniak, kartofel, pyra, grula, swapka, rzepa, kompera, barabola, grula, bulwa, czy .... ?
Jest to chyba najpopularniejsze i posiadające najwięcej gwarowych określeń warzywo.
W zależności z jakiej części Polski pochodzimy, używamy rożnych określeń. Poznaniacy oczywiście jadają pyry, na południu Polski grule, a kartofla jedzą Mazowszanie lub Podhalanie... Jednak chyba teraz najpopularniejszy jest ziemniak.
Zastanawiam się jednak dlaczego dopiero dzisiaj piszę o nim. Przecież go uwielbiam i na pewno zabrałabym go na bezludną wyspę gdybym mogła zabrać trzy produkty... A nawet jeśli mój wybór miałby dotyczyć dwóch i chyba nawet jednego produktu. Nie da się ukryć, jestem taką poznańską pyrką, chociaż nie całkiem z Poznania. Wakacje spędzałam jednak niedaleko.
KARTOFLE Z OGNISKA
Przeleciała przez ulice
ruda jesień na motyce,
zawołała, że już czas:
Kartofle z ogniska, kartofle gorące,
kartofle najlepsze ze wszystkich pod
słońcem.
No komu tam jeszcze, no komu tam, komu,
bo lepszych na pewno nie dadzą ci w domu!
Strach na wróble przykuśtykał,
muzykuje na patykach.
Poczęstujmy go raz-dwa
za to, że tak pięknie gra.
Kartofle z ogniska…
Ruda jesień z boku zerka,
wiatr wysypał sól z papierka.
Nie ma soli, no to nie,
niesolone też się zje.
Kartofle z ogniska…
Wanda Chotomska
Historia ziemniaka zaczyna się w Peru. Ponad 6000 lat temu Indianie Inka uprawiali ziemniaki. Odporny na surowy, zimny klimat i mało żyzną glebę ziemniak, szybko stał się podstawowym produktem spożywczym w państwie Inków. Dzięki ziemniakowi Indianie mogli przetrwać. Uprawiali oni ok. 250 różnych odmian ziemniaków.
Do Europy ziemniaki przywędrowały wraz z hiszpańskimi konkwistadorami w XVI wieku. Jednak trafiły do nas przypadkiem, gdyż poszukiwano wtedy głównie złota, a ziemniak był tylko ciekawostką, traktowaną raczej jako roślina ozdobna. Zyskał nawet miano „diabelskiego jabłka” bo uważano, że jest trujący. I poniekąd była w tym racja. Ponieważ cały nadziemny pęd jest trujący, gdyż zawiera solaninę powodującą poważne zatrucia pokarmowe. Jedynie bulwy nie zawierają solaniny. Jednakże gdy ich skórka zzielenieje również mogą stać się trujące. Duże stężenie solaniny występuje również w kiełkach i oczkach, z których kiełki wyrastają.
W 1588 roku Wielka Armada płynęła do Anglii. Część rozbitych przez sztormy statków, zadryfowała do irlandzkich wybrzeży. Tam ludzie zabrali z wraków wszystko co się dało. W tym także ziemniaki. Nie wiedzieli co z nimi zrobić i wrzucili je do ognia jako niezdatne do niczego. Zapach pieczonych ziemniaków był tak zachęcający, że ludzie zainteresowali się tą roślina.
W Polsce ziemniaki pojawiły się za sprawą Jana III Sobieskiego, który sprezentował swojej ukochanej Marysieńce bulwy z cesarskich ogrodów. W Wilanowie przyjęte zostały tak jak wszędzie – chłodno i nieufnie. Uprawę ziemniaka rozpoczął w Warszawie, w ogrodzie na Nowolipkach ogrodnik Łuba. Były one dostarczane na dwór królewski i dwory magnaterii w czasach panowania Augusta II, przez co bardzo długo były one traktowane jako kosztowny przysmak. Pod koniec XVIII wieku zaczęto wyrabiać z ziemniaków skrobię oraz alkohol. W związku z tym oczywiście powierzchnia upraw w Polsce stale się powiększała.
Jednak ziemniak uważany jest za roślinę, która uratowała miliony ludzi na świecie przed głodem.
Kartoflisko
Pod niebem, co jesiennym siąpi kapuśniakiem,
Na sejm zlatują wrony w żałobnym zespole
I z krzykiem krążą nisko nad kobiet orszakiem,
Rozpinając swych skrzydeł czarne parasole.
Okryte - każda innym - barwistym wełniakiem,
Dziobią pilnie motyką ziemniaczane pole,
W miękkiej ziemi stopami zaparte okrakiem.
Pośród mgły i szarugi, przemokłe do nitki,
Grudy grzęd rozgarniają schylone najmitki
I spod zeschłych badyli i płytkich korzeni
Zbierają krągłe bulwy, jak jaja spod kwoki,
I rzucają je w wiadro lub ceber głęboki,
Co głucho grzmią jak bębny na odmarsz jesieni.
Leopold Staff
Ziemniaczany kalendarz, czyli pory sadzenia i zbiorów, wiązał się z kalendarzem liturgicznym i wieloma obrzędami.
Ziemniaki za dojrzałe i gotowe do zebrania uznawano wówczas, gdy po potarciu nie schodziła już z nich skóra. Czas ten przypadał przed dniem św. Michała Archanioła (29 września), więc w niektórych regionach nazywano go „świętomichalskim”.
Natomiast sadzono je w „święto zieleni”, czyli 1 maja, który jest dniem świętego Filipa. Stare ludowe przysłowie mówiło, że „Na Filipa apostoła kartofel do ziemi woła”. Z kolei 23 września, czyli dzień świętej Tekli, rozpoczynał okres rozpalania na polach ognisk i pieczenia w nich pierwszych zebranych ziemniaków. Wołano wówczas „Na świętej Tekli ziemniaki będziemy piekli”.
Rymowanka o kartoflu
pamiętasz te zapachy z dzieciństwa
na polu pustym pieczone kartofle
w pocie czoła naci widłami wytrząchiwanie
kopczyków szeregiem stojących formowanie
nać wytrząchnięta w kupki ułożona
zapałki w dziecinne ręce się brało
od kupki do kupki się biegało podpalało
październikowe słońce za las się kryło
niebo zimne czerwienią krwawiło
ogniska jak wulkan dymy wyrzucały
w ich popiołach ziemniaki się opiekały
kijami upieczone bulwy dziatwa zgłodniała
z popiołów ognisk z radością wyciągała
przerzucała z ręki do ręki kartofel upieczony
z łupiny obierała dmuchała solą posypywała
a jak smakował rzecz wprost nieopisana
nęcił swym swędem na wpół zwęglonym
wiatr aromat jego lekko zdmuchiwał
a on w jesienne chmury z dymem ulatywał
nie smakuje dziś tak podany do stołu
choć może to być nawet kartofel pieczony
nie ma on w sobie tej dawnej nuty
dziecinnych bajkowych radości szalonych
znalezione w Internecie
Ziemniak, kartofel, pyra, grula, swapka, rzepa, kompera, barabola, grula, bulwa, czy .... ?
Takim chyba najpopularniejszym sporem jest pytanie ziemniak czy kartofel.
Ciekawie porusza ten temat profesor Jan Miodek.
Kartofel jest obcy (niemiecki) i stylistycznie gorszy. Natomiast ziemniak jest nasz, swojski i bardziej elegancki
Co prawda kartofel przyszedł do nas z języka niemieckiego, ale rzeczywiście pochodzi od włoskiej formy tartufo znaczącej tyle, co "trufla".
Jednak w powszechnym języku słownikach jest tylko kartoflanka, a nie ma "ziemniaczanki". Ja takie kartoflanki doskonale dobrze pamiętam. Jest także "kartoflisko".
Profesor Miodek pisze też, że w literaturze jednak przewagę ma kartofel.
I to by było dzisiaj na tyle. Kiedyś jeszcze wrócę do kartofla, ziemniaka, pyrki.... Bez której nie wyobrażam sobie życia. Ale przecież każdy z nas ma taki najbardziej ulubiony produkt (nie mam na myśli czegoś już przetworzonego), który zabrałby na bezludną wyspę.
Dziękuję Ismenko za porcję wiedzy o zieniakach. Części lokalnych określeń nie znałam. Pozdrawiam z Wielkopolski.:) Ja też lubię pyrki.:)
OdpowiedzUsuńJa używam nazwy kartofel lub ziemniak. Inne nazwy są dla mnie obce. Pieczone ziemniaczki to wielka pychota.
OdpowiedzUsuńSerdecznie, Ismeno, pozdrawiam :)
Ja też jestem z okolic pyr, ale mówię ziemniaki. Wiedziałam o tym, że kiedyś była to roślina, ale o reszcie już nie miałam pojęcia ;D
OdpowiedzUsuńOj, pamiętam wykopki, ogniska, ten zapach jedyny na świecie...
OdpowiedzUsuńZawsze jesień zaczynamy od ziemniaków mundurkach z masłem i twarogiem, pycha.
Nie jestem zagorzałą miłośniczką ziemniaków, ale znam takich smakoszy, co to do wszystkiego muszą mieć pyry:-)
Uwielbiam ziemniaki i Twoje posty:-)Ziemniaki jadam pod każdą postacią, a w piątki obowiązkowo jest u mnie zupa ziemniaczana z zasmażką- pychota. Podziwiam Ismeno Twoją pomysłowość w tematyce postów. Jak kiedyś chwycę więcej czasu, przeczytam całego Twojego bloga bo warto. Ponieważ wszystko jest teraz wcześniej, więc ziemniaki w mojej wiosce dawno wykopane.Za czasów mojej szkoły podstawowej były cztery dni przeznaczone na wykopki. Pomagaliśmy zbierać ziemniaki u starszych ludzi. We wsi żył taki dziadek, nazywał się Micek, był samotny i my, dzieci szkolne pod opieką naszej wychowawczyni pracowaliśmy na jego polu. Wykopki kończyły się ogniskiem. Dziś to niewyobrażalne. Matki zaraz wniosłyby skargę, że dzieci spocone, że paznokcie złamane,że dźwigają koszyki z ziemniakami etc. Inny, sztuczny, wygodny świat. Wieś też się zmieniła. Prace są wykonywane przy pomocy maszyn, sąsiedzi sobie nie pomagają, nie ma tzw. odrobków, nawet ziemniaków się nie piecze, bo " nie ma czasu"...
OdpowiedzUsuńPewne piękne zwyczaje odchodzą na zawsze!
Rzadko jem ziemniaki, ale pamiętam z dziecięctwa ogniska na kartofliskach i pieczone ziemniaki posypane solą, i te czarne palce, i zapach dymu na ubraniu, eh..:)
OdpowiedzUsuńFajny jesienny wpis. Był okres, że ziemniaki mogłam jeść na okrągło. Teraz trochę spasowałam.
OdpowiedzUsuńPo trochę dlatego, że zdrowie nie takie, a po drugie straciły na smaku.
Bardzo lubię ziemniaki i to pod każdą postacią. A najbardziej takie z ogniska - z odrobiną masełka i soli.
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
Uwielbiałam ziemniaki pieczone w ognisku, jadło się je gorące i ze spaloną skórką. Teraz na działkach nie wolno palić ognisk, więc nie ma gdzie upiec ziemniaków.
OdpowiedzUsuńDo obiadu też gotujemy ziemniaki, choć gdy poznałam kaszę bulgur, to bardziej mi smakuje od ziemniaków.
Gorąco pozdrawiam.
Jestem wielką fanką ziemniaków.
OdpowiedzUsuńOh Kochana Ismenko, ale mnie wzięło na takie ziemniaczki z ogniska. Aż mi pachnie. Smaczny i barwny ten post u Ciebie. Jak zawsze pięknie dobrana poezja i wiersze. Ściskam Cię mocno i cieplutko.
OdpowiedzUsuńTe lata z pieczonymi ziemniakami w ognisku się już nie wrócą, bo i my inni i tamtych ludzi-biesiadników brak!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam za to najserdeczniej na udane kolejne wrześniowe dni🌞💛🌻🦋😘
Kocham ziemniaki, szczególnie prosto z ogniska - takie są chyba najlepsze i najsmaczniejsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Jestem typową wielkopolska pyrą. Nazwy kartofel nie używam wcale, nawet kartoflanka jest dla mnie mąką ziemniaczaną. A odmian i smaków ziemniaków są tysiące. Mamy w naszej okolicy wiele odmian, korzystam z tych dobrodziejstw, wyszukując najsmaczniejsze :) Mój tato nie lubił obiadów bez ziemniaków, ja staram się o różne dodatki do mięsa, ale na pewno ziemniaki zajmują pierwsze miejsce. Kultywuje tradycje poznańską i czasem dla żartu kupuje w sklepie pyrki . A mój dziadek mówił "pyruszki". Pamietam, jeszcze w latach 80-tych jeździł na moim osiedlu nowych bloków stary pan wiejskim wozem, zaprzężonym w siwego konika i wołał pod blokami "pyyrki, pyyrki!" i ludzie wychodzili i kupowali ziemniaki z wozu :) Serdeczności!
OdpowiedzUsuńUżywam nazw ziemniaki, kartofle. Poznańskie pyrki też nie są mi obce, ale pozostałych gwarowych określeń nie słyszałam. Ziemniaki mogę jeść na okrągło. Piekłam je w ognisku tylko w czasie pobytu w sanatorium w Busku-Zdroju.W rodzinnym domu jadało się ziemniaki na sypko do mięsa lub jajka sadzonego. Ziemniaki w mundurkach gotowano do śledzia w piątki lub sałatki ziemniaczanej(mojej ulubionej). Matka robiła też kopytka, gdy ziemniaki zostały z poprzedniego dnia, a było ich za mało na drugie danie dla całej rodziny. Jej popisowym daniem były "kluchy żelazne"(nazywane też pyzami)wyrabiane z ziemniaków gotowanych połączonych z utartymi surowymi. No i oczywiście frytki oraz placki ziemniaczane, to moje potrawy z ziemniaków, chociaż trzeć kartofli na placki nie lubię, dlatego rzadko je smażę. Bardzo ciekawy post. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak pięknie piszesz o ziemniaku.:)
OdpowiedzUsuńZapach pieczonych ziemniaków w ognisku czuję do dzisiaj i ten smak. Boże, to był raj na ziemi.:)
Bardzo lubię ziemniaki i jest mi ciężko je ograniczać z powodów zdrowotnych.
Choroba, która mnie niszczy to jak wiesz - amyloidoza, inaczej skrobawica. A ziemniaki to niestety skrobia... Dietetycy zalecają mi je baaardzo ograniczyć.:(