Wiosenna radość otuliła się bielą
kolejne panny młode
rozkwitają pod dotykiem słońca
przepełnione pięknem i niewinnością
trwa czarowny spektakl natury
świat potrzebuje bieli
by choć na chwilę zapomnieć
o szarościach niełatwych dni...
Święta, święta i po świętach. Jak co roku minęły szybko, ale były rodzinne, tradycyjne, otulone wiosennym ciepłem. Udane, chociaż prawdę pisząc chciałam poleniuchować, posiedzieć w ogrodzie, nacieszyć się moim ogrodem, popatrzeć jak wszystko rozkwita i zieleni się... Chciałam po śniadaniu tak po prostu rozsiąść się na huśtawce ogrodowej i najzwyczajniej w świecie poobijać się. Chciałam zanurzyć się w tym wiosennym ogrodzie, który mam raczej tylko w weekendy. Myślałam, że pozachwycam się kolorowymi kwiatami, poczuję wietrzyk tańczący we włosach, na chwilę znieruchomieję, gdy na trawniku zaczną szaleć powoli zbliżające się do mnie ptaki.... Myślałam, że nic więcej nie potrzebuję do szczęścia. Dobrze wiem, że właśnie takie drobiazgi dodają mi siły i energii na kolejne dni. Pozwalają na chwilę uciec od zwyczajnej, szarej codzienności.
Ale z drugiej strony gdyby nie te święta, przygotowania do nich, to...
To z czasem nasze zwyczaje, tradycje powoli zniknęłyby. Nikt by o nich nie pamiętał i nie celebrował, tak jak my teraz. A przecież i my nie świętujemy już tak, jak to czyniły wcześniejsze pokolenia. Wiem, że za kilka lat zostaną znowu okrojone, mam jednak nadzieję, że nie tak szybko to nastąpi. Przecież święta pełne zwyczajów i tradycji mają swój urok. Nawet młodsze pokolenie czasem to przyznaje. Jednak, czy czekają ich takie piękne wspomnienia jak nasze? Ich świat zanurzony jest w ekranach w smartfonów, komputerów.... Czasem mi szkoda, że będą pozbawieni tych przeżyć. Ale przecież będą mieć swoje własne. Dla nich najpiękniejsze. Ale jednak...
Święta jednak minęły i nie ma co bezpodstawnie narzekać...
Zawsze jest jedna i niepowtarzalna
zauroczenie życiem tu i teraz
jedno spojrzenie i jedna myśl
powietrze przesycone pięknem
unosi marzenia nad wodą
zamykam ten moment w dłoniach
zamykam go w sercu...
Ważna jest ta chwila.
Jestem znowu w Domu. Zrzuciłam z siebie cały ciężar minionych dni w pracy. Wszystkie niepotrzebne, męczące mnie myśli zostały na zewnątrz, za ogrodzeniem ogrodu.
Czarna, gorąca, słodka herbata. Jasny, zielony wiosenny kubek, który ogrzewa ręce. Huśtawka. Słoneczne, spokojne, leniwe popołudnie... Król Słońce także chyba odpoczywa, bo tylko wygląda przez szparę w chmurach.
Dookoła cisza. No prawie... Ptaki trzepoczą i przekomarzają się w gałęziach drzew, wokół kwiatów brzęczą owady, tu i tam zaszczeka pies, czasem przejedzie samochód lub pociąg... Ale one są od lat elementem tego ogrodu. Świat bez tego byłby głuchy.
Jakże mi dzisiaj dobrze... Czegóż mogłabym sobie życzyć więcej do szczęścia? Szczęście przyszło do mnie na chwilę bez żadnego powodu. Szczęście, które nie potrzebuje niczego w zamian. Zwyczajna chwila, ale jakże w swej prostocie piękna, która wlewa w duszę i serce radość.
Nawet w górze przeleciał uśmiechnięty anioł muskając delikatnie swoimi skrzydłami puchatych chmur.
Każda taka chwila jest cenna, niezastąpiona. Warto się nią nacieszyć, gdy jest nam dana. Nie odkładajmy tych małych radości na inny moment. Są one tak ulotne, że potem nie dadzą się złapać.
Najchętniej zaszyłabym się tutaj w tym cichym, bezpiecznym kąciku, gdzie nie dociera tak bardzo pędząca szaro-bura codzienność.
Od dawna nie ukrywam, że takie spokojne życie bardziej mi odpowiada. Życie czasem pędzi dla mnie zbyt szybko. Czasem nie nadążam, ale nie zamierzam się tym przejmować. Równe, spokojne tempo nie jest złe. Ważne że prędzej, czy później osiągnę cel. Po co więc tak gonić ze wszystkimi? Warto czasem celebrować takie spokojne chwile.
Zwłaszcza, że dookoła świat tonie w bzach. Bzy od ponad pół wieku kwitną na naszej ulicy, osiedlu. Białe, fioletowe, purpurowe... Mała Dziewczynka zawsze szukała w nich tych pięciolistnych, przynoszących szczęście. Trzeba było jednak taki kwiatek zjeść...:))) Piękne to były czasy. Kto to jednak dzisiaj pamięta?
Bzy, kwintesencja panowania Pani Wiosny. Szkoda, że kwitną tak krótko...
Jedno tylko zakłóca tą chwilę. Nie ma już ukochanego, fioletowego krzaku bzu w ogrodzie. Takiego najzwyklejszego, ale dla Małej Dziewczynki zawsze najpiękniejszego. Od lat był podtrzymywany, bo zaczął się przechylać. Niestety dłużej było już to niemożliwe. Pień był w środku pusty... Serce boli, bo krzak dziesiątki lat temu sadził jeszcze Dziadek Małej Dziewczynki. Był taki jak w tym wierszu:
Napęczniały miłością
wykarmiony tęsknotą
łzami podlewany obficie
słońcem pieszczony i oczekiwany
zagląda do mojego okna
barwiąc szyby na kolor
dojrzałego dawno wina
wychodzę mu naprzeciw
dotykam pękatych kiści
rozmawiamy oboje o wszystkim
co żyje w naszej pamięci
…………………………….
czy krzak starego bzu
może być przyjacielem?
wiersze Basia Wójcik
Na pocieszenie w kąciku kilka lat temu od sąsiadów zajrzał do ogrodu biały bez. Zajrzał i postanowił na dobre wraz z korzeniami się rozgościć.
Doceniam te proste chwile w ogrodzie. Doceniam, tylko czasami czegoś brak… Bo jednak nie jest to już to samo, co kiedyś. Ale wiadomo, nigdy nie będzie. Trudno to czasem zaakceptować.
Oj zrobiło się nostalgicznie... A miało być tak pięknie. Myśli znowu pofrunęły w innym kierunku.