sobota, 30 lipca 2022

Świat z perspektywy kokonu

Nie wejdziemy już w ogrody
Ze słów naszych utworzone
Poprzez malutkie krople wody
Ogrody już roztłuczone
Nie wejdziemy już do domu
Który tkliwość budowała
Już w nim nie ma mieszkać komu
Tkliwość już się rozsypała

Patrzę na ogień dwa płomienie
Rozbłyski sploty przytulenie
Patrzę na ogień dwa płomienie
Rozbłyski sploty zapomnienie

Nie wejdziemy już na drogę
Która z marzeń się uwiła
Już tam więcej iść nie mogę
Droga nam się rozwidliła
Nie wejdziemy już w noc ciemną
Ani w światła lampy bujne
Ty nie pójdziesz więcej ze mną
Ani z tobą ja nie pójdę

Patrzę na ogień dwa płomienie
Rozbłyski sploty przytulenie
Patrzę na ogień dwa płomienie
Rozbłyski sploty zapomnienie
Ireneusz Iredyński
Nie chce mi się wierzyć, że już minęła Małgorzatka, która zwiastuje nam drugą połowę latka. Czas biegnie nieubłagalnie do przodu. Na szczęście  dzisiaj jest spokojny dzień. To sprzyja rozmarzonemu, refleksyjnemu nastrojowi.
Jak to czasem mam w zwyczaju, podobnie jak ULOTNE MOTYLE otoczyłam się niewidzialnym kokonem. Schowałam się w nim bezpiecznie i jak na razie nie mam zamiaru stąd wychodzić, a nawet wyglądać. Jest mi dobrze, wygodnie, spokojnie… Skorupka jest twarda i nic nie jest w stanie się do mnie przebić.
Odgrodziłam się i odizolowałam od świata na weekend. Nie chcę się teraz pokazywać. Nie chcę, aby ktoś próbował się tu dostać, aby naruszyć mój spokój.
Ale o ile dobrze znam życie, to dopóki ja pierwsza do świata nie wyjdę, nie odezwę się, to nikt nawet nie zauważy, że mnie nie ma. Jak na razie jest mi z tym dobrze.
Jednak moje wyciszenie, tak jak wszystko inne, nie może trwać wiecznie. Dlatego pewnie nie posiedzę tu długo. Znam siebie dobrze i wiem, że po pewnym czasie zacznę się wiercić i kręcić. Będzie mnie nosić, będę miała dość tej ciszy. Zajmę się znów codziennością i zwykłymi rzeczami.
Teraz jednak mogę się cieszyć z tego, spokoju i bezpiecznego miejsca, które sobie stworzyłam. Posiedzę w otaczającej mnie skorupce i niczego więcej nie będę chciała. Niczym panienka z okienka wieczorem popatrzę tylko przez okno na szykujący się do snu świat. Lubię spokój i ciszę nocy. Mogłabym godzinami spoglądać w niebo i gwiazdy, które są na wyciągnięcie ręki. A księżyc zaglądający w moje okno każdego dnia jest inny…. Nocą wszystko wydaje mi się inne niż o poranku. Czy lepsze, pogodniejsze? Pewnie nie, bo to poranki są pogodniejsze, niosą też nadzieję na lepsze....
Zaraz pewnie wraz z całym światem pójdę wędrować po zielonych pastwiskach snów. Zielonych??? Jakie kolory mają sny? Niestety nie pamiętam ich po przebudzeniu. Może sny są bez kolorów i dlatego tego nie pamiętam?
Niektórzy mówią, że szkoda czasu na spanie. Ileż można by zrobić gdyby nie trzeba było spać. Tyle jest nieprzeczytanych książek, tyle filmów do obejrzenia…W ciągu dnia wciąż brak na to czasu. Czas bowiem rozpływa się gdzieś wśród zwykłych codziennych zajęć. Potem zostaje wieczór i noc, ale i one mijają jak zawsze. Jesteśmy zbyt zmęczeni, aby cieszyć się ich urokiem. Ja także przeważnie wybieram sen niż delektowanie się aksamitem satynowej nocy.
Dobranoc, dobranoc mężczyzno,
Zbiegany za groszem jak mrówka
Dobranoc, niech sny Ci się przyśnią
Porosłe drzewami w złotówkach
Złotówki jak liście na wietrze
Czeredą unoszą się całą
Garściami pakujesz je w kieszeń
A resztę taczkami w PKO
Aż prosisz by rząd ulżył Tobie
I w portfel zapuścił Ci dren
Dobranoc, dobranoc mój chłopie
Już czas na sen

Dobranoc, dobranoc niewiasto
Skłoń główkę na miękką poduszkę
Dobranoc, nad wieś i nad miasto
Jak rączym rumakiem wzleć łóżkiem
Niech rycerz Cię na nim porywa
Co piękny i dobry jest wielce
Co zrobił zakupy, pozmywał
I dzieciom dopomógł zmóc lekcje
A teraz tak objął Cię ciasno
Jak amant ekranów i scen
Dobranoc, dobranoc niewiasto,
Już czas na sen

Dobranoc, dobranoc ojczyzno,
Już księżyc na czarnej lśni tacy
Dobranoc, i niech Ci sie przyśnią
Pogodni, zamożni Polacy
Że luźnym zdążają tramwajem,
Wytworną konfekcją okryci
I darzą uśmiechem się wzajem,
I wszyscy do czysta wymyci
I wszyscy uczciwi od rana,
Od morza po góry, aż hen
Dobranoc, ojczyzno kochana
Już czas na sen
Jeremi Przybora
Koniec lipca i początek sierpnia pogłębia ten mój nostalgiczny nastrój. Mam jednak nadzieję, że niedługo uda mi się wyrwać z objęć przeszłości i zatrzasnąć szufladę ze wspomnieniami. Jednak dzisiaj rzeczywistość nie pozwala mi na zbyt długo posiedzieć w skorupce, aby odpłynąć też do ubiegłego wieku. Bo jaka przyszłość nas czeka? 
Staram się nie wypowiadać tutaj, na pewne tematy, krytykować, czy też popierać, ale czasem, jak coś mnie..., to muszę, choć słowo napisać.
Patrzę z niepokojem na to, co dzieje się ze środowiskiem, powietrzem i nie rozumiem. Po co od lat byliśmy zachęcani do odchodzenia od używania węgla. Już wcześniej pisałam opowieść o SMOGU.
Teraz okazuje się, że wszystko to jest nieistotne. Większość ludzi czuje się oszukanych. Włożyli wiele wysiłku i pieniędzy w zmianę ogrzewania na bardziej ekologiczne, a teraz..... Teraz okazuje się, że nie miało to sensu.
Dzisiaj węgiel, a tak naprawdę odpady węglowe, są promowane przez państwo. Pierwszy program wsparcia dla nabywców węgla skończył się porażką, zanim zaczął działać. Dlatego rząd przygotował kolejny.
Ludzie, którzy w deklaracji CEEB wykazali węgiel, jako źródło ogrzewania, otrzymają 3 tys. zł dodatku na jego zakup. I co najbardziej oburzające, wcale za te pieniądze nie muszą kupować węgla. Mogą przeznaczyć je na inne cele, a do pieca wrzucać różne odpady, bo tak naprawdę za chwilę okaże się, że węgiel i tak jest nieosiągalny.
Uchwała antysmogowa np. w Małopolsce wyraźnie mówi, że konieczna jest wymiana kotłów na węgiel lub drewno, które nie spełniają żadnych norm emisyjnych. Miały one zniknąć do końca 2022r. I co teraz? 
Teraz właściciele kopciuchów śmieją się z tych, którzy przeszli na inne, nie tylko gazowe ogrzewanie. A przecież i gaz jest droższy, może go też zabraknąć. 
I co to będzie w przyszłości? Prawdopodobnie czeka nas zima w niedogrzanych domach i z  jeszcze większym niż zazwyczaj smogiem.
”Wszystko wskazuje na to, że węgla będzie zbyt mało, że ceny będą astronomiczne, że niektóre gospodarstwa domowe nie zdołają kupić wystarczającej ilości węgla i będą próbowali uzupełnić ten brak: chrustem, miałem węglowym czy nawet śmieciami” 
Może zatem powinnam na dłużej zostać w mojej bezpiecznej skorupce?  Ale nie za długo, bo trzeba się cieszyć kolorami natury, które niedługo może pokryć szary pył.
Ogród Dobrych Myśli
Jest ogród, gdzie są myśli tworzące dobro tego świata,
są to myśli piękne i zwiewne, jak kwiaty podczas lata

Myśli te są niczym delikatne kwiaty,
dzięki nim świat jest w piękno bogaty

Są tam myśli o zdrowiu, szczęściu i miłości
i każda inna myśl dobra, która w ludzkim sercu gości

Kto je w tym ogrodzie zasiał? Tego nikt nie wie.
One od zawsze tam były
i harmonię na świecie tworzyły
i także dziś pomogą będącemu w potrzebie

Czy to świadomie, czy też mimochodem,
jak znajdziesz trochę czasu - przejdź się tym ogrodem!

I zasiej tam swoich dobrych myśli parę,
aby rozkwitły i dały szczęście, miłość i wiarę

Dopomóż, aby ten ogród kwitnął wiecznie,
a zapanuje na świecie miłość, pokój i będzie bezpiecznie

Niech te myśli płyną od serca do serca jak rzeka,
niech każdy w końcu odzyska miano Człowieka!
znalezione w Internecie

sobota, 23 lipca 2022

Pochwała lenistwa???

Kiedy będę mieć forsy jak lodu
Kiedy poznam rozkosze zamęścia
Czy przybędzie mi trochę rozumu
Trochę szczęścia...

Gdy się wdrapię na szczyt tego świata
Poznam jego i czary i mary
Czy przybędzie mi trochę nadziei
Trochę wiary...

A tymczasem leżę pod gruszą
Na dowolnie wybranym boku
I mam to, co na świecie najświętsze
Święty spokój...

A tymczasem leżę pod gruszą
A świat obok płynie leniwie
I niczego więcej nie pragnę
Wręcz przeciwnie...

Gdy zasłużę na zbrodnię i karę
Kiedy wygram, co jest do wygrania
Czy się będą mi starzy znajomi
Jeszcze kłaniać...

Gdy wybiorę się w podróż do nieba
Gdy mnie złożą w ostatnie pudełko
Gdy przypomni się kamyk zielony
Stare szkiełko...

A tymczasem leżę pod gruszą...
Magda Czapińska
Każdy z nas marzy, żeby od czasu do czasu poleżeć pod gruszą na dowolnie wybranym boku. I nie ma w tym nic złego. Każdemu potrzebny jest odpoczynek. Zwłaszcza teraz, gdy dookoła panuje niemiłosierny upał. 
Jednak ostatnio przeczytałam, że wśród nas jest coraz więcej osób, które nie potrafią odpoczywać. A przecież dobry odpoczynek jest podstawą naszego prawidłowego funkcjonowania. Nasz organizm każdego dnia zużywa wiele energii, żeby uporać się z codziennymi problemami.
Pochłonięci pracą, z milionem spraw do załatwienia, ciągle w biegu, w poczuciu wiecznego niedoczasu zapominamy, że potrzebujemy chwili wytchnienia. A przecież nikt z nas nie jest ze stali. Jednak nie myślimy o tym, a wręcz przeciwnie.
Śpimy krócej niż nasi dziadkowie, a przecież sen to podstawowy sposób odpoczynku. Długotrwały brak snu może prowadzić do poczucia zmęczenia i przejawia się często w zaburzeniach nastroju, braku koncentracji. Kiedy w ciągu dnia dopada nas senność, to może warto przeznaczyć parę minut na drzemkę? Jeżeli mam taką możliwość, która niestety zdarza się bardzo rzadko, to po obiedzie staram się zrobić kwadrans sjesty. To na naprawdę pomaga, dodaje energii, ale taki odpoczynek w ciągu dnia nie powinien trwać zbyt długo.
Gdyby Isaac Newton nie wylegiwał się pod drzewem, nigdy nie odkryłby prawa ciążenia!
Leń
Na tapczanie siedzi leń,
Nic nie robi cały dzień.

"O, wypraszam to sobie!
Jak to? Ja nic nie robię?
A kto siedzi na tapczanie?
A kto zjadł pierwsze śniadanie?
A kto dzisiaj pluł i łapał?
A kto się w głowę podrapał?
A kto dziś zgubił kalosze?
O - o! Proszę!"

Na tapczanie siedzi leń,
Nic nie robi cały dzień.

"Przepraszam! A tranu nie piłem?
A uszu dzisiaj nie myłem?
A nie urwałem guzika?
A nie pokazałem języka?
A nie chodziłem się strzyc?
To wszystko nazywa się nic?"

Na tapczanie siedzi leń,
Nic nie robi cały dzień.

Nie poszedł do szkoły, bo mu się nie chciało,
Nie odrobił lekcji, bo czasu miał za mało,
Nie zasznurował trzewików, bo nie miał ochoty,
Nie powiedział "dzień dobry", bo z tym za dużo roboty,
Nie napoił Azorka, bo za daleko jest woda,
Nie nakarmił kanarka, bo czasu mu było szkoda.
Miał zjeść kolację - tylko ustami mlasnął,
Miał położyć się - nie zdążył - zasnął.
Śniło mu się, że nad czymś ogromnie się trudził.
Tak zmęczył się tym snem, że się obudził.
Jan Brzechwa
Wielu z nas po pracy układa się wygodnie na kanapie przed telewizorem. I tak, niczym leń z wierszyka Jana Brzechwy, który nic nie robi cały dzień, spędza wieczór lub nawet cały weekend. Po powrocie do pracy jesteśmy dalej zmęczeni. Dzieje się tak dlatego, że nie wszyscy umiemy odpowiednio się lenić.
Coraz więcej osób jeździ na rowerze, ćwiczy na siłowni czy biega. I bardzo dobrze, bo wysiłek fizyczny to niezły pomysł na chwilę próżniactwa, ale pod warunkiem, że zapomnimy o swoich zwyczajach z pracy. Bo nie o to przecież chodzi, żeby się znowu ścigać, choćby samemu ze sobą i bić jakieś tam rekordy.
Wyczytałam gdzieś, że: nadmiar wysiłku oraz stres skracają życie, należy więc leniuchować w odpowiedni sposób.
Co z tego wynika? Lepiej poleżeć sobie w hamaku patrząc w niebo, a potem pospacerować, niż brać udział w maratonie czy wspinać się na szczyty górskie.
Wtedy nasze szanse na długie życie wzrastają niepomiernie.
NADMIAR SNU MĘCZY,  ZBYT DŁUGI ODPOCZYNEK ROZLENIWIA, STAJE SIĘ CIERPIENIEM
Często podczas odpoczynku nie wyłączamy telefonu komórkowego w obawie, że coś może nas ominąć, że stracimy kontrolę nad sytuacją.... Jednak z drugiej strony na co dzień cierpimy na nadmiar informacji, jesteśmy wręcz nimi przytłoczeni. Marzymy o ciszy, ale nie podejmujemy w tym celu żadnych kroków.
Często nie wykorzystujemy naszych urlopów bojąc się tego co może się wydarzyć pod naszą nieobecność. Przecież jesteśmy niezastąpieni i bez nas a nóż świat się zawali. Kiedy zdarza się nam wolny weekend, nie wiemy, co ze sobą zrobić i… nadrabiamy różne zaległości.
Ja jednak staram się wysypiać, wyłączać telefon, odpoczywać....
Dzisiaj więc panuje u mnie totalne lenistwo. Zamknęłam do szuflady wszystkie sprawy, które mobilizowałyby mnie do jakiegokolwiek działania… Naturalnie jak każdego dnia wstałam wcześnie, ale dzięki temu mogłam się nacieszyć tym pięknym porankiem. W ogrodzie, w promieniach wschodzącego słońca piłam ciepłą herbatkę i z radością witałam nowy dzień. Cieszyłam się tą wyjątkową chwilą, która tak naprawdę była tak zwykła.
Bo przecież widok z tarasu mojego domu należy do najpiękniejszych: jabłonka, buk, świerk, hortensje, prześwitujący pomiędzy drzewami dom sąsiada i niebo. Wszystko to każdego dnia jest inne. Każda pora roku serwuje nam coś nowego. Za każdym razem jak spojrzę przed siebie, to  coś nowego jest dane mi zobaczyć. Dlatego jest to takie zachwycające. Spędzam na co dzień wiele godzin przed komputerem, dlatego czasem zatopienie się w takim widoku jest naprawdę kojące.
Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam
Na pierwszej stacji, teraz, tu!

Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, bo wysiadam
Przez życie nie chcę gnać bez tchu
Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę
Gubię wątek i dni
A jakiś bies wciąż powtarza mi, "Prędzej!"
A życie przecież po to jest, żeby pożyć
By spytać siebie, "Mieć, czy być"?
Bo życie przecież po to jest, żeby pożyć
Nim w kołowrotku pęknie nić (pęknie nić)
Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę
Gubię wątek i dni (wątek i dni)
A jakiś bies wciąż powtarza mi, "Prędzej!"
Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam
Na pierwszej stacji, teraz, tu!
Już nie chcę z nikim ścigać się, z sił opadam
Przez życie nie chcę gnać bez tchu
Będę tracić czas, szukać dobrych gwiazd
Gapić się na dziury w niebie
Jak najdłużej kochać ciebie
Na to nie szkoda mi
Zmierzchów, poranków, ni
Nocy, dni
Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę
Gubię wątek i dni
A jakiś bies wciąż powtarza mi, "Prędzej!"
A życie przecież po to jest, żeby pożyć
By spytać siebie, "Mieć, czy być"?
Bo życie przecież po to jest, żeby pożyć
Nim w kołowrotku pęknie nić (pęknie nić)
Magda Czapińska
Na szczęście współczesny świat, aby trochę zwolnić tempo wymyślił filozofię slow. Slow food i fast life jest odpowiedzią na niezdrowy fast food. Filozofia ta obejmuje nie tylko sposób odżywiania się, ale także  styl życia. Bo że warto od czasu do czasu poleniuchować udowodniono już nie raz. Zwalniając, stajemy się bardziej świadomi – siebie, swoich potrzeb, otaczającego nasz świata. Pozwalamy naszemu organizmowi na życie we właściwym dla niego tempie.
Nie śpiewajmy już „niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam”, ale wysiądźmy po prostu na pierwszej stacji, by chwilkę odpocząć.

sobota, 16 lipca 2022

Rzeczywistość i marzenia Małej Dziewczynki

Mijam ludzi
co w pośpiechu potrącają promień słońca
biegnący w darze ciepła
są jak rozrzucone liście które poszybują podniebnym lotem
poza zasięg naszych myśli

niespokojne podmuchy wiatru
zasypują ich oczy kurzem

jakby nie było gwiazd
które iskrami potrafią rozpalić nadzieję
chciałabym podnieść każdy liść 

i promień poskładać na nowo
i kurz zamienić w gwiazdy
ale ich bieg wytrąca z ręki

kolejny promień słońca
Jestem zmęczona, a przecież nie powinnam. Przecież dopiero nie tak dawno ruszyłam się z mojego zakrętu i przeszłam niewielki kawałek drogi.
Nie mam już jednak siły na kontakty ze spółdzielnią mieszkaniową. Mam ich po prostu dość. Publicznie nie używam pewnych słów, jednak najchętniej bym je im wykrzyczała. Od stycznia trwa remont elewacji w moim bloku.
Pisałam o tym TUTAJ
Panowie zaczęli tylko prace, położyli styropian, ale go nawet nie wyrównali  i poszli sobie na inny budynek, zostawiając nieuprzątnięty plac budowy. Wrócą może we wrześniu. Ale czy na pewno? W grudniu najpóźniej, bo do końca roku mają czas na zakończenie prac. Od miesięcy nikt w spółdzielni nie potrafi odpowiedzieć na pytanie dlaczego budynki nie mogą być ocieplane kolejno od początku do końca. Jak jeden się skończy, to dopiero mógłby być robiony kolejny. Przecież można byłoby pomęczyć się kilka tygodni... Ale tak długo? Dlaczego cały rok mam żyć za folią i banerem?  Zresztą nie tylko ja. Bo Wykonawcy tak najwygodniej? To nic, że niektórych okien nie da się otworzyć, nie wspomnę już o braku możliwości korzystania z balkonu.
Na początku roku kazali usunąć wszystko z balkonu. Posłusznie zdjęłam doniczki, bo myślałam, że będzie to trwało, podobnie jak w sąsiedniej spółdzielni, miesiąc, góra dwa. Niestety mamy już...
Padły wszystkie kwiaty balkonowe, które pielęgnowałam latami. Na rudbekię czekałam kilka lat, aby powstały samoodradzające się kępy prawie w każdej doniczce. Piękna, duża lawenda uschła, kilkuletnie goździki padły. Jak co roku nie pojawiły się rozsiewające się niezapominajki, panienki, groszek kwitnący, aksamitki i sięgający do słońca wilec. Za radą BASI w zeszłym roku posadziłam kilka doniczek bluszczu, który pięknie mi przezimował. Niestety, ale i on nie przeżył remontu. A tak na niego chuchałam, aby dobrze się ukorzenił i przetrwał mrozy. Praca i troska na darmo.
Nie ma też świeżego szczypiorku, pietruszki, koperku...
Serce cały czas pęknięte i krwawiące.... Cały długi rok zmarnowany (dla spółdzielni to przecież tylko rok). Dla mnie aż rok. Wszystko trzeba będzie zacząć od nowa. A nie mam już tyle siły i radości w sobie. Czy warto? Jest jeszcze ogród w Domu, ale to nie to samo.
A  nie tak wymarzyłam sobie mieszkanie z balkonem. W ogóle całe życie miało być inne. No nie tak dosłownie całe, bo wiele ,rzeczy nie zamieniłabym na nic innego. 
Jednak cała ta sytuacja wywołuje w mojej duszy smutek, za innym życiem, bardziej prostym, toczącym się w zgodzie z naturą i porami roku.
Szata
Jestem wędrowcem
każdego dnia dokonuję wyborów
rzucam losy
niecierpliwie oczekując wygranej
kłócę się z Bogiem
kładąc na szali życia własne pragnienia
wybiegam z tłumu
ogarnięta żądzą pierwszeństwa
w obawie

by inni nie zagarnęli mojego szczęścia
zdobywam
gromadzę
obciążona pozorem wygranej
upadam pod ciężarem zdobyczy
przygniatają mnie myśli niespokojne
bo scenę ukrzyżowania
znam na pamięć
przybywam w roli kata
ukrytego za zasłoną serdeczności

jakiej szaty pragnę
jaką suknię przytulę do serca
bym nie musiała uciekać przed sobą?
Mała Dziewczynka, od zawsze wyobraża sobie świat, w którym nie ma pośpiechu. Jest za to zawsze czas na wypicie herbaty w ulubionym kubku lub filiżance, czytanie książek, które nie piętrzą się obok fotela jak teraz  w oczekiwaniu na swoją kolej, na spacery po lesie. Świat w którym budzi się o świcie wraz z Królem Słońce, a zasypia, gdy zapada noc.  Chociaż czasem można byłoby podziwiać śpiący dookoła świat. Chciałaby patrzyć jak zmienia się panowanie córek Króla Słońce, ale w typowym, naturalnym od wieków porządku. Zima powinna być biała, dostojną Panią Zimą, a jej najmłodsza siostra zwiewną, łagodną i kolorową Królewną Wiosną.    
Mała Dziewczynka chce obserwować, jak z każdą godziną, dniem porą roku zmienia się kąt padania promieni słonecznych w jej domu. Rano powoli i nieśmiało zaglądające do sypialni promyki słońca, a popołudniu festiwal ciepłych kolorów na ganku domu.
Dom jest drewniany, ale zadbany, w miarę nowy i niewymagający dużo prac remontowych. Do tego Mała Dziewczynka nie ma zdolności i chyba cierpliwości (po ostatnim wielomiesięcznym mieszkaniu za zafoliowanymi oknami).
Jednak dom jest ciepły i przytulny.
Dookoła domu położonego na pagórku, roztacza się trochę tajemniczy ogród, gdzie praktycznie wszystko rośnie, gdzie chce, no ale tak nie do końca. Bo tak do końca ogród ogród nie może być całkiem zdziczały. Jakieś granice muszą być. A zresztą Mała Dziewczynka lubi mieć trochę kontroli nad tym, co u niej rośnie, a raczej rosło. Obecny remont zniweczył lata jej pracy i troski o kwiaty balkonowe. Nic z nich nie zostało.
W zaczarowanym ogrodzie nie będzie typowych, prostych, wymuskanych i wyżwirowanych ścieżek. Z trawy mogą bez obawy wyglądać żółte główki mleczy, fioletowe koniczyny, niebieskie niezapominajki, biało-żółte stokrotki.... Tak kwiaty będą mogły rosnąć jak chcą i gdzie chcą. No prawie, czasem drobne zabiegi pielęgnacyjne są potrzebne. Jednak na poletku warzywno-owocowo-ziołowym trochę porządku będzie musiało być.
W kuchni Małej Dziewczynki zawsze zatem będą świeże owoce, warzywa, zioła.... No i oczywiście obowiązkowo miód. Może z własnej pasieki? A na stole nie będzie mogło zabraknąć wazonu z kwiatami.
Czy to w ogóle jest możliwe? Czy takie życie istnieje gdziekolwiek? Czy w dzisiejszych czasach pełnych coraz bardziej konsumpcjonizmu, interesowności, pośpiechu, hałasu, braku uważności, szacunku do drugiego człowieka i natury, można uciec na własne Zielone Wzgórze?
Można. Ostatnio trafiłam na niesamowitą historię Tashy Tudor - kobiety, która dosłownie cofnęła czas. Dzisiaj tylko zdjęcia z jej życia. A później, tylko nie wiem kiedy, jej niezwykła historia.
Kwitnące chatki
zakwitają studnie i płoty
bazie i mlecze
stokrotki i kaczeńce
rozprawiają o świcie
nad tajemnicą poranka
zaglądającego chatkom w okna
jak w baśni

cicho tu
z dala od zgiełku
rozkwita mój świat

kolorami serca
wciąż zakochanego
w urodzie zakwitających domów

przychodzę tu
zebrać płatki
wciąż młodej nadziei
pochylić głowę
przed wiecznością
trwać
w nieprzerwanym pięknie
niech  znów zakwitną domy
na zawsze pod polskim niebem..
wiersze Basi Wójcik


niedziela, 10 lipca 2022

Niepozorny, ale niezwykły karolek


Kminek
Dziękuję ci kminku dziękuję
Że chleb z tobą lepiej smakuje
Rośniesz dyskretnie nieśmiało
Nie chcesz by cię podziwiano

Dzisiaj opowieść o małym, aromatycznym ziarenku, w którym zakochałam się w Czechach, o przepraszam w Czechosłowacji. Wówczas to po raz pierwszy spróbowałam chleba z kminkiem. Jakże inaczej smakował on od tego zwykłego krajowego. Mój brat nie był nim jednak zachwycony. Zresztą do dzisiaj nie przepada za kminkiem.
Kminek, jakże wspaniale pasował do chleba. Wystarczyło tylko jeszcze masło i można było się tym zajadać.
Kminek zwyczajny to jedno z najstarszych ziół przyprawowych i leczniczych.
W całej średniowiecznej Europie kminku używano do mięs, zup oraz pieczywa.
W Polsce znany jest od X wieku, ale jego historia jest znacznie dłuższa. 2,5 tysiąca lat temu znaleziono jego owoce w osadach niemieckich i szwajcarskich.
Starożytni Grecy i Rzymianie również znali i używali tej przyprawy.
Kminek w stanie naturalnym występuje w Środkowej Europie, Azji, Afryce Północnej i Australii. W Polsce jest także uprawiany, główne plantacje znajdują się na Żuławach i na północy kraju. Na dziko zioło porasta głównie łąki, pastwiska, nieużytki i przydroża. Jest to dwuletnia lub wieloletnia roślina. W pierwszym roku tworząc rozetę na ziemi, a dopiero w drugim lub w trzecim wyrastają pędy kwiatowe.
Pierwsze wzmianki o kminku można znaleźć w Starym Testamencie w księdze Izajasza.
Zaprawdę, nie młockarnią młóci się czarnuszkę, ani też koło wozu nie bywa taczane po kminku – lecz czarnuszkę wybija się cepem, a kminek kijem. (kminek i czarnuszka - nie wiem co lepsze do chleba)
Pisali o nim Teofrast, Dioskorydes i Pliniusz, wychwalając jego właściwości przyspieszające metabolizm i neutralizujące działanie trucizn.
Awicenna już w XI w. zalecał kminek do leczenia nadwagi. Owoce kminku z takim wskazaniem są dziś stosowane w medycynie ludowej Iranu
W Polsce kminek był używany jako przyprawa już w czasach Piastów. Został wymieniony w kapitularzach Henryka Pobożnego, znalazł się także na listach cen przypraw miasta Gdańska, pochodzących z 1410 roku.
Polskie nazwy ludowe to: karolek, karulek, kmin polny, karolek pospolity, kinin, karulek pospolity, karba, hanyż, hanysz. Ale należy rozróżnić nazwy kmin rzymski i kminek
Brzmią one podobne, ale w rzeczywistości, są to dwie odmienne przyprawy
W średniowieczu zioło to było szczególnie popularne w kuchni germańskiej i angielskiej.
Kandyzowane owoce kminku spożywano na deser, szczególnie po sutych ucztach. W XVIII wieku na potrzeby lekarskie zalecano stosować jedynie świeże, mięsiste, zielonkawe niełupki i „pachnące korzenie”. Mawiano, że roślina ta rozgrzewa, wzmacnia żołądek, działa wiatropędnie i uśmierza kolki jelitowe.
Przypisywano mu właściwości magiczne. Chronił przed czarownicami i zapobiegał rozstaniom. Kminek noszony w woreczku przy odzieniu odpędzał złe duchy. Ta niewinna przyprawa przez wiejskie "wiedzące" i zielarki używana była także jako składnik tajemnych eliksirów miłosnych. Podanie ludowe głosiło, że szczególnie cenną właściwość zarówno dla zdrowia, jak i przy odczynianiu uroków miał kminek zażywany 24 czerwca, na świętego Jana. Pod kołyską dziecka stawiano garnek z naparem z kminku, by odstraszyć złe demony.
Kawałek
Mijają lata
ze mnie już tylko kawałek
prawie że mnie nie ma
a tymczasem rośnie rumianek
krwawnik roztarty pachnie jak chryzantema
sowa brwi marszczy
kminek smak obiadu uświęca
prowadzi zakochanych
od kotleta do serca
Medycyna ludowa w wielu regionach świata zaleca owoce kminku do leczenia rozmaitych dolegliwości. Według starych systemów medycznych Indii kminek jest środkiem wiatropędnym, przeciwskurczowym, ściągającym, pomaga w zwalczaniu biegunki, bóli głowy i dyspepsji. W Polsce  jest zalecany przy niestrawności, wzdęciach, braku apetytu i jako środek mlekopędny. W Rosji stosuje się go przy zapaleniu płuc, w Wielkiej Brytanii jako lek żołądkowy i wiatropędny, w Indonezji do stanów zapalnych skóry.
Kminek poprawia również apetyt i odświeża oddech. Leczy także stany zapalne i bakteryjne skóry. Czasem zaś sam kmin naparzony przykłada się od bólu głowy. Na ból zęba pali lud fajkę z kminkiem. Kminek należy także obok rozmarynu, róży, bławatu,
rojnika do składników, które zalewa się wódką żytnią i w ten sposób sporządza się lek do przemywania oczu. Odwar nasienia kminku leczy kolki u dzieci. Okłady ciepłe z kminku są używane na ból pod piersiami. Dla dzieci na kaszel brało się soku pietruszczanego, kminu tartego, mleka kobiecego, wszystko to razem zmieszane i ocukrzone w odpowiedniej proporcji dawano ciepłe pić dzieciom. Także do lekarstwa przeciw zbytnim upławom wchodziła pewna ilość kminu oraz stosowano kminek na chorą macicę. Paraliż powstały z wiatru leczy się porcją kminku i gorczycy, które się gryzie i połyka lub też pije odwar.
Także dla zwierząt domowych stosuje się kminek. Picie odwaru kminku jest skuteczne na podźwignięcie się lub potłuczenie kobyły źrebnej. Syreński zaleca karmienie gołębi Cuminum cyminum, aby nie opuszczały gołębnika. Pypeć u kur leczy się przez nazbieranie kminku podczas żniw i wkładanie go kurom do napoju. Haur zalecał jako obronę przeciw komarom zgryzienie w ustach Carum carvi i nasmarowanie tą śliną rąk i twarzy albo też warzenie w wodzie kminku i kropienie tym izby, aby komary uciekły.
We współczesnym lecznictwie owoce kminu mają przede wszystkim działanie rozkurczowe i wiatropędne. O jego wartości decyduje zawarty w nim olejek.
Ponadto nasiona zawierają: białko, tłuszcze, błonnik, skrobię, cukry proste, flawonoidy, garbniki, kumaryny, witaminy (A, B, C), sole mineralne i...
Wykazuje również działanie przeciwbakteryjne i przeciwgrzybiczne.
Kminek wpływa także na pobudzenie apetytu i lepsze trawienie. Ułatwia przyswajanie składników pokarmowych i usuwa stany skurczowe w przewodzie pokarmowym. Wzmaga czynność gruczołów trawiennych i hamuje szkodliwe procesy gnilne i fermentacyjne w jelitach. Dla matek karmiących jest on cennym środkiem zwiększającym ilość produkowanego pokarmu. Dodatkowo substancje czynne, które wraz z mlekiem przedostają się do organizmu dziecka łagodzą wzdęcia i wpływają uspokajająco na niemowlę.
Kminek jest polecany dzieciom i osobom starszym jako łagodny środek regulujący trawienie i zapobiegający bolesnym wzdęciom.
Ze względu na właściwości rozkurczające mięśniówkę oskrzeli zalecane jest przyprawianie potraw owocami kminku przez osoby chorujące na astmę.
Napary z kminku można stosować zewnętrznie na stany zapalne skóry, przemęczone oczy lub w przypadku zapalenia spojówek, jak również przy wrzodach żołądka i dwunastnicy. 
Aromaterpia poleca olejek kminkowy przy dolegliwościach gastrycznych: niestrawności, wzdęciach, nudnościach, wymiotach, zatruciu pokarmowym. Masaż lub kąpiel z olejkiem kminkowym są wskazane w chorobach układu moczowego, otyłości i cellulicie.
Inhalacje łagodzą dolegliwości nosa i gardła w okresach przeziębienia lub alergii.
Mimo, że olejek jest bezpieczny dla zdrowia, zbyt duża dawka może spowodować podrażnienie skóry.
Kminek zwyczajny daje charakterystyczny, cierpki, lekko gorzki smak różnego rodzaju serom, pieczywie.
W gospodarstwie domowym kminku dodaje się do bardzo wielu dań: ziemniaków, kapusty, buraków, mięsa, ryb, różnego rodzaju serów, zup i sosów. Przed użyciem warto kminek namoczyć lub zmieszać z solą. Dobrze komponuje się również z pieprzem, cebulą i czosnkiem.
Jest niezbędnym dodatkiem do niemieckiej pieczeni Sauerbraten. Wędzone i odtłuszczone sery z Austrii, Niemiec, Węgier, Holandii i Skandynawii zawierają całe ziarno kminku. Używa się go także do wypieków: pasztecików, solanek, paluszków.
Wiele potraw nie istnieje w ogóle bez kminku lub po prostu nie smakuje, tak jak smakować powinno. Dla mnie kminek powinien np. być dodawany do ćwikły, gotowanej kiszonej kapusty, smażonego sera... Niestety jego aromat jest tak charakterystyczny, że w mojej rodzinie dzieli jej członków na swoich przeciwników i wielbicieli.
Za przyprawę mogą służyć również młode liście kminku, które zawierają te same substancje co owoce, a ponadto wiele witamin, enzymów i kwasów organicznych.
Ponadto, kminek jest doskonały do trunków. Najbardziej znanymi przedstawicielami kminkówek są Akvavit, Kummel i Alasz.
Szkoda tylko, że nie wszyscy lubią to małe, aromatyczne nasionko
Drzewa niewierzące
Drzewa po kolei wszystkie niewierzące
ptaki się zupełnie nie uczą religii
pies bardzo rzadko chodzi do kościoła
naprawdę nic nie wiedzą
a takie posłuszne

nie znają ewangelii owady pod korą
nawet biały kminek najcichszy przy miedzy
zwykłe polne kamienie
krzywe łzy na twarzy
nie znają franciszkanów
a takie ubogie

nie chcą słuchać mych kazań gwiazdy sprawiedliwe
konwalie pierwsze z brzegu bliskie więc samotne
wszystkie góry spokojne jak wiara cierpliwe
miłości z wadą serca
a takie wciąż czyste
wiersze ksiądz Jan Twardowski

sobota, 2 lipca 2022

Lipcowe smaki Małej Dziewczynki

Czereśnie
Rwałem dziś rano czereśnie,
Ciemno-czerwone czereśnie,
W ogrodzie było ćwierkliwie,
Słonecznie, rośnie i wcześnie.

Gałęzie, jak opryskane
Dojrzałą wiśni jagodą,
Zwieszały się omdlewając,
Nad stawu odniebną wodą.

Zwieszały się, omdlewając
I myślą tonęły w stawie,
A plamki słońca migały
Na lśniącej, soczystej trawie
Julian Tuwim
Słońce wstało wielkie i czyste, jakby umyło się w porannej rosie. Nadchodzi kolejny letni dzień.
Jak co roku nie chce mi się wierzyć, że pierwsza połowa roku minęła tak szybko. Niestety zegary i kalendarze nie zważają na to, że niektórzy choć na chwilę chcieliby się zatrzymać. Ja teoretycznie na brak wolnego czasu nie powinnam narzekać, jednak praktycznie jest zupełnie inaczej. Jak to wytłumaczyć? Nie wiem. 
Minął czerwiec, zachwycający zapachami i nastał lipiec, przynosząc ze sobą pogodne, jeszcze długie wieczory i ciepłe poranki.
Ale i on pozazdrościł czerwcowi i również powitał nas słodkawym zapachem kwitnącej natury. To właśnie teraz lipy obsypują się pięknie kwitnącym i przyjemnie pachnącym, kwieciem. To raj dla pszczół i smakoszy, którzy twierdzą, że nie ma lepszego i zdrowszego miodu, aniżeli lipowy.
Brzozy rozsypują dookoła drobne skrzydlate orzeszki z nadzieją, że rozsieją się tam, gdzie w przyszłości pojawi się las.
To właśnie w lipcu zakwitają najbardziej sielskie kwiaty. Malwy, floksy, lilie, groszki. Lipiec to czas pięknych, kolorowych bukietów. W ogrodzie kwiatów pełno, że czasem nie żal zrywać.
Lipiec jest to zazwyczaj najcieplejszy miesiąc w roku. A nawet niedawno usłyszałam, że przewidują, że będzie najcieplejszy od kilkudziesięciu lat:((( 
Niestety mimo, iż lato dopiero się rozpoczęło, dnia już ubywa. Jednak lipiec potrafi być bardzo kapryśny.  Mając na uwadze doświadczenia sprzed lat czasem spoglądamy na niebo z obawą i pewnym strachem. 
Co w tym roku ześlą nam niebiosa? Gwałtowne ulewy czy też z obłoków popłyną palące promienie słońca?
Podczas upałów natomiast świat się wycisza, a nawet zasypia. Milkną nawet ptaki.
Rozmajaczył się dzisiaj mój sad czereśniowy,
Ku księżycowi ścieżką wytężony krętą.
Noc go czyni podobnym do mrocznej alkowy,
W której drzewa uśpione wraz z ich snem zamknięto!

Rozmajaczył się dzisiaj mój sad... Wszak w południe
Dziewczęta rwały tutaj dojrzale czereśnie.
Wyszły potem. Owoce, iskrzące się złudnie,
Skryły się w mroku nocy, niby oczy we śnie.

Skryły się w mroku nocy, — ale, idąc sadem,
Czuję wpośród ciemności ich ciężkie zwisanie, —
Czuję czyjeś spojrzenie na mem czole bladem:
Jest ktoś w sadzie, co patrzy i co ma swe trwanie...

Rozmajaczył się dzisiaj mój sad, jakby w sobie
Nie jedną, ale tysiąc nagromadził nocy!
Z czereśni pod przymusem niewiadomych mocy
Tryska światło czerwone ku głębin ozdobie!
Bolesław Leśmian
Mała Dziewczynka kiedyś kochała lipiec nade wszystko. Niektórzy to wiedzą, inni dopiero poznają czytając wcześniejsze opowieści. Jeżeli nadal mają ochotę to warto zajrzeć do Lipcowych nostalgii, Barw i zapachów lataWakacji Małej DziewczynkiLata nie tylko Małej Dziewczynki.

Od lat tęsknota za Dziadkami, letnimi wakacjami, działką..... rozrasta się jak kłącze.
Lipiec pozwalał się jej cieszyć prawdziwą paletą nie tylko kwiatów, owoców ale i warzyw. Młode ziemniaki, fasolka, kalarepka, marchewka, zielony groszek....
Na początku lipca Mała Dziewczynka zachwycała się słodkimi czereśniami, które pojawiały się niestety tylko na chwilę. Wcześniej Dziadek ochraniał rosnące na drzewie owoce przed szpakami. Gdy zdejmował siatkę, Mała Dziewczynka wdrapywała się na drzewo, siadała pomiędzy gałęziami i zaczynała ucztę (tylko jakim cudem? Przecież od zawsze Mała Dziewczynka ma lęk wysokości i nawet na drabinkę wchodzi z obawą)
Trochę czereśni udało się zawsze uratować. Z nich Babcia robiła najlepszy pod słońcem kompot. Zanim jednak czerwone kuleczki trafiały do garnka, to wszyscy siedzieli przy stole w pięknych kolczykach na uszach, obierając nie tylko pozostałe czereśnie. Bo wszak na działce było mnóstwo  warzywno-owocowe pyszności. Mała Dziewczynka najbardziej wolała zbierać i obierać czerwone porzeczki (gdzie teraz podziały się z nich robione przetwory???). Szło szybko i sprawnie. Z czarną porzeczką i agrestem było bardziej mozolnie. Groszek zielony Mała Dziewczynka obierała rzadko. Babcia dobrze wiedziała, że tylko połowa trafi do miseczki.
Świeże młode ziemniaki, koperek i zielona fasolka, kalafior, kapusta lub sałata za chwilę pojawiły się na stole. A aromatyczny zapach obiadu witał każdego już od progu.  Zwłaszcza Dziadek wracający po pracy je z apetytem najpierw letnią babciną zupę gotowaną na piecu, czy to jarzynową, czy też owocową ze śmietanką i szczyptą cynamonu.  Nie większa od stołu Mała Dziewczynka dostawała swoją specjalnie dla niej gotowaną zupkę z drobno pokrojonymi lub przetartymi jarzynami. Ona jednak podchodziła do Dziadka z łyżką, zadzierała głowę i pytała czy może jeść z nim. Zdecydowanie wolała, ku zdziwieniu Babci, jeść naprędce ugotowany kapuśniak z młodej kapustki, pełen zielonej pietruszki i koperku z dużymi kawałkami ziemniaków, marchewki... i mięsa.  Zadowolony Dziadek uśmiechał się i sadzał na taborecie obok siebie wnuczkę. Po jakimś czasie Babcia odpuściła, chyba też z ulgą i Mała Dziewczynka jadła, już ze swojego talerza, to co inni. Czy czegoś z warzyw Mała Dziewczynka nie jadła?
Wszak tyle ich było na działce. Rosły tam jeszcze pomidory, bób, marchew, pietruszka (zwłaszcza ta naciowa uwielbiana przez Małą Dziewczynkę), seler, buraki z botwinką. No i oczywiście najwspanialsza, najlepsza, chrupiąca kalarepka. 
Póki żyła Babcia Mała Dziewczynka nie przepadała za pomidorami. Dopiero potem zaczęła je uwielbiać i nawet pamięta ten moment, kiedy nimi się zachwyciła.
Na działce ileż było owoców tych słodkich i tych kwaśnych. Najpierw Mała Dziewczynka spragniona po roku szkolnym wcinała czereśnie, truskawki i papierówki, których smak pamięta do dzisiaj. Czasem udało się też uzbierać garść poziomek, którą wkładała do buzi, jak dłoń była już pełna tych kuleczek. Nieco później dojrzewały kwaśne porzeczki i wiśnie, agrest oraz słodkie maliny.
Agrest.... W pewien sposób bliski dla Małej Dziewczynki. Niestety coraz rzadziej w ogrodach uśmiecha się on do świata spod kolczastych zielonych krzaków. A przecież kiedyś było go zdecydowanie więcej. Mała Dziewczynka do dziś pamięta te z działki swoich Dziadków. Słodkie, dojrzałe, z meszkiem na skórce. Jednak nie pamięta, kiedy ostatni raz je jadła.
Niestety te uczucia, przeżycia, smaki, zapachy nie wrócą.
Co prawda większość z nich dostępnych jest teraz przez cały rok, ale dla Małej Dziewczynki, to już nie to samo. Warzywa i owoce powinny być jedzone, gdy rozpoczyna się ich sezon. Są o wiele zdrowsze i smaczniejsze (oczywiście wyjątkiem są ziemniaki, marchew, jabłka, kapusta...).
Na razie Mała Dziewczynka cieszy się darami natury. Wszak nie brakuje słodkich czereśni (cena o zgrozo!!!), kwaskowych wiśni i porzeczek, chociaż w poprzednich latach były tańsze.
Może więc chociaż maliny będą tańsze?
Laura i Filon
A jawor był szumiący, ponury i siny,
miał dużo, dużo liści, jak drzewo na sztychu.
– Koszyk miły pleciony był z cienkiej wikliny,
maliny w nim różowe śmiały się po cichu…
Filon w zielonym fraczku był jak pasikonik,
Laura miała łzy w oczach i przepaskę modrą,
wśród książkowej, pożółkłej i francuskej woni
leżała, chudą rękę oparłszy o biodro…
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska