Wstał kolejny letni, cichy, orzeźwiający świt. Jak zazwyczaj był złocisty, lecz dziś jakby odrobinę blady. Dodaje mi jednak energii i siły przed kolejnym upalnym dniem. Chłód za chwilę zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, aby ponownie pojawić się wieczorem. Ale przecież wiadomo od świętej Anki (to już niedługo) chłodne wieczory i ranki. I jak dla mnie tylko one mogłoby być. Po co te upalne południa i popołudnia? Do tego jeszcze burzowe.
Podziwiam królewnę Lato, że w taki dzień ma silę pracować w polu, ogrodzie.... Od dawno wiadomo, że to najpracowitsza córka króla Słońce.
Jednak znowu odeszłam od tematu, przecież nie o tym chciałam pisać.
Minął kolejny ranek otulony mgiełką nostalgii. Ale latem takie ranki często się zdarzają. Jak każdego roku więc o tej porze powracają wspomnienia o moich dziadkach, a ja znowu błądzę myślami w poprzednim wieku i mieszkam we wspomnieniach. W świecie, który już nie istnieje.
Trudno się jednak ot tak cofnąć do kalendarza sprzed wielu lat. A przecież dobrze go pamiętam. Tuż przy drzwiach w kuchni Dziadków wisiał kalendarz, z którego codziennie Babcia lub Dziadek wyrywali kartkę. To był nawet taki rytuał. W lecie, kiedy tam przebywałam, kalendarz stracił już trochę na swojej wadze, ale z uporem dążył do szczuplejszej figury. Pod koniec roku był już chudziutki, tak że znikał i a jego miejsce zajmował następny, gruby i ciężki, który radośnie odmierzał kolejne dni i dostarczał również ciekawych informacji - kulinarnych, ogrodniczych, astrologicznych... Czasem zdarzało się nawet, że opowiadał dowcip lub pokazywał żart rysunkowy. Bardzo lubiłam ten codzienny rytuał i z niecierpliwością czekałam, co też można przeczytać lub zobaczyć na drugiej stronie kartki. Ale o kalendarzu już pisałam
Kartki z kalendarza
Kartkę z kalendarza, wyrywasz codziennie.
Czynność tę od lat, powtarzasz niezmiennie.
Lecz każda karteczka, powie coś innego,
Kiedy ją przeczytasz, wiesz już coś nowego.
Wiesz o imieninach, jaką mamy datę,
Ale też i o tym, czym nakarmić tatę.
Również o tym kiedy, wiosna nas przywita,
O tym, że agawa, raz w życiu zakwita.
Są tam też rocznice, ważne i mniej ważne
I opisy z życia, też na niepoważnie.
Kartki z kalendarza, choć tak bardzo małe,
Wiedzę nam poszerzać, będą przez rok cały.
znalezione w Internecie
W domu Dziadków były też inne rytuały.
Na wprost łózka w sypialni wisiał zegar. Dziadek o stałej porze ciągnął za łańcuchy, na których zawieszone były obciążniki. Gdy tylko podjeżdżały do góry, zegar oddychał z ulgą, uśmiechał się i potakiwał nam wahadłem. Znów miał siłę liczyć kolejne minuty i godziny. Tik tak, tik tak..... A przy każdej godzinie donośnie wołał bim bam, bim bam.... Dzisiaj, jak go wspominam z rozrzewnieniem, to zastanawiam się, jak to możliwe, że udawało się nam spać w nocy. Teraz pewnie nie zdecydowałabym się na taki eksponat. Jednak gdyby to był ten jeden, jedyny, to kto wie... Ale pewnie wyłączyłabym to bicie.
Stary zegar od pradziada
Stary zegar od pradziada
Nic nie robi, tylko gada...
Ledwie skończył – już zaczyna;
Co godzina – to nowina.
„Ej, wy dziatki ! Czy wy wiecie,
Jak bywało niegdyś w świecie?
jak bywało na tej ziemi
Przed latami, przed dawnymi?...
Tarcza moja, tak jak słońce,
Biła sercem szczerozłotym,
Sławnych godzin sta, tysiące
Wydzwoniłem swoim młotem.
Miałem w piersi głos ogromny:
Grałem marsze i mazurki,
I polonez wiekopomny
O tym królu, co bił Turki.
Dziś mi nikt już nie poradzi,
Z wiatrem poszło moje zdrowie...
Zapytajcie tylko dziadzi,
To on resztę wam opowie’’.
Stary zegar mruczy w ciszy,
Zgięta skrzypi w nim sprężyna
Ledwo idzie, ledwo dyszy
Przecież znowu bić zaczyna.
znalezione w Internecie
Codziennie Dziadek czytał regionalną gazetę. Wędrówka z Babcią lub Dziadkiem do pobliskiego kiosku zawsze była dla mnie atrakcją. Z czasem sama po nią biegałam i z ciekawością zaczęłam przeglądać. Teraz jak jestem w tamtych stronach, to staram się do niej zajrzeć. Każdego dnia siedziałam na taborecie w kuchni i patrzyłam jak Babcia rozpala ogień w piecu i nastawia wodę na ziemniaki. To nic, że obok stała kuchenka gazowa. Z pieca zawsze wszystko smakowało lepiej, a dla takiej dziewczynki jak ja było też ciekawsze.
Prawie codziennie wędrowaliśmy na drugi koniec miasteczka. Tam znajdowała się działka Dziadków. Zdecydowanie jednak wolałam, jak jechaliśmy z Dziadkiem samochodem. Było wówczas wygodnie i szybko.
Wówczas droga, którą podążaliśmy piechotą, wydawała mi się bardzo męcząca. Najpierw długą boczną, nieasfaltową drogą, potem marsz tuż przy torach kolejowych, następnie wspinaczka uliczką pod górkę i już było blisko.
Najbardziej pamiętam marsz wąską ścieżką tuż przy torach.
Jednak, aby dojść do torów należało bardzo uważać, bo często w pobliżu wędrowały gęsi. czekając na przechodniów.
Najciekawiej było, jak zbliżał się pociąg.
Dobrą minutę przed przyjazdem pociągu słyszeliśmy jak szepczą i mruczą tory. Potem zaczynały śpiewać. Na początku było cichutkie mormorando, potem głośniejsze zawodzenie. Tutut, tutut, tutut.... lubiłam i nadal lubię ten dźwięk. Może dlatego, że prawie zawsze mieszkałam blisko torów kolejowych.
Po chwili stukot i huk narastał. Jak nie udało się nam wcześniej dojść do uliczki, schodziliśmy ze ścieżki i czekaliśmy w bezpiecznej odległości. Nadjeżdżała ogromna lokomotywa spocona, groźna, z trudem ciągnąca wagony. Nagle rozlegał się gwizd, buchała para i pociąg stopniowo zwalniał, przejeżdżał pod mostem, zgrzytał hamulcami i zatrzymywał się na dworcu. To było niesamowite przeżycie, które zdarzało się bardzo rzadko, w porównaniu z marszem na działkę... Teraz niestety śpi na bocznicy lokomotywa....
Lokomotywa
Śpi na bocznicy lokomotywa,
Wielka, ogromna, rdza po niej spływa,
A nie oliwa.
Śpi i nie sapie, nawet nie dmucha,
Żar z jej zimnego brzucha nie bucha.
Wagonów nigdy już nie pociągnie,
Już o podróżach musi zapomnieć.
A przecież w czasach swojej młodości,
Woziła bardzo dostojnych gości:
Jaśnie hrabiego z jaśnie hrabiną,
Pana sędziego z żoną sędziną,
Oraz ministra, trzech generałów,
Premiera, a z nim doradców paru,
I jeszcze pomnę, razu pewnego,
Pana prezesa Banku Rolnego.
Warszawa-Wiedeń, Wiedeń-Warszawa,
Wieźć takich gości, to była sprawa!
Na stacjach tłumy, krzyki i kwiaty,
Grały orkiestry, grzmiały wiwaty.
Pociąg witano i odprawiano
Z wielkim przepychem wieczorem, rano.
Ciągle po szynach raźno się toczył,
We dnie
Lub w nocy,
We dnie
Lub w nocy.
Śpi na bocznicy lokomotywa,
Drzew gąszcz zielony szczelnie ją skrywa.
I tylko we śnie wspomina tak:
Tak, to-to, tak,
Tak, to-to, tak…
znalezione w Internecie
Tych naszych rytuałów, codziennych czynności było więcej... Jednak powoli się one zacierają w pamięci. Powinnam częściej myśleć o Dziadkach. W mojej pamięci jest dużo miejsca dla Dziadków. Powinnam pielęgnować te wspomnienia, aby się nie rozmyły. Kto powiedział, że lepiej koncentrować się na teraźniejszości? Oczywiście, teraźniejszość nie jest taka zła, czasem nawet uśmiecha się do mnie radosną chwilą. Jednak cóż ma mi lepszego od przeszłości do zaofiarowania dzisiaj? Tylko niepewne jutro?
Ajajaj...smutno jakoś i beznadziejnie, co? Chyba, że się przekomarzasz.
OdpowiedzUsuńJa mieszkałam koło torów, znam śpiew szyn. Moi synowie będąc u dziadków, zawsze chcieli chodzić na tory oglądać pociągi. Czasem kładli pieniążek na szynę ;) Wspomnienia są fajne, ale żyłam nimi tak długo, zapominając, że trzeba ŻYĆ. Te przyjemne wspomnienia są nawet gorsze od złych, niby fajne, a pułapka.
I ja lubiłam przyjeżdżać do dziadków, którzy mieszkali naprzeciwko tzw. górki rozrządowej i często obserwowałam jak formowane były składy pociągów. A najbardziej lubiłam chodzić z Babcią na ryneczek gdzie można było kupić warzywa i w tzw, jatkach mięso. Były to bardzo odległe czasy. Do dzisiaj pozostało mi targowanie się przy zakupach na ryneczku. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCześć, Ismena.
OdpowiedzUsuńTa Twoja piękna historia przypomina mi moje wspomnienia z dzieciństwa z każdych długich wakacji szkolnych, które zawsze mieszkałem w wiosce domu mojej prababci, położonej u podnóża góry.
Codziennie panuje bardzo przyjemna atmosfera, wszystko jest proste :)
Tak czy inaczej, piękne były te wakacje.
OdpowiedzUsuńPamiętam takie kalendarze z wyrywanymi kartkami.
OdpowiedzUsuńByło w nich wiele przydatnych wiadomości. To były bardzo mądre kalendarze :)
Serdecznie Cię, Ismeno, pozdrawiam :)
I naszło mnie na wspomnienia dziadków, kalendarz tam nie był rzeczą, którą wspominam a śniadania w letnie i gorące dni. Oczywiście na świeżym powietrzu ze smakiem tamtych czasów. Och...
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś Ismenko. Moja babcia miała na imię Anna, miała zegar z kukułką. Nie wyobrażam sobie spania przy tym zegarze. Zresztą kiepsko u mnie ze snem. Pozdrawiam serdecznie.:)
OdpowiedzUsuńMam takich wspomnień sporo, zaczęłam kiedyś spisywać, bo pamięć coraz bardziej dziurawa, ale wiele trzeba by jeszcze przywołać z głowy...fajnie było dzieckiem być i bywać u dziadków:-)
OdpowiedzUsuńMam mnóstwo refleksji.Mam duży zegar, który bije głośno. To dusza naszego domu i śpię spokojnie, wcale mnie nie budzi, to kwestia przyzwyczajenia. zmobilizowałaś mnie by o nim napisać- dziękuję. Twoi Dziadkowie byli bardzo zamożni skoro w tamtych czasach mieli samochód. wspomnienia to bezcenny skarb, a Ty tak pięknie piszesz, uwielbiam Twoje posty.
OdpowiedzUsuńWspaniałe wspomnienia masz z dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Piękne wspomnienia.Swoich dziadków nie bardzo pamiętam.
OdpowiedzUsuńNatomiast upały... Tak! Bardzo na nie czekam!:)
Wszystkie duże dziewczynki wspominają swoje wakacje gdy były małe.
OdpowiedzUsuńSerdeczności Ismeno :-)
Piękny, beztroski czas dzieciństwa, to zawsze ten spędzony z ukochanymi Dziadkami 🤗🧡
OdpowiedzUsuńWspominam tamte czasy w realu i piszę o nich na blogu, bo warto pielęgnować wspomnienia, zwłaszcza
te wartościowe 😀🏵️
Serdeczności zostawiam na miły dzień i cały nowy tydzień 🌞🦋🍒☕🍰🙋
Ismenko kochana cudna historia, piekny powrot do przeszlosci otulony lipcowym wietrzykiem. Najbardziej lubilam siadac na wzgorzu i patrzec na pociagi. Bylam kiedys w Wisle z babcia na wakacjach i chodzilysmy grob jej brata a on byl na wzgorzu.
OdpowiedzUsuńSlicznie to opowiedzialas.
A u nas nadal deszcz. Zblizaja sie moje urodziny: zazwyczaj od nich zaczynaly sie zniwa. Pola toną w podmoklym bagnie, kłosy za zielonobrudne, ziarno miekkie. Zazdroszcze slonca i ciepla.
OdpowiedzUsuńMieszkam w starym domu po dziadkach. Mam mnostwo pieknych wspomnien z nimi. Dziadek, babcia, prace w polu, zwierzeta. Chcialabym niesc ten swiat w sobie jak najdluzej, bo znika i juz nikt nie bedzie o nim pamietal
Niestety nie poznałam moich dziadków, bo umarli jeszcze przed moim urodzeniem. Moje wspomnienia małej dziewcynki wiążą sie z wujkiem, bratem mojego taty. Wujek z żoną i dziećmi mieszkali na wsi. Czesto z rodzicami jeżdziliśmy na wieś na wakacje.Tata pomagał w żniwach, mama w kuchni .Tam kuzynostwo uczyło mnie jak wiązać snopki. Do dziś pamietm zapach wiejskieo chleba i spanie na sianie w stodole. Miło wspominało mi sie z Tobą. Cieplutko pozdrawiam 🌞
OdpowiedzUsuńZawsze lubiłam jeździć na wakacje na wieś do dziadków. Tam zawsze inaczej płynął czas...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Wzruszyłam się...
OdpowiedzUsuń