piątek, 22 listopada 2024

Czym pachnie deszcz

Na dworze deszcz, ulewa, że nie wygoń psa
Wilgotnym płaszczem drzewa przygiął wiatr
I dzwonek telefonu jakby deszczem drży
Twój mokry głos też inaczej brzmi
Jak w taki dzień deszczowy rozpalić płomień serc
Gdy smutek deszcz przemienia w krople łez (jak, jak, jak?)
Jak w taki dzień deszczowy otulisz płaszczem mnie
Jak w taki dzień rozpalić płomień serc
Gdy pada deszcz
Na jeden światła promień smutny czeka świat
Na uśmiech oczu twoich, czekam ja
Za chmurnym horyzontem jakby wstaje dzień
A u nas wciąż jeszcze pada deszcz
Jak w taki dzień deszczowy rozpalić płomień serc
Gdy smutek deszcz przemienia w krople łez (jak, jak, jak?)
Jak w taki dzień deszczowy otulisz płaszczem mnie
Jak w taki dzień rozpalić płomień serc
Jak w taki dzień deszczowy rozpalić płomień serc
Gdy smutek deszcz przemienia w krople łez (jak, jak, jak?)
Jak w taki dzień deszczowy otulisz płaszczem mnie
Jak w taki dzień rozpalić płomień serc
Gdy pada deszcz
Gdy pada deszcz...
Andrzej Kudelski 
Łzy jesiennego deszczu rytmicznie stukają w parapet. Kolor szary i melancholia rozgościli się we mnie. Ale czy jest mi z tym źle? Chyba nie...
Ale zapewne większość z nas go nie lubi, zwłaszcza o tej porze. Za mokro, za szaro, za ponuro.... W ogóle za dużo deszczu...  
Chociaż gdy panuje królewna Wiosna, to każda kropla deszczu oznacza zielony liść, rozkwitający kwiat, kiełkujące źdźbło trawy... Wówczas, zwłaszcza jak dookoła panuje susza,  myślimy: ”jak dobrze, że znowu pada”.
Gdyby nie deszcz, nie moglibyśmy przetrwać na Ziemi. Długo wyczekiwana ulewa sprawia, że dookoła powraca życie, wszystko rozkwita, zwierzęta i ludzie mają pożywienie oraz wodę... 
Bez deszczu i wody natura nie może przetrwać. A bez natury nam jest trudno... Z jednej strony deszcz może dać nam życie, ale z drugiej może nam je zabrać. Ale nie o tym dzisiaj.
Zresztą w pewien sposób pisałam już o deszczu, wodzie TUTAJ 
Deszcz rzadko znajduje się na liście naszych życzeń, zwłaszcza gdy planujemy spędzić czas na na świeżym powietrzu.
Trudno wówczas cieszyć się widokiem deszczowych chmur na niebie.  Narzekamy, marudzimy...
Ciągle pada...
asfalt ulic jest dziś mokry jak brzuch ryby,
mokre niebo się opuszcza coraz niżej,
żeby przejrzeć się w marszczonej deszczem wodzie…
A ja?
A ja chodzę!
Desperacko i na przekór wszystkim moknę,
patrzę w niebo, chwytam w usta deszczu krople,
patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie…
To nic!
Ciągle pada…
Ludzie biegną, bo się bardzo boją deszczu,
stoją w bramie, ledwie się w tej bramie mieszcząc,
ludzie skaczą przez kałuże na swej drodze!
A ja?
A ja chodzę!
Nie przejmując się ulewą, ani śpiesząc,
czując, jak mi krople deszczu usta pieszczą,
ze złożonym parasolem idę pieszo…
O tak!
Ciągle pada…
Alejkami już strumienie wody płyną,
jakaś para się okryła peleryną,
przyglądają się, jak mokną bzy w ogrodzie…
A ja?
A ja chodzę!
W strugach wody, ale z czołem podniesionym,
żadna siła mnie nie zmusza i nie goni,
idę niby zwiastun burzy z kwiatkiem w dłoni….
O tak!
Ciągle pada…
Nagle ogniem otworzyły się niebiosa,
potem zaczął deszcz ulewny siec z ukosa,
liście klonu się zatrzęsły w wielkiej trwodze…
A ja?
A ja chodzę!
I nie straszna mi wichura i ulewa,
ani piorun, który trafił obok drzewa,
słucham wiatru, który wciąż inaczej śpiewa.
A ja?
A ja chodzę desperacko i na przekór wszystkim moknę,
patrzę w niebo, chwytam w usta deszczu krople,
patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie, to nic!
Krzysztof Dzikowski
I ja kiedyś narzekałam na padający deszcz, na to że moknę, że brnę przez kałuże... Odkąd jednak przez pewien czas nie mogłam używać parasola, nagle zdałam sobie sprawę, że deszcz nie jest taki zły... Nie przejmuję się już jak kiedyś mżawką, kapuśniaczkiem, czy też trochę silniejszym deszczem... Słucham wiatru, który śpiewa, patrzę w niebo...  Jednak ulewa nadal jest mi straszna. 
Chociaż praktycznie większość go nie lubi, to z drugiej strony ma on w sobie coś romantycznego. A nawet jakąś magię. Czasem lubimy patrzeć z nostalgią na płynące po szybie strumyki deszczu, albo z zachwytem na krople niczym diamentowe łezki połyskujące na trawie, liściach, kwiatach...
Niedawno przeczytałam, że deszczem jest zachwyconych wielu ludzi tak bardzo, że powstało nawet słowo ich określające: pluwiofile.
Pluwiofil (z łac. pluvial - deszcz) to ktoś, kto lubi widok padającej z nieba wody, odgłos uderzających w okna kropel i szum ulewy, lubi czuć deszcz na twarzy i wdychać jego zapach. Niektórzy uważają nawet, że najbardziej romantyczne sceny w filmach są kręcone w strugach deszczu. Jednak czy tak jest naprawdę? Przecież dla większości ludzi deszcz jest po prostu czymś mokrym, irytującym...
Dla innych deszcz natomiast jest czymś, co sprawia, że serce bije trochę szybciej, ale z zachwytu.
Większość ludzi zgodzi się jednak, że słuchanie opadów deszczu przynosi wyciszenie, a życie i świat dookoła jakby na chwilę się zatrzymało. W deszczu panuje spokój, harmonia...
Zapach deszczu
Czym pachnie jesienny deszcz?
Dziś chłodem i jabłkami,
A przedtem, jak dobrze wiesz,
Maciejką i wrzosami…
A co poczuję jutro?
Perlistą, pajęczą  sieć,
Mokre zwierzęce futro,
I barwne parasole też…
Czy lubię dżdżystą porę?
Czasem przed nią się kryję,
Jak żaby pod muchomorem,
Lecz gdy pada, wiem, że żyję…
Jolanta Maria Dzienis
W jakim stopniu deszcz wpływa na nasz nastrój? Według niektórych badaczy, wcale nie tak bardzo, jak nam się wydaje.
W 1980 roku David Watson, amerykański profesor psychologii, przeprowadził badania na japońskich studentach. Zapytał uczestników, jak się czują każdego dnia, a potem porównał ich odpowiedzi z pogodą. Rezultat był zaskakujący: ich nastrój był niezależny od pogody. Potem prowadzono podobne badania w Bułgarii, Holandii, USA... I również nie stwierdzono wpływu pogody na nastroje uczestników.  W badaniu holenderskim 25% uczestników „nienawidziła deszczu” oraz twierdziła, że deszcz zawsze miał negatywny wpływ na ich nastrój. Jednak pomimo tego badanie wykazało, że deszcz miał mniejszy wpływ na samopoczucie niż myślało wielu z jego uczestników. 
Jak zatem jest faktycznie? Łatwo jest przecież założyć, że deszcz wywołuje u nas depresję. I wówczas jest to świetna wymówka... 
Są ludzie, którzy lubią spacerować w deszczu, którzy uśmiechają się na jego widok... Pojawiło się nawet słowo określające te osoby – pluwiofile.
Deszcz jest dla pluwiofila czymś, co sprawia mu radość. Nie ma dla niego znaczenia, czy jest w pomieszczeniu i tylko obserwuje krople deszczu płynące po szybach, czy też stoi na zewnątrz bez parasola i pozwala się zmoczyć.
Po deszczu dookoła rozchodzi się też jego zapach (chociaż niektórzy wyczuwają go nawet jeszcze zanim zacznie padać). Pachnie mokrą ziemią, mokrym asfaltem, liśćmi jesienią...
Ale czy tak naprawdę wiemy, czym pachnie deszcz? Ten świeży i wyraźny aromat po opadach nazywa się „petrichor” (petra = kamień, ichor = płyn, który płynie w żyłach bogów wg mitologii greckiej).
Petrichor to w rzeczywistości aromat związków chemicznych, które uwalniają się z gleby pod wpływem wody. Żyjące w glebie drobnoustroje rozkładają bowiem materię organiczną na proste składniki chemiczne. Potem przez podmuchy wiatru są one rozsiewane dookoła. 
Inaczej pachnie spokojny kapuśniaczek, inaczej powietrze przed burzą, jeszcze inaczej, gdy opady ustają.
Inne aromaty dookoła roztacza wiosenny deszczyk, inne letnia ulewa, a jeszcze inne jesienna plucha.... Inaczej pachnie deszcz na ukwieconej łące, inaczej w parku czy też w lesie nad jeziorem, a inaczej w mieście, gdy krople wody chłodzą  rozgrzany beton... Często w takie upalne dni czujemy ulgę, gdy powietrze się oczyściło po deszczu, temperatura spadała, a ptaki znowu zaczynają śpiewać... Świat po deszczu jest umyty.
Afrykańscy buszmeni z pustyni Kalahari z pewnością nie zaakceptowaliby współczesnych perfum. Dla nich najpiękniejszy jest bowiem zapach deszczu.  Brytyjskie badania wykazały, że zapach deszczu znajduje się wśród 10 zapachów najbardziej lubianych przez ludzi. Bez wątpienia jest jednym z najprzyjemniejszych zapachów, jakie dała nam natura. Dlatego jego aromat coraz częściej staje się inspiracją do tworzenia oryginalnych perfum. Ich wspólną nutą jest petrichor, ale jego odcienie są najróżniejsze. Tak jak różny jest deszcz i miejsce w którym pada.
Ciekawe jest dla mnie, jak to jest skropić się jesiennym, letnim, a jak wiosennym deszczem?
Rozmarzenie deszczowe
Jakże ja deszcz ten kocham,
gdy tak pluszcze i chlapie.
Fruwa moja tęsknota
po chmur niskim pułapie.
I ten kolor zieleni
najzieleńszej zmoknięciem
w blado-szarym odcieniu,
gdy horyzont świt przetnie.
I te krople na szybach
pulsujące w rytm serca,
wciskające się liście
drzew ściganych na wietrze.
Swoją sambę tańczące,
przyspieszając wciąż tempo
kropelkowo-drgającą
sambę deszczową września.
Co wyczynia ulewa
– czarodziejka wrześniowa?
Zapatrzenie porywa
i ulecieć gotowa!
Moja dusza stęskniona
za życiodajną wodą
dziś się karmi i poi
zaokiennym widokiem.
A chmur ciemna kurtyna
nieuchronnie obwieszcza,
że na przekór festynom
to nie koniec z tym deszczem!
Deszczolubna wariatka,
jaką jestem od dziecka,
nawet kiedy wciąż pada –
proszę niebo o jeszcze!
Jadwiga Zgliszewska
Zastanawiam się też ile procentowo osób raduje się, gdy krople deszczu zaczynają spadać z nieba? Czy deszczowe dni wywołują tylko chęć zwinięcia się w przytulny koc z gorącą herbatą i dobrą książką?
Ludzie, którzy kochają deszcz potrafią opisać deszcz nie tylko pięknymi epitetami, znają smak świeżych kropli, wiedzą, że bez deszczu nie ma tęczy, żyją pełniej... A może się mylę ? Przecież nie wszyscy mają duszę deszczolubną jak ja.... 

sobota, 16 listopada 2024

Fakty tańczą w moich myślach

Nie będę zaprzeczać - nie kochamy listopada. Najlepiej byłoby, aby po ciepłym i kolorowym październiku od razu następował grudzień ze swoją przedświąteczną, pełną radosnego oczekiwania atmosferą. 
Krótkie, szaro-bure, deszczowe listopadowe dni zatrzymują nas zazwyczaj w domu. Boimy się zimna, wilgoci, krążących wirusów...
O Panu listopadzie pisałam już kilkakrotnie:
Dlatego w tym czasie sięgamy po książki, które pozwalają nam oderwać się od szarej rzeczywistości, jej trosk i problemów... 
Tak w listopadzie warto jednak zarazić się wirusem czytania.
Jest to także doskonały czas na utkanie kolejnej literackiej opowieści.
Radość pisania
Do­kąd bie­gnie ta na­pi­sa­na sar­na przez na­pi­sa­ny las?
Czy z na­pi­sa­nej wody pić,
któ­ra jej pysz­czek od­bi­je jak kal­ka?
Dla­cze­go łeb pod­no­si, czy coś sły­szy?
Na po­ży­czo­nych z praw­dy czte­rech nóż­kach wspar­ta
spod mo­ich pal­ców uchem strzy­że.
Ci­sza - ten wy­raz tez sze­le­ści po pa­pie­rze i roz­gar­nia
spo­wo­do­wa­ne słowem "las" ga­łę­zie.

Nad bia­łą kart­ką cza­ją się do sko­ku
li­te­ry, któ­re mogą uło­żyć się źle,
zda­nia osa­cza­ją­ce,
przed któ­ry­mi nie bę­dzie ra­tun­ku.

Jest w kro­pli atra­men­tu spo­ry za­pas
my­śli­wych z przy­mru­żo­nym okiem,
go­to­wych zbiec po stro­mym pió­rze w dół,
otoczyć sar­nę, zło­żyć się do strza­łu.

Za­po­mi­na­ją, że tu nie jest ży­cie.
Inne, czar­no na bia­łym, pa­nu­ją tu pra­wa.
Oka­mgnie­nie trwać bę­dzie tak dłu­go, jak ze­chce,
po­zwo­li się po­dzie­lić na małe wiecz­no­ści
peł­ne wstrzy­ma­nych w lo­cie kul.
Na za­wsze, jeśli każę, nic się tu nie sta­nie.
Bez mo­jej woli na­wet liść nie spad­nie
ani źdźbło się nie ugnie pod krop­ką ko­pyt­ka.

Jest więc taki świat,
nad którym los spra­wu­je nie­za­leż­ny?
Czas, który wią­że łań­cu­cha­mi zna­ków?
Ist­nie­nie na mój roz­kaz nie­ustan­ne?

Ra­dość pi­sa­nia.
Moż­ność utrwa­la­nia.
Ze­msta ręki śmier­tel­nej. 
WISŁAWA SZYMBORSKA
Dzisiaj opowieść o niezwykłej książce, którą przeczytałam, a raczej tym razem wysłuchałam w wykonaniu autora, a która mnie zachwyciła, zaczarowała... Niestety nie da się jej streścić, opowiedzieć.... Trzeba samemu zanurzyć się w te słowa... 
Od dawna wiadomo, że Mała Dziewczynka od lat zakochana jest w Czechach, Pradze... Od lat? Raczej od zawsze. I dlatego jak tylko pojawiła się pierwsza czeska książka Mariusza Szczygła "Gottland" musiała nie tylko natychmiast ją przeczytać, ale i mieć w swojej bibliotece. Z czasem czytała kolejne pozycje autora.
To już była taka tradycja, że na późnym latem Mała Dziewczynka do walizki pakowała również kolejną książkę Mariusza Szczygła i jechała do Pragi. Często jednak nie zdążyła jej do końca przeczytać, bo Praga, pobliskie miejscowości, czeskie przyjaciółki, absorbowały ją od rana do wieczora. Dlatego jak wracała do domu, to niedokończona książka z zakładką w środku czekała do następnego wyjazdu. Zasada była prosta. Książki Mariusza Szczygła czytała tylko w Czechach.
Tak było do 2020 roku. 
Mała Dziewczynka dobrze pamięta, jak ukazał się "Osobisty przewodnik po Pradze". Czytała go wyjątkowo już w domu planując swoje kolejne wędrówki po Pradze... Niestety pandemia, a potem inne wydarzenia sprawiły, że na jakiś czas musiała zaprzestać tych wyjazdów.
STOP... Znowu, jak to mam w zwyczaju, odbiegam od tematu. To nie jest temat na dzisiaj. Ale wiadomo Czechy, Praga zawsze wciągają, odwracają uwagę od wszystkiego innego...  
O Pradze można przeczytać we wcześniejszych opowieściach. 
2018  2019   2021   2022  2023  2024
Dzisiaj mam utkać opowieść o książce „Fakty muszą zatańczyć”.
Zaczęłam słuchać autora, jak czyta i po chwili odłożyłam wszystko, co przy okazji chciałam zrobić... Całkowicie skupiłam się na słowach i odpłynęłam w tak dobrze znany mi świat... Świat, młode lata które i ja pamiętam, na który spoglądałam praktycznie z tej samej perspektywy co autor. Oczywiście są liczne różnice. Miasto, zainteresowania, pierwsza podróż do Czech... Ja swoją przygodę rozpoczęłam dawno temu, jeszcze w Czechosłowacji... 
Ale kolejne STOP... 
Tak było na początku słuchania książki. Potem zaczęła się inna magia.
 „Fakty muszą zatańczyć” to trochę podręcznik o pisaniu reportażu.  Dla mnie jednak to przede wszystkim o samym pisaniu. Oczywiście przeważają wskazówki dla reporterów. Jednak każdy piszący może tą książkę potraktować jak wskazówkę, lekcję... 
O pisaniu wierszy
Mysi być cierpienie i miłość,
żeby napisać wiersz. 
O pisaniu wierszy
Moje miłe, moje miłe, moja miła,
ty wiesz:
to jest trudniej niż dziecko urodzić w męce,
od całego świata się odgrodzić
i serce mieć w ręce,
żeby wycisnąć z niego tę kroplę goryczy,
którą czuję...
Śpij, moja miła, niczego sobie nie życzę,
niczego nie potrzebuję.
Władysław Broniewski
Jest to także książka pełna niesamowicie ciekawych opowieści.  
Mnie urzekło wiele zdań. Nie da się o nich opowiedzieć, bo musiałabym przytoczyć połowę książki, a potem się do tych fragmentów odnieść... Zresztą od początku nie miałam takiego zamiaru. Trzeba książkę samemu przeczytać. Ewentualnie można wyszukać recenzje, opinie, cytaty... Ale to nie byłoby już to.
No dobrze... Przytoczę niektóre. Ale które wybrać? 

Z tematami jest jak z kobietami lub mężczyznami. Widzimy tłum, ale fascynuje nas ta jedna osoba.
Reporterkę Hannę Krall można uwieść zdaniem. Z  chaosu zdań, które wypowiadają ludzie, ona rozpoznaje to, które przypłynęło specjalnie do niej.
To prawda. Tematów dookoła jest wiele. Aby mnie uwieść wystarczy również jeden szczegół. Nie tylko zdanie, których w książce jest wiele, ale także zapach, obraz, zdarzenie, osoba... A jak temat mnie naprawdę uwiedzie, to prędzej czy później tutaj trafia... Niestety kolejka tych czekających jest długa.

Otóż większość z nas po wejściu do mieszkania, które chce kupić, lub do pokoju w hotelu szybko podchodzi do okna. Spoglądamy przez szybę, często chcemy okno otworzyć i wyjrzeć. Można omieść wzrokiem obrazy czy zdjęcia na ścianach, jednak ważne jest też to, co za oknem. Czy jakiś dom, czy mur, czy wolna przestrzeń? Jak się ma nasze okno do okien z  naprzeciwka? Ile przez nasze okno będziemy mogli zobaczyć? I kto może zobaczyć nas?
Ileż to moich opowieści powstało przy oknie? Ileż utkałam opowieści o widoku z moich okien?

Okno jest dla mnie bardzo ważne i mogę powtórzyć:
Mnie widok za oknem pozwala przeżyć.

»Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy« "(...) o  pożarze lasu powstaną księgi, że będą śpiewane pieśni, że będą pamiętać pokolenia. A  kto przechowa w pamięci nieważną różę?”. Róża to szczegół właśnie. 
Szczegół zatrzymuje uwagę czytelnika.  
To właśnie szczegół powoduje, że zwracam na coś uwagę. 
Ogół, czyli ogólnik, jest mordercą reportażu.
Nie tylko reportażu... W życiu nie zwracamy uwagi na szczegóły, tak wymagające czasem naszej uwagi...

Josif Brodski w szkicu "W  półtora pokoju" poświęconym pamięci swoich rodziców pisze z żalem, że pamięć jest zdrajczynią, bo zawiera tylko szczegóły, a nie cały obraz – »rzec by można – jedynie najwspanialsze fragmenty spektaklu«”.
Tak bardzo chciałabym zachować cały obraz...  

– pamięć nie jest szafką czy też sejfem, gdzie możemy zamknąć nasze przeżycia, otworzyć skrytkę po jakimś czasie i wyciągnąć niezmienione;
Poza tym pamiętane obrazy są wywoływane i nieświadomie wybierane tak, żeby pasowały do naszego stanu emocjonalnego.
Niestety rzeczywiście tak jest... Najgorzej, że się zacierają, blakną...  

W książce poruszane są także sprawy trudne, czasem wręcz nie do uwierzenia, że mogły się wydarzyć.... Jednak czytając ją można się też uśmiechnąć, wzruszyć, zadumać, zasmucić... 
A potem może zacząć lepiej pisać? Bo piszę chaotycznie, chcę jednocześnie wiele tematów poruszyć...
Ja w każdym razie po wysłuchaniu książki pobiegłam do biblioteki i pożyczyłam po książce: Olgi Gitkiewicz, Hanny Krall, Jacka Pałkiewicza, Dziobaka Literatury... Z lekką obawą sięgnęłam też po Cynkowych chłopców Swietłany Aleksijewich. Najpierw jednak przypomnę sobie  tylko "Nie ma" Mariusza Szczygła....
Kolejka pozostałych autorów jeszcze musi poczekać.  Krzysztof Kąkolewski, Truman Capote, Jacek Hugo-Bader, Małgorzata Szejnert....
Tylko kiedy ja to wszystko ogarnę? Zdążę przeczytać?  
Poeci
Niespełnieni poeci – wieczni marzyciele
szukający gwiazd na ziemi
brną poprzez pyły zwyczajności
z sercem ciężkim od ukrytych pragnień
budzą się o świcie ze swoich marzeń
w poszukiwaniu bratniej duszy
na pustyni dawno wypalonej
ogniem rozsądnych budowniczych
niespełnieni poeci – niepoprawni szaleńcy
marnotrawiący cenny czas
na poszukiwaniu pereł w kroplach rosy
giną pod ciężarem niezapisanych wierszy
zasypiając późną nocą
z sercem ciężkim od pragnień
na bezdrożach cywilizacji.
Basia Wójcik