poniedziałek, 29 października 2018

Prawie listopadowo


Czasem Dorośli od nas odchodzą daleko
I odtąd ich już nigdy nie spotkamy więcej.
Ich obraz trwa w lusterku twej łzy pod powieką.
Obejmują powietrze – wyciągnięte ręce.

Z każdym dniem zacierają się twarze w pamięci,
Głosy tych, co odeszli, są coraz to cichsze,

Jak liście, kiedy nagle wiatr nimi zakręci,

Tak oni odlatują od nas w Wielkim Wichrze.
Nagle widzisz, że nie ma tamtej ani w kiosku,
U której kupowałeś komiks z przygód Klossa.
Patrzą na ławki w parku – dochodzisz do wniosku,
Że znikła gdzieś staruszka głowa siwowłosa.
Pytasz o nich…
Na czole Dorosłych zaduma:

- Pani z kiosku umarła…
- Staruszek też umarł…
Co znaczy słowo umarł?
Czym jest śmierć?
Podróżą
Z biletem bezpowrotnym, który każdy ma raz…
Dorośli na ten temat nie chcą mówić dużo.
Śmieć to jest nieobecność
W wielu miejscach naraz.
Ryszard Marek Groński„Bardzo trudne pytania”
Nadchodzą dla wszystkich dni wspomnień, zadumy. Tyle kupimy kwiatów, zapalimy zniczy, tyle modlitw i myśli pofrunie w stronę nieba.
Wzeszłym roku pierwszy listopada był wyjątkowo słoneczny. Może i tym razem niebo nie będzie płakało nad unoszącymi się duszami i aniołami. A królewna Jesień specjalnie na ten dzień przystroi się w czerwono – brązową sukienkę poprzetykaną złotymi promykami słońca. Cały świat będzie płonął, nie tylko od zapalonych zniczy. 
Szczególnie wieczorem wszystko będzie migotać w zapadających ciemnościach nieskończonością jasnych płomyków, wyrazów pamięci o zmarłych, które żywi pozostawili po sobie. 
W zeszłym roku w czerwonych promieniach zachodzącego słońca, największego płonącego znicza, w stronę nieba unosiła się ognista łuna unosząc ze sobą smugi wspomnień. Cały świat płonął, nie tylko od barw malowanych przez jesienną królewnę. 
O zmierzchu było tutaj już cicho. 
Nagrobki, krzyże, pomniki w tym niesamowitym, stale zmieniającym się świetle rzucały na ścieżki długie cienie, po których bezszelestnie przemykali zamyśleni ludzie, aby za chwilę przysiąść obok grobu i zadumać się, pomodlić za tych, których już nie ma.  Zapewne podobnie jak ja, chcieli w ten szczególny dzień w roku z nimi jeszcze ten jeden raz porozmawiać. Czasem cicho szeptali między sobą, przywołując najbliższych, patrząc wyryty w kamieniu napis.  
Cicho spadają liście
kołysane listopadowym wiatrem
falują w przestworzach
karmione bladymi promykami słońca
razem z nimi

sfruwają na ziemię

niewypowiedziane słowa miłości

czyjś uścisk dłoni i spojrzenie oczu

zapomniane gesty

które ożywają mgiełką

na wilgotnych powiekach

chciałoby się kogoś objąć

i powiedzieć to samo raz jeszcze

ale krople deszczu

zagłuszają słowa

a może niebo zabiera je w przestworza..
Basia Wójcik
A jak będzie za kilka dni?
W tym roku na początku października byłam w rodzinnych stronach mojej mamy. 
Odwiedziłam mały, ale jakże zadbany cmentarz. Niektóre, starsze groby były porośnięte cieniutką warstwą mchu, ale to tylko dodawało im uroku. 
Zachodzące nad jeziorem słońce przywołało jesienny zmrok, który rozświetlony blaskiem palących się zniczy, zacierał granice między światem tych, co odeszli i tych, którzy ciągle tu są i o nich pamiętają. Właśnie te tysiące migoczących płomyczków nie pozwala dotrzeć na czas nocy.
Smutek wypełnił moją duszę na wspomnienie bliskich, którzy odeszli, a przecież tak niedawno jeszcze byli wśród nas.
Przy grobie moich dziadków obudziło się moje sumienie. Zdałam sobie sprawę, że ostatni raz byłam tutaj dawno temu i trochę zrobiło mi się przykro. Przecież na mojej drodze pojawiły się przeszkody, które to uniemożliwiły. Przecież nie należę do osób, które tylko raz w roku spełniają ten obowiązek, sądząc, że tym sposobem będą miały spokój na cały rok?  Cmentarz zaliczony i teraz z czystym sumieniem usiąść z myślą, że spełniło się swój katolicki obowiązek...
A może rzeczywiście nie jestem inna od wszystkich? 
Czy zmarłym potrzebny jest ten jeden dzień w roku, gdy cmentarz płonie tysiącami zniczy, a groby uginają się pod ciężarem kwiatów? 
Czy nie wystarczy po prostu wspominanie i pamięć o bliskich, rozmowa o nich podczas rodzinnych spotkań, codzienna modlitwa….? Co tak naprawdę jest ważne? 
Idąc przez cmentarz mamy przecież świadomość, że pod każdym imieniem wypisanym na zimnych nagrobnych tablicach kryje się czyjeś życie. Jednak, czy o wszystkich się pamięta? Dużo jest grobów, na których nikt nie zapali lampki, nikt nie przyklęknie i nikt nie odmówi modlitwy….
W Zaduszki
Tu jest pamięć i tutaj świeczka. 
Tutaj napis i kwiat pozostanie. 
Ale zmarły gdzie indziej mieszka
na wieczne odpoczywanie. 

ale dla nich są wysokie, jasne światy. 

Zapal świeczkę.

Westchnij. 

Pacierz zmów. 

Odejdź pełen jasności skrzydlatej.
Joanna Kulmowa 

niedziela, 21 października 2018

Październikowo

Zanurzyłam się głęboko w jesieni —
w pustym parku zbudzonym nad ranem,
ułożyłam na żwirowej alei
z martwych liści Twoje imię kochane.

Już za chwile
wstanie słońce,
zliże z liści
na śniadanie
krople rosy
— brylantami się rozświecą.
Na dzień dobry
zgodnym chórem
zawtórują ptaki, które
nie zdążyły
i już nigdy nie odlecą.

Zanurzyłam się głęboko w jesieni,
brzoza płaczem zaniosła się niemym,
gdy radosna wkładałam na głowę
welon mgły, sięgający do ziemi.

Już niedługo
przyjdą śniegi,
świat okryją.
Białym pledem zaśnie słońce,
ptaki zaczną coraz ciszej...
Z okna znów
powieje chłodem,
mróz oddechem
pełnym lodu
Twoje imię
gdzieś na szybie wypisze.
W. Jarosz
Kończy się wyjątkowo ciepły październik w tym roku. Ciepło leniwego lata czasem jeszcze wisi w powietrzu, jednak zdecydowanie przegrywa walkę z chłodem poranka, który pojawia się znów wieczorem.
Dni płyną jeden za drugim niczym suche liście opadające z drzew.
Późny październik. Wiatr dyryguje symfonią wirujących liści złotych, czerwonych, pomarańczowych... Jedyna zieleń to potężne, silne drzewa iglaste. Niebo jeszcze zachowuje głęboki czysty błękit, ale niedługo pojawią się szarości.
Zastanawiam się dlaczego niektórzy nie lubią, a wręcz obawiają się nadejścia królewny Jesieni. Ja też mogę bez namysłu wymienić za co jej nie lubię, co mi się w niej nie podoba. Jesień to nie tylko piękna pogoda i ciepłe kolory. Istnieje przecież zupełnie inne jej oblicze. Jesień oznacza koniec lata, zbliżanie się chłodu i zimy. Królewna Jesień jednak powoli usypia przyrodę, powoduje obumieranie roślin, przygotowuje nas do pory zimowej. Potrafi być szara, mglista, mokra, wietrzna i zimna. Zdarzają się więc kilkudniowe opady siąpiącego deszczu, porywistego i zimnego wiatru. Marzną ręce, nogi przemakają, wiatr szarpie parasolki.... Jesienią jak deszcz pada, to nie wiadomo kiedy skończy. A ja tak nie lubię moknąć i marznąć. Moknąć wolę wiosną lub latem gdy deszcz jest ciepły i pachnący....
Królewna Jesień przynosi nam w darze coraz krótsze dni i dłuższe noce, brak światła, nagie drzewa... Czasem zastanawiam się dlaczego zrywa liscie z drzew, odstrasza ptaki....
Jesień silniej przypomina nam też o tych co już odeszli, zaprasza na cmentarze. A my to zaproszenie przyjmujemy. Dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki powodują, że chcąc nie chcąc praktycznie pod presją społeczną idziemy na cmentarz. Przynajmniej raz w roku sprzątamy, zbieramy suche liście, wymieniamy kwiaty, zapalamy nowe znicze... Czy gdyby nie te świąteczne dni, znaleźlibyśmy czas na taką wizytę? Przecież ci co odeszli są z nami cały czas. Jednak zapominamy o nich.
Cmentarze są jednak martwymi miastami. Nie poczęstują nas tutaj ciepłą herbatą, ale nie hałasują, nie śmiecą, nie kłócą się sąsiadami... Cóż tutaj przestaje być ważne kogo masz za sąsiada. Cmentarze ożywają zwłaszcza jesienią, gdy odwiedzają je tłumy ludzi, a migoczące płomienie świec nie pozwalają im zasnąć nawet w nocy. Można tu spotkać wspomnienia wielu ludzi. A ja lubię wspominać.

W alejach smutku, wśród zieleni
Kwiaty na grobach ktoś położył.
Znicze gdzieniegdzie jeszcze dymią,
Zmarli w pamięci żywych żyją.

Ktoś tam przechodzi, a ktoś przystaje,
Czasem w kondukcie ludzie idą.
Ciszę spłoszony ptak zakłóci
Bo dom tu ptaków a nie ludzi.

Aleją smutku, wspomnienia chodzą
Chodzą, przechodzą, błądzą czasem
Nikt ich nie straszy świata hałasem.
Dobre ze złymi przechodzą czasem.

I ciągle ludzie znicze stawiają
Lub siedzą cicho gdzieś na ławeczce
Ciszę im kasztan czasem zakłóci
Gdy wiatr go z drzewa na ziemię zrzuci.

W alejach smutku jesień już widać
Kwiaty na grobach więdną powoli
A znicz wygasły na straży stoi
Ciszy cmentarza, co smutek koi.
znalezione w Internecie

Miało być jednak o Jesieni.
To prawda można jej nie lubić. Ale czy zawsze?W długie wieczory lubię zawinąć się w ciepły koc i słuchać deszczu, spadających kropli, które sprawiają, że czas zwalnia. Do tego każdą książkę lepiej lepiej się czyta, słuchając akompaniamentu wiatru i deszczu za oknem.
Lubię zapach perfum Pani Jesieni. Jesienne powietrze jest chłodne i wilgotne, ale przynosi zapach dymu płonących ognisk, który zawsze przenosi mnie zawsze w inne czasy.
Jesienią najpiękniejsze są jednak kolory. Uwielbiam spacery jesienią. Świat pomalowany jest jest ciepłymi barwami. Najlepsze spacery są wtedy kiedy tym kolorom towarzyszy jesienne słońce i błękitne niebo. Słońce nie jest już tak gorące, ale jednak dodaje nam pozytywnej energii. Niestety zimno , wiatr i deszcz wygrywają.
Dlatego cieszę się, jak już włączą ogrzewanie. Wówczas, gdy dopadnie mnie zimna i mokra pogoda, gdy wiatr targa mi włosy to szczęśliwie otwieram drzwi mojego ciepłego i suchego mieszkania. I sobie tylko patrzę przez okno jak paskudnie jest na zewnątrz. Jesienią można docenić ciepło własnego domu, aromat gorącej herbaty i czegoś słodkiego...
Wówczas królewna Jesień może sobie rozpaczać za oknem.

Zanurzać zanurzać się
w ogrody rudej jesieni
i liście zrywać kolejno
jakby godziny istnienia

Chodzić od drzewa do drzewa
od bólu i znowu do bólu
cichutko krokiem cierpienia
by wiatru nie zbudzić ze snu

I liście zrywać bez żalu
z uśmiechem ciepłym i smutnym
a mały listek ostatni
zostawić komuś i umrzeć
Edward Stachura

poniedziałek, 15 października 2018

Jak w małym, starym kinie

Mieliśmy pójść do kina
wybacz, nie pójdę dziś.
W mroku zasiądę do pianina
w przeszłość pobiegnie myśl.`

Małe kino
czy pamiętasz małe, nieme kino?
Na ekranie Rudolf Valentino
a w zacisznej loży ty i ja...

Na ekranie
on ją kocha i umiera dla niej.
My wierzymy, bośmy zakochani
dla nas to jest prawda, a nie gra.

To jakby o nas był film
więc my wpatrzeni
ach, jak wzruszeni miłością swą.

W małym kinie
nikt już nie gra dzisiaj na pianinie.
Nie ma już seansów w małym kinie.
W małym niemym kinie "Petit Trianon".

Nic tak nie przypomina
dawnych odległych chwil
jak muzyczka z niemego kina
rzewna jak stary film.
Niedawno wróciłam z krótkiej, ale sentymentalnej podróży. Jeszcze "wczoraj" wędrowałam uliczkami ukochanego z dzieciństwa miasteczka. Patrzyłam jak słońce zawieszone na pomarańczowo-błękitnym niebie ma się zanurzyć w jeziorze. Odwiedziłam rodzinę, zrobiłam porządki na cmentarzu...
Zamykam oczy i jeszcze widzę jak jechałam do mojego miasteczka pełna oczekiwania ujrzenia ukochanych, ale dawno niewidzianych miejsc.
Gdy tylko wysiadłam z pociągu, poczułam, że świat tutaj prawie się zatrzymał. Nikt tutaj nie pędzi, nie stara się gonić uciekającego czasu. Dlaczego w dużym mieście jesteśmy uosobieniem pośpiechu?
Prawie udało mi się zwolnić przez te parę dni.
Jednak pobyt w krainie do której tęskniłam od lat nie mógł trwać wiecznie, chociaż prawdę powiedziawszy zostałabym tam na dłużej, czy na zawsze? Chyba nie…
Na szczęście nazbierałam woreczek wspomnień i będę do niego zaglądać, jak tylko zatęsknię.
To prawda, podróże sentymentalne są piękne, ale czasem robi się mokro na policzkach, gdy zobaczy się miejsca, do których tęskniło się ponad rok.
Wracając jednak pociągiem do domu przeczytałam reportaż o zamykaniu małych kin w Polsce. Poruszył on czuły punkt w mojej duszy.
Podobnie jak ludzie wypowiadający się w reportażu tęsknię do starego kina, w którym czas się zatrzymał. Dlatego żałuję, że nie przeczytałam tego artykułu wcześniej. Pewnie w miasteczku, które odwiedziłam, skierowałabym kroki na małego, starego kina, które na zawsze będzie mi się kojarzyć z Gwiezdnymi Wojnami i moim Dziadkiem. 
Teraz dookoła są multikina pachnące tonami chipsów i prażonej kukurydzy. Naturalnie obraz jest doskonałej jakości, podobnie jak dźwięk.
Co się stało ze starymi kinami? Z upływem lat z map miast znikają kolejne małe, kina. Konkurencja z multipleksami zabija większość z nich.
Czasy, w których kupując bilet do kina mieliśmy pewność, że zobaczymy przede wszystkim film, dawno się skończyły. Teraz film jest często dodatkiem do paczki popcornu i reklam.
Ponieważ reklamy trwają 20 min, to nikt już nie przychodzi punktualnie. Kiedyś nie wypadało się spóźnić. Jednak Polska na tle innych krajów wypada blado. Na zachodzie Europy reklamy trwają około 30-40 min, a w USA, w niektórych kinach jest nawet przerwa reklamowa w trakcie seansu. Na szczęście na przerywanie filmów reklamami nie zgodzili się polscy dystrybutorzy.
A kiedyś było inaczej, Czy ktoś to jeszcze pamięta?
Stare kino pachniało wzruszeniem, zachwytem, uśmiechem. Dookoła przykurzona czerwień lub zieleń kotar, skrzypienie drewnianych foteli, szum przewijającej się w projektorze taśmy. Pamiętam je już z dzieciństwa, kiedy popularne były poranki. Do kina jechaliśmy autobusem, a sala była pełna.
Marzy mi się, aby znowu pójść do małego starego kina. Gdzie idzie się obejrzeć film, a po nim podyskutować... Bez zapachu popcornu, a za to z charakterystycznym turkotem taśmy i skrzypiącą drewnianą podłogą..... Stare kino ma duszę a opowiadane w nim historie są zaczarowane, magiczne, niebanalne, prawdziwe...
Niestety czas jednak mija, płynie nieustannie. Powstają coraz nowsze technologie. Rosną pokolenia, które znają już tylko multikina. Multikina tworzą własny klimat i atmosferę. Tworzą kulturę na miarę dzisiejszych czasów. Usytuowane są najczęściej w sąsiedztwie atrakcyjnych galerii handlowych, dlatego chętniej niż małe kina odwiedzane są przez widzów. Ludzie wolą połączyć zakupy i rozrywkę w klimatyzowanej galerii handlowej, zamiast iść do starego kina, które nie zawsze może zaoferować nowe filmy Multikina zadowalają ludzi wygodnych i żyjących w ciągłym pośpiechu. Ludzie jednak teraz przychodzą do multikina, a nie na film.
I tak sobie myślę, czy moi chłopcy będą wiedzieli co to małe, stare kino. I tak mi się jakoś żal zrobiło.... Bo przecież :
Najlepsze to małe kina
w rozterce i w udręce,
z krzesłami wyściełanymi
pluszem czerwonym jak serce.

Na dworze jeszcze widno,
a już się lampa kołysze
i cienie meandrem biegną
nad zwiastującym afiszem.

Chłopcy się drą wniebogłosy
w promieniach sztucznego świata,
sprzedają papierosy,
irysy i sznurowadła.

O, już się wieczór zaczyna!
Księżyc wyciąga ręce.
Najlepsze te małe kina
w rozterce i w udręce.

Kasjerka ma loki spadziste,
króluje w budce złocistej,
więc bierzesz bilet i wchodzisz
w ciemność, gdzie śpiewa film:

szeleszczą gaje kinowe,
nareszcie inne, palmowe,
a po chodniku bezkresnym
snuje się srebrny dym.


Jakże tu miło się wtulić,
deszcz, zawieruchę przeczekać
i nic, i nic nie mówić,
i trwać, i nie uciekać.

Srebrzysta struga płynie
przez umęczone serce
Drzemiesz w tym małym kinie
jak list miłosny w kopercie:

"Ty moje śliczne śliczności!
Znów się do łóżka sam kładę.
Na jakimż spotkam cię moście?
Twój
Pluszowy niedźwiadek".

Wychodzisz zatumaniony,
zasnuty, zakiniony,
przez wietrzna peryferie
wędrujesz i myślisz, że

najlepsze te małe kina,
gdzie wszystko się zapomina;
że to gospoda ubogich,
którym dzień spłynął źle.
Konstanty Ildefons Gałczyński
Teraz, ponad tydzień po powrocie, siedzę przy komputerze i zastanawiam się, czy otworzyć pocztę. Przed oczami i w sercu mam jeszcze tamte dni.  Nazbierałam jednak woreczek wspomnień i będę do niego zaglądać, jak tylko zatęsknię. To musi mi wystarczyć.    To prawda, podróże sentymentalne są piękne, ale czasem robi się mokro na policzkach, gdy zobaczy się miejsca, do których tęskniło się ponad rok i za którymi znowu już uciekają myśli.
 Przecież powroty są zawsze trudne i nikt nie robi z tego tragedii. Może więc lepiej było nie wyjeżdżać na te parę dni? 
Czy takie podróże są dobre? Przecież odrywają mnie od teraźniejszości. Po co chcę wracać do przeszłości, która już nie istnieje. Wiem, że nie każdy lubi wracać, a uczucie nostalgii może być niebezpieczne.  Jednak chyba bez tych sentymentalnych podróży byłabym nieszczęśliwa.  Wiem, że za chwilę ta tęsknota mi minie. Ale tak do listopada jeszcze będę ją gościć także na moich zielonych szumiących stronkach. W grudniu powinno już być radośniej. Cóż ten typ jak ja, już tak ma. Chociaż zapewne ktoś powie:
Nie czas na nostalgię
Długo śpi poranek bielą mgieł splątany, 
na stole w wazonie liliowią się wrzosy, 
klon puka do okna liściem pozłacanym, 
wiatr wygrywa songi w trawach płowowłosych.

Nie czas na nostalgię w zapachu jarzębin, 
kiedy dzień wrześniowy
snuje barwne lśnienia, 
w zaciszu wieczoru srebrnooki księżyc 
szelest niepokoju w dobry sen zamienia.

Jeszcze parę pączków zrodził krzak różany, 
chociaż czas swój schyłek spadłym płatkiem znaczy, 
nie chcę się poddawać myślom rozpłakanym - 
po co. Jesień z tobą śpiewa mi inaczej.
Ewa Pilipczuk 

czwartek, 4 października 2018

Już niedaleko do szarej jesieni


Odeszło lato upalne, gorące
już niedaleko do złotej jesieni
do liści złotych kwiatów malowanych
kolorem brązu żółci i czerwieni

Do jabłek dorodnych i rumianych
do śliwek pękatych i soczystych
ścieżek usłanych dywanem kasztanów
koszy orzechów dojrzałych złocistych

Do pajęczyny babiego lata
co białą nicią po polu się snuje
i prosi lato by jeszcze zostało
bo opuszczone samotnie się czuje

Już niedaleko do polskiej jesieni
do korali jarzębiny czerwonej
kwiatów ubranych w barwne motyle
i ostatnich resztek trawy skoszonej
Znalezione w Internecie
Królewna Jesień przyszła nagle, niespodziewanie. Wszyscy zauważyli jej nadejście jeszcze we wrześniu. Ubrana była w ciepły żółto-czerwony płaszczyk z zielonym szalikiem otulającym szyję.Ubranej w rudości Jesieni na początku towarzyszył deszcz i przenikliwy wiatr. Teraz jednak, mimo że jest chłodno, Jesień napełnia mnie zachwytem. Marzę tylko, aby ogrzało mnie jej słoneczne ciepło. Aby jeszcze pozostał ślad po jej pracowitej siostrze. Tak królewna Lato dała nam w tym roku dużo ciepła. Żałuję, że nie da się tego ciepła przechować w te jesienne i zimowe dni. Dobrze byłoby je zapasteryzować, jak owoce i warzywa, aby potem dozować sobie w chłodne wieczory wraz z herbatą, kocem i książką.
Tak, Jesień przynosi nam chłodne wieczory i ranki, zimne noce. Coraz wcześniej robi się ciemno....Cóż jednak począć? Pani Lato już nie wróci.
Strofy o późnym lecie
Zobacz, ile jesieni!
Pełno jak w cebrze wina,
A to dopiero początek,
Dopiero się zaczyna.

Nazłociło się liści,
Że koszami wynosić,
A trawa jaka bujna,
Aż się prosi, by kosić.

Lato, w butelki rozlane,
Na półkach słodem się burzy.
Zaraz korki wysadzi,
Już nie wytrzyma dłużej.

A tu uwiądem narasta
Winna jabłeczna pora.
Czerwienna, trawiasta, liściasta,
W szkle pękatego gąsiora.

Na gorącym kamieniu
Jaszczurka jeszcze siedzi.
Ziele, ziele wężowe
Wije się z gibkiej miedzi.

Siano suche i miodne
Wiatrem nad łąką stoi.
Westchnie, wonią powieje
I znowu się uspokoi.

Obłoki leża w stawie,
Jak płatki w szklance wody.
Laską pluskam ostrożnie,
Aby nie zmącić pogody.

Słońce głęboko weszło
W wodę, we mnie i w ziemię,
Wiatr nam oczy przymyka.
Ciepłem przejęty drzemie.

Z kuchni aromat leśny:
Kipi we wrzątku igliwie.
Ten wywar sam wymyśliłem:
Bór wre w złocistej oliwie.

I wiersze sam wymyśliłem.
Nie wiem, czy co pomogą,
Powoli je pisze, powoli,
Z miłością, żalem, trwogą.

I ty, mój czytelniku,
Powoli, powoli czytaj
Wielkie lato umiera
I wielką jesień wita

Wypiję kwartę jesieni,
Do parku pustego wrócę,
Nad zimną, ciemną ziemię
Pod jasny księżyc się rzucę.
Julian Tuwim, Rzecz czarnoleska
Słońce coraz częściej chowa się za chmurami, a w zamian za to Pani Jesień otula wszystko ciepłymi kolorami otaczającej nas natury. Dookoła jest pięknie. Nie da się ukryć, na początku królewna Jesień potrafi zachwycić. Kolorowe liście powoli spadają z drzew, powietrze pachnie dymem z ognisk, kasztany spadają pod nogi, a i Król Słońce często jest dla nas łaskawy.
Nie da się ukryć, że rudowłosa Pani Jesień zapukała do naszych drzwi, a my chętnie wpuszczamy ją za próg.
Lubię Jesień z kolorowymi liśćmi, babim latem. Kasztany, żołędzie, orzechy, jabłka , a przede gruszki. Róże, astry wrzosy... Mogłabym tak długo wymieniać. Dary natury przynoszone nam przez Jesień zachwycają.
Jednak podobnie jak latem czas biegnie nieubłaganie. Kolejne dni mijają jeden po drugim, a człowiek ze zdumieniem stwierdza, że za progiem czeka październik.
Jednak czy w tym roku jestem gotowa na Jesień? Dobre pytanie. Moje dobre samopoczucie dawno zniknęło. Nawet nadzieja powoli zaczyna gasnąć. Zmęczenie i zniechęcenie wzięło górę. Nawet natchnienie już nie takie. Słowa z trudem przelewają się na ekran. Najchętniej zniknęłabym na jakiś czas i zawinięta w koc przetrwałabym ten nieciekawy dla mnie czas w alternatywnym świecie. Ale czy taki istnieje?
A tak chciałabym powiedzieć:
Miły, już jesień
Czerwienią liści nas otula, babiego lata złotą smugą
I noc się robi coraz dłuższa, miły jesień przyszła już
Wiatry wróciły do nas znowu, ptaki z południa są już w domu
I słychać pierwsze kroki chłodu, miły jesień przyszła już

A w nas jeszcze tyle wciąż radości jest
Tyle słońca z lata jeszcze w nas
I jesienny smutek nam nie grozi, wiem
Dobry los wciąż sprzyja nam

Już chmury stoją w oknie, bezradny kasztan w deszczu tonie
Jak dobrze z tobą być, przy tobie, miły jesień przyszła już
Zmarznięci i skulemi ludzie do domu biegną byle szybciej
W kieszeniach niosą mokry smutek, miły jesień przyszła już

A w nas jeszcze tyle wciąż radości jest
Tyle słońca z lata jeszcze w nas
I jesienny smutek nam nie grozi, wiem
Dobry los wciąż sprzyja nam
Eleni