piątek, 24 listopada 2023

Witaminowy duet na listopadowe dni

Dzisiaj jest dobry czas na opowieść o dwóch roślinach. Dlaczego o dwóch, a nie jak zazwyczaj o jednej? Zazwyczaj, bo już raz pisałam o aromatycznym duecie, który często mylimy. I w tym przypadku jest podobnie.
Głóg i dzika róża. Obie te rośliny rosną dziko i wyglądają bardzo podobnie. Część osób uważa, że głóg i dzika róża ta sama roślina i używa tych nazw zamiennie. Jednak drobne różnice można zauważyć. Mają bowiem odmienny kształt kolców, owoców i łodyg. Owoc głogu przypomina małe jabłuszko i w środku ma tylko 2 pestki. Dzika róża zaś ma owoce większe, jaśniejsze i znajdziemy w nich dużo drobnych pesteczek
Obie rośliny należą do rodziny Rosaceae.
O, sercu najmilsza, różyczko kochana,
Pól, sadów, ogrodów ozdobo!
Barw krasą jaśniejesz i wonią-ś owiana —
Kwiat żaden nie zrówna się z tobą!
Ach! róży, ach! róży!
Wśród ziemi rozłogów,
W tej życia podróży,
Tak wiele jest głogów!
Ach! róży, ach! róży!
Młodzieniec po górach, przepaściach, dolinie,
Przebiega po kwiaty na wianki,
Lecz z kwiatów najmilszą jest róża dziewczynie,
Różyczką wieńcz skronie kochanki!
Ach! zerwij ją świeżą
I miłą i ładną,
Nim gromy uderzą,
I listki opadną,
Ach! zerwij ją świeżą!
Głóg (Crataegus) w tradycji ludowej ma także nazwy bodlak, bobłek, ciernik, cierń biała, głóg biały, jaworek i obrotnica. Obejmuje około 300 gatunków znanych z obszarów klimatu umiarkowanego Europy, Azji oraz Ameryki Północnej. Jednak według niektórych ujęć jest ich co najmniej tysiąc.
Głóg dzięki uroczemu wyglądowi i znanym od właściwościom zdrowotnym, zajął poczesne miejsce wśród magicznych roślin. Według dawnych podań miał wielką moc i siłę. Jego kolce chroniły przed złymi demonami, wampirami,  czarownicami i chorobami. Dlatego starożytni Grecy zawieszali na bramach swoich domostw gałązki głogu i wawrzynu. Niemowlęta, które były szczególnie podatne na uroki kąpano w wywarze z głogu. Nic dziwnego, że Buriaci machali nad kołyskami chorych dzieci gałązkami głogu i dzikiej róży.
Krzaki głogu sadzono przy miedzach, żeby chronił zboża przed szkodnikami. Natomiast wiosną palono jego kolczaste pędy, aby zapewnić dorodne plony.
Głóg miał też moc oddzielania świata zmarłych od świata żywych. Sadzono go przy grobach, żeby zbłąkane dusze nie nachodziły ludzi. Rósł w miejscach spoczynku wielu legendarnych postaci, między innymi słynnego czarodzieja Merlina.
Głóg miał szczególne znaczenie dla Celtów. Uważali go za drzewo rosnące przy wejściach do świata mityczno-baśniowego. Ponadto wierzono, że głóg ma właściwości „leczenia” złamanych serc, bowiem jego owoce znacznie poprawiają czynności serca. Mają działanie obniżające ciśnienie krwi.
W znanej legendzie głóg oplatający i łączący groby słynnych kochanków Tristana i Izoldy jest się symbolem miłości silniejszej niż śmierć.
Głogowym wieńcem przyozdabia się Królową Maja w trakcie celtyckiego święta Beltane.
W celtyckim alfabecie drzew jest szóstą literą (Utah), symbolizuje maj gdzie wszystko kwitnie, ale jest też uważany za nieszczęśliwy. Podobno ślub w maju miał katastrofalne skutki i związek mógł nigdy nie doczekał się potomstwa.
Kwiat głogu symbolizował dziewiczość, czystość oraz niepokalane poczęcie. W Irlandii uważano, iż zniszczenie starego głogu przyczynia się do śmierci bydła lub dzieci, a także utraty bogactwa.
Głóg był uważany za szczególną roślinę już od czasów starożytnej Grecji. To właśnie tam stał się symbolem nadziei – dlatego gałązki głogu niesiono w trakcie procesji ślubnych, a także przyozdabiano nimi ołtarze greckiego boga małżeństwa Hymenaiosa. Z kwiatów tego drzewa sporządzano wianki dla nowożeńców.
Chociaż nie zostało to potwierdzone to twierdzi się, że korona cierniowa Chrystusa została upleciona z gałązek głogu. Inna legenda mówi, że z kija Józefa z Arymatei, który pogrzebał Jezusa, wyrósł krzew głogu. A wszystko to działo się w miejscowości Glastonbury, położonej na południu Anglii, gdzie rzekomo Józef przywiózł Święty Graal. Wokół wspomnianego krzewu wybudowano opactwo, w którym pochowano króla Artura. Głóg z Glastonbury jest wyjątkowy. W przeciwieństwie do pozostałych odmian, głóg ten kwitnie 2 razy w ciągu roku – po raz drugi kwiaty pojawiają się w okolicach Bożego Narodzenia.
Głóg jest bogatym źródłem wielu mikroelementów, szczególnie potasu, wapnia, magnezu, fosforu i sodu. Jest to roślina, która dostarcza znaczne dawki witaminy C, a do jej głównych składników należą też flawonoidy oraz procyjanidyny.
Terapeutyczne właściwości głogu znano już w starożytności. Walory rośliny przedstawił grecki botanik i lekarz Dioskurides.  W czasach późniejszych głóg figurował często w podręcznikach zielarskich i książkach medycznych.
Celtowie mieli wyczucie co do właściwości głogu. Co prawda obecnie raczej nikt nie stosuje go przy „złamanym sercu”, ale głóg dobrze wspiera funkcjonowanie serca i układu krążenia. Jego regularne spożywanie pomaga utrzymać serce w zdrowiu oraz korzystnie wpływa na krążenie krwi i prawidłowe zaopatrzenie w tlen organizmu. Ponadto, głóg ułatwia wyciszenie w stanach napięcia nerwowego oraz przyczynia się do zmniejszenia napięcia, drażliwości i ułatwia zdrowy sen. Wpływa rozkurczowo na mięśnie gładkie macicy, jelit i dróg moczowych oraz korzystnie na naczynia mózgowe.
Owoc głogu pomaga także zwiększyć odporność organizmu, jest naturalnym antybiotykiem, który stosowany bywa w leczeniu zakażeń gronkowcem oraz pomaga w leczeniu grzybicy.
Głóg jako roślina użyteczna była znany już w czasach prehistorycznych. Do dziś w niektórych regionach Francji wypieka się z suszonych mielonych owoców chleb lub placki. W XIII w. polecany był jako lek na podagrę. Zbliżone do dzisiejszych wskazania co do zastosowania głogu w lecznictwie, znane są dopiero od XVII wieku
Zastosowanie kulinarne owoców głogu obejmuje przede wszystkim dżemy, konfitury, galaretki, herbaty, nalewki czy cukierki głogowe.
Na Półwyspie Krymskim w okresie jesiennym zasypywano je cukrem, aby mieć ich zapas na chłodne miesiące. Także tam i na Kaukazie znano mąkę pochodzącą z mielonych suchych owoców. Zmieszana z mąką pszenną i kukurydzianą służyła do wypieku chleba, bułek, placków i ciast.
Natomiast czasem pestki głogu stanowiły nieraz surogat kawy. W Rosji z wybranych gatunków produkuje się różne preparaty. Najbardziej znany jest „Balsam kazachski”, smaczny i wzmacniający napój , zalecany jako  dodatek do herbaty, kawy, wytrawnego wina i koktajli.
Na drogi złe, dni zwyczajne,
I na najwyższe z progów,
Dostaliśmy w dłonie balladę,
I pachnie jak owoc głogu.
I będzie przebiegać muzyka,
Czy ty wiesz jak to dużo po dniu,
I w wierszu nam będzie rozkwitać,
Ballada - posag mój.
Róża dzika (Rosa canina), zwana również różą psią lub szypszyną, to krzew również z rodziny różowatych (Rosaceae)
Pierwsze wzmianki na jej temat pojawiają się w czasach starożytnych. Wówczas starożytni Rzymianie stosowali ją do leczenia wścieklizny u psów. Wykorzystywali ją również do wyrobu wieńców, które nosili podczas uczt.
Natomiast w starożytnej Grecji płatki dzikiej róży wkładano do poduszek, aby zapewnić sobie spokojny sen.
Pierwsza wzmianka o dzikiej róży pojawiła się w Biblii w Księdze Mądrości (2,8), która i wtedy, i dzisiaj rośnie na terytorium Izraela, a starożytni Izraelici podobnie jak Rzymianie wykonywali z niej wieńce.
Dawni Słowianie nazywali dziką różę: szypszyna. Porastała ona dziko we wczesnym średniowieczu dziko tereny zamieszkiwane przez Słowian.
Jedna z najstarszych hinduskich legend opowiada o Lakszmi, bogini szczęścia, bogactwa i piękna, która urodziła się w pąku róży złożonym ze 108 dużych i 108 małych płatków.
W starożytnym Egipcie różami władała Izyda, bogini płodności i rodzin. W egipskich grobowcach znaleziono rysunki róż, a te o białych kwiatach, zwane świętymi różami abisyńskimi, służyły do przygotowania korony dla zmarłych.
Wiszące ogrody Babilonu rozkwitały różami.
Dzika róża pojawia się też w greckich mitach. na początku róża miała białe kwiaty, a po skaleczeniu się bogini Afrodyty przybrała kolor czerwony. Safona nazwała różę królową kwiatów.
Rzymianie natomiast otoczyli róże kultem. Kwiaty ofiarowano bogom, płatki wkładano w poduszki, obsypywano nimi podłogi podczas uroczystości. Poza tym spożywano je w postaci naparów, przetworów, a niekiedy smażono w cukrze. Popularne było wino różane i woda różana, która służyła do uzdrawiających kąpieli lub spryskiwania ciała. W Rzymie obchodzono Rosaria, święto ku czci duchów zmarłych, kiedy to groby ozdabiano różami. Upadek cesarstwa Rzymskiego był także upadkiem panowania róży jako królowej kwiatów. Kościół wypowiedział im wojnę jako narzędziom pogańskim i niegodnym szacunku, zakazano wnoszenia ich na ołtarze kościelne, a nawet cmentarze. I chociaż w tych ciemnych czasach niektóre odmiany zniknęły, to dzika róża, siłaczka wśród ciernistych krzewów – przetrwała. A wraz z nią naturalne i silne lekarstwo.
Dzika róża
Za Dzikiej Róży zapachem idź
na zawsze upojony wśród dróg -
będzie clę wiódł jak czarodziejski flet
i będziesz szedł, i będziesz szedł,
aż zobaczysz furtkę i próg.

Dla Dzikiej Róży najcięższe znieś
i dla niej nawiewaj modre sny.
Jeszcze trochę. Jeszcze parę zbóż.
I te olchy. Widzisz. I już -
będzie: wieczór, gwiazdy i łzy.

O Dzikiej Róży droga śpiewa pieśń
i śmieje się, złoty znacząc ślad.
Dzika Różo! Świecisz przez mrok.
Dzika Różo! Słyszysz mój krok?
Idę - twój zakochany wiatr.
Konstanty Ildefons Gałczyński
Kwiaty dzikiej róży są wyjątkowo piękne. Mają cudne kolory, a jeszcze wspanialszy zapach.
Jednak z płatków dzikiej róży powstaje coś przepysznego. W mojej rodzinie od pokoleń była robiona konfitura. Co roku od mojej cioci dostawałam w prezencie przynajmniej jeden słoiczek.
Z kwiatów dzikiej róży rozwijają się owoce, które są bogate w cały wachlarz dobrych składników.
Dzika róża zawiera witaminy: B1, B2, B3, A, E, K i C. Słynie przede wszystkim z tej ostatniej, której ma ogromne ilości – porównywalne jedynie do rokitnika. Już trzy owoce dzikiej róży pokrywają dzienne zapotrzebowanie na witaminę C. Tej jest w nich 10 razy więcej niż w czarnej porzeczce, 30 razy więcej niż w cytrynie i 100 razy więcej niż w jabłkach.
Dzika róża ma w sobie rzadko spotykaną substancję – galaktolipid, której działanie wzmacniają obecne w róży witaminy i flawonoidy. Dzięki temu owoce krzewu wykazują wyjątkowe właściwości przeciwzapalne.
Dzika róża podnosi odporność i wzmacnia organizm, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym.
W badaniach laboratoryjnych wykazano, że substancje zawarte w różach mają działanie przeciwdepresyjne, przeciwbólowe, przeciwlękowe, przeciwdemencyjne, rozluźniające, przeciwcukrzycowe, antybakteryjne, odmładzające, przeciwzapalne, przeciwutleniające oraz chronią materiał genetyczny przed powstawaniem w nim uszkodzeń.
Usuwają również afty, pasożyty u dzieci. Olejek z płatków róż jest niezastąpiony do masażu i kąpieli.
W trakcie II wojny światowej Anglicy przetrwali blokadę wyspy właśnie dzięki dzikiej róży. Była rozwiązaniem problemu, jakim był  niedostatek świeżych owoców i warzyw. To wtedy po raz pierwszy od upadku Imperium wykorzystano jej owoce na skalę masową. Na jej bazie tworzono syropy bogate w witaminę C, które rozdzielano całemu społeczeństwu. Gdy wojna się skończyła rozpoczęto masową produkcję przetworów.
Również i u nas za „żelazną kurtyną”, po wojnie, władze starały się uzupełnić znaczne niedobory witaminy C w codziennym jadłospisie Polaków. Stworzono program rozpowszechnienia plantacji dzikiej róży, wybudowano zakłady przetwórcze i aktywnie prowadzono kampanię promującą ich spożycie. Stąd do dziś możemy cieszyć się dziką różą w najróżniejszych zakątkach naszych miast i wsi, a pobocza nadmorskich promenad w wielu miejscowościach wczasowych są nią porośnięte.
Krzak dzikiej róży w Ciemnych Smreczynach
W ciemnosmreczyńskich skał zwaliska,
Gdzie pawiookie drzemią stawy,
Krzak dzikiej róży pąs swój krwawy
Na plamy szarych złomów ciska.

U stóp mu bujne rosną trawy,
Bokiem się piętrzy turnia śliska,
Kosodrzewiny wężowiska
Poobszywały głaźne ławy...

Samotny, senny, zadumany,
Skronie do zimnej tuli ściany,
Jakby się lękał tchnienia burzy.

Cisza... O liście wiatr nie trąca,
A tylko limba próchniejąca
Spoczywa obok krzaku róży.
Jan Kasprowicz
Ja za każdym razem się wzruszam, gdy widzę kwitnący krzak dzikiej róży. Tak było ostatnio w czerwcu w moim Miasteczku. 


piątek, 17 listopada 2023

Przez kuchenne okno

Widok z okna
Rząd drzew rośnie przy mojej ulicy.
Wiatr szarpie ich gałęzie jak struny.
Zwołuje szarugi jesienne.
Wygrywa melodie deszczowe, rzewne.

Zmęczone liście jak ptaki odfruwają
Konary drzew nagie zostawiają.
To smutny widok.
Jedynie oczy cieszą kolorowe
pryzmy liści.

Coraz mniej słonecznych, ciepłych dni.
Przyroda szykuje się do zimy.
Przez czarne chmury starają się przebić
promyki słońca.
Rozjaśnić szarość przestrzeni
i rozgrzać nasze serca.
znalezione w Internecie
Często piszę, że lubię siedzieć przy oknie i spoglądać na świat za nim.
Tkałam już opowieść o widoku z balkonu w moim Domu. Można to przeczytać TUTAJ. 
Przy oknie zawsze snują się w zwolnionym tempie moje myśli Zimowe, Sierpniowe, Poranne... 
W tygodniu zawsze siedzę przy moim kuchennym oknie i patrzę z góry na biegnący świat. Nie ukrywam, że lubię obserwować toczące się życie za oknem. A nie jest on monotonny. Widok zmienia się wraz z porami roku, dnia... Zależy także od kuchennego okna...
Rano, gdy inni jeszcze śpią słyszę świergot ptaków, szum przejeżdżających nielicznych samochodów i pociągów.
Popijając poranna herbatę patrzę jak świat powoli budzi się do życia.
Wieczorem obraz się zmienia. Często mogę podziwiać różnokolorowe zachody słońca nad dachami miasta. Codziennie malowane są inne, niepowtarzalne obrazy. Raz na tle błękitnego nieba widać jak chmury powoli od bladego różu, przechodzą w ciepły pomarańcz lub nawet czerwień. Piękny widok... Mogłabym tak siedzieć i wpatrywać się w zmieniające kolory. Patrzeć jak zapada zmrok, jak zaświecają się gwiazdy i księżyc. Jest mi tak dobrze... Kocham to moje kuchenne okno. Przy nim moje myśli uspakajają się, nie pędzą jak szalone. Wyciszam się... 
Kocham siedzieć przy każdym kuchennym oknie. 
Widok z okna
Widokiem z okna oczy nacieszę
W dzień deszczowy i słoneczny
Na wschodzącym słońcu wzrok zawieszę
Widok ten jest bajeczny

Gdy świt nas wita z rana
Nowy dzień zwiastuje
Gdy księżyc mówi - dobranoc psze pana
I przez noc z gwiazdami obcuje

Gdy niebieska wstęga niebo przecina
W jednej chwili wszystko rozświetla
Gdy deszcz przy okiennicy zacina
I gdy na niebie zorzy pętla

To wszystko widokiem z okna zwane
Tak bliskie, a tak niepoznane
To wszystko mogę podziwiać
Okno niczego nie będzie ukrywać
znalezione w Internecie
W swoim życiu Mała Dziewczynka spoglądała przez wiele okien kuchennych. Pierwsze było w domu Dziadków, gdzie mieszkała wielopokoleniowa rodzina. Dziadkowie, rodzina stryja, rodzina Małej Dziewczynki. Ale kuchnia była tylko jedna. Mała Dziewczynka dokładnie nie pamięta kuchni i jej okien, bo spędzała tam mało czasu.
A widok z tego okna musiał być piękny. Można było z niego patrzeć na duży ogród, gdzie rosły róże, piwonie, floksy i piękne żółte omiegi wschodnie, które przede wszystkim z tym ogrodem kojarzą się Małej Dziewczynce.
Z tego kuchennego okna zapewne często wyglądała mama Małej Dziewczynki, aby sprawdzić czy jej córeczka grzecznie bawi się w piaskownicy, a może siedzi na końcu ogrodu na drewnianej ławeczce majdając nogami. Niestety musiała prawie nieustannie patrzeć przez okno, bo Mała Dziewczynka miała różne pomysły, które nie zawsze były najmądrzejsze... Mieszkający po drugiej stronie alejki sąsiedzi zakładali się nie o to kiedy kilkuletnia Mała Dziewczynka pokona płot, ale jak szybko to zrobi. Bo to, że znajdzie się na alejce i będzie starała się odkrywać nowy świat, było pewne. Tak, tak już jako przedszkolak Mała Dziewczynka była wszystkiego ciekawa, chciała wszystkiego dotknąć, spróbować, zobaczyć...   
Może właśnie dlatego kuchnia w nowym domu miała okno, które wychodziło na uliczkę. Mama Małej Dziewczynki mogła również tam przez nie wyglądać, kiedy zajmowała się przygotowaniem obiadu, kolacji... Na tej osiedlowej uliczce, pomiędzy domami Mała Dziewczynka, jej brat i mieszkający obok chłopcy grali w piłkę, badmintona, kapsle... Jak przychodziły dalej mieszkające koleżanki, to skakały przez gumę lub skakankę. Mama jednak z kuchennego okna miała oko na Małą Dziewczynkę. Bo jak Mała Dziewczynka oddalała się z domu, to zazwyczaj coś się jej przytrafiło. Ale to już temat na inną opowieść...
Teraz przez to kuchenne okno lubi spoglądać Mała Dziewczynka, jak tylko jest w Domu rodzinnym. Robiąc śniadanie, gotując obiad, a nawet parząc herbatę lubi spoglądać przez to okno. Co prawda przez lata za oknem wiele się zmieniło. Wokół drzewa i krzewy bardzo się rozrosły, dlatego czasem zasłaniają domy, przy których rosły od małego przez tyle lat. Niestety, niektórych już nie ma, bo za bardzo się rozrosły, albo po prostu nie przeżyły. Jeden świerk usechł, ale nie doczekał się na wycięcie. Mocny powiew powalił go latem. Jego brat, rosnący obok ze smutkiem na to patrzył. Również Mała Dziewczynka ze smutkiem spogląda teraz na tego samotnika.
Jeżeli tylko Mała Dziewczynka otworzy kuchenne okno, a robi to często gotując, to do kuchni wdziera się odgłos przejeżdżających często pociągów. Chyba bez tego dźwięku, prawie każdy widok dla Małej Dziewczynki byłby w pewien sposób niekompletny. 
Przez to kuchenne okno można dostrzec dawno niewidziane twarze, które teraz rzadko pojawiają się na uliczce. Zdecydowanie częściej Mała Dziewczynka widzi te nowe dla niej sylwetki. Nie ma co jednak się temu dziwić. Lata mijają, jedni się rodzą, inni odchodzą zazwyczaj po cichu. I najczęściej latem uświadamiamy sobie, że kogoś brakuje...
Mała Dziewczynka cieszy się jednak, gdy te znane od lat postacie nadal przechodzą pod oknem kuchennym. 

Okno
Wyjrzalem przez okno o brzasku
i zobaczyłem młodą jabłonkę
przezroczystą w jasności.
A kiedy wyjrzałem znowu o brzasku
stała tam wielka jabłoń obciążona owocem.
Więc dużo lat pewnie minęło
ale nic nie pamiętam co zdarzyło się we śnie
Czesław Miłosz

Było też wakacyjne kuchenne okno w domu Dziadków. Przez nie często patrzyła Babcia, aby sprawdzić, czy jej wnuki czasem pojawią się w zasięgu wzroku. Przy tym oknie, jak nie było Dziadka, uwielbiała siadać Mała Dziewczynka. Z przyjemnością pałaszowała upieczone przez Babcię maślane bułeczki, słuchała jej opowieści, równocześnie wyglądała przez okno patrząc na pobliskie drzewa, dom... Starała się też usłyszeć, między opowieściami Babci, odgłos jadących w oddali pociągów. Wtedy w pobliżu przejeżdżały jeszcze pociągi ciągnione przez prawdziwe lokomotywy parowe. Natomiast  opowieści Babci były zawsze ciekawe. Można było się w nie zasłuchać. Babcia każdą potrafiła w szczególny dla siebie sposób ubawić, uatrakcyjnić...  Jedna z nich dotyczyła właśnie tego kuchennego okna. Babcia opowiadała, że kiedyś, jak przy stole usiadł młody wówczas Wujek, to wskazując na okno powiedziała: "zobacz jaka fajna babka". Wujek od razu się poderwał i wyglądając przez okno starał się dojrzeć atrakcyjną dziewczynę. A Babcia miała na myśli stojącą na parapecie świeżo upieczoną babkę drożdżową.  
I za tym właśnie oknem Mała Dziewczynka tęskni najbardziej. Jednak powrotu do tego mieszkania, okna nie ma... Jedyne co, to czasem jak jest w Miasteczku, może z tęsknotą spojrzeć w to okno, gdzie od lat mieszka już inna rodzina. 
Pierwsze, należące wyłącznie tylko do Małej Dziewczynki, było nietypowe. Po pierwsze w kuchni na początku nie było żadnego okna. Mała Dziewczynka jednak okno musiała mieć. Zatem należało je wykuć. I tak powstało okno, przez które można było spoglądać do... sąsiedniego pokoju. Tak, tak, kiedyś tak właśnie budowano. Ale dzięki temu oknu, przez kilka lat Mała Dziewczynka nie dusiła się w swojej kuchni i mogła spoglądać przed siebie na zdecydowanie większą od kuchni przestrzeń. Dlaczego zatem zdecydowała się na to mieszkanie? Cóż... W tym przypadku nie miała wyboru.
Dlatego kolejne kuchenne okno Mała Dziewczynka wybrała już świadomie, kierując się swoimi preferencjami. 
Teraz siedząc przy oknie Mała Dziewczynka pijąc poranną herbatę, jedząc śniadanie, obiad, kolację, albo tylko tak po prostu spogląda przez nie z góry na świat. W szczególności są to jadące poza miasto lub właśnie przyjeżdżające do niego pociągi lub czasem autobusy. Po południu lub wieczorem, w zależności od pory roku, patrzy jak ponad dachami kończy swoją codzienną wędrówkę król Słońce. Warto patrzeć na ten wielobarwny spektakl, bo król Słońce zazwyczaj zachodzi mało dyskretnie. Czasami zakończeniu dnia towarzyszy pomruk burzy. Wówczas niebo za oknem rozświetla błyskawica. Również ten spektakl należy do zachwycających, chociaż czasem budzących obawę.
Patrząc przez okno Małej Dziewczynce wydaje się, że ktoś na chwilę wcisnął przycisk pauzy. Jest tak dobrze... 
Przez ten czas korzysta z paru minut spokoju, ciszy, nie spieszy się... Stara się uważnie przeżywać te spokojne, bez pośpiechu chwile. Chce jaj najbardziej skorzystać z tych kilku chwil odpoczynku duszy i ciała. Okno oddziela bezpieczne, znane, po prostu jej miejsce od tego co , od tego co nieznane, pełne niespodzianek... A tego Mała Dziewczynka nie lubi. 
Chciałaby na dłużej tak trwać, aby tryb samolotowy był włączony przynajmniej godzinę każdego dnia. Mała Dziewczynka czuje się wówczas spokojnie i bezpiecznie jak głaskany kot. Stara się cieszyć tymi cichymi, zatrzymanymi chwilami swego życia. Każdemu powinno być pisane takie miejsce. Trzeba tylko je znaleźć wśród milionów innych. Należy być jednak uważnym je wybierając.
Niestety po niecałym kwadransie pędzące życie znowu przypomina sobie o Małej Dziewczynce i ponownie włącza taśmę, aby znów wrzucić ją w wir codzienności... 
Widok z okna
Lubię ciszę wieczorną mojego balkonu,
wesołe ćmy tańczące przy lampie w ogrodzie;
lubię gwiazdy, co złotem nad dachami płoną
i odbicie księżyca w granatowej wodzie.
Lubię tajemną ciemność wzgórza z modrzewiami,
szum wiatru wśród gałęzi, zapach ściętej trawy;
jarzębinę, co ze mną dzieli się myślami,
siwego brzegu pejzaż zamglony i łzawy.
Lubię to moje miejsce - bożym planowaniem
przeznaczone, nadane - w cudnym kątku ziemi.
W serce serdecznym piórem zostało wpisane -
widok z okna się w świata widzenie przemienił.
Strug Renata