piątek, 26 maja 2023

Zrobię sobie prezent

Nauka
Uczę się żyć bez Ciebie
choć trudna to nauka
nazywać rzeczy od nowa
i ciągle iść pod wiatr
uczę się cierpliwości
zadanej mi kiedyś przez Ciebie
zatrzymuję się zbyt często
i spoglądam w niebo z nadzieją
że znów zobaczę Twój uśmiech
w białej burzy obłoków.
Nie jestem niewiernym Tomaszem
ale nauka nie jest łatwa
dlatego próbuję od nowa
uczyć się żyć bez Ciebie.
Basia Wójcik`i jej obrazy
W kwietniu dopadło mnie przygnębienie. Co chwila nachodziło mnie kolejne i trwało przy mnie jak coraz bardziej wydłużający się cień wraz z zachodzącym królem Słońce. Chciałam go odgonić, ale rósł w oczach.
Czułam się już zmęczona, przytłoczona wiadomościami, które przyfruwały w zeszłym miesiącu. Zagnieździły się na dobre i nie chciały w żaden sposób odlecieć dalej. Dlatego przespałam kwietniowe radości, które pojawiały się dookoła.
Pewnie przez to wszystko w poszukiwaniu zdjęć na chwilę uchyliłam szufladę wspomnień. Chciałam spojrzeć jeszcze raz na zatrzymane obiektywem minione chwile, na osoby które ostatnio odeszły, których już nigdy nie spotkam, które nie uśmiechną się do mnie, nie zadzwonią, nie napiszą...
Wspomnienia tylko na to czekały. Jak tylko promień słońca zajrzał do ich mieszkanka, natychmiast się przebudziły, uśmiechnęły i radośnie wyfrunęły z szuflady. Zaraz też otuliły mnie niczym lekki, ale ciepły szal. I już wiedziałam, że szybko się go nie pozbędę.
Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko przenieść się na chwilę w minione lata.
Tak, często zastanawiam się czy warto odwracać głowę. Wszak zatapianie się w przeszłości często odsuwa mnie od  codzienności.
Rozsądek podpowiada, że powinnam zająć się dniem dzisiejszym i tymi, co są jeszcze przede mną. Jednak szufladę wspomnień otwieram tylko w szczególnych momentach, a obrazy z przeszłości pojawiają się tylko na chwilę.
Teraz, jak wspomniałam,  chciałam tylko spojrzeć, na twarze osób, które tak niedawno odeszły. Ich zdjęcia już na zawsze pozostaną w mojej szufladzie wspomnień. W teraźniejszości i przyszłości już ich nie spotkam na moich ścieżkach.
Otulający mnie, a utkany ze wspomnień szal przypomniał mi jeszcze, że niedługo jest rocznica śmierci mojej Babci. A wcześniej moje imieniny. To, że je świętuję właśnie teraz jest zasługą Babci, dzięki której przeniosłam je ze środka lata.
Może więc warto zrobić sobie prezent imieninowy i pojechać na chwilę do mojego Miasteczka, gdzie mieszkali Dziadkowie? Pewnie ktoś inny wolałby odkrywać nowe, nieznane ścieżki. I zapewne się dziwi, że nie chcę poznać innych bardziej zachwycających miejsc na świecie. Przecież jest ich do poznania tak dużo. Mi jednak to nie sprawiłoby takiej radości. Jestem po prostu zakochana w tym moim Miasteczku i po cichu liczę, że jest to miłość wzajemna, o ile to możliwe. Czasem myślę, że jestem uzależniona od wspomnień. Dlaczego chcę wracać do przeszłości, która nie istnieje? W mojej głowie jest całe morze obrazów miejsc, ludzi... Wtedy świat, pomimo trudnych czasów, wydawał się lepszy, spokojniejszy, bardziej przyjazny... Do niego właśnie czasami tęsknię.
Ścieżki historii
Wędruję ścieżkami przeszłości
słońce tańczy na gałęziach starych drzew
to samo niebo nad głową
i ta sama ziemia
pod nogami tylu pokoleń.
Lubię ścieżki historii
zanurzam się w nich
by na zawsze pozostać
pośród brzozowych lasów
i pól zarastających ziołami
które chronią pamięć od zapomnienia...
Basia Wójcik
Czy takie powroty są w ogóle dobre? Przecież odrywają mnie od teraźniejszości, która teraz powinna być  najważniejsza. Jednak każdy z nas składa się ze wspomnień, a ja jestem ich pełna.
A do mojego Miasteczka będę wracać na pewno tak długo, jak będę tam mogła spotykać ludzi, którzy powitają mnie tradycyjnym "ja dobrze, że znowu przyjechałaś". A potem prawie każde zdanie zaczniemy od  "a pamiętasz....?" lub "to były czasy". Te słowa sprawiają, że w środku robi się ciepło, miło, wzruszająco.... Za wszelką cenę chciałabym, aby te rozmowy twarzą w twarz trwały jak najdłużej. Rozmowa przez telefon, to jednak nie to samo... 
Dlatego muszę pojechać do mojego Miasteczka, póki są jeszcze niteczki, które łączą mnie z tym miejscem, które prowokują do wspomnień.
O poranku, gdy tylko król Słonce wyjrzy ze swojego pałacu pobiegnę nad jezioro, aby razem z nim, kaczuszkami i łabędziami powitać nowy, pełen oczekiwanych przeżyć dzień. Także w ich towarzystwie będę kończyć dzień, gdy w jeziorze będzie się przeglądać Miasteczko i klasztor.
W międzyczasie będę wędrować starymi i nowymi uliczkami. Może spotkam kogoś miłego przemierzając Miasteczko wzdłuż i wszerz. Nigdy nie wiadomo kto to będzie. Stary przyjaciel, nowy znajomy, czy znowu tak jak ostatnio kogoś z kim po wielu latach odnowię kontakt. Będę podziwiać nowe budynki z wypielęgnowanymi ogródkami, ze wzruszeniem spojrzę na stare, czasem już opuszczone domy. Mam jednak nadzieję, że nadal będą tam stały i serce mi nie pęknie, gdy zobaczę ponownie puste miejsce przygotowane dla nowego, nowoczesnego budynku.  Wszak dawniej mieszkali tu ludzie prowadzący zwyczajne życie. Gdy jednak odchodzą, to czasem nikt o ten ich dom nie dba, nie troszczy się. I w końcu.... Może tym razem będzie inaczej? Nie będę się tym martwić na zapas.
Przecież odwiedzę osoby, które zapewne znowu będą snuć opowieści z dawnych lat, poczęstują tym co w tamtym regionie ma swój specyficzny smak. Natomiast herbatę będę miała podaną w delikatnej, kolorowej filiżance, w której są zamknięte wspomnienia z dawnych lat. Szklanka dla mnie nie ma takich możliwości. Nie ma tak pięknej duszy jak filiżanka.
Podejdę do regałów z rzędami starych książek mających ślady upływających lat i ludzkich rąk.
Tak, zrobię sobie prezent imieninowy i pojadę do mojego Miasteczka. To najlepsze, co mogę sobie podarować. Przecież niewielu jest jeszcze ludzi z mojego Miasteczka, którzy stanowią część mojego dawnego życia. Niedługo nie będzie już nikogo. Tak kwiecień ze swoimi smutnymi wiadomościami zdecydowanie mnie przytłoczył.
Relaks
gdy się czujesz zmęczony
i chandra dokucza
pójdź na dworzec nocą
lokomotyw posłuchać
buchają parą i dymem
głośno sapią i syczą
iskrami w niebo strzelają
zrozumiesz wtedy że żyją
zwierzysz się z problemów
parowóz nic nie powie
siądziesz potem na ławce
i odpoczniesz sobie
Jerzy Granowski
Zaraz zatem idę na dworzec, ale najpierw pakuję walizkę (chociaż bardzo tego nie lubię) i jadę na zasłużony urlop. Mam zamiar cieszyć się każdą minutę, godziną. Będę je rozciągać jak będzie to możliwe, dokąd się tylko da. Wiadomo przecież, miłe chwile biegną niczym struś pędziwiatr i trudno je zatrzymać, chociaż tak bardzo by się chciało. Czas jest niesprawiedliwy. Godzina przyjemności trwa tyle co minuta nudy… Powinno być odwrotnie.
To prawda, podróże sentymentalne są piękne, ale czasem robi się mokro na policzkach, gdy zobaczy się miejsca, do których tęskniło się ponad rok i za którymi znowu już uciekają myśli.
Pewnie znowu usłyszę: po co ci to? Zamknij szufladę i skup się na żywych.
Oczywiście, że to zrobię prędzej, czy później.
Jednak teraz cieszę się, że mogę sprawić sobie taki prezent i znowu zatopić się w świecie, krajobrazie, atmosferze mojego dzieciństwa... A przynajmniej w tym co jeszcze tam z tego pozostało. 

piątek, 19 maja 2023

Zaginiona, zapomniana esencja naszego języka

W zieleni łąka majowa
gdzieś w trawie świerszczyk się schował.
Nastroił skrzypce maleńkie
gra dla mamy piosenki.

W zieleni łąka majowa,
już od stokrotek różowa.
A od stokrotek błękitna,
wszystkie kwiaty zakwitły.
znalezione w Internecie
Przyszedł maj i rozgościł się u nas na dobre. Świat się zazielenił, zakwitły kasztany, pachną bzy, maturzyści zdają egzaminy dojrzałości. Maj przyniósł nam z wiosennym powiewem swoje niepowtarzalne zapachy.
Choć czasami jeszcze słońce schowane jest za chmurami, to jest ciepło. Nareszcie można podziwiać wiosnę w pełnej krasie i kolorach. Chce się żyć w zgodzie z naturą, jej rytmem i prawami. Chce się podziwiać wszechobecną królewnę Wiosnę. To ona waz z królem Słońce potrafi ogrzać, rozweselić, rozświetlić świat. Nawet majowe powietrze jest inne. Takie świeże, przejrzyste, pachnące, kojące....
Wiosna, maj …i jakoś tak cieplej na duszy, ale czy lżej?
Nic nowego. Co roku to samo.
Niezmiennie o tej porze w maju Mała Dziewczynka nie może wyjść z podziwu, jak niedościgniona w swym uroku jest przyroda.
Jakiś czas temu w Internecie znalazła wiersz, który mówi o tym, co sama chciałaby napisać.
Kocham maj za leżenie w trawie…
Za dmuchawce… za wiatru taniec…
Za zieloną lasu sukienkę,
Za wieczorną słowika piosenkę…
Kocham maj za słońca promienie,
Za bzy dzikie, jaśminu westchnienie,
Złotem kipiące pola rzepaku
Zakochanie, rozśpiewanie ptaków…
Kocham maj za kwiatów naręcze
Za szum deszczu i burzę i tęczę
Za motyle w głowie i zieleń….
Za co jeszcze? Sama tego nie wiem. 
Piękny wiersz. Od zawsze Mała Dziewczynka żałuję, że nie potrafi tak pięknie przelewać swoich myśli, uczuć na papier, tworząc z nich wiersze. Dlatego zazdrości każdemu, kto taki dar posiada. Od zawsze każda wypowiedź, zwłaszcza ta ustna, przysparzała jej wiele kłopotu i stresu. Nie lubiła i nadal nie lubi odzywać się w większym gronie ludzi. Jedno jest tylko zastanawiające.... Przez parę lat uczyła w szkole i naprawdę kochała ten zawód.
W szkole jednak Mała Dziewczynka zawsze miała problem z językiem polskim. Teraz ze smutkiem stwierdza, że prawdziwy język polski, który został ukształtowany na przestrzeni wielu lat i którym z dumą posługiwali się nasi przodkowie, w rzeczywistości zanika. Oczywiście nie zanika samo mówienie nim. Zanika piękno naszego języka. Obecnie jest on poprzetykany nie tylko angielskimi słówkami, które, na co dzień wtrącamy do zdania. Niektóre z nich już na dobre usadowiły się w naszych słownikach. A zapewne z czasem stopniowo przygarniemy resztę ich obcych, czasem niezrozumiałych przyjaciół. Słowa "weekend", „sorry”, „please” nie robią już na nas wrażenia. Ale pojawiają się nowe, za którymi trudno nadążyć.
Część polskiej młodzieży jest obecnie praktycznie dwujęzyczna. Oprócz oczywiście polskiego, biegle mówi po angielsku. 
Trochę się obawiam powolnego, ale jednak, zaniku naszego języka, wyparcia wielu słów przez ich, często krótsze, angielskie odpowiedniki. TUTAJ pisałam o tym więcej.
Nawet takiego wiersza nikt już chyba teraz nie napisze
Wiosna nim miłym dżdżem
ziemię poleje,
Zwyczajna wiatrem tęgim
naprzód wieje.
Z ciepłych ptaszęta
krajów przylatują,
Wnet nam głosami swymi zaśpiewają.
Kaczek, żurawi, gęsi
wnet się jazda
Powietrzem puści,
zwiją sobie gniazda.
Wylęgą jaja
i napłodzą dzieci,
z których ze starymi
i młody poleci.
Łazarz Baranowicz
Młodzież chętnie uczy się nowych słówek, ale niestety zapomina lub wręcz nigdy nie słyszało o pięknych, polskich słowach.
Uświadomiłam to sobie już dawno, gdy mój Kajtek czytał "Przygody Tomka Sawyera". Wszyscy z naszego dzieciństwa pamiętamy tą książkę. Należy ona do tych lektur, które zapadają w pamięć na zawsze. Jeszcze dziś przed oczami mam przygody Tomka. Teraz jednak nowe, współczesne tłumaczenie tej książki jest inne. Zdania są proste, opisy krótkie, słownictwo uwspółcześnione. Tomek np. nie podąża, ale idzie, nie maluje już parkanu, tylko płot. Spytałam więc parę lat temu mojego bratanka, czy wie co to znaczy słowo "parkan". Niestety nie wiedział.
Cóż czasem nawet najlepsza klasyka domaga się od czasu do czasu unowocześnienia. Przecież od pierwszego polskiego tłumaczenia „Przygód Tomka Sawyera” minęło  prawie 100 lat. Już w tym wieku powstało kilka nowych przekładów.
O tłumaczeniach książek pisałam już TUTAJ 
Żałuję tylko, że niedługo nie będzie już śladu po wielu pięknych wyrażeniach: farelka, kanka, szaber, onegdaj, urwipołeć, safanduła, harmider, galimatias, dyrdymałki, podfruwajka, wszelako, przeto, wtrynić, rozbisurmaniony, ścichapęk.... Długo można jeszcze tak wymieniać. Jednak, czy wszystkie na pewno mają swoje korzenie w naszym języku? Nieważne.... Może kiedyś i o tym napiszę.
Szkoda mi tylko, że zanikają piękne słowa. Słowa, których niedługo przestaniemy używać.
W niektórych domach jeszcze żyją, pielęgnowane i używane przez starsze pokolenie. A tam, gdzie ich już brakuje, stare słowa chowają się na bibliotecznych półkach, pomiędzy pożółkłymi stronami książek. Jeżeli ich właścicielem jest mól książkowy, to nie zapomni o nich do końca swojego życia. Ale czy kolejne pokolenia je zatrzymają, czy będą do nich zaglądać?
Język–ojczysty
Gromem bądźmy pierw – niżli grzmotem;
Oto tętnią i rżą konie stepowe;
Górą c z y n y!...
– a słowa? a myśli?...
– potem!...
Wróg pokalał już i Ojców mowę –”
Energumen tak krzyczał do Lirnika
I uderzał w tarcz, aż się wygięła.
Lirnik na to: …………………………………
………………….. „Nie miecz, nie tarcz – bronią Języka,
Lecz – arcydzieła!
Cyprian Kamil Norwid
To nieuniknione, że język z czasem ulega uproszczeniom. A może by tak wskrzesić, reanimować stare, zapomniane słownictwo?  Inaczej pozwolimy im sczeznąć. Zastąpią je bowiem nowe. ale czy lepsze?
Jakie jednak najbardziej urokliwe, przestarzałe słowa powinny przetrwać?
Dla Małej Dziewczynki na pewno te z gwary poznańskiej, wielkopolskiej, no i trochę tej lwowskiej.
w moim barbarzyńskim języku
kwiaty nazywają się kwiaty
i o powietrzu mówię powietrze
i stąpając po kostkach bruku
obcasami wystukuję
bruk bruk bruk
i mówię kamień tak miękko
jak gdyby kamień był aksamitem
i wtulam twarz w twoją szyję
jak gdyby rosło tam ciepłe futro kota
i kocham
mój barbarzyński język
i mówię: kocham
Halina Poświatowska

piątek, 12 maja 2023

Majowy przypływ wspomnień

Ale to już było
Z wielu pieców się jadło chleb
Bo od lat przyglądam się światu
Nieraz rano zabolał łeb
I mówili zmiana klimatu
Czasem trafił się wielki raut
Albo feta proletariatu
Czasem podróż w najlepszym z aut
Częściej szare drogi powiatu

Ale to już było i nie wróci więcej
I choć tyle się zdarzyło to do przodu
Wciąż wyrywa głupie serce
Ale to już było, znikło gdzieś za nami
Choć w papierach lat przybyło to naprawdę
Wciąż jesteśmy tacy sami

Na regale kolekcja płyt
I wywiadów pełne gazety
Za oknami kolejny świt
I w sypialni dzieci oddechy
One lecą drogą do gwiazd
Przez niebieski ocean nieba
Ale przecież za jakiś czas
Będą mogły same zaśpiewać
Ale to już było i nie wróci więcej…
Andrzej Sikorowski
Patrzę na dziewiczą, nieskoszoną jeszcze w tym roku łąkę, poprzetykaną łebkami żółtych mleczy.
Chyba tylko w maju trawa jest tak świeżo zielona, a mlecze tak jaskrawe. Za parę tygodni łąka utraci swoją świeżość i rozpocznie się czas dmuchawców. Dlatego staram się nacieszyć tym widokiem jak najdłużej. 
Jest już prawie po pisemnych maturach, a kasztany na szczęście w ostatniej chwili zdążyły zakwitnąć. Już myślałam, że w tym roku maturzyści, będą musieli obejść się bez swojego kwiatu.
Muszę przyznać, że przez matury mam duży sentyment do kasztanowców... Rosły i nadal rosną w pobliżu mojego Domu. Mijałam je, gdy biegłam na przystanek autobusowy, aby dotrzeć do szkoły na maturę.
Co roku o tej porze majowy wiatr przywiewa wspomnienia. O swojej maturze Mała Dziewczynka myśli zawsze z dużą sympatią, pomimo stresu jaki wówczas przeżywała. Cały czas wydawało się jej , że z języka polskiego jest bardziej zielona niż trawa w ogrodzie. Ale to właśnie w przypadku tego przedmiotu miała najwięcej szczęścia. Zdała go znacznie lepiej od oczekiwań. Tam, gdzie była zbyt pewna, nie było idealnie, jak sądziła. A może po prostu do egzaminu z języka polskiego Mała Dziewczynka najbardziej się przyłożyłam i potraktowała go najpoważniej? Do innych bowiem podchodziła bardziej pewnie, a wynik był gorszy od oczekiwań.
Teraz jednak ostatnio było chłodno. Może dla maturzystów, taka temperatura jest korzystniejsza.
Niestety, dzięki długo  panującemu zimnu w tym roku, nie wszędzie przed maturą zakwitły kasztany.
Nie wszędzie ich kremowe lub różowe kwiaty dają nadzieję maturzystom... Na szczęście to nie kasztany przesądzają o wynikach egzaminów, ale z drugiej strony nie dla wszystkich są tylko miłym widokiem dla oczu.
Jest trochę chłodno. Jednak ja nie chcę marznąć w maju. Tak, tak wiem Zimni Ogrodnicy i Zośka jeszcze przed nami, ale przecież mieliśmy już w tym roku lato i teraz też by się jeszcze przydało.
Uchylam znowu szufladę wspomnień.
Wspomnienia.
Wspominam,
choć pamiętam,
wciąż spoglądam za siebie,
po co to robię,
sama nie wiem...
Przecież nie można
żyć tylko wspomnieniami,
życie toczy się
własnymi drogami.
Ale zdarzyć się kiedyś może,
póki pamięć jeszcze
nie zawodzi,
że spotkam wspomnienie
właśnie na tej drodze...
I przywitam je radosna,
otoczę ramieniem,
przytulę,
utulę,
podzielę się marzeniem...
By nie zapomnieć,
by nigdy ich nie utracić,
tych moich wspomnień...
Rzuchowska Tamara
Matura Małej Dziewczynki wypadła w połowie maja. Tradycyjnie kwitły kasztany. Było niemal ciepło, duszno, wiał wiatr. Niepotrzebnie parę dni wcześniej Mała Dziewczynka kupiła sobie (oczywiście zapłaciła mama) na tą okazję piękny, jasny, dziewczęcy, rozkloszowany prochowiec (w tamtych czasach naprawdę był to sukces). Szła mimo to w nim do szkoły. Czuła się wyjątkowo lekko, chociaż gdzieś tam w środku stres robił swoje. Może lekkość i stres się wykluczają, ale właśnie tak czuła się Mała Dziewczynka. 
Jaki to był beztroski czas (pomimo stresów związanych z nauką). Czas nauki i czas przyjacielskich spotkań. Mała Dziewczynka doskonale pamięta niedzielę przed maturą. Włożyła po raz pierwszy nową letnią sukienkę (nawiasem pisząc ma ją jeszcze do dzisiaj) i wraz z innymi maturzystami spędziła popołudnie w pobliskim parku. W parku, w którym przez całą podstawówkę chodziło się na lekcje WF-u, aby przede wszystkim biegać dookoła stawu. Ale to już inny temat...
Do tej pory Mała Dziewczynka nie może zrozumieć osób, które na naukę poświęcały noc przed egzaminem. Jej to nigdy nie dotyczyło.
Po zdanej maturze  wchodziła w życie pełna optymizmu, dumna, chciała usamodzielnić się…
Mała Dziewczynka patrzy na zdjęcia z tamtych lat. Widzi uśmiechnięte, pełne nadziei twarze nastolatków. 
Teraz wszyscy wyglądają inaczej. Niektórych już też nie ma. Czas jest niestety nieubłagalny… Zabiera tych najzdolniejszych.....Tym co pozostali przyprósza i przerzedza włosy, tka zmarszczki na twarzach, dodaje kilogramów.  Doświadczenia życiowe wyrwało ich z beztroski i zamieniły w odpowiedzialne osoby - tak pewnie będzie z tegorocznymi maturzystami. Życie zawsze zatacza swoje kręgi.
Z dużym sentymentem Mała Dziewczynka wspomina swoje maturalne czasy. Wszystko jest takie wyraźne, jakby było to wczoraj. Coś w tym jest, że im jesteśmy starsi, tym nasze dzieciństwo, młodzież stają się nam bliższe. Wiatr częściej przywiewa dawne obrazy. Wyraźne i jasne. Wspomnienia młodości to także zapachy, smaki, dźwięki... 
Niestety codzienność puka już do drzwi. Pora wrócić do rzeczywistości. Wspomnienia znowu odpłynęły do szuflady. Niedługo znowu z niej wyfruną. Nie usiedzą tam długo.


PRZYZWOLENIE
Pozwól przypłynąć wspomnieniom
tym najzwyklejszym
co niegdyś zbudowały twój świat
pozwól zaśpiewać ptakom i rozkwitnąć kwiatom
niech rześki wiatr otworzy okno
nie obawiaj się pamiątek
schowanych na dnie staroświeckiej szuflady
przygarnij słowa zapachy kolory
obudź uśpione marzenia
dotknij mokrej ziemi i nie wstydź się łez.
Basia Wójcik 

piątek, 5 maja 2023

Majowe rozmyślania o poranku

Jak pięknie, jak pięknie jest rano,
gdy jeszcze nie wszystko się stało,
i wszystko może się stać,
tylko brać, tylko brać, tylko brać...

Jak pięknie, jak pięknie jest wiosną,
gdy jeszcze nie wszystko wyrosło,
i wszystko może się stać,
tylko brać, tylko brać, tylko brać...

Jak pięknie, jak pięknie jest w maju,
gdy ryba się kąpie w ruczaju,
i wszystko może się stać,
tylko brać, tylko brać, tylko brać...

Jak pięknie bywa na wiosnę,
gdy ziarnko bawi się w sosnę,
kamień pod łodzią, łódź z powodzią,
koza śmieje się z osłem...

Jak pięknie, jak pięknie jest rano,
gdy jeszcze nie wszystko się stało,
i wszystko może się stać,
tylko brać, tylko brać, tylko brać...
Agnieszka Osiecka
Wiosna... Wszystko zazieleniło się, kwitnie, śpiewa dookoła. Pani Wiosna zadomowiła się u nas już na dobre. Dni są długie, słońce świeci, zatem rozpoczynanie dnia o wschodzie słońca nie stwarza problemu. Wcześnie rano niebo zaczyna nabierać kolorów. Cały świat, wraz ze śpiewającymi ptakami, na chwilę wstrzymuje  oddech czekając, czy Król Słońce znowu od samego rana uśmiechnie się do wszystkich. Jednak większość otoczenia jeszcze śpi cicho i spokojnie.
"Każdy wschód słońca to wiersz napisany na ziemi słowami światła, ciepła i miłości."
A ja czekam na ten codzienny, poranny uśmiech natury. Gdy pierwszy promień delikatnie muska moją twarz, a ptaki ponownie odzywają się radosnym głosem wiem, że poranna senność rozpływa się. Zaczyna się kolejny zwykły dzień. Ale dzięki takiej chwili nabieram energii, siły i optymizmu na kolejne godziny. 
„Każdy wschód słońca jest zaproszeniem do rozjaśnienia czyjegoś dnia.”
Tak, dla niektórych rozpoczynanie dnia o tej "nieludzkiej" porze wydaje się dziwne. Jednak tylko wówczas można w ciszy można zachwycać się tym malowanym od nowa obrazem.
Wschód słońca, jak zawsze piszę, to jeden z najwspanialszych widoków, jakie możemy zobaczyć.
"Wschód słońca trwa tylko kilka minut. Ale jego piękno może wiecznie płonąć w naszych sercach." 
Dlatego doceniam każdą taką spokojną chwilę o świcie. Nie lubię, delikatnie mówiąc, się spieszyć. 
Świat o poranku wyglądają jakby z obrazów moich ulubionych impresjonistów. Jednak na obrazach nie usłyszę szumu wiatru w gałęziach drzew, świergotu ptaków.
Piękne są majowe wschody słońca w moim Ogrodzie. Drzewa owocowe co prawda już zrzuciły biało-różowe,  pachnące sukienki. Teraz jednak w powiewnych zielonych tunikach czekają na smaczne owoce. 
Zima w tym roku nie dała nam się we znaki, więc pozostałe rośliny dobrze przetrwały.


Wiosenne bzy
Szukam cię wiosno
bzach liliowych i bzach białych
słodką woń wdycham
tęsknotą za tamtymi wiosnami
zukam cię w dotyku bzowych kiści bzu
skrywających dłonie ojca
szukam cię wiosno
we wspomnieniach
łzami zastępują deszcz majowy.
Basia Wójcik
Kocham te chwile w moim Ogrodzie. Najchętniej zostałabym tu na zawsze. Zresztą nawet praca w ogrodzie jest dla mnie nie tylko przeżyciem, ale też terapią na trudne chwile. Chińskie przysłowie mówi" jeżeli chcesz być szczęśliwy całe życie zostań ogrodnikiem". I to potwierdza, że myśli ludzi Wschodu są mi bliskie.
Niektórzy biegają, chodzą na siłownię, a ja lubię pracować w moim Ogrodzie. Gdy przekopuję ziemię, sadzę, a nawet wyrywam uporczywe mlecze wyłączam się, zapominam o całym świecie i wszystkich smuteczkach.
Najchętniej zostałabym tu na stałe. Kocham otaczający mnie tu świat. wszyscy mnie tu znają, mamy wspólne wspomnienia. Siedząc w Ogrodzie lubię patrzeć na domy sąsiadów. To trzyma mnie tutaj.
To miejsce, w którym zatracam się, tutaj odpoczywam, podziwiam rezultaty mojej pracy, tutaj naprawdę żyję.       
Kiedy czuje ziemię pod palcami, kiedy widzę że rozwinął się nowy pąk, kiedy wdycham zapach róż  (na nie muszę jeszcze poczekać), moje zmartwienia rozpływają się w powietrzu tak szybko, że w ogóle nie rozumiem, dlaczego wcześniej byłam przygnębiona.
Niestety nie zawsze mogę tu być, nie zawsze jest na to czas.
Żyję ogrodem.  Każdą chwilę spędzam w moim Ogrodzie. Te kwiaty, ten zapach, szum wiatru, życzliwy uśmiech sąsiadów..... cóż więcej potrzeba do szczęścia? To zawsze poprawia mi nastrój i dodaje pozytywnej energii. Praca wśród roślin jest dla mnie jak balsam dla ducha i ciała. Ogród... moje miejsce na Ziemi, ucieczka od zgiełku, bezpieczne schronienie, które otula kolorem, zapachem, szumem wiatru…
Najchętniej zostałabym tu na stałe i nie wracała do szarej codzienności. A ta kwietniowa była naprawdę przygnębiająca. 
Tu czuję, jak bardzo potrzebuję kontaktu z przyrodą, jak dobrze jest żyć bez wiecznego pędu. Może powinnam wreszcie robić w życiu to, co chcę? Przecież jestem już trochę za dojrzała, żeby ciągle się dostosowywać, gonić, aby dotrzymać kroku młodszym… Chciałabym żyć wolniej. Nie chce być poganiana przez cywilizację. Gdy świat zwalnia nabiera bardziej wyrazistego smaku.
Jestem człowiekiem, który potrzebuje stałego domu. Chcę sadzić kwiaty pod płotem, rozmawiać z sąsiadami.
Przyzwyczajam się do miejsc. I nie tylko do miejsc, ale też do ludzi. Nie jest to chyba dobre, bo nie lubię jak później mi ich brakuje. Ciężko jest też zerwać, rozstać się.
A przecież podstawowa zasada to "nie przywiązuj się do rzeczy, miejsc, ludzi..." Ja jednak regularnie łamię tą zasadę. Jestem jak drzewo, które zapuściło głęboko korzenie i którego nie powinno się przesadzać właśnie przypomniała mi się opowieść, którą przeczytałam:
- Mamo, a dlaczego nie należy przesadzać starych drzew?
- A dlaczego nie należy wyrywać kartek z zeszytu?
- Bo pozostaje po nich puste miejsce i źle to wygląda.
- Podobnie jest z drzewami. Drzewo rośnie długo, przyzwyczajamy się do niego. Jeśli z jakiegoś powodu zniknie z naszego widoku, to czujemy, że czegoś brakuje, że pozostała po nim pustka. Brakuje nam jego rozłożystych gałęzi, cienia, czy szelestu liści. Spróbuj wyobrazić sobie nasz dom, gdyby ktoś chciał przesadzić nasz dąb, który rośnie w ogrodzie.
- On tam rośnie odkąd pamiętam. Każdego roku jesienią zbieram pod nim żołędzie. Nie dam go nikomu przesadzić.
- Ten dąb rośnie w naszym ogrodzie od bardzo dawna. Kiedy ja byłam małą dziewczynką, to dąb już rósł. Ja również zbierałam pod nim żołędzie. Ja też nie dam go nikomu przesadzić.
Pamiętam jak bolało mnie serce, gdy drzewa w sąsiednim ogrodzie, które podziwiałam przez lata, wycięto. Teraz kolejne, uschnięte czekają na swoją kolej. Łza kręci się w oku, gdy na nie patrzę. 
Ludzi także nie powinno się przesadzać, wycinać tylko dlatego, że przeszkadzają.
To prawda nie jesteśmy drzewami. Czasami jednak ludzie, podobnie jak drzewa, przyzwyczajają się do swojego otoczenia i nie chcą go zmieniać. I tak jest ze mną. Zawsze cieszę się, że mogę powrócić do moich ukochanych miejsc.
Niestety te chwile w moim Ogrodzie nie trwają wiecznie. Szara codzienność zawsze zaczyna przypominać o sobie. Z ciężkim sercem opuszczam to moje miejsce. wiem jednak, że za parę dni znowu tu powrócę i będę łapać chwile szczęścia.
Znowu wróciłam do rzeczywistości, do której nie było mi spieszno. Wyjścia jednak nie ma. To zawsze jest nieuniknione.
A może tylko to był sen? Bo  nagle kolory wszystkie rozmyły się w szarość i czerń.
Jedynie co przypomina mi o tych szczęśliwych chwilach, to żółte tulipany w zwykłym wazonie. W moim Domu zapewne byłby to kryształowy wazon
TULIPANY
Kolorowym przepychem
pokój się rozpromienił
czerwono - złote race
wystrzelają z ziemi.
To mama postawiła
na stole tulipany,
pełne tęczy po brzegi
jak kryształowe dzbany
Maria Konopnicka
obraz Basi Wójcik