sobota, 20 lipca 2024

Czy tylko wiosenne lekarstwo?

Działka
Na działce babci Jadzi
Oto działka babci Jadzi.
"Co dziś pani tu posadzi?"
"Cóż, posadzę warzyw sporo -
wnuczków przecież mam kilkoro.
Gdy wnuczęta mnie odwiedzą,
to warzywa smaczne zjedzą".
"Plan jest trudny, czy też prosty?
Czego trzeba, by wyrosły?"
"Tu potrzebne są nasionka,
trochę wody, trochę słonka".
Babcia nasion wysypała
tyle, ile w paczkach miała –
to uprawy jest początkiem.
Teraz trzeba każdą grządkę
podlać wodą wprost z konewki –
bardzo lubią ją rzodkiewki
i warzywa wszystkie w świecie.
Teraz powiem wam w sekrecie,
co się tutaj w nocy działo.
Ledwo słońce się schowało,
świerszczyk słyszał i biedronka,
jak sprzeczały się nasionka
o to, co z nich wykiełkuje:
„Wielką dynię w sobie czuję!” –
jedno z nich tak zawołało.
Drugie na to: „Też bym chciało!”
„A ja będę pomidorkiem
z najpiękniejszym tu kolorkiem!” –
wciąż się przechwalało trzecie.
„Ja go zamówiłem przecież!” –
czwarte z trzecim się nie zgadza.
„Chyba tobie nie przeszkadza
to, że stanę się pietruszką?” –
szepcze piąte tak na uszko
do nasionka, co jest obok.
Ono na to: „Co z umową?
Ty marchewką masz być przecież!"
"Nie! Za żadne skarby w świecie!"
Kłótni tej nie widać końca.
Ale wnet po wschodzie słońca
żadnych sporów już nie będzie –
bo... ogórki rosną wszędzie.
Mariusz Szwonder
Minęła połowa lipca... To przypomniało mi, że wiele lat temu właśnie w tym czasie jako dziecko świętowałam imienny. Byłam wówczas u Dziadków i podwieczorek jedliśmy na działce.
Działka... A dokładnie ogrody działkowe... Od wielu lat wpisały się w krajobraz polskich miast. Któż z nas ich nie pamięta z dzieciństwa? A może nadal może tam spędzać czas?
Ogródki działkowe... Wyrażenie, które powoli znika nie tylko z naszego słownictwa. I nie tylko wyrażenie. Niestety.
Nad ogrodami działkowymi, które tak dobrze pamiętam, zebrały się czarne chmury. Sporządzane przez gminy plany  mogą ograniczyć ich tereny. W wyniku reformy planistycznej może w Polsce zniknąć nawet 60% ogródków działkowych.
W ramach tych planów tereny gmin muszą zostać podzielone na tzw. strefy funkcjonalne. Spośród 13 zawartych w ustawie stref ogródki działkowe mogą się znaleźć jedynie w dwóch.
Niestety niestety już od dawna część z nich co roku jest likwidowana, głównie na cele komunikacyjne.
W wielu miastach likwiduje się ogródki działkowe, gdyż według niektórych organów publicznych są sprawy ważniejsze niż zapewnienie ludziom odrobiny spokoju i wytchnienia.
Nie wyobrażają sobie, aby to mogło być im odebrane.
To poruszyło  mnie, przywiało wspomnienia.... Przecież dużą część swojego dzieciństwa Mała Dziewczynka spędziła na działce Dziadków.
Ogródki jednak wciąż istnieją.
Przekraczając ich bramy wkracza się w inny świat. Ten dawny, zapomniany, zatrzymany w czasie... Miejsce niezważające na to, co dzieje się dookoła, lekceważące przemiany i zawirowania ostatnich lat.... To świat funkcjonujący według własnych reguł, do którego raczej nie ma dostępu ani polityka, ani cała ta kultura masowa. Wszystko to jest pozostawione po drugiej stronie ogrodzenia. To miejsce przenoszące nas równocześnie do innego, dawnego świata... Świata zachowującego tamte wzorce, nawyki, mody....
Działkowcy nadal uprawiają warzywa, owoce... Jednak działka jest dla nich przede wszystkim formą aktywnego odpoczynku na łonie natury. Codziennie zazwyczaj pracują w centrum miasta i taka oaza zieleni niedaleko od domu jest dla nich bezcenna. Dla wielu są nie tylko miejscem odpoczynku, ale i oddawania się pasji, jaką jest ogrodnictwo.
Zamiast iść na imprezę, siedzieć przed komputerem czy też telewizorem – idą na działkę. Pielą, kopią, grabią, przesadzają, sieją.... No i oczywiście plotkują.
Najlepszym wiosennym lekarstwem jest  - działka.
Działka nam zdrowie wprowadza do ciałka,
Gdy w łapki się chwyci szpadelek, lub grabki,
Znikają bronchity, katary i sapki.

Po zimie najczęściej czujemy się głupio.
To kolki nas kłują, to stawy nas łupią,
Rączkami bez przerwy się za coś trzymamy,
Witamin nie mamy, kaszlemy, kwękamy,
A ciałko w całości to jedna pokusa
Dla byle wirusa.

Tymczasem, jak celnie to gość jeden ujął,
Wirusy na działkach fatalnie się czują,
Zupełnie tak samo, jak mors na Saharze,
Lub kirus* w mlecznym barze.

Gdy słyszą, że ktoś się na działkę wybiera,
Wpadają w depresję: " A niech to cholera "
I w strasznym popłochu wynoszą się z ciałek,
Z tych ciałek dążących w kierunku działek.

I mając wirusów tych coraz to mniej,
I zgiąć się nam łatwiej,
I kucnąć nam lżej,
I gładko nam idzie kopanie jak rzadko,
I zgrabniej rabatkę równamy z łopatką,
I chwast usuwamy, co jest jak zakałka
I proste to w końcu jak strzałka,
Że z nas również korzyść ma działka .
Ludwik Jerzy Kern
Jest w tym sporo racji, ponieważ o zaletach spędzania czasu na świeżym powietrzu wiele mówi się także dziś.
Ale zacznę od początku...
Ogródki działkowe nie były, jak większość myśli, wytworem PRL-u. Pierwsze pojawiały się na terenach naszego kraju już pod koniec XIX wieku. Wówczas miały być miejscem wytchnienia od miejskiego zgiełku. Na okres II Rzeczpospolitej przypadł ich rozkwit. Niestety II wojna światowa przerwała to. Ogródki działkowe znowu używane były przede wszystkim do produkcji żywności, albo po prostu niszczały.
Jednak to właśnie w czasach PRL-u posiadanie (czy też dzierżawa) kawałka ziemi stało się dostępne dla przeciętnego obywatela. Ogródki działkowe miały stanowić rodzaj pomocy socjalnej dla pracowników zakładów pracy.
Postrzegano je jako przestrzeń do samodzielnej uprawy warzyw i owoców, by w ten sposób walczyć z niedoborami żywności. Dlatego kładziono nacisk na to, by maksymalnie wykorzystywać przestrzeń na rośliny użytkowe.
Ale nie wszyscy do tego się stosowali i działkowa estetyka była w wyraźnej kontrze do wszechobecnej smutnej i szarej rzeczywistości, a to głównie dzięki rosnącym tam kwiatom.
Babcia Małej Dziewczynki zawsze część działki przeznaczała na kwiaty, które za każdym razem przynosiła do domu. Na stole w dużym pokoju obowiązkowo musiał stać wazon z piwoniami, gladiolami, różami... Na działce zawsze był też czas na odpoczynek, spotkanie przy stole... Tak, tak, to było możliwe. 
Jak jednak wspominałam ogródki, bardziej niż wypoczynkowi, służyły zaopatrzeniu gospodarstw domowych w warzywa i owoce, które później przerabiano na dżemy, powidła, soki, kompoty, marynaty...
Tak też było na działce i w domu Dziadków.
Dlatego zanim Mała Dziewczynka mogła bawić się do woli na działce, czy też chrupać ulubioną kalarepkę, musiała wcześniej trochę pomóc przy pracach ogródkowych. Zazwyczaj do jej zadań należało zbieranie stonki, narwanie wiaderka owoców. Najmniej lubiła lubiła zbierać czarne porzeczki, które bardzo powoli zapełniały pojemniki. Co innego czerwone. Te zbierało się i obierało dosyć szybko. Ale chyba najbardziej Mała Dziewczynka lubiła łuskać groszek.
Za metalową bramą, otwieraną dużym kluczem był inny świat. Zostawiało się szarą, smutną codzienność....
Działki okalały niskie płoty, a nawet ich czasem nie było. Ludzie potrzebowali mieć kontakt z sąsiadem. Przez taki płotek, lub jego brak łatwiej było coś podać, pożyczyć, porozmawiać...
Jednak z biegiem czasu ogródki działkowe zaczęły być postrzegane jako relikt czasów słusznie minionych. Ale na szczęście to się zmieni, ogródki coraz bardziej są osaczane przez bloki, markety...  Boję się, że być może w niedługim czasie zostaną  całkiem pochłonięte przez miasto. Teraz już  trudniej znaleźć te dawne, które pamiętamy z dzieciństwa.  Powoli znikają grządki warzywne. Zastępowane są coraz częściej przez trawniki, tuje, iglaki....
Działka
Kto ma choć mała działkę to szczerze wszystkim powie
Na działce latem ma wczasy i z działki też czerpie zdrowie
Działkowicz więc nie narzeka i więcej nie będzie chciał
Na wczasy nie chce wyjeżdżać choćby pieniądze miał.
Więc tutaj już o wiosny on kopie, grabi, sieje
O ciągle jest radosny z nudziarzy się pośmieje
Popatrzy na swe dzieło jak rośnie samo zdrowie
Możliwe, że zazdroszczą, nie czasem ktoś mu powie
Działkowicz skoro wiosna ma nowalijki swoje
Wspaniałe są dla zdrowia witamin w nich są zdroje
I tak przez całe lato on plony z działki zbiera
Wszyscy są opaleni rodzinkę tam zabiera
Tam bawią się dzieciaki są witaminy świeże
Z niej pewnie każde dziecko radość i zdrowie bierze
Działka to źródło zdrowia tam miło spędzisz czas
Nie nudźcie się w mieszkaniu odwiedźcie czasem nas
Na działce w każdym wieku nikt nigdy się nudzi
Szczęśliwy, dotleniony choć czasem się natrudzi
Zmęczenie się nie liczy roślinki rosną w rządku
Do szczęścia niż nie trzeba i wszystko jest w porządku
Jadwiga Koleśnik
Od zawsze wiadomo, że tęsknota Małej Dziewczynki za działką Dziadków rozrasta się niczym pięcioklap w jej domowym ogrodzie. Tak, te przeżycia już nie wrócą. Ale na zawsze pozostaną w tym jednym szczególnym miejscu, z którego czasem wyglądają i przypominają o sobie. Każdego roku lipiec wraz ze swoim przybyciem przywiewa te o działce Dziadków... 

sobota, 13 lipca 2024

Zapach wspomnień

Zapach chleba
Pamiętam zapach swojskiego chleba,
co się roznosił po całym domu.
Wiem, ile potu wylać potrzeba,
by go nie brakło nigdy nikomu.

Dorodny bochen w swoistej krasie,
prawdziwy wiejski, bez polepszaczy,
ze swojskiej mąki i na zakwasie
przed rozkrojeniem krzyż na nim znaczą.

Z chrupiącą skórką, jeszcze gorący,
przyozdobiony ziarnami maku,
w ustach rozpływał się chleb pachnący.
Dziś nie uświadczysz już tego smaku.
znalezione w Internecie (mak zamieniłabym na czarnuszkę lub kminek)
Znowu parę dni wolnych przede mną. Może będą pachniały sernikiem, pomarańczą i wanilią. A może po prostu tą piękną porą roku w ogrodzie? Będzie trochę spokoju i ciszy i trochę zamieszania. Nie będzie czasu na nudę, chętnie wypełnię ją sobie tym, co lubię.
Lubię powroty do Domu. Bez wyrzutów sumienia mogę tylko objąć we władanie kuchnię i skupić się wyłącznie na gotowaniu.
Często tęsknię za rodzinnym domem. Najpierw tęskni się za domem, który będzie przez nas samych na nasze podobieństwo tworzony. Potem tęskni się za tym, w którym kiedyś przeżyło się kawał dawnego życia.
Ja tęsknię za jednym i za drugim.
Po przekroczeniu progu poczuję dawno zapomniany, a jednak od razu rozpoznany zapach. Stanę w przedpokoju z zamkniętymi oczami i po prostu będę go wdychała. Potem z czułością pogłaskam poręcz schodów i zajrzę w każdy kąt. Powroty do Domu zawsze mnie wzruszają i przenoszą do przeszłości.
Zapach jaśminu
Na mojej polanie zakwitły jaśminy,
Wykąpane w rosie, pachną jak szalone,
Zamknę je w pamięci, tutaj nie przeminą,
Będą stroszyć płatki, słońcem prześwietlone…

Śmietankową bielą płoną wśród zieleni,
Nakrapiane złotem, kuszą bezustannie,
Do ciągłych powrotów, tego nic nie zmieni,
Rozproszą mrok zmierzchu, świtem…mgły poranne…

Kiedy przyjdzie zima, mroźnie zaśnieżona,
Uwolnię wspomnienia, nie mówiąc nikomu,
A gdy ktoś zapyta, przyznam rozmarzona,
Że to jaśminami pachnie w całym domu…
Maria Dzienis
A zapach Domu jest i był czymś ważnym dla Małej Dziewczynki. Co prawda podobnie jak dzieci kanadyjskich Indian nie dostała ona w posagu na dorosłe życie woreczka z zapachami rodzinnego domu.
Jednak również uważa, że dzieci należy wyposażyć w woreczek lub bukiet naturalnych zapachów. Zapachy tak powinny się dzieciom utrwalić w pamięci, że kiedykolwiek później poczują jedną z owych woni to szczęśliwe chwile dzieciństwa powrócą w jednej chwili.
Ale gdyby Mała Dziewczynka wcześniej wiedziała o takim woreczku, to taki chciałaby dostać. Co byłoby w nim?
Na pewno zapach domu Babć i Mamy. Babcia lubiła zapach róż i otaczała się nimi. Także zapach floksów, lasu nad jeziorem  nieodłącznie związany jest ze wspomnieniem pobytów u Dziadków. Dom Babci pachniał nie tylko kwiatami. Pomiędzy nimi unosił się bowiem aromat ciast, świeżego koperku, prawdziwego rosołu.
Dom drugiej Babci (chociaż Mała Dziewczynka znała go krótko) pachniał zawsze grzybami, gotowaną kapustą, pierogami... Ogród zawsze roztaczał zapach konwalii, piwonii…
Mała Dziewczynka zawsze kochała te babcine zapachy. A teraz często przywołują one wspomnienia. Nieraz zdarza się jej, że zna zapach, który w danej chwili odczuwa, wie że związany jest on z przeszłością, ale nie potrafi go nazwać.
Ale cudowne są też zapachy dnia codziennego, jednak tak bardzo związane z przeszłością: zapach chleba, zapach pieczonego mięsa z czosnkiem, zapach poranku wiosną i jesienią czasem przesiąknięty zapachem palonych liści, zapach skoszonej trawy, zapach dzikiej róży, floksów.... Mała Dziewczynka mogłaby wymieniać w nieskończoność
Skąd się bierze zapach? Jedni twierdzą, że z miłości, inni - że ze wspomnień dzieciństwa lub intuicji.
Skądkolwiek by się brał, zawsze trzeba dodać do niego szczyptę magii...:)))
Zmysł węchu często jest mniej doceniany niż słuchu, czy wzroku.
Prawdopodobnie jako pierwszy powstał na świecie właśnie węch. Uchodzi on za zmysł życia. Służył bowiem  do wyszukiwania jedzenia, wyczuwania niebezpieczeństwa. Komórki węchowe leżą najbliżej mózgu, zapach dociera więc do niego szybciej niż obraz i dźwięk. A nawet szybciej niż myśl, ponieważ świadomość i pamięć wykształciły się z tych części mózgu, które pierwotnie obsługiwały węch.
Nie umiemy nazwać zapachu, potrafimy go jedynie przyrównywać do rzeczy lub przymiotów. Coś pachnie jak róża lub truskawka. Zapach bywa słodki, gorzki, ciężki, korzenny, lekki. Wiele z nich kojarzy nam się dobrze lub źle z dzieciństwem. Dobra matka pachnąca konwaliami sprawi, że w każdej chwili zapach konwalii poprawi nam nastrój.
Zapach skoszonej trawy przywodzi na myśl wakacje, a woń makowca kojarzy się z rodzinnym domem i Bożym Narodzeniem.
Zapach
Wszyst­ko wam od­dam tyl­ko nie te tra­wy
Łąk po­ko­szo­nych i cień pod mo­drze­wiem.
Szu­wa­rem pach­ną za­mu­lo­ne sta­wy
I coś ga­da­ją. Co ta­kie­go? Nie wiem.
Cały dzień cho­dzę, przy­sia­dam w tym cie­niu
I to, co wi­dzę, po­wta­rzam bez związ­ku:
Pia­sek, zie­lo­ne ka­my­ki w stru­mie­niu,
Łąki i sta­wy - i znów od po­cząt­ku.

Do­pie­ro nocą, gdy idzie­my skra­jem
Rzęs po­nadwod­nych w bla­dy księ­życ z wo­sku
Zga­du­ję na­gle, że idę mym kra­jem
I tra­wy pach­ną i więd­ną po pol­sku.
KAZIMIERZ WIERZYŃSKI
Przeniesienie się do przeszłości, czasów dzieciństwa za pomocą zapachu nazywa się efektem Prousta. Francuski pisarz Marcel Proust w arcydziele literatury „W poszukiwaniu straconego czasu” pisał o tym, jak smak i zapach magdalenki zanurzonej w herbacie przypominały mu o niedzielnych porankach, które spędzał u swojej ciotki, gdzie był częstowany tymi ciastkami.
Nasz mózg zapamiętuje zapachy od wczesnych lat dzieciństwa. Po wielu latach jesteśmy w stanie przypomnieć sobie, jaki był zapach domu dziadków, niedzielnego obiadu, czy perfum ukochanej osoby. Po długiej nieobecności w domu, czujemy specyficzną woń i wiemy, że jesteśmy w dobrze znanym miejscu. Czujemy się spokojni i bezpieczni. Jednak zapachy kojarzymy z nieprzyjemnymi sytuacjami. Mogą nas też ostrzegać.
Na uwagę zasługuje trwałość wspomnień zapachowych. Zmysł węchu rozwija się szybciej niż zmysł wzroku. Nasze wspomnienia zapachowe są zbierane przez całe życie. Ma to duże znaczenie w przywoływaniu wspomnień z dzieciństwa, z którego scen możemy nie pamiętać. Osoby, które urodziły się w czasie, kiedy rzadko robiło się zdjęcia, właśnie tak całe życie zatrzymują wszystkie piękne chwile jako wspomnienia. Przechowują zapach, jak fotografie w albumach. Przypominają one o rodzinnym domu, przyjaciołach, podróżach, beztroskim dzieciństwie. Wraz z ponownie napotkanym zapachem wracają wszystkie wspomnienia ciepłych chwil.
Teraz pamięć zapachowa wykorzystywana jest w marketingu, nauce, leczeniu...
Niektóre zapachy są jak pamiątki z wakacji, do innych lepiej nie powracać. Najwięcej znaczą dla nas te, które przywiewają wspomnienia z dzieciństwa.
Gdy Mała Dziewczynka je czuje, natychmiast przenosi się do wypełnionej aromatem ciasta kuchni Babci, ogrodu Dziadków, lasu dzieciństwa nad jeziorem....
A pierwszy zapamiętany zapach przez Małą Dziewczynkę? Trudne pytanie. Woda kolońska Dziadka, perfumy Babci, a może zapach koperku w ich kuchni...? Któż jednak pamięta to precyzyjnie? 
Najważniejsze, najcudowniejsze jest to, że na przykład zapach pieczonego ciasta drożdżowego może ożywić wspomnienia i przywołać widok babcinej kuchni.
Wystarczy, że Mała Dziewczynka zamknie oczy, gdy taki zapach, połączony ze z wanilią i skórką pomarańczową poczuje i już jest w innym, bezpiecznym świecie.
Zapach domu
Jest takie miejsce gdzie twoje myśli
zawsze powracać pragną
to ten zakątek co ci się przyśni
gdy czarne myśli ogarną

Dom rodzinny ze wspomnień dziecięcych
gdzie mama się zawsze krzątała
jak kalejdoskop obrazów wyjętych
z czasów gdy byłaś mała

Obiad na stole grono rodzeństwa
wesołe śmiechy okrzyki
i wciąż walczące o prymat pierwszeństwa
zapachów przeróżne płomyki

Tu sunie ciasto woń rabarbaru
już w całym domu króluje
i zawsze będzie wspomnieniem żaru
ciepła co w sercach się snuje
znalezione w Internecie

sobota, 6 lipca 2024

Na dwoje babka wróżyła...

Niezłe ziółko
Zioła są wśród wszystkich leków
Znane już od wielu wieków
Popularne są na świecie
I wy o tym dobrze wiecie

Zioła to są części roślin
Leczą różne przypadłości
Kłącza, pędy i korzenie
Liście, kwiaty i nasienie

Napar daje ukojenie
Ból łagodzi w oka mgnienie
Dla kurażu dobre winko ;)
Maść na pryszcze, mówię wam to

Wprawdzie zdrowie dają w darze
Niekorzystne są w nadmiarze
Więc ostrożnie, daję słowo
Co ca dużo, to nie zdrowo

Ze mnie też jest niezłe ziółko
Spróbuj, wejdź na moje pólko
Leczę śmiechem, czasem żartem
No bo smucić się nie warto
znalezione w Internecie
Wierna towarzyszka naszego dzieciństwa. Czy jednak tylko...?  Ja ją jednak pamiętam przede wszystkim z dawnych lat. Teraz nie wiem dlaczego, ale rzadziej ją spotykam na trawnikach, łąkach, na poboczu dróg.... A może po prostu nie jest mi już tak potrzebna jak dawniej...?
W dzieciństwie pamiętam jak przykładałam jej liście nie tylko na zdarte kolana, łokcie...
Tak, tak.... Dzisiaj opowieść o niezwykłej, niepozornej, ale kiedyś wszędobylskiej roślinie jaką jest babka. Kto jej nie pamięta ze swoich młodych lat...?  
Jednak którą babkę pamiętamy? Bo w tym przypadku na dwoje babka wróżyła... Babka lancetowata i babka zwyczajna. Na pierwszy rzut oka obie są do siebie podobne. Obie są chwastami zagłuszający trawę oraz inne rośliny w ogrodzie. Jednak z drugiej strony mają właściwości lecznicze.
Rośliny występują powszechnie w całej Europie i Azji, często także spotykane również w innych częściach świata. Na świecie znanych jest około 200 gatunków tej rośliny.
Babka szerokolistna była jedną z pierwszych europejskich roślin zawleczonych do Ameryki przez białych osadników w XVII w. Błyskawicznie się rozprzestrzeniająca, zyskała wśród Indian zamieszkujących wschodnie wybrzeże Ameryki Północnej nazwę Śladu białego człowieka.
Łacińskie imię babki to plantago. Słowo planta można przetłumaczyć jako podeszwę lub spód stopy, natomiast planus oznacza to, co płaskie, położone poziomo.
Ludowe nazwy babki zwyczajnej to: babka pospolita, szeroka, szerokolistna, baśki. Babka lancetowata zwana jest babką wąskolistną, babką koniczynową, języczkiem polnym. Roślina ta jest popularnym chwastem rosnącym na polnych drogach, działkach, wysypiskach, w rowach, na łąkach. Kwitnie od maja do września.
Babka lancetowata ma długie, wąskie liście poprzecinane nerwami tak cieniutkimi, że według legendy, tylko wróżki mogły stworzyć tak delikatne dzieło...Jej owocostany rosną od dołu ku górze. Dlatego zwana jest wąskolistną, babką koniczynową, języczkami polnymi, babką zaostrzoną.
Natomiast babka zwyczajna posiada na liście szerokie, bardziej okrągłe i ma kłosy wyglądające niczym szyszki. Dlatego nosi też nazwy: babka szerokolistna, babka pospolita, babka wielka, babka szeroka.....
Hej błękitną się kąkole...
hej błękitnieją się kąkole pośród ostów letnich zbóż
przykrywają pokrzywami łąki rumiankowym słońcem
aż po horyzontu kres.

bielą się bylice jak babka zwyczajna się dziwiąc
że wyrywać ich chcą ludzie z gleby czarnoziemu,
co stworzyły taki piękny przyrody świat.

bodziszek czerwony ze strachu umiera już ,
dlaczego mam pod motyką umierać.?
kiedy urodziłam się tak piękna dziś.!

ej mówią mi chabry nie zapomnij o nas drogi poeto,
uroczo tak ładnie kwitniemy w ogrodach
ponoć mówią że chwastami jesteśmy
przecież tak pięknie dla was pachniemy.

wytańcz dla mnie piękno przyrody na strunach kiedy w porannej rosie drżą
swoim tańcem mnie zauroczą po rozkoszy kres
zostawiają mi na ustach uśmiechu ślad
wypieszczają moją duszę proszą bym zapamiętał ich codzienny blask ...
znalezione w Internecie
Babka jest jedną z adresatek anglosaskiej modlitwy do dziewięciu ziół pochodzącej z XI w.: „I ty babko, matko roślin, otwarta ku słońcu, potężna we wnętrzu, nad którą skrzypiały wozy, nad którą przejeżdżały konno kobiety, przejeżdżały konno narzeczone i galopowały parskające byczki. Wszystkiemu stawiłaś opór i przeciwstawiasz się wszystkiemu”.
Dawniej uważano, że muszą być silnym środkiem na zranienia skoro nie giną "nawet na uczęszczanych drogach mimo deptania przez końskie kopyta i rozjeżdżania żelaznymi obręczami wozów". Bawet dzisiaj metodami naturalnymi babkę lancetowatą i babkę zwyczajną trudno zwalczyć
Babka z jej właściwościami leczniczymi przewija się przez wieki.
W starożytności zalecano sok z babki na ukąszenia skorpionów i węży, w średniowieczu na złamania i opuchlizny, a także jako antidotum na miłosne czary. Według wierzeń ludowych, obie rośliny miały pomagać nieszczęśliwie zakochanym bez wzajemności. Zielarka dała im do wypicia specjalny napar z babką lancetowatą lub zwyczajną. Nazajutrz zakochani ludzie odkochiwali się.
Medycyna ludowa roślinę zalecała w leczeniu chrypki, suchego, przewlekłego kaszlu, nieżytów przewodu pokarmowego oraz dróg moczowych, łagodzeniu swędzenia wywołanego ukąszeniem komara.
Czy jest to tylko legenda? Chyba nie. Warto zaznaczyć, że każda taka dawna lecznicza tradycja zawiera w sobie ziarnko prawdy. A w tym przypadku jest to spore ziarno... Babki mają już dzisiaj potwierdzone niezwyczajne właściwości...
Już rzymski pisarz i historyk Pliniusz Starszy w jednej ze swoich prac wymienił aż 24 choroby, z którymi skutecznie walczą babka lancetowata orz zwyczajna.
Wyczytałam, że prawdopodobnie zalety babki znali już Chińczycy przed 3 tysiącami lat. Również starożytni Rzymianie i Grecy docenili moc uzdrowicielską nasion i liści tej "pospolitej rośliny". W  północnej Grecji napar z liści podawano w skurczach żołądka.
W Turcji świeże liście przykładano na owrzodzenia, a w Gwatemali zalecano w podrażnieniu oczu oraz do leczenia ran, stłuczeń i owrzodzeń.
W starożytności babki w celach leczniczych stosowane były przede wszystkim jako produkt wykrztuśny, wspomagający organizm przy chorobach zakaźnych...
Obie babki mają właściwości przeciwbakteryjne, sciągające, przeciwzapalne, antyseptyczne, przeciwkaszlowe, wykrztuśne, przeciwkrwotoczne, przeciwgorączkowe, przeciwrobacze...  Pomagają przy leczeniu astmy, rozedmy, reumatyzmu, utrzymaniu właściwego poziomu cukru we krwi. Odwar z ich korzenia stosowany jest w leczeniu biegunki, wrzodów układu pokarmowego, zespołu wrażliwości jelita grubego, krwotoków, hemoroidów, zapalenia pęcherza moczowego, kataru, kaszlu, astmy i kataru siennego.
Jednak to przede wszystkim liście, które tworzą liczne rozetki znane są ze swoich właściwości.
Liście babki stosowane są w chorobach układu oddechowego, pokarmowego, gdzie łagodzi ich podrażnienia. Działają przeciwzapalnie, przeciwbakteryjnie i ściągająco. Zwiększają szczelność naczyń krwionośnych, działają przeciwkrwotocznie....
Jak jednak już wspomniałam większość z nas w pierwszej kolejności skojarzy liście babki z okładami na skaleczone miejsca... Dzisiaj również sprawdza się w okładach na trudno gojące się rany, odleżyny i ropne wykwity.
Obie babki mają także zastosowania jako składnik kosmetyków.
Ekstrakt z babki zwyczajnej jest stosowany do pielęgnacji skóry, włosów, higieny jamy ustnej. Łagodzi stany zapalne i podrażnienia. Wspomaga walkę z łupieżem oraz wypadaniem włosów.
Babka lancetowata działa antyseptycznie, przeciwbakteryjnie i ściągająco.  Zmniejsza obrzęki, pobudza i regeneruje skórę. Pomaga w nawilżeniu skóry, utrzymaniu jej elastyczności, usuwaniu piegów...
Liście babki lancetowatej i zwyczajnej warto zebrać w większej ilości, ale wówczas gdy roślina kwitnie, czyli od maja do września. Zebrane i zasuszone liście można zalać wrzątkiem i pić po łyżce, najlepiej przed jedzeniem.
Warto też pić sok ze świeżych liści. Jednak ten kto nie lubi gorzkiego smaku, może dodać miodu, ale nie do wrzątku...)))
W kuchni babka lancetowata i zwyczajna  mogą być dodatkiem do sałatek, surówek, zup i mięs... W krajach skandynawskich jest składnikiem popularnych sałatek wiosennych.
Zatem nie tylko babka zwyczajna ma niezwyczajne właściwości.
KŁOPOT Z TYTUŁEM, KIEDY WSZYSTKO KWITNIE – BABKA LANCETOWATA, DZIURAWIEC I WIELCE WSTYDLIWY MNISZEK.
Plan był prosty. Dom, ganek i ogród. Za ogrodem co roku pasły się
biedronki, a trochę wcześniej bób. Kilka zagonów kartofli, żeby kosztować
wczesne, podbierane spod krzaka,

a potem już łąka. Oburzenie sąsiadów na marnotrawstwo ziemi.
Słodki odpoczynek rozgrzywionej trawy. Biegała tam z książką,
tak ważne było odczytywanie mrówek. Miały pełne prawo
do obywatelstwa na nieznanej planecie farby drukarskiej i bibułki
z drewna. Szaleństwo Almayera.

Zwyczajne szaleństwo na połączeniu światów. Czuła je
przy korzeniach, u samej podstawy życia, skąd wyrastało źdźbło.
Jak ona złożone z kilku koszulek, kilku snów o wspinaczce
do miękkiej kity kwitnienia. Białawy kolor piaszczystego podłoża
i zapach. Kaczeniec łąkowy, bodziszek, świetlik, żywokost. Gorące,
gorące sedno; puchły od tego usta.
Ślady raju. Nad głową błękitna lemoniada, Drabinę Jakubową
było widać dokładnie. Ostatni urwany szczebel i dudnienie tramwajów.

Tuż obok, blisko - miasto. Gyddanyzc oznacza gniazdo, miejsce
zapamiętania. Ciemne krzewy głogów, a potem ulica Szafarnia.
Zielona, wiejska strefa,  bardzo Długie Ogrody. Właściwie tylko źdźbło
- tak nas widać z kosmosu.
Aleksandra Słowik

sobota, 29 czerwca 2024

Na jagodowym szlaku...


Jagodowym traktem znaczonym miłością
idzie Pełna Łaski z Dziecięciem pod sercem
cały świat zamiera w bezruchu
w hołdzie Słowu co wnet Ciałem się stanie
trwa cisza
promienie słońca tkają dywan
pod stopami Świętej Panienki
niosącej pokorną służbę w darze
trwa radość
Maryja bierze Elżbietę w ramiona
by życie mogło witać życie
trwa cud
leśne zwierzęta rozpoczynają jagodową ucztę
otulone dobrocią, która została na wieki...
wiersz i obraz Basi Wójcik
Niedawno utkałam opowieść o jagodach. To skłoniło Izę do namalowania obrazu Matki Boskiej Jagodnej. A ja znowu pomyślałam, że jeszcze o niej nie pisałam. Pora więc to nadrobić.
W kościele katolickim kult Matki Bożej stał się istotną częścią wiary katolickiej. W kalendarzu liturgicznym, z tego co znalazła, wymienia się aż 19 świąt maryjnych o różnej randze. Oprócz tego Matce Bożej poświęcone jest wiele świąt o zasięgu regionalnym.
Szczególne uznanie Matka Boża znalazła w pobożności prostego ludu, którego codzienny byt naznaczony był niełatwym życiem i ciężką pracą. Jednocześnie pobożność ta stała się wyrazem zawierzenia i głębokiego zaufania, jakim obdarzano Matkę Bożą. Chętnie zwracano się do Niej ze swoimi sprawami. Powierzano Jej swoje troski i niedole, ból i łzy… Proszono Ją o odmianę ciężkiego losu, o nadzieję na lepsze jutro...
Ludowe tytuły Najświętszej Maryi Panny swoje uzasadnienie miały w zmianach pór roku i związanej z nimi przyrody. 
Maryja była uznawana za matkę natury, mającą wpływać na plony ziemi, zapewniając urodzaj, a kobietom płodność. W tamtym czasie lud był całkowicie uzależniony od natury. Zwracając się więc Maryi miał nadzieję na opiekę i przetrwanie.
Zbliża się lipiec, a wraz nim kolejne święto maryjne.
2 lipca przypada staropolskie święto liturgiczne Matki Bożej Jagodnej. Święto to powstało na wsi w Polsce w wyniku zespolenia katolickiej uroczystości Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny z przedchrześcijańskim świętem płodności, podczas którego składano bóstwom ofiary z płodów ziemi, aby zapewnić sobie urodzaj.
Oba święta obchodzono jednocześnie przez setki lat, aż do roku 1969, do reformy liturgicznej Pawła VI, kiedy papież przesunął obchody Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny na dzień 31 maja, a Matka Boża Jagodna pozostała na swoim tradycyjnym miejscu w kalendarzu, 2 lipca.
Legenda głosi, że brzemienna Maryja wybrała się na spotkanie ze swą krewną Elżbietą. A gdy tak szła samotnie przez las, poczuła nagle głód. Nie miała jednak ze sobą żadnego prowiantu. Okazało się, że wokół rosły piękne, dojrzałe jagody. Matka Boska posiliła się nimi i zebrawszy siły, wyruszyła w dalszą drogę.
Jagodna- lipcowa
Lud polski zwie Cię Jagodną, Maryjo
pełna łaski i zerwanych jagód
niesionych w darze Elżbiecie,
ciągle myślę o Twoim posługiwaniu
i darze odwiedzin w potrzebie,
a Ty nadal przychodzisz
tym razem do Barbary
po drodze zbierasz jagody
niezbędne mi do życia
i przynosisz, nawet gdy zapomnę poprosić
Jagodna przez rok cały
Jagodna przez całe moje życie
Basia Wójcik
Tak narodziła się Matka Boska Jagodna, opiekunka matek i ciężarnych, szczególnie tych, które miały trudności z donoszeniem ciąży albo niedawno straciły dziecko. Tego dnia tradycja ludowa zabraniała zrywania jagód, poziomek i innych leśnych owoców. Kobiety wierzyły, że jeśli do 2 lipca nie będą ich zbierać ani jeść i polecą się w modlitwie Matce Boskiej Jagodnej, to za jej przyczyną odejdzie od nich zły omen i będą mogły urodzić zdrowe i silne potomstwo, odporne na choroby i czary. Natomiast one będą mogły cieszyć się szczęśliwym macierzyństwem. Dopiero następnego dnia można było zbierać poziomki, jagody, maliny czy borówki.
W tradycji ludowej Matka Boża Jagodna uważana była za opiekunkę jagód leśnych i ogrodowych oraz matek i kobiet ciężarnych, zwłaszcza tych, które miały trudności z donoszeniem ciąży albo niedawno straciły dziecko.
Matko z Latyczowa
dalekiego Podola
Z kościoła
który wznieśli rycerze
Z daniny od każdego
końskiego kopyta
Historią jak sztandarem okryta
Tułaczko Wygnanko
Co w skromnej kaplicy
w Lublinie
Z nami żyjesz
Módl się za nami”
Ks. Jan Twardowski
Matka Boża Jagodna była darzona wielką czcią na kresach. Jej słynący cudami obraz znajdował się w klasztorze dominikanów w Latyczowie. Pierwszym tragicznym wydarzeniem, jakie dotknęło latyczowskie sanktuarium, było powstanie Chmielnickiego w 1648 roku, gdy spustoszono klasztor, czyniąc z niego stajnię. Na szczęście dominikanie przewieźli wizerunek Madonny do Lwowa, gdzie znalazł schronienie w kościele Bożego Ciała. Do Latyczowa i odbudowanej świątyni Madonna Latyczowska powróciła dopiero na początku XVIII wieku, 1 lipca 1722 r., w wigilię święta Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, obraz został umieszczony w odbudowanej kaplicy. Odtąd dla upamiętnienia tej uroczystości odprawiano w Latyczowie odpust – nazywany „Wielką Jagodną”, na który pielgrzymowali wierni obydwu obrządków – unickiego i katolickiego.
Podczas wojny z bolszewikami w 1920 r. został wywieziony do Warszawy i miał tam pozostać na stałe. Jednak w latach 20. wrócił do Łucka (Latyczów znalazł się na terenie Rosji sowieckiej) i był dla wierzących wielkim wsparciem podczas krwawych „czerwonych nocy” na Wołyniu. W 1945 r. cudowny obraz po raz kolejny „udał się na emigrację” do Lublina i przebywa tam do dziś – znalazł schronienie w kaplicy sióstr bezhabitowych.

Matka Boska Jagodna, Panienka Maryja
Która owocnym, rodnym drzewom sprzyja
Chodzi po sadzie kwitnącym i śpiewa
Pocałunkami budząc w wiosnę drzewa
Nocą wieśniaczki jej śpiew słyszą we śnie,
Wieść, aby jagód nie jadły przedwcześnie,
Każdą jagodę z ust matce odjętą
Da zmarłym dziatkom Panna w jagód święto
Leopold Staff

Przeczytałam, że na terenie wschodniej Polski i kresów odpusty Matki Bożej Jagodnej są organizowane bardzo uroczyście. 
Bardzo znany jest  obraz Matki Boskiej Jagodnej w Krasnobrodzie na Lubelszczyźnie, gdzie oczywicie 2 lipca odbywa się uroczysty odpust. 

sobota, 22 czerwca 2024

Jestem za, ale też trochę przeciw...

Do Pani Doktór - Blance Mamont
Pani doktór
w białym fartuchu
w podkolankach co odmładzają
przynoszę Pani serce do naprawy
Bogu poświęcone
a takie serdecznie niezgrabne
jak nie wyczesany do końca wróbel
niezupełne bo pojedyncze
nie do pary
biedakom do wynajęcia
od zaraz i na zawsze
niemożliwe i konieczne
niewierzących irytujące
zdaniem kobiet zmarnowane
dla Anioła Stróża za ludzkie
dla świętych podejrzane
dla rządu niepewne
dla teologów nieprzepisowe
dla medyków nieznośnie normalne
dla pozostałych żadne

połóż je do szpitala
i nawymyślaj
żeby się choć trochę poprawiło
Jan Twardowski
Raz na jakiś czas piszę o naszym języku polskim. Jednak jak powszechnie wiadomo przedmiot ten w szkole średniej był dla Małej Dziewczynki istną piętą Achillesa, więc może dać sobie z tym tematem spokój? Ale co tam....
Dziś temat, który od dawna dopominał się o swoją uwagę.
Język polski jest fleksyjny. Jest bardziej skoncentrowany na rodzaju niż tak popularny język angielski. To czyni go dla niektórych trudniejszym.
W ostatnich latach zrobiło się głośno o feminatywach. Niektóre osoby nawołują do ich jak najczęstszego używania, inne zaś się im sprzeciwiają. Kto ma rację? Problem trudny, ale i ważny.
I nie jest to tak, że nagle stała się na nie moda.
żeńskie formy były tworzone i używane od dawna
Feminatywy nie są nowością w języku polskim, istnieją w nim od dawna. Przeczytałam, że są nawet  starsze niż język polski, ponieważ występowały już w języku prasłowiańskim, z którego polszczyzna się wywodzi.
Jednak było ich zdecydowanie mniej niż dzisiaj, ponieważ przez wiele stuleci społeczna czy też  zawodowa pozycja kobiet była niższa niż pozycja mężczyzn. Wielu zawodów też nie było.
Do powszechnego użytku weszły one dopiero na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu czy kilkuset lat.
Gdy kobiety uzyskały prawo do szerszej oferty zawodowej, wówczas zaczęto tworzyć żeńskie formy nowych ról.
Wraz z tą zmianą pojawiły się nowe formy żeńskie. Pierwsza debata na temat feminatywów rozpoczęła się na początku dwudziestego wieku, kiedy kobiety masowo wchodziły na rynek pracy, kiedy też wywalczyły sobie możliwość edukacji uniwersyteckiej... To spowodowało, że język polski musiał za tą sytuacją nadążyć, zareagować... Wiele osób pisało też do Poradnika Językowego z pytaniem: jak te kobiety nazywać. Językoznawcy zalecali tworzenie analogicznych form do tych, które już w języku polskim istniały. Czyli skoro był nauczyciel i nauczycielka, to również może być adwokat i adwokatka, czy też profesor i profesorka, poseł i posłanka... To było uznawane za coś neutralnego i niezwiązanego z żadną stroną sporu politycznego.
„Kłaniam się pani redaktor!” – „Witam witam wieszcza!
Cóż sprowadza waćpana do naszej gazety?”
„Może pani redaktor moje wiersze pozamieszcza?”
"Co pan ma, jakieś fraszki?” – „Nie, Krymskie Sonety
Jedna mi sztuka zwłaszcza wyszła znakomita
Nazywa się Ajudah” – „No, no niech pan czyta”
Andrzej Waligórski
Po II wojnie światowej jednak zmienił się ustrój. Komunizm miał znaczący wpływ na język.
Przestano używać feminatywów w oficjalnych kanałach komunikacji. W latach 50. pojawiła się tendencja, by dążyć do równości, która była rozumiana jako zrównanie kobiet z mężczyznami, również na płaszczyźnie językowej. Co nie oznaczało tak do końca równości szans czy dostrzegania różnorodności. Ale nie o tym dzisiaj.
Językiem równano w górę, do tej bardziej „prestiżowej” formy. Wtedy ukonstytuował się pogląd, że taką są formy męskie.
Miało to wymiar propagandowy. Wskazywało na naszą progresywność. U nas kobieta jest równa mężczyźnie, co widać nawet w języku. Nie ma adwokatów i adwokatek, są sami adwokaci.
Działo się to tak, ale wyłącznie w odniesieniu do zawodów „wyższych”, jak adwokat, wykładowca, lekarz. W zawodach uważanych za „niższe”, jak nauczycielka, sklepikarka, sprzątaczka, fryzjerka końcówka została niezmienna. I do dziś odmiany tych profesji nie budzą kontrowersji.
Także w czasie komunizmu byli autorzy i autorki, którzy sprzeciwiali się temu stanowi rzeczy. Stefania Grodzieńska w „Przekroju” opublikowała felieton wyśmiewający modę nazywania kobiet formami męskimi. Pokazała absurdy, do których może doprowadzić używanie maskulatywów. 
Od kilku lat czytuję z niepokojem w prasie polskiej: "o pracowniku naukowym dr Cytowskiej", "o działaczu społecznym Wandzie Wasilewskiej", "o literacie Irenie Krzywickiej".
Jeszcze bardziej się zmartwiłam, kiedy dowiedziałam się z dziennika, że "do pokoju wszedł listonosz Maria Matuszewska".
Zupełnie się rozkleiłam, kiedy pewna instytucja w nekrologu zawiadomiła, że "zmarł nasz drogi kierownik, Helena taka a taka".
Ponieważ jednocześnie przestaliśmy używać pięknej formy "owa" i "ówna" przy nazwiskach, nierzadkie jest zaskoczenie, jak na przykład w artykule, który się zaczyna: "Wybitny nasz pracownik, magister M. Krygier, ku ogólnemu zadowoleniu mianowany został dyrektorem. Zasłużył w pełni na to stanowisko. Ta drobna, łagodna kobieta...." itd.
Nie jestem na tyle zarozumiała, aby się łudzić, że zmienię istniejący stan rzeczy, wybieram więc mniejsze zło. Jeżeli chcemy uniknąć "pudrującego nos elektrotechnika Karasińskiej", musimy się zgodzić na "pudrującą nos elektrotechnik Karasińską", tak jak prosimy do telefonu magister w odróżnieniu od magistra. Zdaję sobie sprawę z doniosłości problemu jako córka profesor i profesora.
Stefania Grodzieńska
Zachęcam do przeczytania całego teksu.
Jednak maskulatywy się przyjęły, a my nie możemy się pozbyć spuścizny po komunizmie. Niestety sama coś o tym wiem.
Proszę zwrócić uwagę, że na przykład w językach pokrewnych, słowackim i czeskim, ten problem w ogóle nie występuje. Jest, zapisując fonetycznie: rektorka, dekanka, profesorka, doktorka, docentka. Mało tego! Jest i Marlena Dietrichowa, nikogo nie dziwi Obamowa, Rooseveltowa, a nawet Brigitte Bardotowa. Podobnie zresztą jest w Niemczech. Nie ma Frau Kanzler Merkel, jest Kanzlerin Merkel, a więc – gdyby chcieć spolszczyć – kanclerka. W języku niemieckim mamy Doktorin, Präsidentin, Rektorin. Tymczasem na gruncie języka polskiego straciliśmy coś, co od wieków jest typologiczną cechą języków słowiańskich – przyrostki żeńskie, czyli formalne wyznaczniki żeńskości.
Jan Miodek
Oczywiście odgrzebując historię wracamy do feminatywów. Ale zaczęło się to od polityki. Zaczęły je używać kobiety z nią związane. Może gdyby wprowadziły je aktorki, piosenkarki czy inne celebrytki, to mielibyśmy do tych żeńskich końcówek inny stosunek. Polityka bowiem dzieli społeczeństwo. Czujemy przynależność do jednej ze stron i to, co promuje ta druga, nie traktujemy poważnie.
Dlatego formy żeńskie niepotrzebnie stały się wyznacznikiem przynależności politycznej. Większość chce pozostać neutralna. Część kobiet rezygnuje z żeńskich końcówek, aby nie sugerować , że są stronnicze. I nadal formy męskie są nośnikami większego prestiżu. Formami żeńskimi go sobie ujmujemy.
Uznajemy je za infantylne, śmieszne... Czy kobiety zakładają językowy garnitur, aby uchodzić za bardziej kompetentne?
Argumentem przeciw używaniu form żeńskich bywa również trudność wypowiedzenia wyrazów np.: architektka, adiunktka...
Także wieloznaczeniowość wprowadza w błąd. Szoferka to kabina samochodu ciężarowego, reżyserka – pomieszczenie w radiu lub telewizji, a pilotka to czapka. Co więcej w słowniku PWN znajdziemy 10 znaczeń słowa pilot, a to jednak pilotka budzi kontrowersje.
Nie ukrywam, że sama mam problem z tymi końcówkami, nie jest entuzjastką feminatywów... Może dlatego, że wychowałam się w czasach, gdy nie były one stosowane? Zapewne zostanę skarcona, zwłaszcza przez niektóre kobiety. Nie podoba mi się słowo "gościni", nie lubię "psycholożki", "ministry", "chirurżki"... Nie stosuję ich. Ale przecież mam do tego prawo... Rozumiem i szanuję jednak kobiety, dla których są one ważne. I mile widziane byłoby odwzajemnienie, a nie pouczanie... Niestety często mamy tendencje do przesadzania i braku zrozumienia dla drugiej strony.
To, że dla kogoś coś jest ważne, nie oznacza, że jest ważne dla innej osoby. Nie należy zmuszać innych na siłę.
Jesteśmy przecież tak różni. Dlatego warto dać sobie przyzwolenie na tą różnorodność.
Za kilka, kilkanaście lat problem językowy zapewne zniknie, ale prawdopodobnie pojawi się nowy...
Robi reformy pani minister,
przygotowała ich całą listę.
Hasło ich główne: frontem do mas.
Front ten już bokiem wyłazi nam.

Tralala, tralala
pani minister rację ma.
Pani minister, pani minister,
jako minister nie jest zła.

Pani ministra reformy nowe,
są bardzo piękne, mądre, celowe.
Tak uszczęśliwią kraj nasz i nas,
że lepiej weźmy nogi za pas.

Tralala, tralala
pani minister rację ma.
Pani minister, pani minister,
jako minister nie jest zła.

A na pytanie pani o lata,
ciężkie więzienie lub praw utrata.
Zresztą ustala się ważną rzecz,
od lat trzydziestu liczymy wstecz.

Tralala, tralala
pani minister rację ma.
Pani minister, pani minister,
jako minister nie jest zła.

Z przyczyn moralnych i gospodarczych
mężom do szczęścia niech dom wystarczy.
Trzy "P" do tego można im dać,
trzy "P" to znaczy: płać, płać, płać.

Tralala, tralala
pani minister rację ma.
Pani minister, pani minister,
jako minister nie jest zła.

Mówią: kobiety, mówią: płeć słaba,
mówią z przekąsem: po prostu baba.
Lecz starczy baby lub kilku bab,
żeby się poddał najtęższy drab.

Tralala, tralala
trudno panowie, chapeau bas!
Górą kobieta, tyłem kobieta,
zawsze kobieta rację ma.
Jerzy Jurandot
Jednak brakuje mi czegoś innego, a co było używane przed wojną i w  jeszcze w czasach PRL-u. Moja Babcia, Dziadek, pokolenie rodziców używali żeńskich form nazwisk.  Niestety coraz rzadziej do nazwisk żeńskich dodaje się końcówki "-owa", "-ówna", "-ina" i "-anka". Przeciwnicy, a głównie przeciwniczki twierdzą, że dodawanie ich podkreśla przynależność do mężczyzny: ojca lub męża. Zwolennicy zaś, że jest to językowa tradycja, którą warto zachować
Czasy się zmieniają, a z nimi język. Jeśli dziś, ktoś chce używać feminatywów powinien mieć do tego prawo. Ale i druga strona nie powinna być krytykowana i pouczana, jeżeli ich nie stosuje.
Nic jednak nie poradzimy, że język rozwija się wraz z całym społeczeństwem i naturalnym jest reagowanie na potrzeby budowania nowych wyrazów. Niedługo feminatywy będą integralną częścią naszego języka, musimy się jedynie z nimi osłuchać.