piątek, 28 maja 2021

Majowo, ogrodowo....

Żyj intensywnie

Nie trać czasu
Nie narzekaj
Żyj intensywnie
Chwytaj te chwile, co zbyt ulotne są
Na innych się nie oglądaj
Przed Tobą wciąż tyle dróg
To, co wczoraj - dziś nieważne
Ważne, że żyć umiesz znów
Gotowa jesteś na wszystko,
Co do Twych stóp rzuci los
I pamiętaj, że wciąż jeszcze masz szansę by zrobić coś
Nie trać czasu na smutki i zmartwienia.
Nie narzekaj i od siebie zacznij zmieniać świat!
Żyj intensywnie.
Chwytaj te chwile, co zbyt ulotne są
Rozkoszuj się małym szczęściem
Wielki apetyt na życie miej
Niech się stanie wyzwaniem dla Ciebie jutrzejszy dzień!
Zarażaj ludzi uśmiechem
Nawet gdy powodów do radości brak
A przeszkody pokonuj zamiast wciąż omijać je!
Nie trać czasu na smutki i zmartwienia
Nie narzekaj i od siebie zacznij zmieniać świat!
Żyj intensywnie
Chwytaj te chwile, co zbyt ulotne są!
Nie trać czasu, spełniaj swe marzenia
Nie narzekaj i przed siebie biegnij z całych sił
Żyj intensywnie
Chwytaj te chwile, co zbyt ulotne są
Na drobne nie rozmieniaj się
Możesz mieć wszystko czego chcesz
A wszystkie Twe czarne myśli w złote będą zmieniać się!
Nie trać czasu na smutki i zmartwienia
Nie narzekaj i od siebie zacznij zmieniać świat!
Żyj intensywnie
Chwytaj te chwile, co zbyt ulotne są
Nie trać czasu, spełniaj swe marzenia
Nie narzekaj i przed siebie biegnij z całych sił
Żyj intensywnie
Chwytaj te chwile, bo zbyt ulotne są
Kasia Cerekwicka
Dziś poranne słońce wyraźnie kontrastowało z moim nastrojem. Powolnymi kroczkami Wiosna zbliża się do  końca maja, do mojego kolejnego roku pisania i zaraz potem do moich imienin.
Tak, tak właśnie mija kolejna rocznica mojej bytności za Zielonych Szumiących Stronkach. Piętnaście lat temu zaczęłam pisać na WP. Ale wiadomo, trzeba było się stamtąd ewakuować. Ale dzięki temu mogę świętować dwa razy:)))
Nie chce mi się wierzyć, że to już tyle lat.
Do tego moje imieniny. W tym roku niczego nie urządzam. Jednak zapraszam na początku przyszłego tygodnia. Tortu i ciasteczek nie będzie, ale na pewno znajdzie się ciepłe słowo.
Imieniny... Trochę mi szkoda, że teraz zazwyczaj ludzie nie obchodzą  imienin, nie mają czasu, aby się spotkać. Niektórzy maja jeszcze obawy. Rozumiem, ale trochę szkoda, bo przez ten ostatni rok nie spotykaliśmy się. A przecież teraz większość jest już zaszczepiona przynajmniej jeden raz.
Z drugiej strony teraz nikt praktycznie nie obchodzi imienin. Trochę mi tego szkoda. Dobrze jeszcze pamiętam spotkania rodzinne, do których czasem tęsknię.
Na szczęście są tacy, którzy nigdy nie zawodzą.
Maleńkie szczęście
Maleńkie szczęście
biały obłok zesłany z nieba
w różowym posłaniu
uśmiech którego Anioł nie mógłby się powstydzić 
wyciąga rączkę
z przesłaniem miłości
wyrażonej w najprostszy sposób
zamknięty w tajemnicy
rodzącej się ciągle i na nowo
byśmy mogli wierzyć
że miłość nie da się zamknąć
w czasie i przestrzeni
bo szczęście
musi się uśmiechać
w obłoku lekko stąpającym po ziemi
by nie zbudzić
najpiękniejszego snu
drzemiącego w ziarnku oczekiwań.
Basia Wójcik     
W słoneczne majowe popołudnie będę chodzić boso po trawie w moim ogrodzie i sama będę sobie składać życzenia. Tym razem nie będzie życzeń, które tak naprawdę są radami i pouczeniami, a które nigdy nie sprawiały mi przyjemności. Może jakiś ptaszek zaśpiewa mi w prezencie piosenkę, biedronka połaskocze w rękę, a kolorowy motyl szepnie coś miłego do ucha? Wiem, że jak co roku zakwitnie dla mnie róża w moim ogrodzie, a może i jaśmin u sąsiadów pospieszy się z życzeniami.
Chciałabym, aby ten dzień nadszedł i aby nie minął w mgnieniu oka. Aby pozostawił mnie na dłużej ukrytą w moim ogrodzie bez żadnych zakłóceń.
W moim ogrodzie będę jak zawsze spokojna i wyciszona.  To moje miejsce. Bez pośpiechu, chaosu, stresu. Ten czas spędzony sam na sam z moim ogrodem jest moim magicznym czasem, godziną czarów, a niekiedy jedynym ratunkiem, kiedy dookoła wszystko zaczyna iść nie tak. Wiem dobrze, że spokój przychodzi zazwyczaj od wewnątrz, a nie pocztą, ani przez sms.

Krople rosy
Moje szczęście biegnie wiejską drogą
strząsa krople rosy o poranku
zanurza głowę w trawach o świcie
podnosi z ziemi odrobinki piasku
nawołuje ptaki w nieznanym języku
rozmawia ze mną o codzienności
budzi mnie każdego dnia
słonecznym łaskotaniem powiek
moje zwyczajne szczęście.
Basia Wójcik i jej wszystkie obrazy

Nie spodziewam się nic innego. Nie chcę, aby oczekiwania mną zawładnęły. To prawda, że czasem z czekania można czerpać przyjemność. Moim zdaniem nie należy jednak zbyt wiele się spodziewać z góry. Niektórzy zbyt często spodziewają się najgorszego lub najlepszego. Jedno i drugie nie jest dobre. Nic nie działa tak paraliżująco jak czekanie. A nadzieja… to czasem straszna rzecz. Sprawia, że żyjemy w innym miejscu i czasie, które tak faktycznie nie istnieje. Ten, kto czeka jest pasywny, zależny od sytuacji i innych ludzi. Życie złożone jest jednak z czekania... Wciąż czekamy na coś lub na kogoś. Tyle jest niespełnionych życzeń i miłych niespodzianek.
Ja jednak nie przepadam za niespodziankami. Jestem niecierpliwa i nie lubię czekania. To moja największa wada, że tracę cierpliwość, jeżeli ktoś się spóźnia. Przecież można całe życie czekać i się nie doczekać. A jeśli czeka się na kogoś lub na coś ważnego, to czas potrafi się niemiłosiernie dłużyć.
Zgadzam się z Małgorzatą Linde, że błogosławieni, którzy na nic nie czekają, albowiem nie doznają rozczarowania Chociaż przyznam, że  takie czekanie na weekend, wyjazd może być całkiem przyjemne. I tu przyznam rację Ani z mojej ulubionej książki, że oczekiwanie, że coś miłego się wydarzy, to niemal połowa przyjemności.
A może jednak w wazonie pojawi się  pachnący bukiet lub w mój szary smutek wedrze się kolorowy, rajski ptak, który weźmie mnie na swoje skrzydła i uniesie daleko stąd. Mogłabym wówczas zamknąć moje żale w kufrze i żyć dalej, podchodząc do wszystkiego z radośniejszym sercem. Chciałabym pozbyć się pozy Kłapouchego. Jestem chyba trochę podobna do tego osiołka, trochę, bo o wiele częściej jest opanowany i rozsądny. Jednak najbardziej zachwyca mnie, że pomimo swojego smętnego nastroju, czasem się uśmiechnie, wówczas ten uśmiech jest najpiękniejszy. Dlaczego zatem chciałabym się pozbyć jego pozy?  Czy rzeczywiście jest mi z tym aż tak źle?
Przecież w moim ogrodzie zawsze jestem szczęśliwa i wolna, a godziny tam spędzone zawsze płyną spokojnym strumieniem. Jednak czy dojrzałam do czegoś więcej niż ziemia i szpadel?
Ogród, ziemia… uczą spokoju i czekania. Mówi się, że tak jak w przyrodzie cykle się zmieniają i wszystko co dobre zawsze powraca. Po zimie zawsze jest wiosna. Niczego nie da się przyspieszyć, zwłaszcza problemów i smuteczków.  Kwiat rozwija swój pąk też dopiero wtedy, gdy będzie na to gotowy. Może i tak będzie z moimi radościami?
Jestem piasku ziarenkiem w klepsydrze,
Zabłąkaną łódeczką wśród raf,
Kroplą deszczu,
Trzciną myślącą wśród traw
...ale jestem!
Jestem iskrą i wiatru powiewem
smugą światła , co biegnie do gwiazd,
jestem chwilą , która prześcignąć chce czas
...ale jestem!
Ucha nadstawiam : słucham jak gra,
Muzyka we mnie, w muzyce - ja!
Nim wielka cisza pochłonie mnie,
Pragnę wyśpiewać , wyśpiewać ,że:

Trzeba żyć naprawdę ,
żeby oszukać czas.
Trzeba żyć najpiękniej,
Żyje się tylko raz.
Trzeba żyć w zachwycie:
Marzyć , kochać i śnić.
Trzeba czas oszukać,
Żeby naprawdę żyć..."
Magdalena Maria Czapińska

piątek, 21 maja 2021

Majowe nostalgie


Tych lat straconych lat
Już nam nie odda nikt
Nikt nam nie odda pięknych
Nocy ani dni
Tych zmierzchów pełnych barw
I tych wiosennych burz
Gdy wiatr zgina drzewa
Gdy wiruje złoty kurz
Najcichszych kilku chwil
Nim ptaki zbudził świt
I gwiazd które spadły w dół
Nie odda nam już nikt

Tych lat nie odda nikt
Tych lat nie odda nikt
Nie powracajmy już do tamtych nocy ani dni
Uciszmy w sercu żal
Wyrzućmy nagły gniew
Witajmy muzyki dźwięk
I nocnych ptaków śpiew
Tych lat idących lat
Już nam nie weźmie nikt
Nikt nie zabierze pięknych nocy ani dni
Tych zmierzchów pełnych barw
I tych wiosennych burz
Gdy wiatr zgina drzewa
Gdy wiruje złoty kurz

Najcichszych kilku chwil
Nim ptaki zbudzi świt
I gwiazd które lecą w dół
Nie weźmie nam już nikt
Nie weźmie nam już nikt
Nie weźmie nam już nikt…
Irena Santor
Wspomnienia znowu zapukały do moich drzwi na ostatnim piętrze i chyba planują u mnie dłuższą majówkę.  Przeszłość nie chce odejść. Dobrze jej tutaj. Ma tutaj swoje miejsce w szufladzie i wie, że tylko tutaj może liczyć na gościnę. Kto inny poświęci jej choć chwilkę w tym pędzącym do przodu świecie? Tylko ja…  A przecież te dni już minęły i nie wrócą. I czy warto odwracać głowę. Zwyczaj zatapiania się w przeszłości często odsuwa mnie od codzienności.
Czy nie powinnam tak jak inni zająć się teraźniejszością i przyszłością?  Przecież obrazy z przeszłości pojawiają się tylko na chwilę, aby przez moment zabłysnąć drobiazgiem. Potem jednak równie szybko znikają.
Dlatego czasem boję się znajomych zapachów, dźwięków, twarzy…, które kojarzą mi się z pierwszymi latami życia. Ogarnia mnie wówczas poczucie dotkliwej straty, które sprawia, że czuję się jeszcze bardziej samotna. Po co więc wracam do tamtych bezpiecznych, niekończących się, dni które spędziłam w Domu i u Dziadków. Dlaczego moje myśli biegną znowu do mojej Letniej Wakacyjnej Przystani? Przecież tam praktycznie już nikogo nie ma. Ostatnia nitka łącząca mnie z tym światem jest już bardzo cieniutka, ale najważniejsze, że jest, że nikt jej nie przerwał. Cieszę się, że jeszcze mogę się jej uchwycić. Nie chcę nawet myśleć o tym, że kiedyś ta nitka może się urwać definitywnie. Dlatego będę tam wracać. 
Czas biegnie tam swoim rytmem. Nikt się tak nie spieszy, nie stresuje, tym, że jeszcze jest coś do zrobienia. Wszystko co można zrobić dzisiaj – robione jest dzisiaj, a jeśli się nie uda – bez problemu zostawia się na jutro. Wierzę, że niedługo chociaż przez chwilę znowu będę mogła pożyć w takim tempie.
Jednak czas nie zawsze jest z nami uczciwy. Podczas miłych chwil biegnie niczym struś pędziwiatr, natomiast, gdy jest nudno, smutno wlecze się niemiłosiernie. Godzina radości trwa tyle co minuta smutku, nudy….
Bez z mojego ogrodu 
Wczesnym świtem
wtuliłam zmęczoną twarz w kiście bzu
omdlewającego pod ciężarem poranka
mokre płatki pachnących zachwytów
wpłynęły cicho w głąb serca
jego bicie
poruszyło ciężkie grona uczuć
zapisanych w nim od zawsze
stary krzak bzu otulił mnie zapachem
wypielęgnowanym miłością Ojca
od dziesięciu lat
podlewającego niebieskie ogrody
swoim wiekuistym byciem
abym ja mogła
przytulać każdej wiosny
kwitnący bzowy bez
karmiony moją tęsknotą.
Basia Wójcik
Amerykanie o stanach przygnębienia mówią "blue devils" - niebieskie diabły, i kto wiej może w tym określeniu kryje się część prawdy. Może przyczyną tego stanu są nieprzyjazne, niezbadane siły? Przed wynalezieniem pigułek szczęścia ludzie ratowali się przed przygnębieniem przystosowywaniem swojego otoczenia w taki sposób, aby emanowało z niego jak najwięcej pozytywnej energii.
W czasach renesansu i średniowiecza uważano, że w dobry nastrój wprawia kolor czerwony i złoty. W późniejszym okresie za barwę przynoszącą radość uznawano kolory słoneczne, wszystkie odcienie żółci, a także pomarańczowy. Podobne stanowisko zajmują współcześni psychologowie. Dobrą energię można więc czerpać z żółtej sukienki, ścian pokoju, pościeli czy zasłon. Cóż... kiedyś w dzieciństwie miałam pokój pomalowany na pomarańczowo, z zasłonkami w maki, które do dziś pamiętam i muszę przyznać, że energia rozpierała mnie aż za bardzo. Dlatego potem w szkole średniej miałam już zielone ściany.
Dawniej za przedmioty poprawiające nastrój uważano obrazy przedstawiające mitologiczne sceny - wyspy szczęśliwe, Arkadię, nimfy w orszaku Apollina czy Dionizosa, bukiety pięknych kwiatów z piwoniami i rozkwitłymi różami na czele. Humor poprawiano sobie także pijąc kawę, herbatę czy czekoladę z porcelanowych filiżanek zdobionych motywem wschodzącej jutrzenki, tańczących nimf czy pięknymi końmi. I to jest prawda. Nic tak nie mi poprawia nastroju, jak dobra, gorąca herbata z ukochanej filiżanki.
Stan przygnębienia może oznaczać też, że przepływ energii w domu, w pracy nie jest korzystny. Można więc zmienić ustawienie mebli. Brigitte Bardot, kiedy miała napady smutku, które nazywała oryginalnie "kring-krong", robiła przemeblowanie w domu. Czasem trwało to przez cały dzień, jednak nie przestawała, dopóki nie poczuła, że pomieszczenie stało się dla niej przyjazne. Wtedy przygnębienie mijało i nie powracało przez jakiś czas.
Dzisiaj panuje przekonanie, że najwięcej pozytywnej energii dają rośliny, przede wszystkim kwiaty rosnące w doniczkach, które nawet w zimne i szare zimowe i jesienne dni przywodzą
na myśl słoneczny.
Czy to bez w wiośnie
czy wiosna w bzie zaklęta
budzi nadzieję każdego ranka
opowiadając cudne baśnie
o ziemi i o niebie
o życiu kołysanym przez liliowe gałęzie
w ramionach wiatru bzem pachnącego
w bzowych promieniach słońca
oczarowanego cudem życia...
Basia Wójcik
Astrologowie od wieków próbowali znaleźć zapachy, które mogą pomóc ludziom w stanach przygnębienia. Ich dobór przyporządkowali znakom zodiaku. Osoby urodzone w znaku Koziorożca (to właśnie ja), mające wyjątkową skłonność do smuteczków, powinny im zapobiegać, obcując z aromatem żywicy drzew iglastych. - np. jodły, cisu i cedru. Nieodporny na smutki Wodnik może im zaradzić, wąchając lewkonie, fiołki i rozmaryn. Rozchwiane emocjonalnie Ryby rozluźni i rozweseli zapach roślin i owoców wodnych - np. melona, a także jaśminu.
Według włoskiej uczonej Marii Immacolaty Maciotti, ludzie dla poprawienia nastroju powinni często obcować z zapachem bzu. Woń kwiatów tej rośliny ma bowiem posiadać niezwykłą moc pobudzania pozytywnej energii, radości życia i wiary we własne siły.
RWANIE BZU
Narwali bzu, naszarpali
Nadarli go, natargali
Nanieśli świeżego, mokrego,
Białego i tego bzowego.

Liści tam – rwetes, olśnienie,
Kwiecia – gąszcz, zatrzęsienie,
Pachnie kropliste po uszy
I ptak się wśród zawieruszył.

Jak rwali zacietrzewieni
W rozgardiaszu zieleni,
To się narwany więzień
Wtrzepotał, wplątał w gałęzie.

Śmiechem się bez zanosi:
A kto cię tutaj prosił?
A on, zieleń śpiewając,
Zarośla ćwierkami zanosił.

Głowę w bzy – na stracenie,
W szalejące więzienie,
W zapach, w perły i dreszcze!
Rwijcie, nieście mi jeszcze!
Julian Tuwim
W moim ogrodzie pachną teraz bzy i konwalie..... Tak one teraz są najlepsze na smuteczki.
Konwalie..... Kiedyś chyba już pisałam, że specjalnie dla jednego wiersza o tych kwiatach, kupiłam cały tomik poezji.
Taka mała, delikatna konwalia, a jak potrafi poprawić nie tylko nastrój.
Wierzę, że te majowe kwiaty spowodują, że moje smuteczki odpłyną.

piątek, 14 maja 2021

Majowe czytanie

Czytanie
„No, już na dziś dość biegania!
Niech tu nisko siądzie Hania,
Julcia z lalką wyżej trochę,
Na kolana wezmę Zochę,
Bo Zosieńka jeszcze mała.
No i będę wam czytała.
O czym chcecie?”
„Ja chcę bajkę,
Jak to kotek palił fajkę!”

„A ja chcę o szklanej górze,
Gdzie to rosną złote róże!”
„A ja chcę o jędzy babie,
Co ma malowane grabie!”
„A to ja chcę o tym smoku,
Co to pękł z jednego boku!”
„Ejże! Co wam przyjdzie z bajki?
Czy to koty palą fajki?
Na cóż by się zdały babie
Jakieś malowane grabie?
Czy kto widział złote róże?
Czy kto był na szklanej górze?
Wszak wam wiedzieć będzie miło,
Co się u nas wydarzyło.

Posłuchajcie…
W bok Kruszwicy
Żył Piast w cudnej okolicy…
Miał synaczka…”
„Wiemy! Wiemy!”
„No i chcecie?”
„Chcemy! Chcemy!”
Maria Konopnicka

Nie wyobrażam sobie mojego życia bez książek. Bez telewizji, kina tak, ale nie bez książek. Internet też mogłabym ograniczyć, ale jego odrobina jest potrzebna, zwłaszcza w obecnym świecie. Mam tylko nadzieję, że Internet nie zabije książek.  Teatr miał zabić operę, film teatr, a telewizja film. Nic takiego się jednak nie stało. Teatr istnieje, opera też, a film tym bardziej. Chociaż ostatnio nie można z nich tak w pełni korzystać. Ale z drugiej strony znowu sięgnęliśmy po książki.

Niedawno natknęłam się na najnowszy raport o czytelnictwie w Polsce. Kiedyś już o tym pisałam. Nie będę się więc powtarzać, niewiele się bowiem zmieniło. Wspomnę tylko, że na zadawane od lat pytanie o czytanie w całości co najmniej jednej książki w ciągu ostatniego roku, twierdząco odpowiedziało 42% respondentów. Jest to najlepszy wynik od sześciu lat. Ale czy rzeczywiście można się tak w pełni cieszyć? W pewien sposób zostaliśmy zamknięci w domu i pewnie dlatego częściej sięgnęliśmy po książkę. 
Jednak jak wiele jest osób, które czytają książkę za książką?
Książki, a raczej ich czytanie to duża część mojego życia. Są dla mnie niczym świeże powietrze pośród zaduchu cywilizacji. Książki dają możliwość odcięcia grubą kreską problemów życia codziennego, dają niezapomniane wrażenia.
Od książek byłam, jestem i będę uzależniona, jakkolwiek czasy by się nie zmieniły. Po prostu wyniosłam to z dzieciństwa i nic tego nie zmieni.
Książka to nie tylko lekarstwo na problemy dnia codziennego. Potrafią być jak jak towarzysze podróży. Niektóre otwierają nam oczy na świat. Czasem są jak przyjaciel, który okryje ciepłym kocem, gdy za oknem szaruga niosąca melancholię. Niektóre znowu tylko przez chwilę zamącą nam w głowie i pozostawią z niczym.
PRZYJACIEL NA CAŁE ŻYCIE
Nie trzeba molem być książkowym,
grzbietu nad stołem ciągle schylać,
od kartek nie odrywać głowy
i książki w rękę brać co chwila.
Lecz w dzień powszechni czy w niedzielę
sam na sam z książką usiąść sobie,
witać się z nią jak z przyjacielem,
długo się bez niej nie móc obejść.
Nie trzeba bać się, że czasami
zmęczy nas książka albo znuży.
Bo ona chce pogadać z nami,
namówić chce nas do podróży,
pocieszyć chce, rozśmieszyć nieraz,
chce pożartować, bawić, uczyć
i kolorowych świat otwierać
czarną literą – cennym kluczem.
Hanna Łochocka
Ostatnio natknęłam się na książkę, która mnie zaskoczyła.
Przypadek spowodował, że zdecydowałam się sięgnąć po książkę Moniki Jaruzelskiej "Towarzyszka panienka".
- Mamo, to w końcu wierzysz w życie pozagrobowe?
- Wyłącznie.
- Jak to?
- Bo tu i teraz jest życie pozagrobowe. Kiedy chodzimy, jemy, oddychamy, wszystko to dzieje się poza grobem. Kiedy umieramy, trafiamy do grobu, więc możemy powiedzieć, że teraz cały czas żyjemy życiem pozagrobowym.
- Fajnie to wymyśliłaś, mamo.
- Nie ja, natura.
cytat z książki
Na początku podeszłam do niej z pewną rezerwą. Nie sądziłam, aby to była książka dla mnie. Nie wiedziałam czego się spodziewać. W końcu za namową pani z biblioteki postanowiłam po prostu sprawdzić, czy proza Moniki Jaruzelskiej mi się spodoba. I zdziwiłam się pozytywnie.
Książka okazała się autentyczna i… zwyczajna.
Na szczęście nie jest to książka o charakterze politycznym, jak się obawiałam.
Nawet muszę przyznać, że był to powrót do czasów moich dziecięcych i młodzieńczych lat.
„Towarzyszka panienka” to nie tylko opowieść o rodzinie, znajomych, przeżyciach autorki, ale przypomina też czasy, które są znane również mojemu pokoleniu.
Niespodziewane lekkie pióro i humor nadają książce specyficznego charakteru. Do tego wszystko zawarte w zwięzłej formie. Autorka porusza różne tematy, wiele bliskich każdemu z nas.
I jeśli nawet te trudne czasy były naprawdę ciężkie, to z nostalgią przypomniałam sobie obowiązkowe białe bluzki na szkolnych i granatowe spódniczki na szkolnych akademiach. Nawet uśmiechnęłam, gdy przypomniałam sobie moje zdjęcie na jednej z takich akademii, gdy wyróżniałam się ubiorem.  
Kto dzisiaj też pamięta oranżadę w proszku?
Dlatego sięgnęłam po kolejne części. 
"Rodzina" i "'Oddech" to też zbiór migawek z życia, krótkich scenek, ale z każdym rozdziałem coraz bardziej zmuszających do refleksji. Zwłaszcza ostatni tom jest bardziej poruszający i osobisty. Napisany już po śmierci ojca autorki.
W "Oddechu" Monika Jaruzelska opowiada o trudnych chwilach. O chorobie i śmierci ojca, o własnej trudnej chorobie, o uzależnieniu od papierosów, o relacji z matką...
Książka, co dla mnie jest dużym plusem składa się z krótkich rozdziałów.
Pewnie nie każdemu spodoba się poczucie humoru autorki.
Zastanawiam się też, czy wiele osób ją przeczyta, gdy na początku usłyszy nazwisko autorki. Przecież i ja musiałam zostać zachęcona. A teraz polecam ją sama.
O książkach i książeczkach
Książka to ten
Niewidzialny świat
Pełen barw
Dziecięcy, magiczny
Bez wad.
Każda historia
Choć w podtekście niezmiennym
„za górami”
Sens swój odkrywa,
Tak mało słów,
A tak wiele treści, jak często bywa.
Wystarczy ją tworzyć,
Dotknąć kruche stronice,
Poczuć zapach jej drogi przebytej,
By zanurzyć się w falach domysłów
Złudzeń,
Utopii dopiero odkrytej.
Jedna bawi
Druga uczy
Trzecia pyta,
Każda czar swój nieodparty
W wersach zamyka.
W” królestwie literatury”
Prym zgodnie wiodą,
Zapełniając półki,
Wnętrza domów zdobią.
Oczywiście każdej
Marzą się ambitne wyprawy,
Z lekka zniszczona to i żywot bardziej ciekawy…
I każdego dnia wołają do młodych
Głosem pełnym boleści:
„Czy w jednej na tysiąc głowie,
Choć tytuł się zmieści?”
Znalezione w Internecie

piątek, 7 maja 2021

Lek na całe zło

MLECZE
Tam, gdzie strużką rzeczka ciecze,
Błyszczą w słońcu cztery mlecze.
W każdym mleczu pszczoła brzęczy,
Drżą w skrzydełkach barwy tęczy.
(Tu rzec muszę nie od rzeczy:
Pszczoły sączą nektar z mleczy).
Nagle dreszcz pszczołami wstrząsa,
Straszny deszcz je z mleczy strząsa,
Bo gdy deszcz na dworze siecze,
Tulą płatki wszystkie mlecze.
Tam, gdzie strużką rzeczka ciecze,
Drżą na deszczu cztery mlecze.
Gdy przejaśni się na dworze,
Wtedy wiersz ten skończę.
Może…
M. Strzałkowska
Nawet małe dzieci znają tę roślinę. Zarówno one, jak i dorośli lubią bawić się dmuchawcami, patrząc jak odlatują z wiatrem.
Mniszek lekarski należy do najbardziej wszędobylskich roślin.
Spotkać go można wszędzie. Na łące, na pastwisku, na poboczach dróg na trawniku, między płytkami chodnikowymi...
Ta wszechpanoszaca się roślina najczęściej jest traktowana przez nas jak chwast. Często pracowicie wyrzucany jest z naszych ogrodów. Sama coś o tym wiem, gdy na prośbę mamy na kolanach cierpliwie wyrywałam ją dawno temu z naszego trawnika.
Teraz  na szczęście z pobłażliwością patrzymy, jak teraz w maju uśmiechają się do nas swoimi złotymi główkami. A dla mnie ten zielono-żółty duet jest moim ulubionym majowym widokiem. Gdy go widzę, to świat dla mnie pięknieje.
Kwitnący wśród zieleni mniszek jest też dla mnie zwiastunem lata.
Jednak dzięki tej swojej wszędobylskości i właściwościom ma różne nazwy:
mniszek (po zdmuchnięciu puchu pozostaje naga „główka”, przypominająca ogoloną głowę zakonnika), dmuchawiec, mlecz (bo wydziela biały sok), mlecz zajęczy, mlecz króliczy, mnich, męska stałość, popia głowa, żabi kwiat, ślepy kwiat (kiedyś sądzono, że można oślepnąć, jeśli do oka wpadnie źdźbło dmuchawca), pysk świni (nawiązuje do kształtu zamkniętego w listkach okrywy kwiatostanu, przypominającego ryj świni), świni mlecz (bo jest przysmakiem dla tych zwierząt, które wiedzą co jest dobre:)))).
W zależności od regionu Polski jest też zwany brodownikiem lub brodawnikiem (na Podlasiu),  pępawą (w okolicach Sandomierza), wolimi oczami (na Pomorzu), młycem (w gwarze śląskiej).
Z łacińskim określeniem dens leonis, które oznacza ząb lwa, związana jest angielska nazwa dandelion (pochodząca z kolei od francuskiego dent de lion) oraz niemiecka Löwenzahn. Podobnie nazywają mniszek w innych europejskich językach. Nazwy te wskazują do brzegów liści, ostro ząbkowanych, przypominających uzębienie tego drapieżnika.
I tak mogłabym jeszcze prawie w nieskończoność wymieniać. Mniszek jest bowiem rośliną o największej liczbie nazw ludowych.
Mlecze
Wyrosły mlecze w rowie przydrożnym
nie dla nich miejsce na pierwszym planie
nie pachną wcale, kolorem ostrym
nie zachwycają, choć patrzysz na nie.

Króciutki żywot, już w białym puchu
straciły barwę, opadły płatki
boją się wiatru byle podmuchu
te niepozorne, wiosenne kwiatki.

Zapachy, barwy będą wspomnieniem
czy kwiat przepiękny, czy zwykłe chwasty
nie można zamknąć drogi marzeniom
bo bez nich życie niewiele znaczy.
znalezione w Internecie
Mniszek był trochę niedoceniony w starożytności, choć jako o leku wspominają o nim Teofrast, Dioskorides i Pliniusz, a nazwa Taraxacum pochodzi od greckiego słowa taraxis oznaczającego zapalenie oczu, które to schorzenie w starożytności leczono sokiem z mniszka.  Lekarz cesarza Oktawiana Augusta leczył go mniszkiem pospolitym z zastojów żółci. W X wieku także arabski lekarz Avicenna sokiem z mleczu leczył właśnie tę chorobę.
Ale to chyba Chińczycy jako pierwsi umieścili mniszka pospolitego w herbarzach jako roślinę leczniczą.
Z biegiem czasu doceniono jednak inne właściwości mniszka. Ta niepozorna, pospolita roślina, ma bardzo szerokie zastosowanie, które czyniły go człowiekiem niezrównoważonym. W wieku XVI mlecz pojawiał się już często w europejskich zielnikach.
Można znaleźć również zapisy świadczące o tym, że był leczniczo stosowany przez Celtów, jako składnik mieszanki o wszechstronnym działaniu.  W noc przed najważniejszym celtyckim świętem Samhain mniszek był wykorzystywany do rytualnych wróżb i wywoływania duchów.
Indianie z Ameryki Północnej palili suszone liście mniszka podczas swoich szamańskich rytuałów.
W Polsce właściwości jego, jako pierwsi, odkryli ludowi znachorzy i zielarze, zalecając go również na różne dolegliwości. Uchodził za roślinę „bezpieczną” w użyciu, nigdy nie szkodził, natomiast pomagał na wiele różnych dolegliwości.
Mlecze wianki
Żółte mlecze obsypały
pola trawniki i łąki
nie będą w wazonie stały
to nie narcyz ani żonkil

Za to dziewczyny majowe
tradycyjnym już zwyczajem
będą plotły wieńce nowe
na to mniszek się nadaje

Teraz żółtą główkę skulił
bo zimne wtargnęło licho
dziwne dziś prawa natury
zimy słychać nawet chichot

Maj obudzi jednak słońce
promyk skieruje w ich stronę
już dziewczyny są gorące
plotą wianki zachwycone

Będą leżeć sobie w trawie
kochać i marzyć nocami
i w tej wiosennej zabawie
też się zatracą czasami

nim zamienią się w dmuchawce
i zaczną fruwać na wietrze
sama na nie się napatrzę
może wianek upleść zechcę.
Cieślik Lucyna
Surowcem zielarskim mniszka lekarskiego są kwiaty, liście oraz korzeń. Działanie lecznicze mniszka lekarskiego jest bardzo szerokie: odtruwa wątrobę, oczyszcza nerki i skórę, usuwa obrzęki, leczy anemię, “oliwi” zesztywniałe stawy. Mniszek lekarski ma gorzki smak, ale to właśnie jest tak ważne. Współcześnie gorzki smak skazany jest na wymarcie. Jednak jest on wręcz niezbędny do życia, aby stymulować trawienie, właściwe działanie wątroby i wytwarzanie żółci.
Kiedyś gorzki smak był bardziej popularny i pożądany. Ale to nie jest temat na dzisiaj. Bo mogłabym nie skończyć pisać o mniszku.
Młode liście mniszka zawierają bardzo dużo karotenu, witaminy C, żelaza, wapnia. Obfitują w cholinę, która przeciwdziała odkładaniu się tłuszczu w wątrobie. Liście i korzenie dmuchawca też bogatym źródłem witamin B, E, K, kwasu foliowego, biotyny, potasu, magnezu, fosforu, cynku, krzemu, żelaza, miedzi, boru.
Wiosenna kuracja mniszkowa odmładza i poprawia zdrowie lepiej niż drogie suplementy.
Przede wszystkim mniszek pobudza do działania wątrobę i nerki.
Także osoby cierpiące zwłaszcza na przedwiośniu na osłabienie, znużenie, brak apetytu i złe trawienie powinny pamiętać o mniszku.
Pokochajcie zatem mniszka lekarskiego. Niesłusznie oskarżany go (również mea culpa) o „inwazję” na nasz wypielęgnowany trawnik.
Jednak w przeciwieństwie do trawnika, mniszek lekarski będzie nie tylko nas żywił, ale i dbał o nasze zdrowie.
Mlecze
niechętnie witane
jak natrętny intruz
pojawiają się na trawniku
prezentując światu
zgrabne rozetki
pierzastych powycinanych w ząbki listków

nie niepokojone..

zakwitają...
pyszniąc się słonecznie żółtymi
zebranymi w koszyczek kwiatami
o delikatnych jak igiełki płatkach
wabiących owady...
miododajne pszczoły barwne motyle
biedronki trzmiele...

przekwitnięte..
przeistaczają się
w białe puszyste kule dmuchawców
odczepiające się od łodyżek
i wirujące leciutko w powietrzu
niczym miniaturowe parasolki
pod wpływem najlżejszej nawet pieszczoty wiatru
znalezione w Internecie