niedziela, 24 lutego 2019
Nie mam czasu na...
Piosenka o czasie
Czasie, czasie, przed siebie lecący,
Brzmi twój głos mi przedziwnie, jak brzmiał.
Słońce gaśnie i wschodzi znów słońce,
Dzień - snem nocy, a noc jest snem dnia.
Chwila - chwilę, wieczność - wiecznie żywa.
Oto chwilo narodzić się masz,
Oto jesteś, a oto już byłaś...
Migot w otchłań sypiących się gwiazd!
Czasie, czasie - ulatasz, ulatasz!
Smucisz, cieszysz, tworzysz, kruszysz w miał...
Przeszły lata, przejdą jeszcze lata -
Będzie śpiew twój ludziom dalej brzmiał.
Witold Pałka
Jestem, wróciłam. Przez tydzień nie wędrowałam ścieżkami wirtualnego świata. Każdy dzień jest teraz dłuższy, mamy więcej jasnych minut, a mi brakuje czasu. Doba jest dla mnie za krótka, żeby zrealizować to co powinnam. Nie wspomnę już o tym co dodatkowo mam zaplanowane.
Dochodzę do wniosku, że jeżeli coś wykracza poza mój codzienny rozkład zajęć, wszystko zaczyna się powoli sypać, albo po prostu zostaje odstawione na boczny tor.
Zmęczenie nie chce mnie opuścić, brakuje mi sił i czasu, aby nadążyć.
Tylko myślę: nie mam czasu, może za jakiś czas, nie zdążę.....
Za Basią Wójcik mogę też powiedzieć
Liczę uderzenia zegara
brodząc w przestrzeni czasu
słucham kurantów pożegnalnych
bo przecież
żadna godzina nie wraca
mam tyle spraw do załatwienia
czas nie czeka
ciągle się lękam
że nie zdążę
czas zaczeka...
Czasem zastanawiam się, jak to jest, że jedni mają czasu pod dostatkiem, drudzy go marnują, a jeszcze inni cierpią na jego nieustanny brak.
Czym jest czas? „Doskonale wiem, dopóki nikt mnie nie pyta. Zapytany – nie umiem wyjaśnić” – mówił św. Augustyn. I choć żył on kilkaset lat temu, a od tego czasu nauka uczyniła milowy krok naprzód, każdy mógłby powtórzyć jego słowa. Jednak za wszelka cenę staramy się zrozumieć czym jest czas. Chcemy go zmierzyć jak najdokładniej. Przykładem może być zawody sportowe, gdzie mierzy się czas nawet do jednej tysiącznej sekundy. Czy naprawdę ktoś, kto przegrał o ułamek sekundy jest gorszy? Kiedyś, gdy nie było aż tak dokładnych zegarów, obaj sportowcy byliby sklasyfikowani na tym samym miejscu. Różnice wynoszące ułamki sekund to dla mnie czysta abstrakcja. Zastanawiam się, co będzie za kilkadziesiąt lat. Czy zwiększy się liczba miejsc po przecinku? Czy aby nie zmierzamy do absurdu i czy nie wymagamy od ludzi rzeczy naprawdę niemożliwych? I jakim kosztem ten coraz lepszy wynik ma być osiągnięty.
Nic więc dziwnego, że w naszym życiu liczy się każda godzina, minuta. A przecież, na krajach południowych jest inaczej. Można zauważyć różnice w tempie życia i w postrzeganiu czasu przez różne narody. Dla jednych biegnie on niczym strzała, stająca się jak najszybciej trafić do celu, dla innych jest powtarzalnym obrotem koła.
Nie ma czasu
Nie za bardzo wiadomo jakże to się dzieje
że czas wtedy przychodzi gdy go wcale nie ma
i w sam raz tyle tylko ile go potrzeba
nawet we śnie gdy ciało podobne do duszy
kto ma czasu za dużo wszystko czyni gorzej
jeżeli kochasz czas zawsze odnajdziesz
nie mając nawet ani jednej chwili
na spotkanie list spowiedź na obmycie rany
na smutku w telefonie długie pół minuty
na żal niespokojny i na rozeznanie
że dobrzy są mniej dobrzy a źli trochę lepsi
bo w życiu jest tylko morał niemoralny
Jan Twardowski
Dlaczego tak się dzieje? Czy czas może biec szybciej lub wolniej? Czy są miejsca, w których możemy mieć go więcej niż gdzie indziej?
Amerykański psycholog społeczny Robert V. Levine, przeprowadził badania, które miały zmierzyć tempo życia poszczególnych narodów. Pod uwagę trzy kryteria: szybkość chodzenia, czas sprzedawania znaczka na poczcie, a także jak dokładny czas pokazują zegary w miejscach publicznych. Na podstawie tych obserwacji stworzył ranking krajów – od „najszybszych”: Szwajcarii, Irlandii, Niemiec i Japonii, po „najwolniejsze”: Syrię, Salwador, Brazylię, Indonezję i Meksyk.
Badania te pokazały, że różnice w odczuwaniu czasu przez różne narody wyraźnie można zaobserwować w języku. Dla Europejczyków czas to płynący strumień. W naszym języku traktujemy go zatem podobnie jak wodę. Stosujemy dla niego określone jednostki miary: rok, miesiąc, godzina....
Stąd nasze tendencje do planowania czasu. Używając czasu jako czegoś materialnego, możemy go „oszczędzać” lub „marnować”, możemy też „zyskiwać na czasie”. To myślenie, które pozwala nam czas wymieniać na inne wartości – na przykład na pieniądze – dla Indian jest nie do pomyślenia.
W języku Indian Hopi nie ma takiego słowa jak czas. Język Hopi pozbawiony jest czasu. W systemie Hopi czas zanika, pojawiają się tylko pojęcia opisujące świat bez odwołania się do czasu. W naszym języku czas może być przyszły, teraźniejszy czy przeszły.
Tradycja mierzenia czasu sięga już starożytności.
A przecież mówimy:
Szczęśliwi czasu nie liczą.
Dlaczego tak mówimy? Dlaczego mierzymy czas? Dlaczego stosujemy coraz bardziej dokładne zegary? Przecież najmniejsze jednostki czasu są dla nas zupełną abstrakcją.
Jednak chcemy być najlepsi, najszybsi nawet o te nieuchwytne ułamki sekund. Chcemy być na bieżąco, nie chcemy pozwolić, aby coś nam umknęło. Nie możemy wypaść z obiegu. Dla tego biegniemy coraz szybciej i szybciej do przodu, często bez zastanowienia, wytchnienia.
Często mówimy, a i sami słyszymy:
Przyjdę później.
Zrobię to jutro.
Muszę biec.
Przykro mi, dziś nie dam rady.
NIE MAM CZASU!!!!!!
Brak czasu to chyba choroba XXI wieku. Niestety cierpimy na nią wszyscy, a lekarstwa na nią nie ma. Przecież nie kupimy go w aptece.
Kiedyś przeczytałam:
Nie ma czegoś takiego jak brak czasu. Każdy z nas ma tyle samo czasu, co inni. Ani mniej, ani więcej. Doba trwa 24 godziny, godzina 60 minut, minuta 60 sekund. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nam tymczasem wydaje się, że czas pędzi coraz szybciej, że gdzieś ucieka.
Dlatego żyjemy w biegu. Pędzimy do pracy, na zakupy, do lekarza, do domu. Nawet nie wiemy, kiedy dzień się zaczyna, a kiedy kończy. Nie mamy czasu dla znajomych. Kontakty z rodziną, przyjaciółmi stają się sporadyczne.
Nie ma czasu, nie ma czasu, nie ma czasu…
Może powinnam wyjechać Ameryki Południowej do miejsc dziewiczych, gdzie ludzie są sobą, żyją zgodnie z naturą. nie starają się za wszelką cenę nadążyć za uciekającym czasem?
Tam dzień zorganizowany jest inaczej.
Mam wrażenie, że ludzie Południa cieszą się z każdego dnia. Ich życie toczy się spokojne, bez zbędnego pośpiechu i w ciepłych promieniach słońca. Właśnie słońce.... W Ameryce Południowej są miejsca, gdzie słońce każdego dnia melduje się na posterunku każdego poranka o tej samej porze. Jakież to dużo prostsze, wygodniejsze...
Do tego ten jeszcze prawie dziewiczy krajobraz jest tak piękny, jakby z innego świata.
Cóż pomarzyć można.
Teraz już niestety codzienność puka do drzwi, dając znak, że już jestem spóźniona.
Czemu dni takie krótkie
że za blisko do jutra
niczym
strzelił z bicza?
dlaczego
czas tak pędzi
jak oszalały rumak
na gonitwie?
on nie musi się ścigać!
i tak zwycięża
i tak wygrywa...
my odejdziemy
z pamięci
a on
pozostanie na wieczność
i będzie gonił
potomnym
ich dni będzie odliczał...
Jadwiga Zgliszewska
niedziela, 17 lutego 2019
Cukierek czy czekoladka?
Księżyc
Plotkowały drzewa w borze:
"Pan Księżyc jest nie w humorze."
"Pan Księżyc miał jakieś przykrości."
"Pan Księżyc jest blady ze złości."
"Pan Księżyc ma twarz taką srogą."
"Pan Księżyc dziś wstał lewą nogą."
"Pan Księżyc jest trochę nie w sosie."
"Pan Księżyc dziś muchy ma w nosie."
Jak tu Księżyc się nie zgniewa:
"Cóż, myślicie, głupie drzewa,
Że ja mam przyjemne życie?
Wy słońce tylko cenicie,
Was tylko słońce zachwyca,
Wy kpicie sobie z Księżyca,
A ja wam na to odpowiem -
Uważam, że jest rzeczą po prostu bezwstydną
Porównywać słońce ze mną,
Bo słońce świeci we dnie, gdy i tak jest widno,
A ja w nocy, gdy jest ciemno."
Jan Brzechwa
Księżyc prawie w pełni, a ja znowu jestem niespokojna. Różne myśli błąkają się po mojej głowie. Nie wiem jednak czego szukają i jak wskazać im właściwą drogę. A może wystarczyłoby zaśpiewać kołysankę? Może wówczas na chwilę przycupną w jakiejś szarej komórce i zasną? Ale przecież tam nie ma już wolnego miejsca. Wszystkie miejsca są już pozastawiane, a moich przemyśleń jest każdego dnia coraz więcej i więcej. Może z nadchodzącą niedługo (???) wiosną, a raczej przedwiośniem, powinnam zrobić tam porządek? Moja mama mówi zawsze, że jak wyrzuca się jedną niepotrzebną rzecz, to szybko w to miejsce przyjdzie nowe. Powinnam znaleźć nowe, puste miejsce, jednak co wyrzucić, o czym zupełnie zapomnieć? To nie jest takie proste. Przecież łatwo przywiązuję się do rzeczy, a co dopiero do myśli, wspomnień. Wszyscy mówią, że za dużo tego wszystkiego przechowuję. Należy przecież żyć tu i teraz i mieć dużo wolnego miejsca na nowe...
Dlaczego jednak nie potrafią zaakceptować mnie taką jaką jestem? Może dlatego trudno mi tak do końca zrozumieć innych ludzi. Może to wina tych, którzy chcieliby, abym była inna, bardziej do nich podobna? Wszyscy chcą abym była czekoladką w eleganckiej bombonierce. Czekoladki muszą przecież do siebie pasować, inaczej nie zmieściłyby się w pudełku. Każda ma swoje ściśle określone miejsce.
Najchętniej jednak stworzyłabym własną bombonierkę i powybierałabym tylko te czekoladki, które mi najbardziej smakują. Ale czy wówczas czułabym się lepiej? Pewnie nie, przecież ja w ogóle nie jadam czekoladek.
Lubię siebie taką jaką jestem i jest mi z tym dobrze. Trudno, że nie wszyscy to akceptują. Jednak jest to ich problem, nie mój. Chociaż czasami... Czasami trzeba stać się jedną z czekoladek. Nie lubię nakładać maski, którą noszą wszyscy i której się ode mnie oczekuje. Nie jestem już dzieckiem, wiem co robię, co i kiedy mi wolno, a co nie. Jednak, gdy słyszę taki komentarz „uśmiechnij się, bądź miła" natychmiast zaczynają rosnąć mi rogi - jak zresztą na rogatą istotę przystało
Choć papierków po cukierkach
Tu i ówdzie ślad
Marzy ci się bombonierka
Taka jak ja
Niby nic, a jednak zerkasz
Jak się dostać do pudełka
Odkryć tajemnicę słodką
Delikatnie zdjąć złotko
Choć papierków po cukierkach
Ślad i tam i tu
Marzy ci się bombonierka
Istny cud
Żeby tak nasycić się
Ale wciąż w zapasie mieć
I rozgryzać tę zagadkę
Po ostatnią czekoladkę
Nie znaczy to, że nie chcę być lepsza, że się nie staram. Wiem dobrze, co powinnam u siebie naprawić.
Przecież wystarczy otworzyć dowolną gazetę, żeby zrozumieć, że żyjemy w czasach zmiany. Mamy się zmienić na Nowy Rok, na wiosnę, schudnąć, odmłodnieć..... I to wszyscy razem, jak na komendę.
Dlaczego zmiana stała się taka ważna? Dlaczego stale mam coś zmieniać? Ale przecież co chwilę media zachęcają nas do „ulepszenia” swojego życia. Ale po co?
Czy rzeczywiście zachęca się nas do istotnych zmian wewnętrznych, czy tylko do bardzo powierzchownych korekt zachowania?
Niedawno przeczytałam, że ludzie zajmujący się marketingiem wytłumaczyli, co kryje się pod hasłem „new and improved”, które co jakiś czas pojawiało się w reklamach kolejnych produktów.
No i praktycznie nic się za tym nie kryje. Chrupki, które np do tej pory jedliśmy okrągłe, teraz są kwadratowe. Nie zmienił się ich smak, skład... Tylko kształt. Chciano tylko wywołać wrażenie, że coś się zmieniło, bo to zwiększało szanse na to, że klient kupi produkt.
Czy nie taką pozorną zmianę oferują nam różne poradniki, warsztaty czy też kursy? Czy to nie o niej piszą media, po której mamy być „nowe, lepsze, inne”?
Ta fascynacja zmianą sięga już lat 20. XX w.
Ale czy można zawsze twierdzić, że to, co nowe, jest lepsze tylko z tego powodu, że jest nowe? Chyba nie tylko moim zdaniem to prowadzi nas czasem do skrajności, których świadkami jesteśmy coraz częściej i to nie tylko w przypadku rzeczy materialnych, ale też, co najsmutniejsze, relacji międzyludzkich.
Jeżeli te zachowania przeniesiemy na relacje społeczne, to nie będzie nam się już chcieć niczego naprawiać ani o nic dbać. Po prostu możemy starą znajomość odrzucić i poszukać nowej. Jednak, czy jeśli nie potrafiliśmy zadbać o „stare”, to o nowe tak naprawdę zadbamy?
Ale to już temat na inny wpis. Jak zwykle odeszłam od tematu.
Wracając więc do mnie, to:
Czasem chciałabym, aby moje życie było poukładane jak czekoladki w wedlowskiej bombonierce. Jednak zawsze znajdzie się ktoś, kto większość słodyczy już powyjadał i zostawia puste sreberka emitujące czekoladki. No tak, to tylko złudzenie, że mam pełne pudełko......
Nie chcę się tylko zmieniać na siłę, aby być jedną z jednakowych czekoladek w eleganckiej bombonierce. Przecież, jak już pisałam, ja nie jadam czekoladek Może więc zostanę tylko cukierkiem (oczywiście bez czekoladki) w papierowej torebce pełnej różnorodnych, wesołych smakołyków.
Czas na zmiany
To jest czas, żeby wszystko zmienić
Nie mów więc, że go nie cenisz
To jest ten dzień, w którym Ty wybierasz
Co zostawiasz, a co odmieniasz
Wybór nie jest łatwy wcale
Człowiek się nie poddaje
Zamyśla o swoich błędach
Wyciąga wnioski, się nie pałęta
Myśli, rozmyśla, notuje
Wszystko dokładnie szacuje
Czas na zmiany Kochany
Więc się nie wahaj ani.
Znalezione w Internecie
Plotkowały drzewa w borze:
"Pan Księżyc jest nie w humorze."
"Pan Księżyc miał jakieś przykrości."
"Pan Księżyc jest blady ze złości."
"Pan Księżyc ma twarz taką srogą."
"Pan Księżyc dziś wstał lewą nogą."
"Pan Księżyc jest trochę nie w sosie."
"Pan Księżyc dziś muchy ma w nosie."
Jak tu Księżyc się nie zgniewa:
"Cóż, myślicie, głupie drzewa,
Że ja mam przyjemne życie?
Wy słońce tylko cenicie,
Was tylko słońce zachwyca,
Wy kpicie sobie z Księżyca,
A ja wam na to odpowiem -
Uważam, że jest rzeczą po prostu bezwstydną
Porównywać słońce ze mną,
Bo słońce świeci we dnie, gdy i tak jest widno,
A ja w nocy, gdy jest ciemno."
Jan Brzechwa
Księżyc prawie w pełni, a ja znowu jestem niespokojna. Różne myśli błąkają się po mojej głowie. Nie wiem jednak czego szukają i jak wskazać im właściwą drogę. A może wystarczyłoby zaśpiewać kołysankę? Może wówczas na chwilę przycupną w jakiejś szarej komórce i zasną? Ale przecież tam nie ma już wolnego miejsca. Wszystkie miejsca są już pozastawiane, a moich przemyśleń jest każdego dnia coraz więcej i więcej. Może z nadchodzącą niedługo (???) wiosną, a raczej przedwiośniem, powinnam zrobić tam porządek? Moja mama mówi zawsze, że jak wyrzuca się jedną niepotrzebną rzecz, to szybko w to miejsce przyjdzie nowe. Powinnam znaleźć nowe, puste miejsce, jednak co wyrzucić, o czym zupełnie zapomnieć? To nie jest takie proste. Przecież łatwo przywiązuję się do rzeczy, a co dopiero do myśli, wspomnień. Wszyscy mówią, że za dużo tego wszystkiego przechowuję. Należy przecież żyć tu i teraz i mieć dużo wolnego miejsca na nowe...
Dlaczego jednak nie potrafią zaakceptować mnie taką jaką jestem? Może dlatego trudno mi tak do końca zrozumieć innych ludzi. Może to wina tych, którzy chcieliby, abym była inna, bardziej do nich podobna? Wszyscy chcą abym była czekoladką w eleganckiej bombonierce. Czekoladki muszą przecież do siebie pasować, inaczej nie zmieściłyby się w pudełku. Każda ma swoje ściśle określone miejsce.
Najchętniej jednak stworzyłabym własną bombonierkę i powybierałabym tylko te czekoladki, które mi najbardziej smakują. Ale czy wówczas czułabym się lepiej? Pewnie nie, przecież ja w ogóle nie jadam czekoladek.
Lubię siebie taką jaką jestem i jest mi z tym dobrze. Trudno, że nie wszyscy to akceptują. Jednak jest to ich problem, nie mój. Chociaż czasami... Czasami trzeba stać się jedną z czekoladek. Nie lubię nakładać maski, którą noszą wszyscy i której się ode mnie oczekuje. Nie jestem już dzieckiem, wiem co robię, co i kiedy mi wolno, a co nie. Jednak, gdy słyszę taki komentarz „uśmiechnij się, bądź miła" natychmiast zaczynają rosnąć mi rogi - jak zresztą na rogatą istotę przystało
Choć papierków po cukierkach
Tu i ówdzie ślad
Marzy ci się bombonierka
Taka jak ja
Niby nic, a jednak zerkasz
Jak się dostać do pudełka
Odkryć tajemnicę słodką
Delikatnie zdjąć złotko
Choć papierków po cukierkach
Ślad i tam i tu
Marzy ci się bombonierka
Istny cud
Żeby tak nasycić się
Ale wciąż w zapasie mieć
I rozgryzać tę zagadkę
Po ostatnią czekoladkę
Nie znaczy to, że nie chcę być lepsza, że się nie staram. Wiem dobrze, co powinnam u siebie naprawić.
Przecież wystarczy otworzyć dowolną gazetę, żeby zrozumieć, że żyjemy w czasach zmiany. Mamy się zmienić na Nowy Rok, na wiosnę, schudnąć, odmłodnieć..... I to wszyscy razem, jak na komendę.
Dlaczego zmiana stała się taka ważna? Dlaczego stale mam coś zmieniać? Ale przecież co chwilę media zachęcają nas do „ulepszenia” swojego życia. Ale po co?
Czy rzeczywiście zachęca się nas do istotnych zmian wewnętrznych, czy tylko do bardzo powierzchownych korekt zachowania?
Niedawno przeczytałam, że ludzie zajmujący się marketingiem wytłumaczyli, co kryje się pod hasłem „new and improved”, które co jakiś czas pojawiało się w reklamach kolejnych produktów.
No i praktycznie nic się za tym nie kryje. Chrupki, które np do tej pory jedliśmy okrągłe, teraz są kwadratowe. Nie zmienił się ich smak, skład... Tylko kształt. Chciano tylko wywołać wrażenie, że coś się zmieniło, bo to zwiększało szanse na to, że klient kupi produkt.
Czy nie taką pozorną zmianę oferują nam różne poradniki, warsztaty czy też kursy? Czy to nie o niej piszą media, po której mamy być „nowe, lepsze, inne”?
Ta fascynacja zmianą sięga już lat 20. XX w.
Ale czy można zawsze twierdzić, że to, co nowe, jest lepsze tylko z tego powodu, że jest nowe? Chyba nie tylko moim zdaniem to prowadzi nas czasem do skrajności, których świadkami jesteśmy coraz częściej i to nie tylko w przypadku rzeczy materialnych, ale też, co najsmutniejsze, relacji międzyludzkich.
Jeżeli te zachowania przeniesiemy na relacje społeczne, to nie będzie nam się już chcieć niczego naprawiać ani o nic dbać. Po prostu możemy starą znajomość odrzucić i poszukać nowej. Jednak, czy jeśli nie potrafiliśmy zadbać o „stare”, to o nowe tak naprawdę zadbamy?
Ale to już temat na inny wpis. Jak zwykle odeszłam od tematu.
Wracając więc do mnie, to:
Czasem chciałabym, aby moje życie było poukładane jak czekoladki w wedlowskiej bombonierce. Jednak zawsze znajdzie się ktoś, kto większość słodyczy już powyjadał i zostawia puste sreberka emitujące czekoladki. No tak, to tylko złudzenie, że mam pełne pudełko......
Nie chcę się tylko zmieniać na siłę, aby być jedną z jednakowych czekoladek w eleganckiej bombonierce. Przecież, jak już pisałam, ja nie jadam czekoladek Może więc zostanę tylko cukierkiem (oczywiście bez czekoladki) w papierowej torebce pełnej różnorodnych, wesołych smakołyków.
Czas na zmiany
To jest czas, żeby wszystko zmienić
Nie mów więc, że go nie cenisz
To jest ten dzień, w którym Ty wybierasz
Co zostawiasz, a co odmieniasz
Wybór nie jest łatwy wcale
Człowiek się nie poddaje
Zamyśla o swoich błędach
Wyciąga wnioski, się nie pałęta
Myśli, rozmyśla, notuje
Wszystko dokładnie szacuje
Czas na zmiany Kochany
Więc się nie wahaj ani.
Znalezione w Internecie
niedziela, 10 lutego 2019
Myśli o książkach
Prośba książki
Złożona na półce, dla ciebie nieznana,
Leżę wciąż bezczynna, smutna, zapomniana,
A choć jestem niema, to prawie ze łzami
Wołam wciąż na Ciebie swymi tytułami:
Weź mnie tu z tej półki , kup, pożycz, przeczytaj!
Ja Ci wszystko powiem, tylko się mnie pytaj,
Ja wtedy z wdzięcznością w wiedzę Cię uzbroję,
Że będzie wokoło sławne imię Twoje.
Dam Ci taką siłę, że wielkie kolosy
Wydrzesz z łona ziemi tam ukryte płody,
Wprzęgniesz w pracę słońce i ujarzmisz wody.
Ja ziemię jałową zamienię Ci w chlebną
I przypnę Ci skrzydła na jazdę podniebną.
Tajemnic wszechświata ja zdradzę Ci wiele
I jeszcze po pracy ja Cię rozweselę.
Ja wszędzie nad Tobą roztoczę swa pieczę
Dając Ci kulturę, ja Cię uczłowieczę,
Ja wskażę Ci drogę do każdego celu,
Tylko mnie z półki zabierz, przyjacielu!
Jan Klich
Książki… Temat na który mogłabym pisać bez końca
Z tymi książkami w ogóle jest tak dziwnie (a może nie) - nie lubię się ich pozbywać. Nawet jak przeczytane, lubię, żeby stały na półce. Nie mogłabym się ich pozbyć. Co tam pozbyć – ja nie lubię się z nimi rozstawać. Każda to jakaś wspólnie przeżyta przygoda. Bo ja zwykle książki przeżywam. Łatwo daję się zaczarować i wciągnąć w historię. Właśnie czaruje mnie Hanna Kowalewska i jej kolejna opowieść o Zawrociu. Niestety jest to książka pożyczona, na którą czekałam dość długo.
Niestety moje mieszkanko ma swój określony metraż i boję się, że niedługo problem ułożenia kolejnej książki na półce stanie się nierozwiązywalny. Jednak teraz również ze względów finansowych czytam książki pożyczone i nie tak szybko będę potrzebowała dodatkowego pokoju. Moim takim cichym marzeniem jest posiadanie takiego pokoju biblioteczki. Wierzę, że kiedyś moje marzenie się spełni. Może podobnie jak bohaterka cyklu o Zawrociu odmienię swoje życie?
Ale miało być o książkach. Znowu jak to mam w zwyczaju próbowałam podążyć za dygresją o Zawrociu, Ale już wracam do tematu.
Niedawno czytałam ostatni (trochę już przeterminowany) raport o czytelnictwie w naszym kraju.
Okazuje się, że wiele z nas, mimo ciągłych wędrówek po wirtualnej rzeczywistości lubi czytać zwykłe książki. Książka…. Niestety obecnie bardzo wyraźnie zauważalny jest spadek poziomu czytelnictwa. Z badań wynika, że co najmniej jedną książkę w ciągu roku przeczytało 38% Polaków – dowiadujemy się z najnowszych badań Biblioteki Narodowej. Czyli już ponad 62% Polaków nie sięgnęła po żadną książkę. Dla mnie jest to wynik przerażający.
Co prawda w raporcie napisano, że poziom czytelnictwa w Polsce ustabilizował się na poziomie nieco poniżej 40%. Ale czy na pewno? Przecież niedawno było ich 50%.
Podobnie również stabilna jest liczba czytelników intensywnych, czyli osób deklarujących czytanie 7 i więcej książek rocznie: w ostatnim pomiarze było ich 9%. Jaka to stabilność. Niedawno przecież jedna trzecia badanych przeczytała od jednej do sześciu książek, a nieco ponad 17 proc. zadeklarowało, że przeczytało ponad siedem.
Książka czeka
Książka nas uczy, książka cieszy,
czasem zadziwi
nas niemało
albo po prostu tak rozśmieszy,
jakby się dobry
żart słyszało.
Książka też mądrze nam doradza
różne wskazówki,
wzory daje.
Książka w szeroki świat wprowadza,
dalekie z nami
zwiedza kraje.
Lubimy książkę - przyjaciółkę.
Wiesz co ci powiem?
Nie odwlekaj.
Masz trochę czasu? Spójrz na półkę,
sięgnij po książkę!
Książka czeka!
Łochocka Hanna
Dla porównania w Czechach odsetek osób, które nie przeczytały żadnej książki, wynosił niedawno zaledwie 17%.
Polskę dzieli przepaść od innych krajów europejskich. W Luksemburgu poziom czytelnictwa wynosi 81,7 proc. Wysoko w rankingu znajdują się także Szwedzi, Niemcy, Finowie, Austriacy i Estończycy. Nieźle wypadają Francuzi. Dobre wyniki notują także obywatele należących do Europejskiego Obszaru Gospodarczego Norwegii, Islandii i Szwajcarii. Im dalej na południe kontynentu, tym zwykle czyta się mniej. Najgorzej wypadają Rumunii, tylko 29,6 proc. z nich czyta rocznie choćby jedną książkę.
Polacy plasują się ze swoim wynikiem poniżej unijnej średniej. Czytamy podobnie jak Portugalczycy, Grecy, Bułgarzy, Cypryjczycy, Maltańczycy czy Włosi. Czy to jest jednak pocieszenie? Moim zdaniem nie, Wystarczy spojrzeć na Czechów. Według badania przynajmniej jedną książkę w ciągu roku czyta tam 66,7 proc. osób. Ale najnowsze czeskie badania pokazują, że jest nawet lepiej. Czytelnikami jest ponad 83 proc. Czechów. A to przecież kraj o podobnym poziomie dochodów i podobnej gospodarce. „Czechy to ewenement. Czytelnictwo mniej lub bardziej spada w całej Europie. A tymczasem Czesi wciąż czytają dużo. Utrzymała się tam kultura intensywnego czytania".
Polaków zapytano również, czy w ostatnim miesiącu przeczytali tekst dłuższy niż trzy strony: chodziło nie tylko o tradycyjne papierowe wydawnictwa, ale także artykuły internetowe. Jednak ponad połowa nie zdołała nawet dotrzeć do trzeciej strony.
Z niedowierzaniem uzmysłowiłam sobie, że w ojczyźnie Sienkiewicza można uczyć się, nie czytając żadnych książek. Jak w takim razie zdobywamy wykształcenie?
Zastanawiam się jakie będą wyniki badań za kilka lat.
Owszem, uczymy dzieci czytania, ale nie dbamy o to, by lubiły czytać. Nie rozbudzamy w nich ochoty do sięgnięcia po książkę, nie staramy się, aby czytanie stało się dla nich przyjemnością. Dzisiaj wielu dzieciom książka kojarzy się z przymusem, obowiązkiem. Nic więc dziwnego, że wybierają telewizję, Internet.
Jeśli czytamy, to najczęściej decydujemy się na zakup własny. Lubimy również korzystać z księgozbiorów naszych znajomych lub domowych biblioteczek. Najrzadziej decydujemy się na legalne pobieranie książek z internetu. Biblioteki również nie stanowią w dzisiejszych czasach zbyt częstego wyboru.
W 2017 r. działały 7 953 biblioteki publiczne (o 0,4% mniej w porównaniu z 2016), które dysponowały księgozbiorem składającym się z 128,4 mln woluminów (o 0,5% mniej niż w 2016). Odnotowano 6 020,7 tys. czytelników (o 1,2% mniej w porównaniu z 2016).
Mamy więc coraz mniej bibliotek w Polsce. To smutne.
A jak ja wypadam na tle tego raportu?
Na pewno przeczytałam dużo więcej książek niż 7. Były to książki pożyczone z biblioteki, bo moje regały z trudem pomieszczą nowe pozycje. Do tego, gdybym chciała kupić każdą książkę, mój budżet by tego nie wytrzymał. I rzeczywiście nie kupiłam ostatnio żadnej książki, ale i tak mój księgozbiór się powiększył. Może jednak niedługo kupię sobie coś nowego?
Jak można nie czytać? Nie rozumiem tego.
Dlatego nawyku czytania i miłości do książek należy uczyć się jak najwcześniej.
Ja na szczęście miałam kontakt z książkami odkąd pamiętam.
O książkach i książeczkach
Książka to ten
Niewidzialny świat
Pełen barw
Dziecięcy, magiczny
Bez wad.
Każda historia
Choć w podtekście niezmiennym
„za górami”
Sens swój odkrywa,
Tak mało słów,
A tak wiele treści, jak często bywa.
Wystarczy ją tworzyć,
Dotknąć kruche stronice,
Poczuć zapach jej drogi przebytej,
By zanurzyć się w falach domysłów
Złudzeń,
Utopii dopiero odkrytej.
Jedna bawi
Druga uczy
Trzecia pyta,
Każda czar swój nieodparty
W wersach zamyka.
W” królestwie literatury”
Prym zgodnie wiodą,
Zapełniając półki,
Wnętrza domów zdobią.
Oczywiście każdej
Marzą się ambitne wyprawy,
Z lekka zniszczona to i żywot bardziej ciekawy…
I każdego dnia wołają do młodych
Głosem pełnym boleści:
„Czy w jednej na tysiąc głowie,
Choć tytuł się zmieści?”
Znalezione w Internecie
Złożona na półce, dla ciebie nieznana,
Leżę wciąż bezczynna, smutna, zapomniana,
A choć jestem niema, to prawie ze łzami
Wołam wciąż na Ciebie swymi tytułami:
Weź mnie tu z tej półki , kup, pożycz, przeczytaj!
Ja Ci wszystko powiem, tylko się mnie pytaj,
Ja wtedy z wdzięcznością w wiedzę Cię uzbroję,
Że będzie wokoło sławne imię Twoje.
Dam Ci taką siłę, że wielkie kolosy
Wydrzesz z łona ziemi tam ukryte płody,
Wprzęgniesz w pracę słońce i ujarzmisz wody.
Ja ziemię jałową zamienię Ci w chlebną
I przypnę Ci skrzydła na jazdę podniebną.
Tajemnic wszechświata ja zdradzę Ci wiele
I jeszcze po pracy ja Cię rozweselę.
Ja wszędzie nad Tobą roztoczę swa pieczę
Dając Ci kulturę, ja Cię uczłowieczę,
Ja wskażę Ci drogę do każdego celu,
Tylko mnie z półki zabierz, przyjacielu!
Jan Klich
Książki… Temat na który mogłabym pisać bez końca
Z tymi książkami w ogóle jest tak dziwnie (a może nie) - nie lubię się ich pozbywać. Nawet jak przeczytane, lubię, żeby stały na półce. Nie mogłabym się ich pozbyć. Co tam pozbyć – ja nie lubię się z nimi rozstawać. Każda to jakaś wspólnie przeżyta przygoda. Bo ja zwykle książki przeżywam. Łatwo daję się zaczarować i wciągnąć w historię. Właśnie czaruje mnie Hanna Kowalewska i jej kolejna opowieść o Zawrociu. Niestety jest to książka pożyczona, na którą czekałam dość długo.
Niestety moje mieszkanko ma swój określony metraż i boję się, że niedługo problem ułożenia kolejnej książki na półce stanie się nierozwiązywalny. Jednak teraz również ze względów finansowych czytam książki pożyczone i nie tak szybko będę potrzebowała dodatkowego pokoju. Moim takim cichym marzeniem jest posiadanie takiego pokoju biblioteczki. Wierzę, że kiedyś moje marzenie się spełni. Może podobnie jak bohaterka cyklu o Zawrociu odmienię swoje życie?
Ale miało być o książkach. Znowu jak to mam w zwyczaju próbowałam podążyć za dygresją o Zawrociu, Ale już wracam do tematu.
Niedawno czytałam ostatni (trochę już przeterminowany) raport o czytelnictwie w naszym kraju.
Okazuje się, że wiele z nas, mimo ciągłych wędrówek po wirtualnej rzeczywistości lubi czytać zwykłe książki. Książka…. Niestety obecnie bardzo wyraźnie zauważalny jest spadek poziomu czytelnictwa. Z badań wynika, że co najmniej jedną książkę w ciągu roku przeczytało 38% Polaków – dowiadujemy się z najnowszych badań Biblioteki Narodowej. Czyli już ponad 62% Polaków nie sięgnęła po żadną książkę. Dla mnie jest to wynik przerażający.
Co prawda w raporcie napisano, że poziom czytelnictwa w Polsce ustabilizował się na poziomie nieco poniżej 40%. Ale czy na pewno? Przecież niedawno było ich 50%.
Podobnie również stabilna jest liczba czytelników intensywnych, czyli osób deklarujących czytanie 7 i więcej książek rocznie: w ostatnim pomiarze było ich 9%. Jaka to stabilność. Niedawno przecież jedna trzecia badanych przeczytała od jednej do sześciu książek, a nieco ponad 17 proc. zadeklarowało, że przeczytało ponad siedem.
Książka czeka
Książka nas uczy, książka cieszy,
czasem zadziwi
nas niemało
albo po prostu tak rozśmieszy,
jakby się dobry
żart słyszało.
Książka też mądrze nam doradza
różne wskazówki,
wzory daje.
Książka w szeroki świat wprowadza,
dalekie z nami
zwiedza kraje.
Lubimy książkę - przyjaciółkę.
Wiesz co ci powiem?
Nie odwlekaj.
Masz trochę czasu? Spójrz na półkę,
sięgnij po książkę!
Książka czeka!
Łochocka Hanna
Dla porównania w Czechach odsetek osób, które nie przeczytały żadnej książki, wynosił niedawno zaledwie 17%.
Polskę dzieli przepaść od innych krajów europejskich. W Luksemburgu poziom czytelnictwa wynosi 81,7 proc. Wysoko w rankingu znajdują się także Szwedzi, Niemcy, Finowie, Austriacy i Estończycy. Nieźle wypadają Francuzi. Dobre wyniki notują także obywatele należących do Europejskiego Obszaru Gospodarczego Norwegii, Islandii i Szwajcarii. Im dalej na południe kontynentu, tym zwykle czyta się mniej. Najgorzej wypadają Rumunii, tylko 29,6 proc. z nich czyta rocznie choćby jedną książkę.
Polacy plasują się ze swoim wynikiem poniżej unijnej średniej. Czytamy podobnie jak Portugalczycy, Grecy, Bułgarzy, Cypryjczycy, Maltańczycy czy Włosi. Czy to jest jednak pocieszenie? Moim zdaniem nie, Wystarczy spojrzeć na Czechów. Według badania przynajmniej jedną książkę w ciągu roku czyta tam 66,7 proc. osób. Ale najnowsze czeskie badania pokazują, że jest nawet lepiej. Czytelnikami jest ponad 83 proc. Czechów. A to przecież kraj o podobnym poziomie dochodów i podobnej gospodarce. „Czechy to ewenement. Czytelnictwo mniej lub bardziej spada w całej Europie. A tymczasem Czesi wciąż czytają dużo. Utrzymała się tam kultura intensywnego czytania".
Polaków zapytano również, czy w ostatnim miesiącu przeczytali tekst dłuższy niż trzy strony: chodziło nie tylko o tradycyjne papierowe wydawnictwa, ale także artykuły internetowe. Jednak ponad połowa nie zdołała nawet dotrzeć do trzeciej strony.
Z niedowierzaniem uzmysłowiłam sobie, że w ojczyźnie Sienkiewicza można uczyć się, nie czytając żadnych książek. Jak w takim razie zdobywamy wykształcenie?
Zastanawiam się jakie będą wyniki badań za kilka lat.
Owszem, uczymy dzieci czytania, ale nie dbamy o to, by lubiły czytać. Nie rozbudzamy w nich ochoty do sięgnięcia po książkę, nie staramy się, aby czytanie stało się dla nich przyjemnością. Dzisiaj wielu dzieciom książka kojarzy się z przymusem, obowiązkiem. Nic więc dziwnego, że wybierają telewizję, Internet.
Jeśli czytamy, to najczęściej decydujemy się na zakup własny. Lubimy również korzystać z księgozbiorów naszych znajomych lub domowych biblioteczek. Najrzadziej decydujemy się na legalne pobieranie książek z internetu. Biblioteki również nie stanowią w dzisiejszych czasach zbyt częstego wyboru.
W 2017 r. działały 7 953 biblioteki publiczne (o 0,4% mniej w porównaniu z 2016), które dysponowały księgozbiorem składającym się z 128,4 mln woluminów (o 0,5% mniej niż w 2016). Odnotowano 6 020,7 tys. czytelników (o 1,2% mniej w porównaniu z 2016).
Mamy więc coraz mniej bibliotek w Polsce. To smutne.
A jak ja wypadam na tle tego raportu?
Na pewno przeczytałam dużo więcej książek niż 7. Były to książki pożyczone z biblioteki, bo moje regały z trudem pomieszczą nowe pozycje. Do tego, gdybym chciała kupić każdą książkę, mój budżet by tego nie wytrzymał. I rzeczywiście nie kupiłam ostatnio żadnej książki, ale i tak mój księgozbiór się powiększył. Może jednak niedługo kupię sobie coś nowego?
Jak można nie czytać? Nie rozumiem tego.
Dlatego nawyku czytania i miłości do książek należy uczyć się jak najwcześniej.
Ja na szczęście miałam kontakt z książkami odkąd pamiętam.
O książkach i książeczkach
Książka to ten
Niewidzialny świat
Pełen barw
Dziecięcy, magiczny
Bez wad.
Każda historia
Choć w podtekście niezmiennym
„za górami”
Sens swój odkrywa,
Tak mało słów,
A tak wiele treści, jak często bywa.
Wystarczy ją tworzyć,
Dotknąć kruche stronice,
Poczuć zapach jej drogi przebytej,
By zanurzyć się w falach domysłów
Złudzeń,
Utopii dopiero odkrytej.
Jedna bawi
Druga uczy
Trzecia pyta,
Każda czar swój nieodparty
W wersach zamyka.
W” królestwie literatury”
Prym zgodnie wiodą,
Zapełniając półki,
Wnętrza domów zdobią.
Oczywiście każdej
Marzą się ambitne wyprawy,
Z lekka zniszczona to i żywot bardziej ciekawy…
I każdego dnia wołają do młodych
Głosem pełnym boleści:
„Czy w jednej na tysiąc głowie,
Choć tytuł się zmieści?”
Znalezione w Internecie
niedziela, 3 lutego 2019
Przyszedł luty...
Luty
Często w nim bywają jeszcze
mrozy trzaskające,
za to jest w calutkim roku
najkrótszym miesiącem.
Lecz nie zrobi nam nic złego
mroźny koniec zimy,
nakarmimy głodne ptaki,
w piecu napalimy.
Szczerzy luty zęby sopli,
wszystko mrozem ściska.
Niech tam sobie! Wkrótce
przyjdzie "kryska na Matyska".
Gdy obuję ciepłe buty
i gdy kożuch włożę,
niech tam sobie mroźny luty
sroży się na dworze.
Znalezione w Internecie
Progi naszego domu przekroczył już kolejny miesiąc roku. Parę dni temu usłyszeliśmy jego donośne pukanie i czy tego chcieliśmy, czy nie wpuściliśmy go do środka
W kulturze dawnych Słowian był to miesiąc szczególny nie tylko za sprawą swej krótkości.
Luty to także drugi obok stycznia miesiąc w całości zimowy, przez co nic dziwnego w tym, że był on często kojarzony z typową zimową aurą.
Wyraz luty we wszystkich językach słowiańskich był pierwotnie przymiotnikiem. W języku polskim znaczył po prostu tyle co "srogi, okrutny i nieprzyjemny" A wówczas zima dawała się naprawdę we znaki. Takie same nazewnictwo drugiego miesiąca roku zachowało się u Ukraińców – лютий, a także u Białorusinów – люты. Obok nazwy luty w staropolszczyźnie funkcjonowały nazwy strąpacz oraz sieczeń. Pochodzenie tych dwóch słów również wiąże się z mrozem: ze strzępiącym szronem lub siekącym mrozem. Gwarowymi nazwami lutego są także gromnicznik (Podhale, Kaszuby) oraz mięsopustnik (Podhale). Mają one związek z przypadającymi na luty obchodami święta Matki Boskiej Gromnicznej oraz zakończenia karnawału, którego trzy ostatnie dni określane były w staropolszczyźnie mianem mięsopustu.
Wśród słowiańskiego nazewnictwa drugiego miesiąca roku ciekawym przykładem jest czeski únor. Dla Czechów drugi miesiąc roku to czas pękających na rzekach lodów, które wynurzają się (czes. nořiti se) i płyną z biegiem rzeki. Rodzime nazewnictwo zachowało się również u Łużyczan. W języku dolnołużyckim luty nazywany jest określeniem swěckowny, które wykazuje oczywisty związek ze świecą i omawianymi już rytuałami zapalania środkiem zimy gromnic.Intrygującym przypadkiem jest dolnołużycki mały róžk, który tworzy parę ze styczniem określanym mianem wielki róžk. Można w tym przypadku przypuszczać, że małość lutego wynika z jego krótkości, przy której 31-dniowy styczeń wydaje się wielki.
Niektórzy Słowianie przyjęli nazewnictwo łacińskie.
Nazwę "Februarius" można kojarzyć z łacińskim czasownikiem "februare" – czyścić. W kalendarzu rzymskim luty był bowiem ostatnim miesiącem, przeznaczonym na obrzędy oczyszczające. Zresztą, podobnego typu czynności praktykowane były w tym czasie również wśród innych pogańskich ludów. Wśród Słowian i Celtów oczyszczenie w środku zimy miały przynieść omawiane już rytuały przywołania ciepła. Nazwa Februarius ma także związek z Februusem – staroitalskim bogiem świata podziemnego.
Lutowe intermezzo
Gdy za oknem zadymka i zgnębiona ziemia
ciężko dyszy pod białym puchowym całunem
marzę o wonnej zieloni ogrodów gdy ściemnia
się niebo kreśląc purpurą zachodu strunę
amarantowe słońce na końcówce biegu
niczym soczysta wiśnia w soczewce – ogromne
na galeriach drzew różowi czapy śniegu
zdaje się, że widzisz - kryzy wonnych piwonii
a w oddali błądzi w przestrzeni cichy dzwonek
myląc zmysł słuchu – myślisz – tylko krok do wiosny
lecz to dźwięk lodowatej cieszy - nie skowronek
miły szum - nie strumyka, lecz stęsknionej sosny
jeszcze nie czas wychodzić z powłoki kokonu,
wszak wróble nie gwarzą z ogrodowym strachem
zbyt krótkie dni, mimo soczystych barw zachodu
asceza bieli skrzeczy, miast kwietnych zapachów
krzepię skostniałą duszę wiersza jasną smugą
luty kwili smętną dumkę na strunie serca
i czekam aż z przyrodą ze snu się obudzę
wiosną, gdy szmaragdowe rozciągnie kobierce.
Szydzik Zofia
Luty zaczyna się od jednego z moich ulubionych świąt. Może właśnie równo rok temu zaczęłam pisać tutaj, po 12 latach na WP? Czterdzieści dni od Bożego Narodzenia 2 lutego w Europie Środkowej obchodzi się święto Matki Boskiej Gromnicznej.
Jest to jedno z najstarszych świąt w chrześcijaństwie. W Jerozolimie obchodzono je już w IV wieku.
Poświęcone, zapalone w tym dniu świece niesiono do domów, gdzie wchodzono z nimi do wszystkich pomieszczeń. Wierzono, że blask płomienia takiej gromnicy przegania wszelkie zło. Jeśli jednak świeca zgasła nim doniesiono ją do domu, można było się spodziewać w najbliższym czasie nieszczęść, strat.... Poświęconą w święto maryjne gromnicę zapalano podczas burzy, by chroniła przed piorunami i kiedy ktoś z domowników odchodził z tego świata. W niektórych krajach wierzono, że ulepiona ze święconego wosku figurka przedstawiająca konkretną osobę daje władzę nad jej losem i zdrowiem.
Następnego dnia - 3 lutego, w św. Błażeja- poświęcone na Matkę Gromniczną świece przykładano do gardła, recytując modlitwę: „Przez wstawiennictwo św. Błażeja chroń, Panie, od chorób gardła". Św. Błażej jest bowiem patronem mówców, śpiewaków, nauczycieli oraz wszystkich, którzy muszą dbać o swoje gardło i struny głosowe. Dobrze pamiętam, że kilkakrotnie podczas moich ferii zimowych uczestniczyłam w takim obrzędzie w czeskim kościele.
5 lutego w dzień św. Agaty wstawano przed świtem, by zaczerpnąć wody ze studni, która miała wówczas moc usuwania wszelkich trosk. Ten dzień sprzyjał także robieniu porządków, które przebiegały wyjątkowo sprawnie.
6 lutego, w dzień św. Doroty, patronki sadowników i kwiaciarek, święcono jabłka i róże. W krajach śródziemnomorskich płatki poświęconych róż służyły magii miłosnej. Suszono je, a następnie wypełniano nimi jedwabną poduszeczkę, którą następnie wręczano pannie młodej w dniu ślubu, a ona kładła ją u wezgłowia małżeńskiego łoża. Zapewniało to szczęście i miłość, a także chroniło przed ciężkimi porodami.
14 lutego, którego patronem jest św. Walenty w krajach anglosaskich obchodzony jest jako dzień zakochanych. Obdarowywano się wówczas czerwonymi jabłkami, marcepanami i dzbanuszkami miodu, co miało zapewnić radość i słodycz miłości. Zwyczaj ten najprawdopodobniej wywodzi się z tradycji celtyckiej.
Ostatki to poprzedzające Środę Popielcową trzy ostatnie dni karnawału Ostatki to ostatni moment na organizacje hucznych zabaw przed nadchodzącym okresem Wielkiego Postu.
W Wielkopolsce i na Kujawach - gdzie mieszka część mojej rodziny- w sposób szczególny świętuje się ostatni dzień Ostatków- czyli wtorek przed Środę Popielcową. Jest on nazywany podkoziołkiem. Podkoziołek to ostatni dzień przed świętami Wielkiej Nocy w którym można dobrze i tłusto podjeść. Symbolem owego jedzenia był w pieczony baran lub kozioł. Dlatego też w tym dniu stawiano na stole wyrzeźbioną z drewna lub częściej z brukwi głowę kozła. I wokół niej lub lepiej mówiąc pod koziołka którego głowa stała na stole bawiono się, tańczono, jedzono i pito.
Współcześnie bardziej są znane zapusty i śledzik.. „Śledzik" kojarzony jest teraz z zabawą, a na stołach poza śledziem królują inni jego bracia z morskich głębin, wszystko to ze sporą ilością alkoholu....
Tymczasem pierwotnie zapusty związane były z magicznymi obrzędami, a ich celem było pobudzenie sił witalnych przyrody. W te dni na polskich wsiach do dzisiaj można spotkać przebierańców symbolizujących zabawę, radość. Starym zwyczajem do izby, w której odbywa się ostatnia zabawa o północy wchodzi przebieraniec, który w ręce trzyma sznur, na którego końcu wisi śledź. Osoby, które zlekceważyły zakaz zabawy po północy, dostają razy śledziem. Dawniej przebieraniec nie używał śledzia, ale rozbijał gliniany dzban z popiołem na środku izby i to był znak, że zaczął się
Natomiast w Środę Popielcową warto było wziąć szczyptę poświęconego popiołu i wsypać go do szkatułek, w których przechowywano pieniądze i kosztowności. Taki rytuał miał zapobiegać rozrzutności i niepotrzebnym wydatkom przez cały rok.
Lutowe ostatki
Pod wirydarzem kościoła
cicho spowiada się zima
z grzesznych płatków
rozsypanych
po dachach
po murach z mereżką
gawronich śladów
bezszelestnie trwa biały karnawał
ostatki w zaświatach
z niebem zasępionym
roznoszącym wieści
coraz krótszych
nocy
za pokutę biegnie po dni promienne
ze świergotem w młodych gałązkach
przewiązanych wstążką
wiersza
Ewa Pilipczuk
Często w nim bywają jeszcze
mrozy trzaskające,
za to jest w calutkim roku
najkrótszym miesiącem.
Lecz nie zrobi nam nic złego
mroźny koniec zimy,
nakarmimy głodne ptaki,
w piecu napalimy.
Szczerzy luty zęby sopli,
wszystko mrozem ściska.
Niech tam sobie! Wkrótce
przyjdzie "kryska na Matyska".
Gdy obuję ciepłe buty
i gdy kożuch włożę,
niech tam sobie mroźny luty
sroży się na dworze.
Znalezione w Internecie
Progi naszego domu przekroczył już kolejny miesiąc roku. Parę dni temu usłyszeliśmy jego donośne pukanie i czy tego chcieliśmy, czy nie wpuściliśmy go do środka
W kulturze dawnych Słowian był to miesiąc szczególny nie tylko za sprawą swej krótkości.
Luty to także drugi obok stycznia miesiąc w całości zimowy, przez co nic dziwnego w tym, że był on często kojarzony z typową zimową aurą.
Wyraz luty we wszystkich językach słowiańskich był pierwotnie przymiotnikiem. W języku polskim znaczył po prostu tyle co "srogi, okrutny i nieprzyjemny" A wówczas zima dawała się naprawdę we znaki. Takie same nazewnictwo drugiego miesiąca roku zachowało się u Ukraińców – лютий, a także u Białorusinów – люты. Obok nazwy luty w staropolszczyźnie funkcjonowały nazwy strąpacz oraz sieczeń. Pochodzenie tych dwóch słów również wiąże się z mrozem: ze strzępiącym szronem lub siekącym mrozem. Gwarowymi nazwami lutego są także gromnicznik (Podhale, Kaszuby) oraz mięsopustnik (Podhale). Mają one związek z przypadającymi na luty obchodami święta Matki Boskiej Gromnicznej oraz zakończenia karnawału, którego trzy ostatnie dni określane były w staropolszczyźnie mianem mięsopustu.
Wśród słowiańskiego nazewnictwa drugiego miesiąca roku ciekawym przykładem jest czeski únor. Dla Czechów drugi miesiąc roku to czas pękających na rzekach lodów, które wynurzają się (czes. nořiti se) i płyną z biegiem rzeki. Rodzime nazewnictwo zachowało się również u Łużyczan. W języku dolnołużyckim luty nazywany jest określeniem swěckowny, które wykazuje oczywisty związek ze świecą i omawianymi już rytuałami zapalania środkiem zimy gromnic.Intrygującym przypadkiem jest dolnołużycki mały róžk, który tworzy parę ze styczniem określanym mianem wielki róžk. Można w tym przypadku przypuszczać, że małość lutego wynika z jego krótkości, przy której 31-dniowy styczeń wydaje się wielki.
Niektórzy Słowianie przyjęli nazewnictwo łacińskie.
Nazwę "Februarius" można kojarzyć z łacińskim czasownikiem "februare" – czyścić. W kalendarzu rzymskim luty był bowiem ostatnim miesiącem, przeznaczonym na obrzędy oczyszczające. Zresztą, podobnego typu czynności praktykowane były w tym czasie również wśród innych pogańskich ludów. Wśród Słowian i Celtów oczyszczenie w środku zimy miały przynieść omawiane już rytuały przywołania ciepła. Nazwa Februarius ma także związek z Februusem – staroitalskim bogiem świata podziemnego.
Lutowe intermezzo
Gdy za oknem zadymka i zgnębiona ziemia
ciężko dyszy pod białym puchowym całunem
marzę o wonnej zieloni ogrodów gdy ściemnia
się niebo kreśląc purpurą zachodu strunę
amarantowe słońce na końcówce biegu
niczym soczysta wiśnia w soczewce – ogromne
na galeriach drzew różowi czapy śniegu
zdaje się, że widzisz - kryzy wonnych piwonii
a w oddali błądzi w przestrzeni cichy dzwonek
myląc zmysł słuchu – myślisz – tylko krok do wiosny
lecz to dźwięk lodowatej cieszy - nie skowronek
miły szum - nie strumyka, lecz stęsknionej sosny
jeszcze nie czas wychodzić z powłoki kokonu,
wszak wróble nie gwarzą z ogrodowym strachem
zbyt krótkie dni, mimo soczystych barw zachodu
asceza bieli skrzeczy, miast kwietnych zapachów
krzepię skostniałą duszę wiersza jasną smugą
luty kwili smętną dumkę na strunie serca
i czekam aż z przyrodą ze snu się obudzę
wiosną, gdy szmaragdowe rozciągnie kobierce.
Szydzik Zofia
Luty zaczyna się od jednego z moich ulubionych świąt. Może właśnie równo rok temu zaczęłam pisać tutaj, po 12 latach na WP? Czterdzieści dni od Bożego Narodzenia 2 lutego w Europie Środkowej obchodzi się święto Matki Boskiej Gromnicznej.
Jest to jedno z najstarszych świąt w chrześcijaństwie. W Jerozolimie obchodzono je już w IV wieku.
Poświęcone, zapalone w tym dniu świece niesiono do domów, gdzie wchodzono z nimi do wszystkich pomieszczeń. Wierzono, że blask płomienia takiej gromnicy przegania wszelkie zło. Jeśli jednak świeca zgasła nim doniesiono ją do domu, można było się spodziewać w najbliższym czasie nieszczęść, strat.... Poświęconą w święto maryjne gromnicę zapalano podczas burzy, by chroniła przed piorunami i kiedy ktoś z domowników odchodził z tego świata. W niektórych krajach wierzono, że ulepiona ze święconego wosku figurka przedstawiająca konkretną osobę daje władzę nad jej losem i zdrowiem.
Następnego dnia - 3 lutego, w św. Błażeja- poświęcone na Matkę Gromniczną świece przykładano do gardła, recytując modlitwę: „Przez wstawiennictwo św. Błażeja chroń, Panie, od chorób gardła". Św. Błażej jest bowiem patronem mówców, śpiewaków, nauczycieli oraz wszystkich, którzy muszą dbać o swoje gardło i struny głosowe. Dobrze pamiętam, że kilkakrotnie podczas moich ferii zimowych uczestniczyłam w takim obrzędzie w czeskim kościele.
5 lutego w dzień św. Agaty wstawano przed świtem, by zaczerpnąć wody ze studni, która miała wówczas moc usuwania wszelkich trosk. Ten dzień sprzyjał także robieniu porządków, które przebiegały wyjątkowo sprawnie.
6 lutego, w dzień św. Doroty, patronki sadowników i kwiaciarek, święcono jabłka i róże. W krajach śródziemnomorskich płatki poświęconych róż służyły magii miłosnej. Suszono je, a następnie wypełniano nimi jedwabną poduszeczkę, którą następnie wręczano pannie młodej w dniu ślubu, a ona kładła ją u wezgłowia małżeńskiego łoża. Zapewniało to szczęście i miłość, a także chroniło przed ciężkimi porodami.
14 lutego, którego patronem jest św. Walenty w krajach anglosaskich obchodzony jest jako dzień zakochanych. Obdarowywano się wówczas czerwonymi jabłkami, marcepanami i dzbanuszkami miodu, co miało zapewnić radość i słodycz miłości. Zwyczaj ten najprawdopodobniej wywodzi się z tradycji celtyckiej.
Ostatki to poprzedzające Środę Popielcową trzy ostatnie dni karnawału Ostatki to ostatni moment na organizacje hucznych zabaw przed nadchodzącym okresem Wielkiego Postu.
W Wielkopolsce i na Kujawach - gdzie mieszka część mojej rodziny- w sposób szczególny świętuje się ostatni dzień Ostatków- czyli wtorek przed Środę Popielcową. Jest on nazywany podkoziołkiem. Podkoziołek to ostatni dzień przed świętami Wielkiej Nocy w którym można dobrze i tłusto podjeść. Symbolem owego jedzenia był w pieczony baran lub kozioł. Dlatego też w tym dniu stawiano na stole wyrzeźbioną z drewna lub częściej z brukwi głowę kozła. I wokół niej lub lepiej mówiąc pod koziołka którego głowa stała na stole bawiono się, tańczono, jedzono i pito.
Współcześnie bardziej są znane zapusty i śledzik.. „Śledzik" kojarzony jest teraz z zabawą, a na stołach poza śledziem królują inni jego bracia z morskich głębin, wszystko to ze sporą ilością alkoholu....
Tymczasem pierwotnie zapusty związane były z magicznymi obrzędami, a ich celem było pobudzenie sił witalnych przyrody. W te dni na polskich wsiach do dzisiaj można spotkać przebierańców symbolizujących zabawę, radość. Starym zwyczajem do izby, w której odbywa się ostatnia zabawa o północy wchodzi przebieraniec, który w ręce trzyma sznur, na którego końcu wisi śledź. Osoby, które zlekceważyły zakaz zabawy po północy, dostają razy śledziem. Dawniej przebieraniec nie używał śledzia, ale rozbijał gliniany dzban z popiołem na środku izby i to był znak, że zaczął się
Natomiast w Środę Popielcową warto było wziąć szczyptę poświęconego popiołu i wsypać go do szkatułek, w których przechowywano pieniądze i kosztowności. Taki rytuał miał zapobiegać rozrzutności i niepotrzebnym wydatkom przez cały rok.
Lutowe ostatki
Pod wirydarzem kościoła
cicho spowiada się zima
z grzesznych płatków
rozsypanych
po dachach
po murach z mereżką
gawronich śladów
bezszelestnie trwa biały karnawał
ostatki w zaświatach
z niebem zasępionym
roznoszącym wieści
coraz krótszych
nocy
za pokutę biegnie po dni promienne
ze świergotem w młodych gałązkach
przewiązanych wstążką
wiersza
Ewa Pilipczuk
Luty dla słowiańskiego ludu to przede wszystkim miesiąc okrutnej zimowej aury. Pogląd ten zachował się w mądrościach ludowych.
Gdy mróz w lutym ostro trzyma, tedy jest niedługa zima.
Gdy w lutym mróz mocno trzyma, będzie krótka zima.
W lutym śnieg i mróz stały, w lecie będą upały.
Gdy ciepło w lutym, zimno w marcu bywa, długo trwa zima, to jest niewątpliwa.
Gdy bez wiatrów luty chodzi, w kwietniu wicher nie zawodzi.
W lutym gdy zagrzmi od wschodniego boku, burze i wiatry walne są w tym roku.
W lutym wody wiele - w lecie głodne nawet cielę.
Kiedy luty puści, to marzec wypiecze.
Kiedy luty schodzi, człek po wodzie brodzi.
Kiedy luty, obuj buty.
Luty bywa w lód okuty.
Na stycznie i lute trzeba mieć konie kute.
Jeśli ci jeszcze nie dokuczył luty, to pal dobrze w kominie i miej kożuch suty.
Czasem luty ostro kuty, czasem w luty same pluty.
Czasem luty się zlituje, że człek niby wiosnę czuje, ale czasem tak się zżyma, że człek prawie nie wytrzyma.
Gdy w Gromniczną jest ładnie, dużo śniegu jeszcze spadnie (2.02.)
Gromniczna pogodna, będzie jesień dorodna (2.02.)
Na Gromniczną mróz - szykuj chłopie wóz. Na Gromniczną lanie - szykuj chłopie sanie (2.02.)
Po świętej Dorocie wioska cała w błocie (6.02.)
Gdy 10 lutego mróz panuje, jeszcze 40 dni takich zwiastuje.
Gdy na święty Walek deszcze, mrozy wrócą jeszcze (14.02.)
Jeżeli ciepło w dzień świętego Piotra, to zima do Wielkiej Nocy potrwa (24.02.)
Na święty Maciej lody wróżą długie chłody, a gdy płynie struga, to zima niedługa (24.01.)
Jaka w zapustną niedzielę pogoda, taką też Wielkanoc poda
Subskrybuj:
Posty (Atom)