Nauka
choć trudna to nauka
nazywać rzeczy od nowa
i ciągle iść pod wiatr
uczę się cierpliwości
zadanej mi kiedyś przez Ciebie
zatrzymuję się zbyt często
i spoglądam w niebo z nadzieją
że znów zobaczę Twój uśmiech
w białej burzy obłoków.
Nie jestem niewiernym Tomaszem
ale nauka nie jest łatwa
dlatego próbuję od nowa
uczyć się żyć bez Ciebie.
Basia Wójcik`i jej obrazy
W kwietniu dopadło mnie przygnębienie. Co chwila nachodziło mnie kolejne i trwało przy mnie jak coraz bardziej wydłużający się cień wraz z zachodzącym królem Słońce. Chciałam go odgonić, ale rósł w oczach.
Czułam się już zmęczona, przytłoczona wiadomościami, które przyfruwały w zeszłym miesiącu. Zagnieździły się na dobre i nie chciały w żaden sposób odlecieć dalej. Dlatego przespałam kwietniowe radości, które pojawiały się dookoła.
Pewnie przez to wszystko w poszukiwaniu zdjęć na chwilę uchyliłam szufladę wspomnień. Chciałam spojrzeć jeszcze raz na zatrzymane obiektywem minione chwile, na osoby które ostatnio odeszły, których już nigdy nie spotkam, które nie uśmiechną się do mnie, nie zadzwonią, nie napiszą...
Wspomnienia tylko na to czekały. Jak tylko promień słońca zajrzał do ich mieszkanka, natychmiast się przebudziły, uśmiechnęły i radośnie wyfrunęły z szuflady. Zaraz też otuliły mnie niczym lekki, ale ciepły szal. I już wiedziałam, że szybko się go nie pozbędę.
Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko przenieść się na chwilę w minione lata.
Tak, często zastanawiam się czy warto odwracać głowę. Wszak zatapianie się w przeszłości często odsuwa mnie od codzienności.
Rozsądek podpowiada, że powinnam zająć się dniem dzisiejszym i tymi, co są jeszcze przede mną. Jednak szufladę wspomnień otwieram tylko w szczególnych momentach, a obrazy z przeszłości pojawiają się tylko na chwilę.
Teraz, jak wspomniałam, chciałam tylko spojrzeć, na twarze osób, które tak niedawno odeszły. Ich zdjęcia już na zawsze pozostaną w mojej szufladzie wspomnień. W teraźniejszości i przyszłości już ich nie spotkam na moich ścieżkach.
Otulający mnie, a utkany ze wspomnień szal przypomniał mi jeszcze, że niedługo jest rocznica śmierci mojej Babci. A wcześniej moje imieniny. To, że je świętuję właśnie teraz jest zasługą Babci, dzięki której przeniosłam je ze środka lata.
Może więc warto zrobić sobie prezent imieninowy i pojechać na chwilę do mojego Miasteczka, gdzie mieszkali Dziadkowie? Pewnie ktoś inny wolałby odkrywać nowe, nieznane ścieżki. I zapewne się dziwi, że nie chcę poznać innych bardziej zachwycających miejsc na świecie. Przecież jest ich do poznania tak dużo. Mi jednak to nie sprawiłoby takiej radości. Jestem po prostu zakochana w tym moim Miasteczku i po cichu liczę, że jest to miłość wzajemna, o ile to możliwe. Czasem myślę, że jestem uzależniona od wspomnień. Dlaczego chcę wracać do przeszłości, która nie istnieje? W mojej głowie jest całe morze obrazów miejsc, ludzi... Wtedy świat, pomimo trudnych czasów, wydawał się lepszy, spokojniejszy, bardziej przyjazny... Do niego właśnie czasami tęsknię.
Ścieżki historii
Wędruję ścieżkami przeszłości
to samo niebo nad głową
i ta sama ziemia
pod nogami tylu pokoleń.
Lubię ścieżki historii
zanurzam się w nich
by na zawsze pozostać
pośród brzozowych lasów
i pól zarastających ziołami
które chronią pamięć od zapomnienia...
Basia Wójcik
Czy takie powroty są w ogóle dobre? Przecież odrywają mnie od teraźniejszości, która teraz powinna być najważniejsza. Jednak każdy z nas składa się ze wspomnień, a ja jestem ich pełna.
A do mojego Miasteczka będę wracać na pewno tak długo, jak będę tam mogła spotykać ludzi, którzy powitają mnie tradycyjnym "ja dobrze, że znowu przyjechałaś". A potem prawie każde zdanie zaczniemy od "a pamiętasz....?" lub "to były czasy". Te słowa sprawiają, że w środku robi się ciepło, miło, wzruszająco.... Za wszelką cenę chciałabym, aby te rozmowy twarzą w twarz trwały jak najdłużej. Rozmowa przez telefon, to jednak nie to samo...
Dlatego muszę pojechać do mojego Miasteczka, póki są jeszcze niteczki, które łączą mnie z tym miejscem, które prowokują do wspomnień.
O poranku, gdy tylko król Słonce wyjrzy ze swojego pałacu pobiegnę nad jezioro, aby razem z nim, kaczuszkami i łabędziami powitać nowy, pełen oczekiwanych przeżyć dzień. Także w ich towarzystwie będę kończyć dzień, gdy w jeziorze będzie się przeglądać Miasteczko i klasztor.
W międzyczasie będę wędrować starymi i nowymi uliczkami. Może spotkam kogoś miłego przemierzając Miasteczko wzdłuż i wszerz. Nigdy nie wiadomo kto to będzie. Stary przyjaciel, nowy znajomy, czy znowu tak jak ostatnio kogoś z kim po wielu latach odnowię kontakt. Będę podziwiać nowe budynki z wypielęgnowanymi ogródkami, ze wzruszeniem spojrzę na stare, czasem już opuszczone domy. Mam jednak nadzieję, że nadal będą tam stały i serce mi nie pęknie, gdy zobaczę ponownie puste miejsce przygotowane dla nowego, nowoczesnego budynku. Wszak dawniej mieszkali tu ludzie prowadzący zwyczajne życie. Gdy jednak odchodzą, to czasem nikt o ten ich dom nie dba, nie troszczy się. I w końcu.... Może tym razem będzie inaczej? Nie będę się tym martwić na zapas.
Przecież odwiedzę osoby, które zapewne znowu będą snuć opowieści z dawnych lat, poczęstują tym co w tamtym regionie ma swój specyficzny smak. Natomiast herbatę będę miała podaną w delikatnej, kolorowej filiżance, w której są zamknięte wspomnienia z dawnych lat. Szklanka dla mnie nie ma takich możliwości. Nie ma tak pięknej duszy jak filiżanka.
Podejdę do regałów z rzędami starych książek mających ślady upływających lat i ludzkich rąk.
Tak, zrobię sobie prezent imieninowy i pojadę do mojego Miasteczka. To najlepsze, co mogę sobie podarować. Przecież niewielu jest jeszcze ludzi z mojego Miasteczka, którzy stanowią część mojego dawnego życia. Niedługo nie będzie już nikogo. Tak kwiecień ze swoimi smutnymi wiadomościami zdecydowanie mnie przytłoczył.
gdy się czujesz zmęczony
i chandra dokucza
pójdź na dworzec nocą
lokomotyw posłuchać
buchają parą i dymem
głośno sapią i syczą
iskrami w niebo strzelają
zrozumiesz wtedy że żyją
zwierzysz się z problemów
parowóz nic nie powie
siądziesz potem na ławce
i odpoczniesz sobie
Jerzy Granowski
Zaraz zatem idę na dworzec, ale najpierw pakuję walizkę (chociaż bardzo tego nie lubię) i jadę na zasłużony urlop. Mam zamiar cieszyć się każdą minutę, godziną. Będę je rozciągać jak będzie to możliwe, dokąd się tylko da. Wiadomo przecież, miłe chwile biegną niczym struś pędziwiatr i trudno je zatrzymać, chociaż tak bardzo by się chciało. Czas jest niesprawiedliwy. Godzina przyjemności trwa tyle co minuta nudy… Powinno być odwrotnie.
To prawda, podróże sentymentalne są piękne, ale czasem robi się mokro na policzkach, gdy zobaczy się miejsca, do których tęskniło się ponad rok i za którymi znowu już uciekają myśli.
Pewnie znowu usłyszę: po co ci to? Zamknij szufladę i skup się na żywych.
Oczywiście, że to zrobię prędzej, czy później.
Jednak teraz cieszę się, że mogę sprawić sobie taki prezent i znowu zatopić się w świecie, krajobrazie, atmosferze mojego dzieciństwa... A przynajmniej w tym co jeszcze tam z tego pozostało.