Szybko
Szybko, zbudź się, szybko, wstawaj!
Szybko, szybko, stygnie kawa!
Szybko, zęby myj i ręce!
Szybko, światło gaś w łazience!
Szybko, tata na nas czeka!
Szybko, tramwaj nam ucieka!
Szybko, szybko, bez hałasu!
Szybko, szybko, nie ma czasu!
Na nic nigdy nie ma czasu?
A ja chciałbym przez kałuże
iść godzinę albo dłużej,
trzy godziny lizać lody,
gapić się na samochody
i na deszcz, co leci z góry,
i na żaby, i na chmury,
cały dzień się w wannie chlapać
i motyle żółte łapać
albo z błota lepić kule
i nie spieszyć się w ogóle...
Chciałbym wszystko robić wolno,
ale mi nie wolno?
Danuta Wawiłow
Często piszę, że wszyscy uczestniczymy w wyścigu, którym jest nasze życie. Liczy się tylko to, aby szybciej, wyżej….
A przecież można wolniej, czyli slow. Slow - słowo ostatnio coraz bardziej popularne. Slow life, czyli zwolnij.
Dla nas słowa "wolny", "powolny" kojarzą się z czymś leniwym, rozlazłym, ociężałym, niemrawym. A tutaj raczej chodzi o uważność na to co nas otacza lub zwykłe zadumanie. Wolne życie bowiem nie polega na życiu w zwolnionym tempie. Po prostu należy robić wszystko w odpowiednim tempie, bez zbędnego pośpiechu. Chodzi o to, by unikać sytuacji, w których niepotrzebnie się stresujemy, bierzemy na swoje barki więcej, niż jest to konieczne.
Jednak jak w dzisiejszym świecie żyć powoli? Czy to w ogóle jest możliwe?
Szaleńcze tempo wkrada się nie tylko w naszą pracę, ale i życie prywatne. Jesteśmy już praktycznie niewolnikami czasu. Cały czas biegniemy, gonimy za czymś, spieszymy się. Nawet nie potrafimy odpoczywać na urlopie, na który tak długo czekaliśmy.
Stale myślimy, że coś powinnyśmy, musimy.... Przecież nie możemy się spóźnić, zapomnieć o... Wszystko musi się zmieścić w planie ułożonego dnia. Każdy dzień ma się toczyć w odpowiednim rytmie.
Ten pędzący świat uderza też w dzieci. Dorastają one szybciej, niż wcześniej. Ich kalendarz jest nawet bardziej przepełniony niż dorosłego.
Do tego nieustannie je poganiamy. A one z natury zupełnie nas wówczas nie rozumieją. To one potrafią delektować się każdą chwilą. Chcą być "tu i teraz". To umiejętności, o których my zapomnieliśmy. A teraz chcemy pozbawić tego nasze dzieci.
Zwolnij trochę...
Wstajesz
idziesz
biegniesz
pędzisz
czy każdy dzień
w biegu tak już spędzisz?
stań
pomyśl
zwolnij
odpocznij
choć przez chwilkę
czy tyle potrzebujesz,
że całymi dniami tak pracujesz?
ktoś
czeka
i tęskni
stoi przy tobie
pomyśl więc wtedy
o najbliższej ci osobie
najwierniejszej pod niebem.
Czasem tak smutna siedzi w domu
jak mebel niepotrzebny już nikomu
znalezione w Internecie
Ale dzisiaj chciałam napisać o tym, że ten pęd przenosimy także do sfery, która jeszcze do niedawna związana była ze spokojnym celebrowaniem. Niestety teraz nie mamy już czasu, aby każdego dnia usiąść wspólnie do stołu, zjeść razem posiłek i choć przez parę minut podzielić się własnymi myślami, nacieszyć się własnym towarzystwem.
Coraz częściej spożywamy byle jakie jedzenie w biegu. Gorąca kawa na śniadanie kanapka, pośpieszny lunch w barze na rogu, obiad wieczorową porą odgrzewane w mikrofalówce…. Niestety wszystko to staje się naszą codziennością. Nie mamy czasu delektować się tym, co jemy, nie dbamy o to, co na talerzu.
A przecież z drugiej strony dobrze wiemy, że od tego, jak się odżywiamy, zależy nasze zdrowie i samopoczucie. Do zwolnienia przy posiłkach nie przekonuje nas także to, że pospiech i byle jakie jedzenie przyczynia się do nadwagi i gwałtownego wzrostu liczby osób cierpiących na choroby cywilizacyjne.
Ostatnio czytałam o idei Slow Food. Która jest protestem przeciw przyśpieszeniu współczesnego świata. Symbolem tego ruchu jest ślimak – istota ze swej natury powolna, a więc zupełnie niepasująca do naszej goniącej cywilizacji. Ślimak to symbol przeciwko prędkości, która jest już obsesją współczesnego świata. Oznacza pragnienie odwrócenia czasu, jest pochwałą odpoczynku i relaksu, których brakuje w naszym życiu.
Slow Food zakłada jedzenie w spokoju, powoli, bez pośpiechu. Podczas posiłku należy się delektować smakiem wyglądem i zapachem potraw. Należy więc skończyć z jedzeniem w biegu w barach szybkiej obsługi czy wręcz na ulicy. Idea Slow Food ma spowodować, że człowiek na chwilę oderwie się od codziennych obowiązków, żeby w ciszy i spokoju ducha zjeść coś smacznego i zdrowego.
Slow Food chce uchronić od zapomnienia wszystkie „ginące gatunki” potraw. Inicjatywa ta została nazwana Arką Smaku, co jest odwołaniem do biblijnej arki Noego, zagrożonej przez potop żywności typu fast food. Człowiek powinien zapewnić przetrwanie zagrożonym gatunkom zwierząt, jadalnych ziół, roślin przyprawowych, zbóż i owoców, także dziko rosnących. Należy ratować produkty oryginalne, tradycyjne i niespotykane w innych miejscach na świecie.
Żywność Slow Food jest to produkty nisko przetworzone, wytwarzane metodami tradycyjnymi. Są bez sztucznych dodatków, barwników, aromatów, konserwantów, polepszaczy smaku. Metody wykorzystywane przy produkcji to wędzenie, duszenie, marynowanie, dojrzewanie, wyciskanie. Wszystkie surowce są pochodzenia naturalnego. Taka żywność ma unikatowy smak i zapach. Ma też więcej wartości odżywczych, jest dobrze przyswajalna przez organizm. Zwolennicy Slow Food twierdzą, że taka żywność chroni przed chorobami, wzmacnia siły obronne.
Filozofia Slow Food to nie tylko zdrowa, jak najmniej przetworzona, tradycyjna żywność i delektowanie się jej smakiem. Aby żyć w stylu Slow, należy zwolnić, a czasem zatrzymać pęd życia. Mniej czasu poświęcać na codzienne obowiązki, pracę, a więcej na obcowanie z przyrodą. Wypoczynek na łonie natury przywraca spokój i wycisza.
A my raczej pędzimy przez życie bez zastanowienia. Dążymy do osiągnięcia zamierzonego celu. A gdzie jest cieszenie się z każdego drobiazgu, chwili, napotkanej osoby... Po prostu z tego co codzienne, proste, zwyczajne. Choćby ze wspólnego posiłku, rozmowy przy stole....
Może warto więc posłuchać tej filozofii i zadbać o siebie? Musimy przecież być dla siebie troskliwi i wyczuwać potrzeby naszego organizmu, który teraz często zapominany, kiedyś się zbuntuje i będzie chciał odpocząć. Może warto zacząć myśleć o nim już teraz? Może warto czasem spędzić leniwie ciągnący się dzień. Może na pewien czas zamienię się w ślimaka, zwłaszcza kiedy wiatr i deszcz za oknem usypiają? Może...
Pośpiech i powolność
Jednym za bardzo śpieszno jest,
nie patrzą za siebie,
nie dostrzegają tego co teraz.
Co teraz trwa w bycie.
Tylko mkną do przodu,
ta prędkość zamazuje ludzi.
Twarze bliskich stają się niewyraźne.
Bieg na krótkim wdechu.
Ta nieuwaga,
nieuważne patrzenie,
podetnie im nogi.
Jedni, ci co zwalniają czas,
chcą nacieszyć się chwilą,
zdegustować każdą drobinę.
Lecz jak potem odrobić straty?
Dogonić teraźniejszość?
Nigdy nie będziemy mogli iść,
zawsze tylko tysiące maratonów
zamiast spokojnego kroku.
Więc co jest lepsze?
Przyśpieszać
albo zwalniać...
Przyśpieszać,
czy zwalniać?
znalezione w Internecie
sobota, 22 lutego 2020
wtorek, 11 lutego 2020
Niby zimowe myśli
Widziałam wiatr.
Widziałam wiatr o siwych włosach,
roznosił spokój wśród pól,
w miękkie babie lato kości grzał,
a innym razem lasy kosił,
spadał ostrzem z gór,
młody był, Bogiem był i gnał wolny tak.
Wiele dni, wiele lat, czas nas uczy pogody,
zaplącze drogi, pomyli prawdy,
nim zboże oddzieli od trawy.
Bronisz się, siejesz wiatr, myślisz jestem tak młody,
czas nas uczy pogody,
tak od lat, tak od lat.
Ilu ludzi czas wyleczył z ran,
zamienił w spokój duże krwi,
może kiedyś tam, pod jesień tak,
znów czoło wypogodzi i wygładzi brwi.
Widziałem dni w muzeach sennych,
o wnętrzach zimnych jak mrok,
starsi ludzie w rogach wielkich sal,
księgi pięknych myśli pełne,
pokrył gruby kurz,
herbaty smak, kapci miękkich szum, spokój serc.
Grażyna Łobaszewska
Kilka dni temu znowu powiał chłodny wiatr.
Wiatr był wyjątkowo niespokojny... Do tego deszcz padał coraz mocniej i idąc z pracy nawet nie zamierzałam otwierać parasola... Szłam wolno, wsłuchując się w swoje kroki. A w myślach krążyła mi melodia...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Ale czy na pewno jesienny? Przecież mamy zimę? Jednak czy to zima, czy nie zima?
Muszę przyznać, że męczy mnie ta szarość za oknem. Jest tak listopadowo. Chciałabym patrzyć przez okno na białą Panią Zimę, która puchową pierzynką otula świat dookoła, a na wierzchołki drzew i kominów zakłada białe czapki. Nawet chciałabym powoli powędrować po tym białym, nieskazitelnym świecie.
A tak tylko wieje i pada. Chociaż ten deszcz był tak potrzebny.
Wiatr czasem łamie gałęzie, porywa i unosi wszystko, co jest słabsze od niego. Za wszelką ceną stara się przecisnąć przez framugę okna i zajrzeć z ciekawością do środka. Muszę zatem szczelnie zamknąć okno, aby nie marznąć, gdy spoglądam na wirujący w tańcu z wiatrem świat.
W zimie najbardziej podatne są na jego powiew płatki śniegu, które najdelikatniej potrafią wirować w powietrzu. Teraz tylko krople deszczu są całkowicie zdane na prowadzenie wiatru, który rzuca je w przypadkowe miejsca. Najczęściej wkradają się pod parasol i zraszają włosy i twarz.
Ptaki z trudem utrzymują się na gałęziach. Ludzie w pośpiechu starają się jak najszybciej znaleźć schronienie. Jedni podążają z wiatrem, inni wręcz przeciwnie…
Podobnie jest w życiu.
Wszystko dookoła nas biegnie jak szalone. Wiejący w naszym życiu wiatr pcha nas do przodu. Zazwyczaj poddajemy się jego sile. Stale więc biegniemy, a czasem nawet pędzimy unoszeni wiatrem życia.
Dwa wiatry
Jeden wiatr - w polu wiał,
drugi wiatr - w sadzie grał:
Cichuteńko, leciuteńko,
liście pieścił i szeleścił,
mdlał...
Jeden wiatr – pędziwiatr!
Fiknął kozła, plackiem spadł,
skoczył, zawiał, zaszybował,
świdrem w górę zakołował
i przewrócił się, i wpadł
na szumiący senny sad,
gdzie cichutko i leciutko
liście pieścił i szeleścił
drugi wiatr...
Sfrunął śniegiem z wiśni kwiat,
parsknął śmiechem cały sad,
wziął wiatr brata za kamrata,
teraz z nim po polu lata,
gonią obaj chmury, ptaki,
mkną, wplątują się w wiatraki,
głupkowate mylą śmigi,
w prawo, w lewo, świst, podrygi,
dmą płucami ile sił,
łobuzują, pal je licho!...
A w sadzie cicho, cicho...
Julian Tuwim
Jednak naszym życiem kierują dwa wiatry wiejące w przeciwnych kierunkach. Jeden zanosi nas tam gdzie chcemy. Pomaga też uciec przed tym czego się boimy. Drugi ze wszystkich sił stara się zmienić kierunek, którym zazwyczaj z niechęcią podążamy i zawsze wieje nam oczy. Musimy wówczas włożyć wiele wysiłku w to, aby dotrzeć tam, dokąd idziemy.
Ludzie tacy jak ja muszą dokonać wyboru. Lecieć z wiatrem, dać się ponieść i unosić. Czasem jest to nawet przyjemne i pożądane, gdy wiatr pomaga. Czy też przeciwstawić się mu i podążać własną ścieżką pod wiatr?
Jednym wszystko się udaje i lekko poddają się jego podmuchom. Tym wiatr wieje w plecy, dodatkowo pomagając w szybszym podążaniu do wyznaczonego celu. Innym jest trudniej. Na przekór wiejącemu wiatrowi chcą podążyć w przeciwnym kierunku. Jednak ten stale im przeszkadza i tylko wieje im w oczy.
A jak jest ze mną? Jakiś czas temu w moim życiu wiatr ponownie zawiał mi w oczy. Dosłownie powalił na ziemię. Dziś jednak już się otrząsnęłam i raczej podążam dalej moimi ścieżkami w jego towarzystwie. Chociaż czasem nie nadążam, ale jestem bezpieczna. Warto zatem zatrzymać się choćby na chwilę. Złapać chwilę dla siebie. Dać czas odpocząć także myślom.
Każdy z nas tak przecież ma, że chciały przystanąć i nie gonić stale uciekającego wiatru. A jeżeli już, to dać się ponieść beztroskiemu podmuchowi i cieszyć się chwilą.
Dzisiaj stoję więc w moim oknie z ciepłym kubkiem herbaty i patrzę na wirujący świat. Niech tam sobie wieje……
Wieję
Szumi wiatr, a ja z wiatrem.
Wiatr wieje, śmieję się, chwieję,
wiatr wieje, wieję.
I te żółte ozdóbki lecące na moją promienną twarz.
Śmieję się, śmieję.
Szary pył dnia unosi się, opada i dalej z wiatrem leci.
Chwieję się, chwieję.
Wiatr wieje.
Wieję.
Znalezione w Internecie
Widziałam wiatr o siwych włosach,
roznosił spokój wśród pól,
w miękkie babie lato kości grzał,
a innym razem lasy kosił,
spadał ostrzem z gór,
młody był, Bogiem był i gnał wolny tak.
Wiele dni, wiele lat, czas nas uczy pogody,
zaplącze drogi, pomyli prawdy,
nim zboże oddzieli od trawy.
Bronisz się, siejesz wiatr, myślisz jestem tak młody,
czas nas uczy pogody,
tak od lat, tak od lat.
Ilu ludzi czas wyleczył z ran,
zamienił w spokój duże krwi,
może kiedyś tam, pod jesień tak,
znów czoło wypogodzi i wygładzi brwi.
Widziałem dni w muzeach sennych,
o wnętrzach zimnych jak mrok,
starsi ludzie w rogach wielkich sal,
księgi pięknych myśli pełne,
pokrył gruby kurz,
herbaty smak, kapci miękkich szum, spokój serc.
Grażyna Łobaszewska
Kilka dni temu znowu powiał chłodny wiatr.
Wiatr był wyjątkowo niespokojny... Do tego deszcz padał coraz mocniej i idąc z pracy nawet nie zamierzałam otwierać parasola... Szłam wolno, wsłuchując się w swoje kroki. A w myślach krążyła mi melodia...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Ale czy na pewno jesienny? Przecież mamy zimę? Jednak czy to zima, czy nie zima?
Muszę przyznać, że męczy mnie ta szarość za oknem. Jest tak listopadowo. Chciałabym patrzyć przez okno na białą Panią Zimę, która puchową pierzynką otula świat dookoła, a na wierzchołki drzew i kominów zakłada białe czapki. Nawet chciałabym powoli powędrować po tym białym, nieskazitelnym świecie.
A tak tylko wieje i pada. Chociaż ten deszcz był tak potrzebny.
Wiatr czasem łamie gałęzie, porywa i unosi wszystko, co jest słabsze od niego. Za wszelką ceną stara się przecisnąć przez framugę okna i zajrzeć z ciekawością do środka. Muszę zatem szczelnie zamknąć okno, aby nie marznąć, gdy spoglądam na wirujący w tańcu z wiatrem świat.
W zimie najbardziej podatne są na jego powiew płatki śniegu, które najdelikatniej potrafią wirować w powietrzu. Teraz tylko krople deszczu są całkowicie zdane na prowadzenie wiatru, który rzuca je w przypadkowe miejsca. Najczęściej wkradają się pod parasol i zraszają włosy i twarz.
Ptaki z trudem utrzymują się na gałęziach. Ludzie w pośpiechu starają się jak najszybciej znaleźć schronienie. Jedni podążają z wiatrem, inni wręcz przeciwnie…
Podobnie jest w życiu.
Wszystko dookoła nas biegnie jak szalone. Wiejący w naszym życiu wiatr pcha nas do przodu. Zazwyczaj poddajemy się jego sile. Stale więc biegniemy, a czasem nawet pędzimy unoszeni wiatrem życia.
Dwa wiatry
Jeden wiatr - w polu wiał,
drugi wiatr - w sadzie grał:
Cichuteńko, leciuteńko,
liście pieścił i szeleścił,
mdlał...
Jeden wiatr – pędziwiatr!
Fiknął kozła, plackiem spadł,
skoczył, zawiał, zaszybował,
świdrem w górę zakołował
i przewrócił się, i wpadł
na szumiący senny sad,
gdzie cichutko i leciutko
liście pieścił i szeleścił
drugi wiatr...
Sfrunął śniegiem z wiśni kwiat,
parsknął śmiechem cały sad,
wziął wiatr brata za kamrata,
teraz z nim po polu lata,
gonią obaj chmury, ptaki,
mkną, wplątują się w wiatraki,
głupkowate mylą śmigi,
w prawo, w lewo, świst, podrygi,
dmą płucami ile sił,
łobuzują, pal je licho!...
A w sadzie cicho, cicho...
Julian Tuwim
Jednak naszym życiem kierują dwa wiatry wiejące w przeciwnych kierunkach. Jeden zanosi nas tam gdzie chcemy. Pomaga też uciec przed tym czego się boimy. Drugi ze wszystkich sił stara się zmienić kierunek, którym zazwyczaj z niechęcią podążamy i zawsze wieje nam oczy. Musimy wówczas włożyć wiele wysiłku w to, aby dotrzeć tam, dokąd idziemy.
Ludzie tacy jak ja muszą dokonać wyboru. Lecieć z wiatrem, dać się ponieść i unosić. Czasem jest to nawet przyjemne i pożądane, gdy wiatr pomaga. Czy też przeciwstawić się mu i podążać własną ścieżką pod wiatr?
Jednym wszystko się udaje i lekko poddają się jego podmuchom. Tym wiatr wieje w plecy, dodatkowo pomagając w szybszym podążaniu do wyznaczonego celu. Innym jest trudniej. Na przekór wiejącemu wiatrowi chcą podążyć w przeciwnym kierunku. Jednak ten stale im przeszkadza i tylko wieje im w oczy.
A jak jest ze mną? Jakiś czas temu w moim życiu wiatr ponownie zawiał mi w oczy. Dosłownie powalił na ziemię. Dziś jednak już się otrząsnęłam i raczej podążam dalej moimi ścieżkami w jego towarzystwie. Chociaż czasem nie nadążam, ale jestem bezpieczna. Warto zatem zatrzymać się choćby na chwilę. Złapać chwilę dla siebie. Dać czas odpocząć także myślom.
Każdy z nas tak przecież ma, że chciały przystanąć i nie gonić stale uciekającego wiatru. A jeżeli już, to dać się ponieść beztroskiemu podmuchowi i cieszyć się chwilą.
Dzisiaj stoję więc w moim oknie z ciepłym kubkiem herbaty i patrzę na wirujący świat. Niech tam sobie wieje……
Wieję
Szumi wiatr, a ja z wiatrem.
Wiatr wieje, śmieję się, chwieję,
wiatr wieje, wieję.
I te żółte ozdóbki lecące na moją promienną twarz.
Śmieję się, śmieję.
Szary pył dnia unosi się, opada i dalej z wiatrem leci.
Chwieję się, chwieję.
Wiatr wieje.
Wieję.
Znalezione w Internecie
sobota, 1 lutego 2020
Zimowe (???) myśli
Czego szukam
mocując się każdego dnia
z własną słabością
przygniatającą ciało ku ziemi
brnąc po labiryncie nierozwikłanych spraw
czego szukam pod powiekami zapłakanych oczu
i pod sercem tłukącym w nieporadność
pod kolejnym liściem
którego zabrakło miejsca na drzewie?
siebie- prawdziwej
Wstał kolejny piękny dzień. Taką mam nadzieję spoglądając w lustro, które znowu się do mnie uśmiecha. Trudno się nie odwzajemnić. Cieszę się, że na dworze nie ma mrozu, na chodnikach nie leży śnieg.... Jednak z drugiej strony w skrytości ducha chciałabym śniegu z orzeźwiającymi igiełkami mrozu. Tak wiem, będę potem narzekać, że zimno i ślisko. Jednak dla natury przydałaby się prawdziwa zima. Nie musi być taka, jak ostatnio na obrazach u Łucji. Nie tylko rolnicy mają powody do obaw.
Śnieg, pokrywający rośliny, chroni je bowiem przed mrozem w zimie i uszkodzeniami na wiosnę. Niekorzystnie jest, kiedy roślina za dnia zostanie ogrzana, a nocą schłodzona. Brak śniegu to także sucha gleba i zamarzanie korzeni.
Bez śniegu i mrozu nie będzie wiosennych roztopów, a co za tym idzie znowu może brakować wody. A wszyscy dobrze już wiemy jakie są tego skutki.
Ostatnio pogoda popada w skrajności. Mamy albo niesamowity upał, albo ulewny deszcz niosący chłód. Teraz w moim ogrodzie i na balkonie od lata nieprzerwanie kwitną niektóre kwiaty. Czy tak powinno być?
Boję się, że za chwilę zacznie się przedwiośnie. A potem jak w marcu przyjdą mrozy, wszystkie owoce zaczną obumierać. W tej sytuacji nie będzie już praktycznie żadnego ratunku dla nich.
Marzę o spokojnych, zwykłych naszych porach roku. Jednak z roku na rok jest gorzej.
Teraz mamy "zimę". Zima to dobra pora, aby zaprzyjaźnić się z książką, muzyką... To dobry czas na pisanie.
Bez śniegu i mrozu nie będzie wiosennych roztopów, a co za tym idzie znowu może brakować wody. A wszyscy dobrze już wiemy jakie są tego skutki.
Ostatnio pogoda popada w skrajności. Mamy albo niesamowity upał, albo ulewny deszcz niosący chłód. Teraz w moim ogrodzie i na balkonie od lata nieprzerwanie kwitną niektóre kwiaty. Czy tak powinno być?
Boję się, że za chwilę zacznie się przedwiośnie. A potem jak w marcu przyjdą mrozy, wszystkie owoce zaczną obumierać. W tej sytuacji nie będzie już praktycznie żadnego ratunku dla nich.
Marzę o spokojnych, zwykłych naszych porach roku. Jednak z roku na rok jest gorzej.
Teraz mamy "zimę". Zima to dobra pora, aby zaprzyjaźnić się z książką, muzyką... To dobry czas na pisanie.
Na stole komputer i kubek gorącej herbaty z cytryną i miodem.
Za oknem śpiący jeszcze świat. Cisza. Idealne warunki do pisania.
Przede mną świeci niby-kartka ekran komputera. Biała przestrzeń, która czeka na moje słowa. Dobrze udaje kartkę, jednak nie można jej zgnieść, podrzeć, poszarpać – jednym słowem wyładować się za to, że nic mądrego i sensownego nie przychodzi mi do głowy, aby przelać to na „papier”.
Zazdroszczę ludziom którzy mają taki talent i potrafią tak pięknie przelać swoje myśli, uczucia i przeżycia "na papier". Może się to kiedyś zmieni i moje pisanie nabierze charakteru. Czasem wydaje mi się, że piszę chaotycznie, chciałabym naraz poruszyć kilka wątków… Nie potrafię skupić się na jednym wątku.
Myśli
które ciągle odfruwają w krainę blasku
bez leku i bez tajemnic
chronią się w obszarach światła
prawdy i bezpieczeństwa
gdzie nie ma dostępu
kto nie posiadł bezinteresownego piękna
ono zamyka się
w płatkach lilii
budzących się do życia każdego roku
i w szumie liści wpadających przez słoneczne okno
w kolorach wypełniających przestrzeń
światła bez lęku i bez tajemnic
moje myśli odfruwają i wracają
wędrując jak ptaki
tymi samymi szlakami
bez których świat przestałby istnieć.
Jestem niespokojna, uciekam myślami nie wiadomo gdzie. Chciałabym uciec do innego świata, gdzie jest spokojniej bardziej normalnie.
Obecnie zwłaszcza słowo „polityka” nie działa na mnie dobrze. Mam dosyć całego tego zamieszania związanego z wyborami i nie tylko.
Nie znaczy to jednak, że jestem nieczuła i obojętna na to, co dzieje się dookoła. Z obawą śledzę to co dzieje się np. teraz w Chinach. Dostrzegam ludzką krzywdę, biedę, ale także nieuczciwość, chamstwo. A przede wszystkim dążenie do celu za wszelką cenę.
Jestem otwarta na świat, ale na ten zwykły, ludzki, nam najbliższy.
Jestem otwarta na świat, ale na ten zwykły, ludzki, nam najbliższy.
Politycznie jestem może dla innych niedouczona, niezorientowana.... I dobrze. Nie lubię wdawać się w dyskusje. Z tego co się dzieje tam na górze nic dobrego bowiem nie wynika i pewnie szybko nie wyniknie.
Zdecydowanie wolę zagłębić się w mój własny mały świat.
Od jakiegoś czasu moje życie nabrało tempa, jednak chyba nie wszystko jest takie idealne jakbym chciała.
Oscar Wilde napisał „Umieć żyć to najrzadziej spotykana rzecz na świecie.
Znowu jestem niezadowolona. Jak nic się nie działo narzekałam, jak wszystko pędzi i ledwo nadążam też nie jest dobrze. Może kiedyś spełni się moje marzenie o idealnym życiu?
Codzienna rutyna też nie jest łatwa.
Większość ludzi tylko egzystuje”. Jednak mnie ta egzystencja męczy. Jak mam ją przerwać, zmienić…? Jak sprawić, abym nie bała się wyjrzeć co czekam mnie za kolejnym zakrętem? Jak poczuć się bezpiecznie i odważnie dalej wędrować przez drogę, którą jest życie?
Większość ludzi tylko egzystuje”. Jednak mnie ta egzystencja męczy. Jak mam ją przerwać, zmienić…? Jak sprawić, abym nie bała się wyjrzeć co czekam mnie za kolejnym zakrętem? Jak poczuć się bezpiecznie i odważnie dalej wędrować przez drogę, którą jest życie?
Rano staram się jednak:
- uśmiechnąć do dnia, który się zaczyna,
- bez pośpiechu zjeść śniadanie,
- spacerkiem powędrować do pracy,
- spacerkiem powędrować do pracy,
a wieczorem spokojnie zasnąć.
Nie jest to łatwe. Ale nie chcę całego życia przebiec w pośpiechu, nie zważając na to co dzieje się dookoła.
Jednak z drugiej strony, jeżeli nie dotrzymam kroku innym, nie wezmę udziału w wyścigu, którym jest życie - to znowu zostanę sama na zakręcie.
Czy mogę więc zatrzymać się na chwilkę i pomyśleć sobie? Czyż tak wiele potrzebuję do szczęścia?
To przecież takie proste marzenia, ale niestety czasem tak trudne do zrealizowania.
Może więc pora wziąć się za realizację tego wszystkiego? Może to czas się nie śpieszy, to ja nie nadążam?
Niepotrzebnie siedzę tutaj i narzekam. Siedzę użalam się nad swym losem, a przecież nie jest taki zły, choć czasem tak dobrze jest pomarudzić.
Zwyczajnie
Moje szczęście dotyka stopami
zwykłej ziemi
cichutko przebiega przez
zmierzchy i poranki
wychwytując najmniejsze
promyki słońca
nie chowa się przed światem
choć nie krzyczy głośno
że jest największe
moje szczęście ogromne
da się zamknąć w dłoniach
po to bym mogła je ofiarować każdego dnia.
wiersze i obrazy Basi Wójcik
Subskrybuj:
Posty (Atom)