PRZYZWOLENIE
tym najzwyklejszym
co niegdyś zbudowały twój świat
pozwól zaśpiewać ptakom i rozkwitnąć kwiatom
niech rześki wiatr otworzy okno
nie obawiaj się pamiątek
schowanych na dnie staroświeckiej szuflady
przygarnij słowa zapachy kolory
obudź uśpione marzenia
dotknij mokrej ziemi i nie wstydź się łez.
Zaczynają kwitnąć róże. Zbyt szubko... To przypomina mi, że zbliżają się powoli moje imieniny. Tak, tak do końca maja jeszcze trochę czasu, ale ja wraz z początkiem maja, matur już o nich myślę. Data moich imienin jest bardzo związana z moją Babcią, chociaż praktycznie nigdy tego dnia ze mną nie świętowała. Jak to możliwe? Jak już kiedyś wspominałam, na początku imieniny obchodziłam latem. Wówczas zazwyczaj byłam u Dziadków. Ten dzień spędzaliśmy na działce. To był jedyny możliwy termin imienin w całym roku. A potem Babcia w kalendarzu Przyjaciółki odnalazła, że powinnam świętować w inne dni, a na pewno nie w wakacje. I tak od wielu lat świętuję w tym jednym z najpiękniejszych miesięcy.
Dzień moich pierwszych majowych imienin dzieliło tylko kilka dni, od tego w którym zabrakło Babci...
TĘSKNOTA
nie zważając na okoliczności
uderza falami we wspomnienia
z natarczywością chwili budzi pamięć
wydobywa najskrytsze okruszki
kroi skołatane serce na tysiące
cząstek o nierównych krawędziach
wiesz że ich nie posklejasz
a jednak otwierasz ramiona
przygarniasz tęsknotę z czułością
rozmawiasz z nią jak z przyjaciółką
i karmisz się bólem o gorzko słodkim smaku…
Niedawno jak tylko poranny promień króla Słońce musnął ściany mojego mieszkanka, to wspomnienia jakby na to czekały i nieśmiało wyjrzały ze swojej szuflady. Jeszcze trochę zaspane przeciągnęły się, uśmiechnęły i ochoczo z niej wyfrunęły. Zaraz też, jak to miały w swoim zwyczaju, otuliły mnie lekkim, utkanym z nitek pamięci szalem. Z przodu przypięły niewidoczną broszkę, aby szal nie zsunął mi się z ramion. I już wiedziałam, że szybko nie dane będzie mi go zdjąć...
No cóż... Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko przysiąść na chwilę i przenieść się do minionego wieku.
Tak już mam, że przeszłość często idzie za mną krok w krok przez całe życie i nie chce mnie opuścić... Przywykłam do tego.
To prawda, że patrzenie często w przeszłości często odsuwa moje myśli od teraźniejszości. Czy warto zatem odwracać głowę?
Przecież jestem osobą raczej twardo stąpającą po ziemi, która zdaje sobie sprawę, że powinna żyć i żyje dniem dzisiejszym i tym, co jeszcze może mnie czekać.
Tym razem to same wspomnienia przypomniały o sobie. Zbyt długo nie zaglądałam do ich "mieszkanka". Zatęskniły za mną. Szufladę wspomnień otwieram na chwilę tylko w szczególnych momentach. Tym razem byłam skupiona przede wszystkim na teraźniejszości .
Może więc wspomnienia pomyślały, że o nich zapomniałam? Wystraszyły się, że odeszły w niepamięć? Po prostu bały się o swoją przyszłość?
Tego nigdy im nie zrobię. Nie zapomnę o nich. Przecież nie można do końca odrzucić przeszłości. Zresztą nie sposób amputować pamięci. Zawsze odezwie się niepytana. Wspomnienia cały czas gdzieś się czają gotowe, aby nas dopaść czy to w zapachu, dźwięku.... Nie jest łatwo uwolnić się od ich bagażu... No chyba, że nie ma się solidnych korzeni. Jednak z drugiej strony bez tych korzeni dryfuje się przez życie jak puch dmuchawca na wietrze.
Jednak i ja boję się o przyszłość przeszłości. Zwłaszcza kiedy myślę o kolejnym pokoleniu.
Rówieśników moich rodziców jest coraz mniej. Praktycznie poza nimi tylko moje pokolenie jest pomostem pomiędzy tamtym, ubiegłowiecznym światem a światem dzisiejszym.
Czy po nas ktoś jeszcze będzie pamiętał tamten świat? Czy moja szuflada wspomnień przetrwa?
Tak powiało smuteczkami... Ale kolejny kwiecień przywiał smutne wieści. Myślałam, że tylko ten zeszłoroczny taki był, ale cóż... I ten przygnębił mnie, co prawda nie tak bardzo jak rok temu, ale zawsze...
Przywołuję zapach lata
bukiet ziół zbieranych o świcie
z rosą dzieciństwa zerwaną o poranku
lato pachnie truskawkami
czerwienią barwiących poletko pod lasem
a może pierogami klejonymi miłością
woń róż miesza się z owocowym sokiem
jedno i drugie spływa ze stołu
pokrytego kraciastą ceratą
za chwilę mama zarzuci pierogi na wrzątek…
ocieram mokre oczy zasnute zimową ciszą…
wiersze i obrazy Basia Wójcik
Mamy jednak maj. Świat zwolnił na chwilę w podziwie, uśmiechu, ale i w zdziwieniu. Już po niezapominajkach, konwaliach... Wszystko dookoła się spieszy, nie chce przystanąć. Nawet natura pędzi jak nigdy dotąd. Kto to widział, żeby o tej porze było już po bzach, kwitnących kasztanach...? Co będzie latem, jesienią...?
Dlatego może warto porzucić wszelkie obawy i niczego nie odkładać na potem i zdecydować się na wyjazd? Tak... Powinnam podobnie jak rok temu zrobić sobie prezent imieninowy i pojechać do mojego Miasteczka?
Już słyszę pytanie: Znowu? Po co wracać do przeszłości, która już nie istnieje? Przecież trzeba poznawać nowe, nieznane miejsca....
Ale ja już tak mam, że najlepiej odpoczywam w znanych miejscu, zwłaszcza, gdy podróżuję sama. Tam czuję się pewnie, bezpiecznie... A tak naprawdę jestem najzwyczajniej na świecie zakochana w moim Miasteczku... Czy jednak jest to miłość nadal wzajemna?