Wspomnienia od maja mnie nie opuszczają. Wyfrunęły ze swojej szuflady i nie myślą, aby wrócić z powrotem. Cóż... Dobrze im tutaj ze mną. Dzisiaj znowu przysiadły na moich ramionach i snują opowieści z mojego beztroskiego dzieciństwa. No tak... Moje imieniny, jutro Dzień Dziecka, więc mają doskonałą wymówkę.
Dziecięce wspomnienia... Od zawsze mają na Małą Dziewczynkę działanie uspokajające. Ta otulająca ją nostalgia jest pełna ciepła i optymizmu. Te czułe powroty do przeszłości potrafią poprawić nastrój, dodać siły... Zatrzymują na chwilę pędzące życie, odprężają, pozwalają złapać oddech...
Siadam więc na huśtawce. Zamykam oczy... Majowo - czerwcowy, pachnący wiatr przywiewa kolejne wspomnienia. Z lekkiej, delikatnej chusty otulającej ramiona powstaje ciepły, gruby szal.
Tornister pełen uśmiechów
– Co zapakujesz w tornister?
ołówek, kredki, długopis.
– I na tym kończy się opis?
– Nie! Jeszcze włożę linijkę,
jeszcze ekierkę i cyrkiel,
jeszcze drugie śniadanie,
jeszcze jabłko rumiane.
I jeszcze...
– Co tam jeszcze?
mnóstwo wesołych uśmiechów!
Zaniosę je do szkoły,
uśmiechem z kolegami
i z każdym z nauczycieli.
I z panią woźną w szatni,
i z tym kolegą małym,
co pierwszy raz jest w szkole
i strasznie jest nieśmiały...
Wanda Chotomska
Imieninowe, chociaż nie o imieninach... Ale imieniny są często pretekstem do powrotu myślami do dzieciństwa.
Tamten świat nie przypominał dzisiejszej rzeczywistości. Nie było tylu rzeczy, bez których współczesne dziecko nie wyobraża sobie życia. Nie było komputerów, komórek... Czasy były zupełnie inne, może trudniejsze, ale dla Małej Dziewczynki miały niezwykły urok beztroskiego dzieciństwa.
Gdyby współczesne dzieci nagle znalazły się w mieście z czasów słusznie minionych, to zapewne byłby zdziwione, zagubione.... Ale sytuacja odwrotna wywołałby podobne uczucia. Ten dawny świat był często szaro-bury. I wszystko takie podobne do siebie. Podobne osiedla, podobne mieszkania, podobne meblem podobne ubrania...
W szkole przez prawie całą podstawówkę Mała Dziewczynka nosiła niebieski fartuszek. Prawie, bo na początku edukacji miała bardzo dziewczęcy krzyżaczek. Ten ciemny fartuszek był wykończony półokrągło od dołu. Do górnych rogów fartucha doszyto "szelki", które krzyżowano na plecach. Zarówno "szelki" , jak i dół fartuszka wykończone były falbanką. Potem Mała Dziewczynka wyrosła i dostała niebieski fartuszek. Większość uczniów miała jednak granatowe, a tylko nieliczni jeszcze bordowy. Do nieprzewiewnych, połyskliwych fartuszków doszywało się białe kołnierzyki i tarcze. Tarcze były obowiązkowe. Za jej brak można było dostać uwagę w dzienniczku. Po latach Mała Dziewczynka zdała sobie sprawę, że były one jednak ważne. W epoce bez powszechnych telefonów stacjonarnych dzieciom zdarzało się wracać ze szkoły samemu, iść na religię do odległego kościoła, bawić się kawałek od domu... A w okolicy, gdzie mieszkała Mała Dziewczynka było jeszcze niezabudowanych terenów. Pola, lasek, górki... Byliśmy wtedy poza kontrolą rodziców. W nagłych wypadkach dzięki tarczy dorosły mógł sprawdzić, do jakiej szkoły chodzi dziecko.
W szkole obowiązkowo zmieniało się obuwie na juniorki. Juniorki... Mała Dziewczynka wspomina je z z sentymentami, chociaż były niewygodne, miały zbyt twarde podeszwy. No i były po prostu brzydkie... Juniorki przynosiło się codziennie do szkoły w workach. Worki uszyte były z materiału ściąganego u góry sznureczkiem. Zazwyczaj szyły je własnoręcznie mamy, babcie czy też ciocie... Małej Dziewczynce kiedyś taki worek porwał bezpański pies. Do dzisiaj Mała Dziewczynka z pewną rezerwą podchodzi do zwierząt. Ale wróćmy do worków. Czasem były one doskonałym narzędziem bitewnym. Ileż to walk było stoczonych na worki.
Może nawet sam sens noszenia fartuszków był dobry, bo chodziło o to, by dzieci biedniejsze i te bogatsze się nie wyróżniały? Aby nie było rewii mody. Makijaż i pomalowane paznokcie? To już nawet w szkole średniej było nie do pomyślenia.
Atrament i kreda
Wzdychała kreda: “Wciąz jestem biała,
Jęczał atrament: “O, losie marny,
Wciąz jestem czarny, kompletnie czarny,
Jak gdyby we mnie kto smołę przelał.
Nie chcę być czarny! Dość juz!” I zbielał.
W szkole straszliwy zrobił się zamęt:
Ładna historia! Biały atrament!
Któż go na białym dojrzy papierze?
Nikną litery i kleksy świeże,
Gdy z liter nawet ślad nie zostanie.
Zbladł nauczyciel i bladolicy
Przez chwilę z kredą stał przy tablicy,
Lecz nic napisać na niej się nie da:
Czarna tablica i czarna kreda!
Jak tu rozwiązać mozna zadanie,
Rzekł nauczyciel zakłopotany:
“Dziwne to, bardzo dziwne przemiany!
Kreda jest czarna, atrament biały…
Wiemy, kto robi takie kawały!”
Mowiąc to palec przytknął do czoła,
Groznym spojrzeniem powiodł dokoła
I mnie, choć ja się winnym nie czuję,
Ze sprawowania postawił dwoję.
Jan Brzechwa
Strój gimnastyczny to biała koszulka, ciemne szorty i tenisówki. Z czasem wśród dziewczynek w podstawówce pojawił się jednoczęściowy, ciemny kostium z czerwonym wykończeniem. Długo był on marzeniem Małej Dziewczynki, która tak bardzo chciała być jak jej koleżanki. A potem, gdy go dostała, to stwierdziła, że jednak jest chłopczycą i bardzo się ucieszyła, kiedy jako piłkarka otrzymała szkolny kolorowy dres i wyróżniającą się biało-czerwoną koszulkę z żółtymi dodatkami.
Nieodłącznym wyposażeniem ucznia był tornister, w którym mieściły się książki, zeszyty, dzienniczek ucznia, piórnik no i oczywiście kanapki i jabłko.
Pod koniec podstawówki bardzo modne i pożądane stały się skórzane torby na ramię. Mała Dziewczynka długo o takiej marzyła, ale jak ją już dostała, to była wyjątkowa. Wyjątkowa bo inna od tych wszystkich kwadratowych, kanciastych... Była półokrągła, dziewczęca...
Wiele lat później powróciła moda na noszenie ekwipunku na plecach. Także Mała Dziewczynka od lat nosi tylko plecak.
A w tornistrze szczytem marzeń był kolorowy chiński piórnik zamykany na magnes. A w piórniku oczywiście pachnąca chińska gumka, flamastry i ołówek z gumką. Mała Dziewczynka gumkę, ołówek i flamastry miała. Ale piórnika chińskiego nie pamięta. Był natomiast taki piękny zamykany na zamek z kolorowymi kredkami, ołówkiem, gumką, cyrklem, linijką... Takiego nie miał chyba nikt. Do tego było miejsce na pióro, które szybko wyparł długopis.
Kto pamięta jeszcze pisanie piórem? Wymienianie stalówek i naboi? Ileż to wówczas było kleksów w zeszycie i plam na rękach... Ale dla Małej Dziewczynki najgorsze były te na ubraniu...
W szkole, na początku podstawówki Mała Dziewczynka siedziała w ławce. Takiej prawdziwej. Teraz została po niej tylko nazwa. A kiedyś.... ? W dawnej ławce siedzisko stanowiło całość z blatem, w którym znajdowało się wgłębienie na przybory do pisania i rysowania oraz specjalny otwór na kałamarz.
Szkoła
Ławki tablica kreda
łza jak diabeł się kręci
Szukam nawet kawałka
mej szkoły świętej
pamięci
ksiądz Jan Twardowski
Jakże inne są teraz lata szkolne w podstawówce. Opowieść mogłaby jeszcze trwać i trwać...
Do tego świata wracam dzisiaj z nostalgią i sentymentem. Pomimo, że czasy ówczesne uchodzą za szaro-bure, to moje obrazy, które wspominam są kolorowe.
Pora zrzucić z ramion szal wspomnień i włożyć go do szuflady. Pani Codzienność od tygodnia każdego dnia o poranku puka do drzwi, a raczej tym razem woła już zza płotu...