sobota, 22 czerwca 2024

Jestem za, ale też trochę przeciw...

Do Pani Doktór - Blance Mamont
Pani doktór
w białym fartuchu
w podkolankach co odmładzają
przynoszę Pani serce do naprawy
Bogu poświęcone
a takie serdecznie niezgrabne
jak nie wyczesany do końca wróbel
niezupełne bo pojedyncze
nie do pary
biedakom do wynajęcia
od zaraz i na zawsze
niemożliwe i konieczne
niewierzących irytujące
zdaniem kobiet zmarnowane
dla Anioła Stróża za ludzkie
dla świętych podejrzane
dla rządu niepewne
dla teologów nieprzepisowe
dla medyków nieznośnie normalne
dla pozostałych żadne

połóż je do szpitala
i nawymyślaj
żeby się choć trochę poprawiło
Jan Twardowski
Raz na jakiś czas piszę o naszym języku polskim. Jednak jak powszechnie wiadomo przedmiot ten w szkole średniej był dla Małej Dziewczynki istną piętą Achillesa, więc może dać sobie z tym tematem spokój? Ale co tam....
Dziś temat, który od dawna dopominał się o swoją uwagę.
Język polski jest fleksyjny. Jest bardziej skoncentrowany na rodzaju niż tak popularny język angielski. To czyni go dla niektórych trudniejszym.
W ostatnich latach zrobiło się głośno o feminatywach. Niektóre osoby nawołują do ich jak najczęstszego używania, inne zaś się im sprzeciwiają. Kto ma rację? Problem trudny, ale i ważny.
I nie jest to tak, że nagle stała się na nie moda.
żeńskie formy były tworzone i używane od dawna
Feminatywy nie są nowością w języku polskim, istnieją w nim od dawna. Przeczytałam, że są nawet  starsze niż język polski, ponieważ występowały już w języku prasłowiańskim, z którego polszczyzna się wywodzi.
Jednak było ich zdecydowanie mniej niż dzisiaj, ponieważ przez wiele stuleci społeczna czy też  zawodowa pozycja kobiet była niższa niż pozycja mężczyzn. Wielu zawodów też nie było.
Do powszechnego użytku weszły one dopiero na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu czy kilkuset lat.
Gdy kobiety uzyskały prawo do szerszej oferty zawodowej, wówczas zaczęto tworzyć żeńskie formy nowych ról.
Wraz z tą zmianą pojawiły się nowe formy żeńskie. Pierwsza debata na temat feminatywów rozpoczęła się na początku dwudziestego wieku, kiedy kobiety masowo wchodziły na rynek pracy, kiedy też wywalczyły sobie możliwość edukacji uniwersyteckiej... To spowodowało, że język polski musiał za tą sytuacją nadążyć, zareagować... Wiele osób pisało też do Poradnika Językowego z pytaniem: jak te kobiety nazywać. Językoznawcy zalecali tworzenie analogicznych form do tych, które już w języku polskim istniały. Czyli skoro był nauczyciel i nauczycielka, to również może być adwokat i adwokatka, czy też profesor i profesorka, poseł i posłanka... To było uznawane za coś neutralnego i niezwiązanego z żadną stroną sporu politycznego.
„Kłaniam się pani redaktor!” – „Witam witam wieszcza!
Cóż sprowadza waćpana do naszej gazety?”
„Może pani redaktor moje wiersze pozamieszcza?”
"Co pan ma, jakieś fraszki?” – „Nie, Krymskie Sonety
Jedna mi sztuka zwłaszcza wyszła znakomita
Nazywa się Ajudah” – „No, no niech pan czyta”
Andrzej Waligórski
Po II wojnie światowej jednak zmienił się ustrój. Komunizm miał znaczący wpływ na język.
Przestano używać feminatywów w oficjalnych kanałach komunikacji. W latach 50. pojawiła się tendencja, by dążyć do równości, która była rozumiana jako zrównanie kobiet z mężczyznami, również na płaszczyźnie językowej. Co nie oznaczało tak do końca równości szans czy dostrzegania różnorodności. Ale nie o tym dzisiaj.
Językiem równano w górę, do tej bardziej „prestiżowej” formy. Wtedy ukonstytuował się pogląd, że taką są formy męskie.
Miało to wymiar propagandowy. Wskazywało na naszą progresywność. U nas kobieta jest równa mężczyźnie, co widać nawet w języku. Nie ma adwokatów i adwokatek, są sami adwokaci.
Działo się to tak, ale wyłącznie w odniesieniu do zawodów „wyższych”, jak adwokat, wykładowca, lekarz. W zawodach uważanych za „niższe”, jak nauczycielka, sklepikarka, sprzątaczka, fryzjerka końcówka została niezmienna. I do dziś odmiany tych profesji nie budzą kontrowersji.
Także w czasie komunizmu byli autorzy i autorki, którzy sprzeciwiali się temu stanowi rzeczy. Stefania Grodzieńska w „Przekroju” opublikowała felieton wyśmiewający modę nazywania kobiet formami męskimi. Pokazała absurdy, do których może doprowadzić używanie maskulatywów. 
Od kilku lat czytuję z niepokojem w prasie polskiej: "o pracowniku naukowym dr Cytowskiej", "o działaczu społecznym Wandzie Wasilewskiej", "o literacie Irenie Krzywickiej".
Jeszcze bardziej się zmartwiłam, kiedy dowiedziałam się z dziennika, że "do pokoju wszedł listonosz Maria Matuszewska".
Zupełnie się rozkleiłam, kiedy pewna instytucja w nekrologu zawiadomiła, że "zmarł nasz drogi kierownik, Helena taka a taka".
Ponieważ jednocześnie przestaliśmy używać pięknej formy "owa" i "ówna" przy nazwiskach, nierzadkie jest zaskoczenie, jak na przykład w artykule, który się zaczyna: "Wybitny nasz pracownik, magister M. Krygier, ku ogólnemu zadowoleniu mianowany został dyrektorem. Zasłużył w pełni na to stanowisko. Ta drobna, łagodna kobieta...." itd.
Nie jestem na tyle zarozumiała, aby się łudzić, że zmienię istniejący stan rzeczy, wybieram więc mniejsze zło. Jeżeli chcemy uniknąć "pudrującego nos elektrotechnika Karasińskiej", musimy się zgodzić na "pudrującą nos elektrotechnik Karasińską", tak jak prosimy do telefonu magister w odróżnieniu od magistra. Zdaję sobie sprawę z doniosłości problemu jako córka profesor i profesora.
Stefania Grodzieńska
Zachęcam do przeczytania całego teksu.
Jednak maskulatywy się przyjęły, a my nie możemy się pozbyć spuścizny po komunizmie. Niestety sama coś o tym wiem.
Proszę zwrócić uwagę, że na przykład w językach pokrewnych, słowackim i czeskim, ten problem w ogóle nie występuje. Jest, zapisując fonetycznie: rektorka, dekanka, profesorka, doktorka, docentka. Mało tego! Jest i Marlena Dietrichowa, nikogo nie dziwi Obamowa, Rooseveltowa, a nawet Brigitte Bardotowa. Podobnie zresztą jest w Niemczech. Nie ma Frau Kanzler Merkel, jest Kanzlerin Merkel, a więc – gdyby chcieć spolszczyć – kanclerka. W języku niemieckim mamy Doktorin, Präsidentin, Rektorin. Tymczasem na gruncie języka polskiego straciliśmy coś, co od wieków jest typologiczną cechą języków słowiańskich – przyrostki żeńskie, czyli formalne wyznaczniki żeńskości.
Jan Miodek
Oczywiście odgrzebując historię wracamy do feminatywów. Ale zaczęło się to od polityki. Zaczęły je używać kobiety z nią związane. Może gdyby wprowadziły je aktorki, piosenkarki czy inne celebrytki, to mielibyśmy do tych żeńskich końcówek inny stosunek. Polityka bowiem dzieli społeczeństwo. Czujemy przynależność do jednej ze stron i to, co promuje ta druga, nie traktujemy poważnie.
Dlatego formy żeńskie niepotrzebnie stały się wyznacznikiem przynależności politycznej. Większość chce pozostać neutralna. Część kobiet rezygnuje z żeńskich końcówek, aby nie sugerować , że są stronnicze. I nadal formy męskie są nośnikami większego prestiżu. Formami żeńskimi go sobie ujmujemy.
Uznajemy je za infantylne, śmieszne... Czy kobiety zakładają językowy garnitur, aby uchodzić za bardziej kompetentne?
Argumentem przeciw używaniu form żeńskich bywa również trudność wypowiedzenia wyrazów np.: architektka, adiunktka...
Także wieloznaczeniowość wprowadza w błąd. Szoferka to kabina samochodu ciężarowego, reżyserka – pomieszczenie w radiu lub telewizji, a pilotka to czapka. Co więcej w słowniku PWN znajdziemy 10 znaczeń słowa pilot, a to jednak pilotka budzi kontrowersje.
Nie ukrywam, że sama mam problem z tymi końcówkami, nie jest entuzjastką feminatywów... Może dlatego, że wychowałam się w czasach, gdy nie były one stosowane? Zapewne zostanę skarcona, zwłaszcza przez niektóre kobiety. Nie podoba mi się słowo "gościni", nie lubię "psycholożki", "ministry", "chirurżki"... Nie stosuję ich. Ale przecież mam do tego prawo... Rozumiem i szanuję jednak kobiety, dla których są one ważne. I mile widziane byłoby odwzajemnienie, a nie pouczanie... Niestety często mamy tendencje do przesadzania i braku zrozumienia dla drugiej strony.
To, że dla kogoś coś jest ważne, nie oznacza, że jest ważne dla innej osoby. Nie należy zmuszać innych na siłę.
Jesteśmy przecież tak różni. Dlatego warto dać sobie przyzwolenie na tą różnorodność.
Za kilka, kilkanaście lat problem językowy zapewne zniknie, ale prawdopodobnie pojawi się nowy...
Robi reformy pani minister,
przygotowała ich całą listę.
Hasło ich główne: frontem do mas.
Front ten już bokiem wyłazi nam.

Tralala, tralala
pani minister rację ma.
Pani minister, pani minister,
jako minister nie jest zła.

Pani ministra reformy nowe,
są bardzo piękne, mądre, celowe.
Tak uszczęśliwią kraj nasz i nas,
że lepiej weźmy nogi za pas.

Tralala, tralala
pani minister rację ma.
Pani minister, pani minister,
jako minister nie jest zła.

A na pytanie pani o lata,
ciężkie więzienie lub praw utrata.
Zresztą ustala się ważną rzecz,
od lat trzydziestu liczymy wstecz.

Tralala, tralala
pani minister rację ma.
Pani minister, pani minister,
jako minister nie jest zła.

Z przyczyn moralnych i gospodarczych
mężom do szczęścia niech dom wystarczy.
Trzy "P" do tego można im dać,
trzy "P" to znaczy: płać, płać, płać.

Tralala, tralala
pani minister rację ma.
Pani minister, pani minister,
jako minister nie jest zła.

Mówią: kobiety, mówią: płeć słaba,
mówią z przekąsem: po prostu baba.
Lecz starczy baby lub kilku bab,
żeby się poddał najtęższy drab.

Tralala, tralala
trudno panowie, chapeau bas!
Górą kobieta, tyłem kobieta,
zawsze kobieta rację ma.
Jerzy Jurandot
Jednak brakuje mi czegoś innego, a co było używane przed wojną i w  jeszcze w czasach PRL-u. Moja Babcia, Dziadek, pokolenie rodziców używali żeńskich form nazwisk.  Niestety coraz rzadziej do nazwisk żeńskich dodaje się końcówki "-owa", "-ówna", "-ina" i "-anka". Przeciwnicy, a głównie przeciwniczki twierdzą, że dodawanie ich podkreśla przynależność do mężczyzny: ojca lub męża. Zwolennicy zaś, że jest to językowa tradycja, którą warto zachować
Czasy się zmieniają, a z nimi język. Jeśli dziś, ktoś chce używać feminatywów powinien mieć do tego prawo. Ale i druga strona nie powinna być krytykowana i pouczana, jeżeli ich nie stosuje.
Nic jednak nie poradzimy, że język rozwija się wraz z całym społeczeństwem i naturalnym jest reagowanie na potrzeby budowania nowych wyrazów. Niedługo feminatywy będą integralną częścią naszego języka, musimy się jedynie z nimi osłuchać.

niedziela, 16 czerwca 2024

Poezja nie tylko starych studni i zepsutych zegarów

Muzeum
Są ta­le­rze, ale nie ma ape­ty­tu.
Są ob­rącz­ki, ale nie ma wza­jem­no­ści
od co naj­mniej trzy­stu lat.

Jest wa­chlarz - gdzie ru­mień­ce?
Są mie­cze - gdzie gniew?
I lut­nia ani brzęk­nie o sza­rej go­dzi­nie.

Z bra­ku wiecz­no­ści zgro­ma­dzo­no
dzie­sieć ty­się­cy sta­rych rze­czy.
Omsza­ły woź­ny drze­mie słod­ko
zwie­siw­szy wąsy nad ga­blot­ką.

Me­ta­le, gli­na, piór­ko pta­sie
ci­chut­ko try­um­fu­ją w cza­sie.
Chi­cho­cze tyl­ko szpil­ka po śmiesz­ce z Egip­tu.

Ko­ro­na prze­cze­ka­ła gło­wę.
Prze­gra­ła dłoń do rę­ka­wi­cy.
Zwy­cię­żył pra­wy but nad gło­wą.

Co do mnie, żyję, pro­szę wie­rzyć.
Mój wy­ścig z suk­nią na­dal trwa.
A jaki ona upór ma!
A jak­by ona chcia­ła prze­żyć!
WISŁAWA SZYMBORSKA
Dookoła nas jest wiele rzeczy materialnych. Jednak przedmioty to nie tylko wytwory pracy człowieka. To także  towarzysze naszego dnia codziennego. Od wieków są z nami. Wszak to człowiek je stworzył, ukształtował. Ale to właśnie dzięki nim człowiek buduje swoją relację ze światem. Przetwarza to, co daje mu natura, zaspokaja swoje potrzeby, poznaje nowych ludzi, kontaktuje się z nimi. 
Bronisław Malinowski w książce Argonauci zachodniego Pacyfiku, podkreślał, że wiele przedmiotów poza swoją funkcją pierwotną (np. książka służy do czytania) może doczekać się też innych, wtórnych sposobów zastosowania (podparcie stolika, któremu ułamała się noga, czy obciążenie sklejanych przedmiotów). Przedmioty mają swoje nazwy – imiona, którymi wzywamy je na pomoc: kłonia wasągowata (narzędzie używane dawniej do łowienia ryb), cep (narzędzie używane do młócki zboża), warząchew (łyżka do nalewania zupy) – to tylko niektóre z nich. Trzeba przyznać, że działają na wyobraźnię. Poznając przedmioty z minionych epok lub różnych kultur, zdobywając umiejętność nazywania ich po imieniu, zyskujemy unikatową wiedzę o fragmentach świata odległego od nas w czasie lub przestrzeni. Przywołując te dziwne słowa, w pewnym sensie powołujemy do widmowego życia rzeczywistość, w której istnieją lub istniały. A kiedy dowiemy się jeszcze, jaka była lub jest funkcja obco wyglądającego przedmiotu o dziwnie brzmiącej nazwie, nasza wyobraźnia pozwoli nam na chwilę zanurzyć się w tym świecie. By dać przedmiotom głos i pozwolić im opowiadać historie, potrzebujemy nie tylko samego bestiarium rzeczy, ale także dużej dawki wyobraźni. Pomost między jednym a drugim zbudują słowa 
Mała Dziewczynka żałuję tylko, że niedługo nie będzie już śladu po wielu pięknych wyrażeniach: haczka, ryczka,farelka, kanka, szaber, onegdaj, urwipołeć, safanduła, harmider, galimatias, dyrdymałki, podfruwajka, wszelako, przeto, wtrynić, rozbisurmaniony, ścichapęk.... (do tych mam szczególny sentyment). Mogłaby tak jeszcze długo  wymieniać, ale to nie jest tematem dzisiejszej opowieści. 
Zapewne każdy zetknął się kiedyś z pojęciem „przedmiot z duszą”.
Co jednak znaczy to określenie? Co wyróżnia te rzeczy? Co sprawia, że z wielu produktów, z którymi mamy do czynienia, tylko niektóre wydają nam się wyjątkowe?
Generalnie, bardzo często „przedmiot z duszą” bywa synonimem pracy wykonanej ręcznie i z najwyższą starannością, w których wykonanie ktoś „włożył serce”.
To prawda, ale dla Małej Dziewczynki nie do końca.
Jej zdaniem, przedmioty, zwłaszcza te stare mają duszę. Czyli taka rzecz niesie ze sobą jakąś historie.
Stare przedmioty
Na starych strychach starych domów
Wciśnięte w najciemniejszy kąt
Dawno już nieprzydatne komuś
Stare przedmioty cicho śpią

Przez wieku pół i jeszcze ćwierć
Leżą tam, na nic nie czekając
Możliwa jest podwójna śmierć,
Martwe przedmioty umierają

Bezduszna rzeczy rzeczywistość
Wypchnęła je na ślepy trakt
Może przydarzyć się to wszystkim,
Bo nowe wciąż się pcha na świat.

Jak w domu starców podopieczni,
Których już nie odwiedza nikt
Same czekają tu na wieczność.
Tylko czasami im się śni,

Że kiedyś ruszą w długi marsz
Szukać tych, co je zapomnieli
I będzie tak, jak bywa w snach –
Powrócą do swych właścicieli

Martwe przedmioty, a znów żywe,
Sensem wypełnią się ich dni.
Będą potrzebne, więc szczęśliwe –
W końcu od tego mamy sny.
Wojciech Machowski
Mała Dziewczynka lubi stare przedmioty, chociaż nie ma ich zbyt dużo w domu. Jednak ogromną przyjemność sprawia jej obcowanie z nimi. Każdy stary przedmiot jest bowiem niepowtarzalny Te wszystkie cacka i cudeńka budzą we mnie zachwyt tym, że:
 są tak unikalne,
 stworzyła je ręka ludzka, a nie maszyna,
 udało się im przetrwać wiele lat, bo ktoś zadbał, aby były wykonane dokładnie i z dobrego materiału
 opowiadają mi czyjąś historię.
Może to dlatego, że Mała Dziewczynka jest przywiązana do tradycji, zwłaszcza tej rodzinnej.
Ma w swoim mieszkanku kilka takich pamiątek.
Dzbanuszek do śmietanki, który Dziadek używał, gdy pił kawę. Ileż to ciekawych rozmów usłyszał, gdy w Domu byli goście i opowiadali różne historie. Ileż ludzi poznał? A może był tam ktoś znany i szanowany w mieście? Wszak Dziadek w swoich kręgach zawodowych był bardzo ceniony. 
Figurka uśmiechniętego, szklanego Murzyna (teraz pewnie Mała Dziewczynka powinna użyć innego słowa, ale wówczas...), którego ktoś czasem pogłaskał po głowie i coś miłego powiedział.
Kryształowy wazon Babci. Ileż to pięknych bukietów przyjmował do swojego wnętrza, zwłaszcza skomponowanych przez artystycznie uzdolnioną Babcię. Gdyby umiał malować pewnie stworzyłby setki obrazów pokazujących niespotykany talent Babci. W domu Dziadków zawsze na stole musiały być kwiaty. A Babcia z działki nigdy nie wracała bez nich.
Talerze z babcinej zastawy. Ileż pysznych obiadów na nich podawano gościom.  
Obraz namalowany przez Dziadka. A postać na nim namalowana była świadkiem wielu zdarzeń rozgrywających się dookoła. Pewnie nieraz byłoby lepiej, aby niektóre zachowała dla siebie:))) Po co wspominać, że Mała Dziewczynka wyjadała cukierki, czytała książki lub nieliczne wówczas kolorowe gazety lub o zgrozo oglądała bez pozwolenia telewizję zamiast....  
Czarno-biała cukiernica z domu Dziadków pamiętająca czasy kryzysu, gdy czasem była pusta. Zapewne opowiedziałaby słodkie i gorzkie historie.
Widelczyk. Ciekawe do kogo należał i czyja ręka go trzymała? Pewnie tą tajemnicę zachowa już dla siebie.
Czerwony telefon z obracaną tarczą, który słyszał wiele ważnych radosnych i smutnych informacji. Wszak telefon był wówczas rzadkością i nikt bez potrzeby nie rozmawiał przez długie minuty.
Tak, niektóre z ich były produktem masowym, czyli z encyklopedycznego punktu widzenia "bez duszy".
Jednak Mała Dziewczynka za nic na świecie nie wyrzuciłaby ich, chociaż niektórzy mówią: „po co trzymasz takie stare rupiecie? Kto teraz trzyma kryształy? Na co ci ten trzeszczący telefon z tarczą, którego już nie używasz?” A ona ich nie wyrzucam, bo wie, że tą rzecz lubili jej Dziadkowie, inną znowu jej  Babcie… To przecież jedyne co jej po nich pozostało, nie licząc fotografii w kolorze sepii i tych późniejszych czarno-białych. 
Gdyby ktoś spytał Małą Dziewczynkę o to co zabrałaby, gdyby mogła wziąć z mieszkania tylko parę rzeczy, to te przedmioty, zdjęcia i listy byłyby na pierwszym miejscu.
Tak, Mała Dziewczynka jest sentymentalna, zbyt często odwraca się wstecz… Jednak za dzisiejszym życiem nie nadąża. Czasem gubi drogę, zatrzymuje się i boi się spojrzeć co jest za zakrętem.
Stare przedmioty mają duszę. Zdaniem Małej Dziewczynki oznacza to, że każda rzecz pozornie już bezużyteczna niesie ze sobą jakąś historię. Czasem nie dbamy o rzeczy materialne psujemy, niszczymy, nie szanujemy, nie naprawiamy, kupujemy nowe. A przecież należy  pamiętać, że każdy przedmiot swoim wyglądem odzwierciedla zachowanie jego właściciela. Biorąc pod uwagę np. stary zabytkowy zegar, który widział już niejedno, może nawet przeżył wojnę, zamieszki, wysłuchiwał rodzinnych kłótni, spoglądał na zakochane pary, wybijał czasem złą lub dobrą godzinę... I taki zegar, niby niepozorny przedmiot, a przeżył więcej niż niejeden z nas.
Jak pisał Leopold Staff czasami patrzymy na coś, co wydaje się nam bezużyteczne. A potem, gdy słyszymy historię i dowiadujemy się, co się za nią kryje, patrzymy na te rzeczy inaczej.
Dzieciństwo
Poezja starych studni, zepsutych zegarów,
Strychu i niemych skrzypiec pękniętych bez grajka,
Zżółkła księga, gdzie uschła niezapominajka
Drzemie były dzieciństwu memu lasem czarów…

Zbierałem zardzewiałe, stare klucze… Bajka
Szeptała mi, że klucz jest dziwnym darem darów,
Że otworzy mi zamki skryte w tajny parów,
Gdzie wejdę blady książę z obrazu Van Dycka.

Motyle-m potem zbierał, magicznej latarki
Cuda wywoływałem na ściennej tapecie
I gromadziłem długi czas pocztowe marki…

Bo było to jak podróż szalona po świecie,
Pełne przygód odjazdy w wszystkie świata częście…
Sen słodki, niedorzeczny, jak szczęście… jak szczęście…

sobota, 8 czerwca 2024

Na jagody

Na jagody! -
Tuż nad Bu­giem, z le­wej stro­ny,
Stoi wiel­ki bór zie­lo­ny.
Noc go kry­je skrzy­dłem kru­czem,
Świt otwie­ra srebr­nym klu­czem,
A za­cho­du łuna zło­ta
Za­trza­sku­je ja­sne wro­ta.

Nikt wam tego nie opo­wie,
Moje pa­nie i pa­no­wie,
Ja­kie tam ogrom­ne drze­wa,
Ile pta­szyn na nich śpie­wa,
Ja­kie kwiat­ków cud­ne rody,
Ja­kie mo­dre w stru­gach wody,
Jak dąb w szu­mach z wi­chrem gada,
Ja­kie baj­ki opo­wia­da!
Mało komu tam się uda
Na­pa­trzyć się na te cuda,
Mało kto w wie­czor­nej ci­szy
Tę bo­ro­wą baśń usły­szy,
Mało kogo bór przy­pu­ści
Do ta­jem­nych swych cze­lu­ści,
Gdzie się kry­ją jego dzi­wy:
Świat — jak z baj­ki — a praw­dzi­wy!
Dłu­go na to cze­kać trze­ba,
Aż się wi­cher uko­le­ba,
Aż dro­ży­ny mech wy­gła­dzi,
Aż nas dzię­cioł po­pro­wa­dzi,
Aż się w dziu­plach po­śpią sowy,
Aż za­drze­mie dziad bo­ro­wy,
Aż obe­schną w tra­wach rosy,
Aż utka­ją dy­wan wrzo­sy.
Wte­dy — niech się co chce dzie­je,
Da­lej, dzie­ci! Idź­my w knie­je!

Żeby tyl­ko, cho­waj Boże,
Nie na­po­tkać gdzie śli­ma­ka...
Jak nic dro­gę zajść nam może,
A to strasz­ny za­wa­dy­aka!
Płaszcz zwi­nię­ty ma na grzbie­cie,
Róż­ki sta­wia na wi­de­cie.
Wali tego cała rota:
Raz, dwa, trzy, i marsz pie­cho­ta!
A nad nie­mi lecą osy,
Gra­ją, trą­bią wnie­bo­gło­sy,
Aż się echa w boru go­nią...
Nie za­cze­piaj, bo pod bro­nią!
Za­raz brzęk się ozwie krót­ki,
Do ata­ku brzęk po­bud­ki,
Za­raz idą na ba­gne­ty...
Utnie któ­ra? — Gwał­tu rety!
A tam sie­dzi we for­te­cy
Pa­jąk, co ma krzyż przez ple­cy
I krzy­ża­kiem się na­zy­wa:
Be­stya sro­ga a zło­śli­wa!
My­ślisz — nic, a tu za­sadz­ka:
Jak nie chwy­ci cię znie­nac­ka,
Jak nie zwią­że w łyka, w sznu­ry,
To nie po­znasz wła­snej skó­ry.
I choć nic cię nie za­bo­li,
Wzię­tyś, brat­ku, do nie­wo­li!
Co krok stra­chy, co krok trwo­gi...
Z woj­skiem cią­gną ma­ru­de­ry
Gą­sie­ni­ce wpo­przek dro­gi;
A od głów­nej gdzieś kwa­te­ry
Ad­ju­tan­ty zło­tem świe­cą,
Na mo­ty­lich skrzy­dłach lecą,
Aż im z czu­bów idzie para:
— »Lewo w tył, i — na­przód wia­ra!«

Za­nim doj­dziem, za­nim sta­niem,
Pod bo­ro­wych szu­mów gra­niem,
Nim na­ro­ścież się otwo­rzy
Świat bo­ro­wy, nasz, a boży,
Po­słu­chaj­cie, jak w po­ra­nek
Na czer­ni­ce, na ja­go­dy
Szedł do boru mały Ja­nek,
Ja­kie w boru miał przy­go­dy.

Le­d­wo ran­ne słon­ko wsta­ło,
Pa­trz­cie tyl­ko, już jest w le­sie!
Mię­dzy so­sny idzie śmia­ło,
Dwie kro­becz­ki w ręku nie­sie;

Ka­pe­lu­sik wziął czer­wo­ny,
Żeby go się bały wro­ny,
A choć ser­ce mu ko­ła­ta
Nic nie pyta! ka­wał chwa­ta!
— »Na bok tar­nie i wi­kli­ny!
Dziś są Mamy imie­ni­ny:
Nie­spo­dzian­kę Ma­mie zro­bię,
Ja­gód zbio­rę w krob­ki obie,
Le­śna rosa je ob­my­je,
Pa­pro­cia­ny liść na­kry­je.
Cisz­kiem, chył­kiem po po­la­nie
Wró­cę, za­nim Mama wsta­nie,
No, i bę­dzie nie­spo­dzian­ka:
Dar od boru i od Jan­ka!«
Dzisiaj roślina, która przywiewa smaki dzieciństwa.
Borówka czarna to gatunek rośliny wieloletniej z rodziny wrzosowatych. Rośnie w Azji, Europie i Ameryce Północnej na obszarach o klimacie umiarkowanym i arktycznym. W Polsce jest pospolita zarówno na nizinach, jak i w górach. Rośnie na ubogich i kwaśnych, ale dość wilgotnych glebach piaszczystych, . Dobrze znosi półcień. Najlepiej rozwija się w borach sosnowych, sosnowo-świerkowych i mieszanych. W czasie ostrych zim młode pędy borówki czarnej często wymarzają, a późne przymrozki znacznie ograniczają jej owocowanie. 
Ma wiele nazw zwyczajowych  jagoda czarna, jagoda czernica, jagoda leśna, jagodnik, jagodowisko, jagodzina, jagodzisko, borówka, borówka zwyczajna, borówka, borówka czernica, borzyk, carna jagoda, ciemna jagoda, afina, afyny, borowina, borownik, borówczak, czernina, czornyja jahody, jafena, jafery, modra jagoda czy sinica.  Na większości obszaru Polski przeważa nazwa jagoda lub czarna jagoda, podczas gdy w południowej części – borówka, a na wschodzie - czernica.
Borówka czarna znana jest od starożytności. W swoich dziełach  wspominał o niej już grecki lekarz i botanik Dioskurydes. O borówce rozpisywał się również Paracelsus zwany „ojcem nowożytnej medycyny”. Jednak wówczas nie była stosowana leczniczo na większą skalę w Europie południowej i zachodniej. Czarna jagoda była istotna dla Słowian i ludów północnej Europy. Używano jej owoców przy biegunkach i krwawej dyzenterii. Często zalecano je także przeciw owsikom.
Choć borówka nigdy nie była popularna na południu Europy, to była niezwykle ważna dla Słowian i innych ludów zamieszkujących północną Europę. W medycynie ludowej służyła jako remedium na biegunkę oraz dyzentrię (ostra choroba zakaźna jelit). Zalecano ją również przeciwko owsikom i glistom. Indianie wierzyli, że borówka jest w stanie uleczyć każdą dolegliwość. Gdy nie znano jeszcze antybiotyków, czarnymi jagodami leczono tyfus oraz polio i gronkowca.
Jednak dopiero w XX wieku czarna jagoda stała się naprawdę ważna dla świata. Borówka została wtedy użyta przez Rasputina by powstrzymać krwotoki chorego carewicza Aleksego. Dzięki temu Rasputin zyskał sympatię cara Mikołaja  i ogromny wpływ na losy całej Rosji.
Natomiast w 1263 roku do kalendarza liturgicznego pod datą 2 lipca wprowadzone zostało święto Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny. Dla rozróżnienia go od innych świąt maryjnych, nazwano je świętem Matki Boskiej Jagodnej, w tym właśnie czasie dojrzewają w lasach te owoce. Istniało też podanie, że Marii idącej do domu Elżbiety i Zachariasza za pokarm miały służyć jagody. Owoce te powodowały, że Maria mogła podróżować bezpiecznie. W tradycji ludowej powszechne było przekonanie, że do dnia 2 lipca nie należy zbierać leśnych jagód. Miały być pozostawione dla Maryi. Złamanie tego zakazu miało skutkować narażeniem na ukąszenia. Tak narodziła się Matka Boska Jagodna, opiekunka matek i ciężarnych, szczególnie tych, które miały trudności z donoszeniem ciąży albo niedawno straciły dziecko. Jagody zebrane w wigilię święta miały natomiast zapewnić płodność i szczęśliwy poród
Wśród Celtów czarne jagody są związane ze świętem Lughnasadh. Pisałam o nim TUTAJ 
We współczesnej Irlandii jest to tradycyjny dzień piknikowy, kiedy rodziny wyjeżdżają poza miasto na zielone wzgórza w poszukiwaniu również czarnych jagód. Niewiele z nich jednak dzisiaj wie, że czarne jagody były niegdyś symbolicznym darem Matki Ziemi ofiarowanym ludziom w najgorętszą część roku.
A czy ja­kie za­mó­wie­nie?
Szu­ka Ja­nek, co ma siły,
A tu — żeby na na­sie­nie!
Tak ja­gód­ki się po­kry­ły.
Szu­ka w pra­wo, szu­ka w lewo,
Mię­dzy brzo­zy, mię­dzy so­sny,
Wresz­cie tam, gdzie ścię­te drze­wo,
Siadł zmę­czo­ny i ża­ło­sny.

Na płacz mu się zbie­ra pra­wie...
Wtem, gdzie sza­ra zie­mi grud­ka,
Tuż przed sobą uj­rzy w tra­wie
Bro­da­te­go Kra­sno­lud­ka.
Kra­sno­lu­dek, wszak­że wie­cie,
To naj­mniej­szy człe­czek w świe­cie,
I nie stra­szy ani tro­cha,
A nad wszyst­ko dzie­ci ko­cha!
Kra­sno­lu­dek róż­ny bywa:
Je­den Po­lny — ode żni­wa,
Dru­gi Psz­czel­ny, rzą­dzi ulem,
Ten był — Ja­go­do­wym kró­lem.

Ja­go­do­wy król po bo­rze,
Jak po wła­snym cho­dzi dwo­rze,
Mech mu le­śny łoże ście­le,
Z wilg i droz­dów ma ka­pe­lę,
Gdzie­bądź stą­pi — kwia­ty, zio­ła,
Po­chy­la­ją won­ne czo­ła,
A w naj­więk­szą na­wet ci­szę
Trzci­na przed nim się ko­ły­sze.

Ja­go­do­wy król — pan z pana!
Sza­ta na nim cud­nie tka­na,
Ko­ro­ny zaś nie uży­wa,
Bo za duża jest i krzy­wa.
Lecz i bez niej w jed­nej chwi­li
Obaj z Jan­kiem się zmó­wi­li.
Król za­świ­stał w orzech pu­sty,
Wnet szast­nę­ło mię­dzy chró­sty,
— Król ma służ­bę zna­ko­mi­tą,
Wie­wió­recz­ki z rudą kitą —
I w skok chy­że jego po­sły
Obie krob­ki w bór po­nio­sły.

— »To i my idź­my za nie­mi!
Rzekł do Jan­ka król ła­ska­wie.
Idą, a tu czerń na zie­mi:
Wiel­kie mrów­ki peł­zną w tra­wie...
Le­d­wie prze­szły, pa­jąk sro­gi
Ko­sma­te­mi stą­pa nogi...

Za­trwo­żył się nasz chłop­czy­na:
— »Nic się nie bój! — król mu po­wie:
Włos nie spad­nie ci na gło­wie!
To jest do­bry sta­ro­wi­na,
Pierw­szy tkacz mo­je­go dwo­ru,
Od sa­je­ty i bi­sio­ru.
Ten pas, spoj­rzyj, srebr­no-zło­ty,
Jego wła­śnie jest ro­bo­ty...
To zaś moje pra­cow­ni­ki
Sta­wią mo­sty i chod­ni­ki.
Kro­cie tego mamy, kro­cie!«
A wtem cień ich ob­jął chło­dem,
We­szli w gąszcz, mię­dzy pa­pro­cie,
Jaś za kró­lem, a król przo­dem.

Idą, aż tu nowe dzi­wy!
Krzyk­nął Ja­nek, pod­niósł gło­wy:
Jako w sa­dzie sto­ją śli­wy,
Tak tu gaj był ja­go­do­wy.
A ja­go­dy wszę­dzie wi­szą,
Na szy­puł­kach się ko­ły­szą,

A tak każ­da peł­na soku,
Że się pra­wie czer­ni w oku.
Za­pa­trzył się nasz chłop­czy­na,
A król pod­parł boki oba:
— »Tu się pań­stwo me za­czy­na;
Jak­że wa­ści się po­do­ba?...«
I pod wą­sem się uśmie­cha,
A miał wąsy jako strze­cha.

A wtem na­gle się uka­że
Dwór kró­lew­ski. Jak wspa­nia­ły!
Dach go kry­je srebr­no-bia­ły,
Śli­mak trzy­ma przed nim stra­że,
A ży­wicz­na cien­ka ścia­na
Świe­ci słoń­cem wy­zła­ca­na.
Przede dwo­rem, jak się go­dzi,
Kró­le­wi­cze sto­ją mło­dzi

I wi­ta­ją pięk­nie go­ścia
Oraz ojca Je­go­mo­ścia.
A na każ­dym ku­brak siny,
Jak­by z czar­nej ja­go­dzi­ny,
Ja­sne oczy zmy­te rosą,
Krą­głe myc­ki, nogi boso.
Ma­cie w ca­łej tu po­sta­ci,
Ja­go­do­wych sied­miu bra­ci.

Król nie wy­rzekł ani sło­wa,
Tyl­ko w róg za­trą­bił zło­ty,
I wnet dzia­twa Ja­go­do­wa
Po­rwa­ła się do ro­bo­ty.
Co tam krzy­ku! co tam śmie­chu:
Co za­ba­wy i po­śpie­chu!
Na krze­wi­ny, na ło­dy­gi
Pną się, lezą na wy­ści­gi,

Na wy­ści­gi, na wy­przo­dy,
Naj­pięk­niej­sze rwą ja­go­dy.
I tak pra­wie w jed­nej chwi­li
Całą krob­kę na­peł­ni­li,
Któ­rą wie­wió­recz­ki-po­sły
Wskok po czu­bach drzew przy­nio­sły.

— »Po­pły­nie­my te­raz da­lej,
Gdzie Bo­ró­wek jest kra­ina!«
Kró­le­wi­cze rzek­ną mali —
W imię Ojca, Du­cha, Syna,
Chlust na wodę! Szust po fali!
Tęga łód­ka — drzew­na kora,
Set­ny ża­giel — liść z ja­wo­ra...
Nie­po­trze­ba nam i wio­sła,

Sama stru­ga bę­dzie nio­sła,
Nie­po­trze­ba i ster­ni­ka,
Po­wie­dzie nas kacz­ka dzi­ka!
Szu­mią trzci­ny, ta­ta­ra­ki,
Mo­dra waż­ka ci­cho leci...
Pyta żab­ka: — »Kto tam taki?«
Ja­go­do­we pły­ną dzie­ci!

Poza stru­gą, poza wodą,
Jaz­da wierz­chem przez bu­rza­ny!
Czte­ry ko­nie z staj­ni wio­dą,
Każ­dy ru­mak za­wo­ła­ny,
Do­sia­da­ją oklep grzbie­ta,
I — hop cwa­łem!... Heta! Heta!

Na bok tra­wy i pa­pro­cie,
Bo stra­tu­jem wszyst­ko w lo­cie!
Umy­kaj­cie tar­nie, gło­gi!
Jasz­czu­recz­ki na bok z dro­gi!
Leci tę­tent przez pu­sto­sze,
Aż się echo nie­sie w ci­szy...
Pę­dzą! — Któż­by od­gadł, pro­szę,
Że wierz­chow­ce — le­śne my­szy?
Co to jesz­cze z tego bę­dzie!
W Jan­ku aż się śmie­je du­sza,
Le­d­wie, że nie zgu­bił w pę­dzie
Czer­wo­ne­go ka­pe­lu­sza.

A wtem — prrrr! — za­krzyk­ną spo­łem
I wstrzy­mu­ją ko­nie rą­cze.
Pa­trzą — sie­dzą pan­ny ko­łem,
(Po­wój się nad nie­mi plą­cze)

Każ­da bia­łą su­kie­necz­kę
I czer­wo­ną ma cza­pecz­kę,
Każ­da war­ko­czy­ki zło­te,
Każ­da w ręku ma ro­bo­tę,
I to­sa­mo pil­nie czy­ni,
Co i pani Och­mi­strzy­ni.
Szast­ną chłop­cy, ukłon żwa­wo,
Oczy w lewo, nosy w pra­wo,
Jak przy­stoi dla ho­no­ru
Mło­dzi wy­cho­wa­nej w boru.
A naj­star­szy śmia­ło po­wie:
— »Pre­zen­tu­ję was, pa­no­wie:
To jest gość nasz, mały Ja­nek,
To — pięć pa­nien Bo­rów­cza­nek«.
W celach leczniczych stosuje się zarówno owoce jak i liście borówki czarnej.
Liście jagód posiadają nie tylko sole mineralne, ale również garbniki, antocyjany, procyjanidy, flawonoidy oraz irydoidy. Z wysuszonych liści można przygotować wywar obniżający stężenie cukru we krwi chorych na cukrzycę. Można je także stosować jako środek pomocny czy przy leczeniu zapaleń układu moczowego, oraz przy zapaleniach układu pokarmowego.  Obniża również poziom cholesterolu.
W przypadku owoców to można je suszyć lub stosować świeże.
Spożywanie świeżych owoców jest zalecane przy biegunek. Poprawiają wzrok, lepiej widzimy w ciemnościach. Owoce zawierają garbniki, i między innymi witaminy C oraz B1, zalecane są więc dla osób, które powinny spożywać zwiększoną ilość tych witamin.
Borówki łagodzą również bóle brzucha i nudności. Wpływają korzystnie na wzrok, układ krążenia, rozszerzają naczynia wieńcowe, uszczelniają ściany naczyń włosowatych oraz wspierają regenerację przewodu pokarmowego.
Sok z dzikiej jagody określa się mianem „antidotum” na wszelkiego rodzaju zatrucia, ponieważ świetnie wychwytuje wszelkie toksyny.
Napary z suszonych owoców borówki działają uspokajająco i przeciwbólowo. Syropy na bazie dzikiej jagody pomogą każdemu, kto ma problemy z kaszlem lub infekcjami układu oddechowego.
Z owoców borówki można wykonać wiele zdrowych i smacznych rzeczy. Można je wykorzystywać surowe, mrożone, gotowane. Ale każdy dobrze wie jak przygotowane jagody smakują mu najlepiej. Ważne, aby je jeść. Choć wydają się niepozorne, to są prawdziwą skarbnicą witamin, minerałów i innych substancji o zbawiennym wpływie na nasze zdrowie.
Te skromne owoce mają też wielką moc, jeśli chodzi o rozwiązywanie problemów skórnych. Krem z ekstraktem z jagód w składzie pomaga gdy mamy cerę naczynkową lub trądzikową. Z uwagi na swoje właściwości przeciwutleniające i przeciwzapalne skutecznie przeciwdziałają procesom starzenia się skóry. Dlatego często są składnikiem kosmetyków przeznaczonych do pielęgnacji skóry dojrzałej. Wzmacniają naczynka, poprawią nawilżenie, wygładzą i zmiękczą skórę.
W przemyśle spożywczym czarne jagody służą do podbarwiania win i do wyrobu czerwonego barwnika spożywczego. Niegdyś owoce i liście stosowane były do farbowania wełny, bawełny, jedwabiu i papieru na czerwono lub fioletowo.
I od sło­wa wnet do sło­wa
Po­to­czy­ła się roz­mo­wa:
— Jako pan­ny są sie­rot­ki
Na opie­ce swo­jej ciot­ki,
Imci pani Bo­rów­czy­ny;
Ja­kie w boru są no­wi­ny,
Jak się czy­żyk czu­bi z żoną,
Jak ja­strzę­bia po­wie­szo­no,

Co wy­bie­rał droz­dom dzie­ci,
Ja­kie du­dek stroi pso­ty,
Jak tu mie­siąc nocą świe­ci,
Jako pan­nom pro­mień zło­ty
Po­wy­zła­cał nocą wło­sy,
Jak się myją w kro­plach rosy,
Jak im brzóz­ki suk­nie tka­ły,
Srebr­nej kory do­da­wa­ły,
Jak poń­czosz­ki te zie­lo­ne
Na igli­wiu są ro­bio­ne,
Jak bie­dron­ki mód nie zna­ją
I w kro­pecz­ki suk­nie mają,
Jako jed­nej pan­nie Ba­sia,
Dru­giej Jul­ka, trze­ciej Ka­sia,
Czwar­tej Zo­sia, pią­tej Ha­nia,
Jak je sło­wik uczy gra­nia...
Wtem kiw­nę­ły wszyst­kie głów­ki
Pięk­ny dyg — i frrr... w bo­rów­ki.

Nie mi­nę­ła jesz­cze chwi­la
Na ze­gar­ku u mo­ty­la,
Na­krę­co­nym, jak na­le­ży,
Po­dług zło­tej słoń­ca wie­ży,
Kie­dy pan­ny już ze­bra­ły
Słod­kich ja­gód ko­szyk cały.

Wnet dla pani Bo­rów­czy­ny
Nio­są ha­mak z pa­ję­czy­ny,
I zwią­zaw­szy u le­bio­dy,
Nuż ko­ły­sać się w za­wo­dy!
Jak za­ba­wa, to za­ba­wa!
Choć kto spad­nie, mięk­ka tra­wa.
Ja­go­do­wi kró­le­wi­cze
Po­szli z pia­sku krę­cić bi­cze,
Ha­nia go­spo­da­rzy z ciot­ką,
Pcha co siły ha­mak Ba­sia,
A zaś Jul­ka, Zo­sia, Ka­sia
Przy­śpie­wu­ją piosn­kę słod­ką.

Wtem ich ciot­ki głos do­le­ci:
— »Pan­ny! Pan­ny... Dzie­ci! Dzie­ci...
Pójdź­cie pod­jeść, czem bór da­rzy
Ha­nia dzi­siaj go­spo­da­rzy!« —
Bie­gną; każ­dy się sa­do­wi,
Idzie Ha­nia z ciem­ną rzę­są.
Kró­le­wi­cze Ja­go­do­wi
Je­dzą, aż się uszy trzę­są...

Imci pani Bo­rów­czy­na
Nie­sie pół­mich wprost z ko­mi­na,
przy niej służ­ba nie­ustan­na:
To ta pan­na, to ta pan­na...
Śmiech i wrza­wa! Lecą gło­sy:
»A sio osy! A sio bąki!« —
A już tra­wy peł­ne rosy,
Już li­lio­we dzwo­nią dzwon­ki...
Z za gór kę­dyś i z za mo­rza
Wie­czo­ro­wa idzie zo­rza.

Więc się chłop­cy po­rwą z zie­mi:
»Dzię­ku­je­my za go­ści­nę!« —
No­żę­ta­mi — szast — bo­se­mi,
I wio, na wóz — na dra­bi­nę!
Par­sk­ną ko­nie, za­rżą so­bie
(Gar­niec owsa mia­ły w żło­bie),
I wy­cią­gną kłus tak tęgi,
Aż lejc trzesz­czy i po­prę­gi!

Jak­by z wia­trem pę­dzi bry­ka...
Ja­nek trzy­ma się ko­szy­ka,
Inni, jako któ­ry może,
W drab­kach sta­ją na roz­wo­rze.
Jesz­cze nie za­bły­sły gwiaz­dy,
Jesz­cze za­chód gra nad bo­rem,
Kie­dy z tej sza­lo­nej jaz­dy
Przed kró­lew­skim wy­tchli dwo­rem.
Król im prze­ciw wy­szedł sta­ry,
Miły uśmiech lśni z ob­li­cza
— »A prrr... gnia­dy! A prrr... kary!
Ognia z pa­kuł! Pif, paf z bi­cza!«

Prze­ck­nął Ja­nek na trzask bata:
— Co to było? Jak to było?
Zni­kła kró­la srebr­na cha­ta...
Czyż­by mu się tyl­ko śni­ło?...
Czyż­by prze­spał tyle cza­su
Na so­sno­wym pniu wśród lasu?
— Gdzież­tam! Wszak­że jak­by żywą
Wi­dzi kró­la bro­dę siwą,

Kró­le­wi­cze na bo­sa­ka,
Ha­nię, co ma z róż bu­zia­ka,
Czte­ry ko­nie, wóz w dra­bi­ny,
Cze­piec pani Bo­rów­czy­ny,
Sły­szy śmie­chy i okrzy­ki,
Sły­szy na­wet tur­kot bry­ki!
A tu wko­ło nic — ni śla­du...
Przy­po­mi­na Ja­nek so­bie...
Dzi­wy, dzi­wy mu się roją,
Ani spo­sób dojść do ładu...
A wtem spoj­rzy — krob­ki obie
Peł­ne ja­gód przy nim sto­ją.

Wró­cił, ci­cho sta­nął w pro­gu,
Mama śpi? — To chwa­ła Bogu!
Zło­tych ja­skrów na­rwał w dzba­nek,
Kwie­ciem po­trząsł ob­rus bia­ły,

A tuż obok fi­li­ża­nek
Dwie kro­becz­ki ja­gód sta­ły.
Zaś na­pi­sał na ar­ku­szu:
— »Mo­jej Ma­mie zdro­wia ży­czę!« —
Nad tem, pe­łen ani­mu­szu,
Wy­ma­lo­wał kró­le­wi­cze,
A zaś ni­żej, jak róż wia­nek
Dał pięć pa­nien Bo­rów­cza­nek.
Jak się Mama ucie­szy­ła,
Jak wy­bor­na kawa była,
Jak ja­go­dy za­raz dano
Z miał­kim cu­krem i śmie­ta­ną,
Jak się wszy­scy — sta­rzy, mali,
Kró­le­wi­czom dzi­wo­wa­li,
Jak dwór cały, krę­cąc gło­wą,
Stał przed pa­nien tych ob­ra­zem,
O tem chy­ba książ­kę nową
Na­pi­szę wam in­nym ra­zem!
Maria Konopnicka
Czarna jagoda jest wykorzystywana jako roślina jadalna i lecznicza. Znaczenie borówki czarnej pozostaje wysokie mimo silnej konkurencji borówek północnoamerykańskich. Choć to borówka amerykańska ponoć jest 
skuteczniejsza w walce z nowotworami, to czarna jagoda o wiele lepiej spisuje się w walce z bakteriami i wirusami.
Innymi słowy czarna jagoda to prawdziwy skarb ukryty w lesie. Chociaż uzbieranie nawet kubeczka wymaga cierpliwości, to naprawdę warto. A więc na jagody!!!
PS. Mam nadzieję, że wiersz nie zanudził. Trudno było coś wyciąć.