piątek, 28 października 2022

Nostalgie na koniec października

Co lubię jesienią?
Lubię brnąć przez szeleszczące liście.
Lubię słońce na błękitnym niebie.
Lubię długie wieczory przy świecach.
Lubię ciepłe swetry i grube skarpety.
Lubię mgliste poranki.
Lubię jesienną nostalgię.
Lubię słuchać deszczu bębniącego o szyby.
Lubię poranki po deszczowej nocy.
Lubię ogrzewający ręce kubek z gorąca herbatą.
Lubię zapach ognisk, tak znanych z dzieciństwa.
Lubię chwytać te piękne ulotne chwile.
Lubię zbierać kawałki puzzli wspomnień.
Tak wspomnienia najbardziej są aktywne jesienią.
Lubię poddawać się nostalgii po dniach spędzonych na pogoni za życiem.
Przeszłość znowu zapukała do mojego okna na 7 piętrze. Zastanawiam się tylko, czy nie polubiła mnie ona zbyt bardzo, bo odwiedza mnie dość często. Dlaczego z mojej rodziny odwiedza tylko mnie? Nie, nie skarżę się. To pukanie jest zawsze ciche i nieśmiałe, a wizyta zawsze nostalgiczna, pełna ciepła i uśmiechu. Przeszłość puka do mnie, abym nie zapomniała.
Tym razem pojawiła się jako dawna zapomniana melodia. Ciepło zrobiło się na duszy, gdy zabrzmiało tych kilka znajomych taktów.
Piosenka rozsiadła się, rozpanoszyła, dotarła do najgłębszych zakamarków pamięci i przywołała najdawniejsze wspomnienia. Na nic starania, aby się jej pozbyć.
Piosenka połączyła mnie z odległym dzieciństwem. Dzięki niej cofnęłam się w przeszłość i znów byłam dziewczynką. Byłam wówczas beztroska i bezpieczna z Rodzicami, Dziadkami....

Potem (Nie piszą listów...)
Nie piszą listów
nie telefonują
nie jeżdżą samochodami
w niebie chodzą na piechotę
umarli
Spotkasz ich potem
ksiądz Jan Twardowski

Jednak teraz ponownie uświadamiam sobie, że tak naprawdę do końca nie wiem kim byli moi Dziadkowe. A przecież poświęcili mi tyle swojego czasu. A ja zamiast ich wysłuchać wolałam zabawy na podwórku z rówieśnikami. Teraz żałuję, że nie znałam ich marzeń, nie wiem kim chcieli być jak byli mali, co myśleli o swoim życiu i otaczającym ich świecie.
Często pod koniec października wspominam. Ale teraz dzięki tej melodii obrazy są jeszcze bardziej wyraziste. Widzę mieszkanie Dziadków, jakby to było wczoraj, a nie... lat temu. Pamiętam nas siedzących za owalnym stołem w dużym pokoju. To był pokój na specjalne okazje, do którego się nie wchodziło.
Nagle ogarnęło mnie uczucie, że niespodziewanie dostałam szansę podejrzenia tego minionego świata po drugiej stronie drzwi przez dziurkę od klucza.
Kochany Panie.
I ciągle widzę ich twarze,
ustawnie w oczy ich patrzę -
ich nie ma - myślę i marzę,
widzę ich w duszy teatrze.

teatr mój widzę ogromny,
wielkie powietrzne przestrzenie,
ludzie je pełnią i cienie),
Ja jestem grze ich przytomny.

Ich sztuka jest sztuką moją,
melodię słyszę chóralną,
jak rosną w burzę nawalną,
w gromy i wichry się zbroją.

W gromach i wichrze szaleją
i gasną w gromach i wichrze -
w mroku mdlejące i cichsze -
już ledwo, ledwo widnieją -
znów wstają - wracają ogromne,
olbrzymie, żyjące - przytomne.

Grają - tragedię mąk duszy
w tragicznym teatru skłonie,
żar święty w trójnogach płonie
i flet zawodzi pastuszy.

Ja słucham, słucham i patrzę -
poznaję - znane mi twarze -
ich nie ma - myślę i marze,
widzę ich w duszy teatrze!
Wyspiański Stanisław
Czasem nie chcę przypływu wspomnień.
Doskonale wiem, że gdy tylko chcę wzniecić nie całkiem jeszcze wygasłe wspomnienia, to im bardziej dmucham, tym bardziej pieką mnie oczy.
Jednak tamten miniony świat nie chce być zapomnianym i pewnie dlatego otwiera przede mną te drzwi.
Dlatego czasem zapominam, gdzie przebiega granica dzieląca mnie od tamtych chwil. A przecież o pewnych zdarzeniach chcę zapomnieć. I rzeczywiście to mi się udaje. Jednak nie tylko te niemiłe wspomnienia z czasem się zacierają. Upływający czas przykrywa wszystko coraz gęstszą mgłą. Pozostaje jedynie ulotne wspomnienie. Żałuję, że te cudowne wspomnienia blakną niczym stare rysunki namalowane ołówkiem.
Dobrze jednak wiem, że zawsze pozostanie po nich jakiś ślad. Tak całkiem w niepamięć to one nie pójdą.
Już za kilka dni postawię lampki dla tych co odeszli. One są jednym z dowodów mojej pamięci, którą noszę w sercu...
W moim Miasteczku zrobiłam już to niedawno. 
Takie ciche, ciche święto,
Rozjarzone świeczkami,
Dzień, w którym serce pozdrawia,
Pamięta Tych, co rozstali się z nami.
Święto rozsnute mgliście
Nad jesiennym, zadumanym światem,
Gdy żywi zmarłym dobrą myśl wyślą,
Zmiotą z grobu zeschłe liście,
Położą kwiatek.
Hanna Łochocka
Cierpliwie zbieram kawałki puzzli z przeszłości, do końca niewiedząc jaki jest obrazek na pudełku. Bardzo chciałabym go zobaczyć w całości. Jednak do końca układanki jeszcze daleko. Do ułożenia pełnego obrazu brakuje mi jeszcze wiele kawałków.
W moim sercu zawsze pozostanie miejsce ze wspomnieniami, którego nigdy niczym nie da się wypełnić.
Wspomnienia będą we mnie zawsze. Nie chcę, aby przykrył je kurz.
Jednak z drugiej strony ktoś napisał:
Wspomnienia są jak kurz. Chociażby się go ścierało, to i tak powróci.
A kurz przecież usuwamy. Może więc powinnam zdmuchnąć wszystkie wspomnienia, niczym pokrywający meble kurz... A może to wspomnienia pokrywają kurz?
Jak jest naprawdę? Czy mam się zabrać za porządki, czy też pozwolić opadać kurzowi?
Jedno jest bowiem pewne. Czas stale, nieustająco, bez przerwy nakłada kurz. A ja:
A ja lubię kurz.
Lubię kurz
i już.
Bo jak wpadnie do pokoju słońce
to zapali pyłki pląsające
i tak pięknie tańczyć będą bez muzyki
złote smużki
złote iskry
złote złote punkciki.
Albo jak się zakurzy półka
można palcem pisać kreski i kółka
i okręcik narysować i fale
i popłynąć nimi jak najdalej
do krainy na stole
gdzie złoty kurz nad polem
i nad drogą złote chmury tańczące.
A w tym złocie
zachodzi słońce
Joanna Kulmowa
Naprawdę czasem lubię kurz..

sobota, 22 października 2022

Myśli zza mgły

Jutrzenka
Spójrz
różowieje niebo
dla ciebie
pierwszy promień słońca
rosę zamienia w perły
rozpływają się razem z poranną mgłą troski
które przygniatały ciężarem jeszcze wczoraj
poranna jutrzenka
utkała pomost
po którym myśli biegną do nieba
otwórz oczy
maleńki ptak
na wierzchołku starej gruszy
zamienia twoją modlitwę
w najpiękniejszą melodię
zawieszoną nad polską łąką
pod polskim niebem
patrzysz w obłoki swoich myśli
i już nie jesteś sam
ktoś tuż obok ciebie
szeptem słyszanym tylko o jutrzence
zanosi swoją myśl
ponad obłoki codziennych zdarzeń
byś mógł uwierzyć
że niebo codziennie
budzi się dla ciebie.
Jestem, wróciłam z mojego miasteczka. Jednak dni wypełnione po brzegi minęły zbyt szybko. Na szczęście jak co roku nazbierałam cały woreczek wspomnień. Powinny mi wystarczyć na rok, jednak znając życie i mnie samą, wiem, że już wiosenny wiatr przywieje tęsknotę za tymi stronami.
Nie chce mi się wierzyć, że jeszcze wczoraj temu wędrowałam uliczkami i ścieżkami, które pamiętam z dzieciństwa. Szłam i chwytałam każdą chwilę, aby schować je do mojego woreczka, a raczej worka. Te wspomnienia będą mi towarzyszyć w długie, chłodne jesienno-zimowe wieczory. Już wiem, że często będę rozwiązywać sznurek, aby mgiełka nostalgii otuliła mnie niczym ciepły koc. 
Przede wszystkim będę pamiętać tą chwilę sprzed kilku dni, gdy wysiadłam z pociągu na remontowanej stacyjce. Ileż razy witałam już to miasteczko z drugiego peronu?
Wzruszenie złapało mnie za gardło. Czas praktycznie stanął tam w miejscu. Te same domy dookoła, te same sklepy w pobliżu. Ale idąc dalej patrzyłam czasem na inne oblicze miasteczka. Gdzież podział się ogródek jordanowski Małej Dziewczynki? Łezka popłynęła po policzku. Jak bardzo w danej chwili znowu chciałam być dzieckiem. Dla mnie tutaj nadal pozostał śmiech bawiących się dzieci, ich beztroska i radość. Jakże jednak trudno je usłyszeć patrząc na wybudowane mury budynku. Mury te obudziły ogromny smutek, zwłaszcza że pamięć przywołuje z przeszłości żywe, pełne dziecięcego gwaru obrazy.
Nie ma też starego cmentarza poniemieckiego. Czy takie miejsca powinny ginąć? Bez względu na to, kto na nich spoczywa?
Dom Dziadków pozostał budynkiem, wszak mury stoją, ale ludzi nie ma. Wyjechali lub odeszli na zawsze. To boli, bo to kochane przez lata miejsce staje się trochę obce. Ale jakże z drugiej strony nadal bliskie, do którego zawsze się tęskni.
Z nostalgią patrzyłam na ten budynek. Przecież to nie tylko mury z cegieł, okna, drzwi, balkony... To także jego dawna dusza, która jeszcze czasem wygląda z najdalszych kącików. Skrywa ona dawną historię. Słychać w niej śmiech i łzy dawnych mieszkańców, ich marzenia, zmartwienia. Pozostał tutaj beztroski głos dzieci, rozmowy dorosłych. 
Tak, Miasteczko nie jest już takie jak dawniej. Niektóre miejsca zniknęły. Zmienili się ludzie. Jedni odeszli, inni się dopiero pojawili. A przecież to ludzie i miejsca stanowią podstawę wszystkiego. Za każdym razem dostrzegam, że ich ubywa. To prawda pojawiają się nowe budynki, nieznane osoby, a ja z żalem stwierdzam, że wszystko jest kruche, mija bezpowrotnie.
Czasem boję się tych powrotów do mojego Miasteczka. Bo czy ono jest jeszcze moje? Nie ma już wszystkich znajomych zapachów, dźwięków, twarzy… A to one kojarzą mi się z najszczęśliwszymi latami życia. Ich brak sprawia, że czuję się jeszcze bardziej samotna. Dlaczego więc wracam do tamtych bezpiecznych, wakacyjnych  tygodni, które tam spędziłam? Dlaczego ponownie tam pojechałam?  Ponieważ ostatnia niteczka łącząca mnie z tym miejscem jeszcze jest i mam nadzieję, że nikt jej długo jeszcze nie przerwie.  
Jest już bardzo cieniutka, ale bardzo mocna i spokojnie mogę się jej nadal uchwycić.
Nadal bowiem spotykam tam jeszcze ludzi, z którymi mogę rozpocząć rozmowę od "nic się nie zmieniłaś, dobrze, że jesteś, pamiętasz jak....?". Te słowa sprawiają, że serce zaczyna bić szybciej, a na duszy robi się cieplej.
Nie chcę nawet myśleć o tym, że kiedyś ta nitka łącząca mnie z Miasteczkiem może się urwać definitywnie. Dlatego wracam i będę tu wracać dopóki jest. 
Będę wracać także dla tych niespotykanych, niepowtarzalnych chwil, gdy spoglądałam na otulone mgłą łąki lub jezioro z górującym nad nim klasztorem. Gdy pragnęłam, aby początek każdego dnia był tylko dla mnie. Jednak król Słońce również zaczynał powoli swój dzień i stopniowo wypalał mgłę, chociaż jego promienie z trudem przeciskały się przez tą poranną, mleczną zasłonę. Pierwsze promienie króla Słońca zaczynały tańczyć na powierzchni wody. Gdy król Słońce zaspał, to wyręczał go wiatr. Wówczas z mlecznej kotary powoli zaczynał wyłaniać się obraz budzącego się Miasteczka. Delikatna mgła otulająca fasady domów znikała. Wiatr przywiewał zapach świeżego pieczywa i kawy. Piękne aromaty, ale smaki nie dla mnie.
Starałam się wtedy zrzucić z ramion ciężar problemów, a przynajmniej część z nich zgubić na polnej drodze lub zatopić w jeziorze. 
Poranna mgła
Życie rozpływa się
jak poranna mgła nad kwietną łąką
jeszcze jeden dotyk
jedno muśnięcie warg
słowo zwieszone na pajęczej nici,
jedno spojrzenie zmęczonych oczu
a mgła opada na kolejne kwiaty
przyginając ku ziemi
piękno i pychę
mądrość i nieroztropność
młodość i doświadczenie
życie spływa wolno
nad łąką niespełnionych marzeń
płaczą kwiaty
a może to opadająca mgła
sprawia
że wilgotnieją oczy
pozostających
na poszarzałym kobiercu barw.
Czas biegnie w moim Miasteczku swoim rytmem. Nikt się tak nie spieszy, nie stresuje tym, że jeszcze jest coś do zrobienia. Wszystko co można zrobić dzisiaj – robione jest dzisiaj, a jeśli się nie uda – bez problemu zostawia się na jutro. To dobrze, że przez chwilę mogłam pożyć w takim tempie.
Za szybko nastał czas powrotu. 
Jak będzie wyglądała wyremontowana stacyjka następnym razem? Czy jej klimat pozostanie? Kogo zastanę w Miasteczku, jak wrócę. Jakie miejsce zniknie? 
Teraz trudno wrócić mi do rzeczywistości. Trudno jest mi wyrwać się z objęć przeszłości. Ale dam radę…. Życie musi toczyć się dalej. Czasem jednak potrzebna jest taka  mgiełka nostalgii.
Powroty bywają czasem kojące. Wiodą mnie w moją beztroskość tamtych szczęśliwych dni, gdy żyło się każdą chwilą, każdym dźwiękiem,  smakiem, zapachem. Kto wówczas się martwił, że straci pracę, że nie dostanie się do lekarza, że nie starczy mu do pierwszego…
Jednak cieszę się z mojego ostatniego powrotu do przeszłości. Spokój panujący w moim miasteczku, rodzinne opowieści, spacer po plantach, polach, lesie…. To przywołało obrazy sprzed lat...
Jeszcze dziś zamykam oczy i jestem daleko stąd... Jakby czas zatrzymał się w miejscu. Jakbym tam jeszcze była i nigdy nie wyjeżdżała... Jednak powoli wspomnienia powoli zaczynają się rozpadać. Na skutek pęknięć, wywołanych pukaniem codzienności, kruszą się. Z drugiej jednak strony wydają się całkiem nieskazitelne, niezniszczalne.
Uśmiecham się do tych moich wspomnień. Czuję ciepło, radość, ale i łzę na policzku.
Nie chcę zamykać tych wspomnień. To w moim sercu, pamięci przetrwał ten dawny czas. Czas senny, trochę bardziej spowolniony, ale jakże radosny. U mnie dookoła jest czas teraźniejszy. A tam ukrył się czas, gdzie wszystko jest proste, sensowne, gdzie dzień Małej Dziewczynki zawsze był i jest lekki jak piórko dmuchawca.
Czy zapomnę o tym wszystkim? Czy wspomnienia z woreczka rozwieje wiatr? A może przysłoni je mgła? Może powinnam schować dodatkowo woreczek do kieszeni?
Czas jesieni
Chcę cię obdarować pięknem
zasypać złotymi liśćmi
zatrzymać czas
mimo że słońce w pośpiechu
maluje obraz na nieboskłonie
zatrzymuję się oczarowana
chłonę jesienne barwy
zapisuję dla innych
na czas niepogody i słoty
zgarniam obłoki
zanurzam się we wschody i zachody
niepoprawna marzycielka
ciągle dziecko
ze wspomnieniami w kieszeniach życia
daję ci jesienne liście za darmo
wiem że je przygarniesz
bo
jesteś pięknem
piękniejszym
niż jesienne zachody słońca.
wiersze Basia Wójcik

piątek, 14 października 2022

Miasto czy miasteczko?

ANI MIASTO, ANI WIEŚ
Gdy je mijasz to przyciskasz gaz
Bo cóż może dziś obchodzić nas
Miasteczko?
Przez lusterko czasem zerkniesz w tył
Gdy pokrywa je już drogi pył
Jak wieczko
I zostaje w tyle gdzieś
Ni to miasto, ni to wieś
Wyspa wśród morza zbóż
Gdzie wypada oddać cześć
Tym, co padli nucąc pieśń
Mocno sterani już
Wódeczką

Małe sprawy, które jakby znasz
Mały ratusz, a w nim pełni straż
Biureczko
By przed światem im nie było wstyd
Ktoś się martwi o miasteczka byt
Ktoś z teczką
Czasem zjawi się wśród snów
Europa - szkoda słów
Ten egzotyczny gość łzę się otrze - bywaj zdrów!
Kiczowato zajdzie znów
Bardziej czerwone coś
Słoneczko

Więc gdy się przez te miasteczka gna
Czasem w głowie się zapali ża. . . . .
róweczka:
Nie lekceważ tych ni wsi, ni miast
Bo w nich jest każdego z nas
Cząsteczka
Jan Wołek
Każdy ma swoje miasteczko. Wielu z nas wywodzi się z malutkich miasteczek lub wiosek przycupniętych nad spokojnymi wodami jezior i rzek.
I chociaż Mała Dziewczynka urodziła się i do tej pory żyje w dużym mieście, to także ma swoje miasteczko. 
Przecież wszystkie wakacje spędzała kiedyś w świecie, który była w stanie sama do końca zobaczyć i przejść. To było dla niej naturalne. To było miasteczko, gdzie praktycznie nikt nie zamykał drzwi na kilka zamków, a sąsiedzi odwiedzali się bez wcześniejszej zapowiedzi. Zawsze mieli czas na kawę lub herbatkę i nie dawali się zwariować pędzącemu czasowi. Sąsiadki Babci Małej Dziewczynki często już z podwórza wołały, że niosą ciasto i proszą o nastawienie wody na kawę.
Teraz z perspektywy lat Małej Dziewczynce wydaje się, że za mało ceniła to spokojne życie w małym miasteczku.
Mieszkaniec dużego miasta, a zwłaszcza metropolii, gdzie rodzi się i wychowuje, nie jest w stanie w całości zobaczyć swojego świata. Nigdy, no chyba, że bardzo się uprze i poświęci na to całe swój czas. A jak człowiek wie, gdzie się świat kończy, to jest on dla niego bezpieczny, nie przeraża.
Miasto jest niesamowicie anonimowe. Można przeżyć całe lata, nie poznając go w całości i nie spotykając swojego sąsiada, znajomego.... To nieraz ma swój plus, ale jednak czasem przeszkadza. Dziadek Małej Dziewczynki idąc przez swoje miasteczko co chwila słyszał pozdrowienia. Mała Dziewczynka pamięta, jak bardzo fascynowało ją to, że wszyscy znają jej Dziadka. Do dzisiaj myśli o tym z dumą. W mieście, w którym mieszka od urodzenia jest to niemożliwe. Ale czasem taka anonimowość jest bardzo wygodna. 
Miasto może dawać poczucie bezpieczeństwa, wygody. Mała Dziewczynka od urodzenia mieszka w dużym mieście i jest zadowolona, że wszystko ma na miejscu. Nie musi udawać się do innego miasta w poszukiwaniu lekarza, urzędu, sklepu..... W małych miasteczkach nie zawsze wszystko jest na miejscu.
Smutne miasteczko 
Raz państewko mi się przyśniło
otoczone górami w koło,
co od innych tym się różniło,
że w nim strasznie było wesoło.
Żarty brzmiały na każdym kroku,
żartowali duzi i mali,
ludzie całkiem nie mieli boków,
bo ze śmiechu je pozrywali.
Aż szef państwa rzekł do ministrów
co tych żartów słuchali bladzi :
"Szkodliwemu temu zjawisku
jakoś wiecie, trzeba zaradzić !"
Do państwa tego stolicy,
co leżała nad krętą rzeką,
sprowadzono więc zza granicy
Objazdowe Smutne Miasteczko.
Karuzela się nie kręciła,
a mechanik na pryczy chory
ludziom wciskał na siłę
swój jedynie słuszny życiorys.
Dostrzec można było tam bubka
w oprychówie i ocieplaczu,
co zachwalał ludziom przeróbkę
beczki śmiechu na beczkę płaczu.
Śmiech istotnie przygasł w narodzie,
a radosna ministrów rada
zakrzyknęła :" Oto nam chodzi !
Ta koncepcja nam odpowiada ! "
A widz pewien pod płaczu beczką
do sąsiada szepnął : "Sąsiedzie,
to jest tylko smutne miasteczko,
ono sobie kiedyś pojedzie... "
Lecz znał widać życie za mało
albo patrzył na świat za prosto,
bo miasteczko nie pojechało,
lecz zostało i się rozrosło
Wojciech Młynarski
To prawda, że życie w mieście to ciągły pośpiech, stres, hałas i zanieczyszczone powietrze.... Jednak ludzie często wybierają życie w dużym mieście ze względów praktycznych. Mieszkanie w mieście to dużo możliwości, wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Miasto oferuje lepszy dostęp do opieki medycznej, edukacji, kultury.... to wyższa jakość życia. W mieście łatwiej jest znaleźć satysfakcjonującą pracę. Ale czy życie w ciągłym stresie i codzienna gonitwa w miejskiej dżungli nie ma wpływu na nasze zdrowie? Mieszkańcy miast o wiele częściej narażeni są na zmęczenie, różne choroby i zaburzenia psychiczne. Długotrwałe życie w stresie jest szkodliwe. Naukowcy twierdzą, że spowodowane jest to między innymi koniecznością dostosowywania się do dużej ilości reguł społecznych, którymi rządzą się wielkie skupiska ludności. Im więcej ludzi, tym więcej zasad i reguł społecznych, a co za tym idzie jesteśmy bardziej zestresowani. Mieszkańcy miast o wiele silniej reagują na stres, a ich reakcja jest zależna od tego jak dawno mieszkają w mieście. Zaobserwowano, że reakcje lękowe u osób wychowanych lub żyjących w miastach są aktywniejsze, niż u mieszkańców małych miejscowości. Szalone tempo życia, przewlekły stres, wielkomiejski zgiełk i wszechobecne zanieczyszczenia – to wszystko ma destruktywny wpływ mieszkańców miast. Często jednak perspektywa dobrej pracy i wyższych zarobków w wielkim mieście na dalszy plan odsuwają zanieczyszczone powietrze, hałas, życie w ciągłym biegu i samotność.
Niektórzy uważają, że nie ma nic gorszego niż urodzić się i mieszkać w małym miasteczku. Nie jest to wieś, gdzie życie spokojnie płynie blisko natury, ani miasto, gdzie wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Co bowiem oferuje małe miasteczko?
Życie w małym mieście ma zarówno wiele wad i zalet. O wadach zapewne mogą przede wszystkim wypowiedzieć się mieszkańcy. Ich życie często nie jest usłane różami, mało rzeczy jest na wyciągniecie ręki. Jednak jest to miejsce, w którym na przykład spokojnie wychowuje się dzieci, mieszka na emeryturze... z dala od miejskiej dżungli. Nie dziwi zatem, iż wiele osób, które kiedyś mieszkały w małym mieście i wyjechały do dużego miast, z sentymentem wspomina swoje rodzinne strony. Małe miasteczko, to przecież często pełna uroku przestrzeń, gdzie można spokojnie oderwać się od zgiełku życia codziennego. Zazwyczaj otoczone jest lasami lub parkami, które umożliwiają długie spacery na świeżym powietrzem lub wycieczki na rowerze. Właśnie, rower to podstawowy środek komunikacji w takim miasteczku.
Jednak życie w małym miasteczku brzmi dla wielu jak wyrok. Wielu uważa, że ludzie mieszkający tam nie są tak "na czasie", jak ci z wielkich miast. Jednak dla Małej Dziewczynki bogactwem małych miejscowości są właśnie ludzie, którzy w nich mieszkają. Ci nie zapominają skąd pochodzą. Także Mała Dziewczynka nie zapomina o swoim miasteczku, w którym spędzała wakacje i cieszy się, że są niewielkie szanse, a raczej ich nie ma, aby kiedyś zostało przyłączone do dużego miasta.
Mała Dziewczynka stara się powracać do tego jedynego, niepowtarzalnego miejsca. Dziś pozostał tylko dom, a raczej budynek, w którym mieszkają obcy ludzie, a na dawnej działce (jak była tam jakiś czas temu) rosła jeszcze ich „staruszka” śliwka. Jednak od jakiegoś czasu boi się tam pójść ponownie. Pewnie już nie zobaczyłaby tej wiernej towarzyszki podwieczorków sprzed lat i serce by jej pękło. Mała Dziewczynka woli zachować obraz jaki od dawna nosi w sercu. Z drugiej jednak strony tęskni do tego ogrodu.
Tak dusza nieustannie się tam wyrywa. 
Może więc już niedługo znowu będzie wędrować jego uliczkami? Ale czy wybierze się w pobliże działki?
Malutkie Miasteczka
Malutkie miasteczka
pachną jak stara komoda babci
Piernikiem i zasuszoną ciszą
Tutaj
gołębie gruchają szeptem
Wypatrując okazji do lotu...
Tutaj
uśpiony codziennym spokojem zegar
Wskazuje jedną wskazówką czas przeszły...

w zapomnianych miasteczkach ludzie pamiętają o bliźnich
w zapomnianych miasteczkach czas płynie inaczej...
Tutaj
Uśpiony Codziennym spokojem zegar
wskazuje jedną wskazówką czas przeszły
wskazuje jedną wskazówką czas przeszły ,
Marek Biskup

piątek, 7 października 2022

Opowieść tkana ze sznurków i koralików

 Idę przez życie pod rękę
z  wszystkimi tajemnicami
choć wydaje się że bolesnych najwięcej
pewnie wszystkich po równo
ale radosne spalają się w słońcu
a chwalebne gasną o świcie razem z gwiazdami
tylko bolesne cierniem zarastają w sercu
by przy kolejnym uderzeniu
jeszcze bardziej krwawić
biorę do ręki różaniec każdego dnia
by móc wierzyć że wszystkich tajemnic jest po równo...
Dzisiaj powinnam utkać moją kolejną opowieść z roślinnego cyklu. Robię jednak przerwę na coś innego. 
Niedawno obejrzałam program o Sanktuarium Matki Bożej z Monte Berico. Wznosi się ono na wzgórzu Monte Berico, które góruje nad miastem Vicenza, w północnych Włoszech
To klejnot spacerów o znaczeniu architektonicznym i religijnym. Ci, którzy chcą się wspiąć na szczyt, docierają pieszo przez imponującą, dwuczęściową bramę o długości 700 metrów.

Zbudowany na cześć Najświętszej Maryi Panny, łuk został zaprojektowany przez architekta Francesco Muttoni i odsłonięty w 1746 roku. Konstrukcja przypominająca procesję, składająca się ze 150 łuków w grupach po 10, symbolizuje 15 Tajemnic i 150 Zdrowaś Maryjo Różańcowe, które są odmawiane podczas Drogi Krzyżowej i innych tradycji religijnych przestrzeganych przez członków Kościoła rzymskokatolickiego.
Budowla nie tylko mnie zachwyciła, ale i przypomniała, że w kolejce od dawna na swoją opowieść czeka różaniec. Temat obszerny, a i wierszy Basi jest sporo, więc utkam przynajmniej dwie historie. A dzisiaj jest najlepszy moment na rozpoczęcie.
Obecnie sięgającym po różaniec często nie przychodzi do głowy, że podobne sznury modlitewne mają także wyznawcy innych religii. Co więcej, pierwsze z nich powstały na długo przed powstaniem chrześcijaństwa. Najstarszy z nich, zdaniem niektórych naukowców,  został odkryty w ruinach starożytnej Niniwy. Archeolodzy znaleźli tam pochodzący z VIII lub IX wieku przed Chrystusem posążek kobiety trzymającej w dłoniach przedmiot bardzo podobny do różańca.
Zwyczaje odmawiania cyklicznie pewnej ustalonej ilości modlitw, odliczanych dla ułatwienia przy pomocy sznurka z koralikami lub zawiązanymi węzełkami, są praktykowane od 3000 lat. i spotyka się go w wielu religiach.
Z różańca korzystali w Indiach wyznawcy Wisznu i Śiwy, także wyznawcy Buddy, lamowie w Tybecie, a nawet mahometanie w Syrii i Afryce Północnej. Nawet św. Franciszek Ksawery zobaczył w Japonii coś podobnego do katolickich różańców.
Takie przedmioty służące kultowi religijnemu noszą różne nazwy (m.in. znane są jako różaniec, mala, czotki, brojanice, rudraksza, komboskini, komboloi), mają inne kształty (zamknięte lub otwarte, ciągłe lub z podziałem), inną ilość i formę paciorków, kolorystykę i układ ciągów koralików, zakończenie „kitką”/frędzlą lub bez zakończenia, a do ich produkcji używa się innych materiałów
Za „ziemię rodzinną” sznurów modlitewnych uważa się Azję, konkretnie Indie, gdzie w różnych wyznaniach odliczano inwokacje do bogów na sznurach z nawleczonymi paciorkami. Na początku były to po prostu pestki, nasiona roślin, muszle.... Każde jednak służyły do dokładnego odliczania modlitw, ich zapamiętywania, a także medytacji.
W każdej kulturze używano różnych rodzajów sznurów modlitewnych.
Zazwyczaj była i jest to zamknięta forma przypominająca wieniec.  Często zatem używano określeń „wieniec modlitw” lub „wieniec z róż”. Prawdopodobnie stąd też pochodzi dzisiejsza polska nazwa - różaniec. Termin różaniec ma w języku polskim niejedno znaczenie, ale o tym później.
Odliczając nanizane na sznur paciorki wypowiadano „w sercu”, bezgłośnie odpowiednie formuły.
Rozmodlona starość
przesuwa paciorki różańca
jak złota jesień kolorowe liście.
Szeleszczą zdrowaśki w zasuszonych dłoniach
przeoranych troskami życia
i wędrują do nieba
z jesiennym wiatrem...
Szeleszczą liście na zasuszonych gałęziach
zmęczonych skwarem lata
i spadają na ziemię
z jesiennym wiatrem...
W niezwykłym tańcu
różańcowych modlitw i jesiennych liści
starość dziękuje za młodość
prosząc za innych
choć sama nieuchronnie zdąża
po ostatni liść
zapisany gęsto zdrowaśkami...
Buddyści mają swój sznur modlitewny, który zawiera zazwyczaj 108 paciorków na pamiątkę 108 braminów obecnych przy narodzeniu Buddy, plus jeden większy, oznaczający początek i koniec girlandy. Ale tych powodów dlaczego jest ich akurat 108, jest o wiele więcej. Kto ciekawy, może je łatwo znaleźć. Tutaj zabrakłoby mi miejsca, zwłaszcza na te najciekawsze, bo matematyczne. Są jednak i te z mistyki, astrologii, astronomii, jogi, filozofii.....
Ale może być też 18,27, 54 paciorków, bo każda z tych liczb jest podzielnikiem liczby 108.
Niektórzy wyznawcy Śiwy używają mali 32 lub 64 paciorkowej. Są one bardziej poręczne niż długi sznur i łatwiejsze do ukrycia. Hinduiści wierzą, że modlący się na różańcu jest szczególnie narażony na złe oko i złe duchy, które widok mali przyciąga niczym magnes. Żeby ukryć ją przed okiem demonów, hinduiści używają niewielkiego woreczka, zawieszonego na owiniętym wokół nadgarstka sznurku, w którym może się ukryć i mala i dzierżąca ją dłoń.
Dlatego popularne są male noszone na nadgarstkach jak bransoletki, a pozwalające na dyskretną modlitwę, medytację prawie w każdym miejscu.
Z powodu złych duchów wyznawcy hinduizmu powtarzają swoje mantry w myśli albo ledwie słyszalnym szeptem.
Każdy pobożny wyznawca hinduizmu nie rozstaje się z malą. Mala to tybetański lub indyjski sznur modlitewny, który ułatwia odliczanie ilości wykonanych mantr i innych powtarzalnych praktyk religijnych. Używa jej zarówno buddyzm jak i hinduizm
Koraliki wykonuje się z najrozmaitszych materiałów, choć wyznawcy poszczególnych  bóstw preferują określone produkty i określone kolory. Wyznawcy Śiwy wolą różańce z nasion drzewa rudraksha, a wyznawcy Wisznu z nasion drzewa tulsi. Oba drzewa uznawane są za święte. Do ulubionych należą też nasiona lotosu, drewno sandałowe i drewno banianowe (pod banianem Budda doświadczył Oświecenia). Spotkamy też male z kamieni półszlachetnych z turkusu, ametystu, z kryształu. Są male ze szklanych paciorków i o zgrozo niestety również z plastiku.
Mala służy  do odliczania powtórzeń mantry. Mantra zaś to mistyczna formuła, krótka modlitwa albo imię wybranego bóstwa.
Kapliczki różańcowe
Jak drzewo wyrosłe z tej ziemi
rodzącej akacje i nieśmiertelnych ludzi
nad głową
W szumie skrzydeł zimowego ptactwa
duch Wnęka
szybującego wciąż w przestworzach
a w śniegu zatopione kapliczki
odmawiają różaniec
razem z gałęziami rosochatych wierzb
kojących smutek Bolesnej Matki
której łzę w lipowym drewnie
mistrz utrwalił na wieki
jak dobrze patrzyć w słońce i wierzyć ludziom
gdy wokół niezmącona cisza
i biel jaśniejsza od spojrzenia dziecka.
Muzułmanie również używają do modlitwy koralików nanizanych na sznurek. Na określenie swego sznura stosują różne nazwy. Najczęściej spotykaną jest subha lub misbah czy też misbāha. W Iranie oraz Indiach powszechnie stosuje się tasbih, zaś w Turcji tesbih lub tespih. Jednak wszystkie te określenia mają to samo źródło, którym jest sabbaha, czyli uwielbianie Boga. Islamski sznur modlitewny jest więc przede wszystkim narzędziem służącym do wysławiania Stwórcy i przypominać o Jego prawie.
Może on składać się z 33 lub lub też z 99 podzielonych na trzy grupy przez większe koraliki, zwane imamami, czyli niejako przywódcami. Suma paciorków oddaje liczbę najpiękniejszych imion Allaha.
Co ciekawe, najrzadziej spotykane sznury modlitewne mogą posiadać nawet 500 lub 1000 elementów.
W niektórych regionach świata islamu tradycyjnie na ceremoniach pogrzebowych trzykrotnie odprawia się modlitwę „tysiąca paciorków”. Sznur z tysiąca paciorków dzielony jest na wiele części, ich ilość i sposób podziału wiąże się z miejscowymi obyczajami religijnymi.
W Turcji ten wyjątkowy element jest używany przez osoby z różnych środowisk i w zróżnicowanych celach. Czasem jest to po prostu gadżet, zajmujący ręce mężczyzn w trakcie długich dyskusji toczonych do późnych godzin nocnych w kawiarniach czy herbaciarniach. Zazwyczaj jednak jest to głęboko szanowany symbol Islamu.
Paciorki sznura modlitewnego mogą być zrobione z drewna, kości, pereł, srebra lub innego stosownego materiał. Współcześnie najbardziej rozpowszechnione są paciorki z tworzywa sztucznego. Dla sunnitów szczególne znaczenie mają sznury modlitewne nabyte podczas pielgrzymki do Mekki. Szyici natomiast wielką wagę przywiązują do sznurów pochodzących z Kerbali, gdzie pochowano wnuka Mahometa, Husajna. Zrobione z tamtejszej gliny paciorki są najczęściej ozdabiane na czerwono, aby dobitniej wyrazić pamięć o jego męczeńskiej śmierci.
W Turcji tespih potrafi powiedzieć bardzo wiele o jego właścicielu. Można z niego wyczytać status społeczny posiadacza, ale także poglądy czy też nawet cechy osobowości. Te modlitewne  sznury różnią się materiałem, z którego wykonane są koraliki, ich wielkością oraz liczbą, a także harmonią kolorów oraz dźwięków, które wydobywają z siebie w trakcie używania. Co najdziwniejsze, podobno najbardziej szlachetne tespihy to te, które cechują się największą prostotą. Muzułmanie stronią jednak od tanich i jaskrawych paciorków, które można kupić w sklepach dla turystów. Tureccy mężczyźni mają w zwyczaju mówić, że tespih to nie ich biżuteria, lecz towarzysz życia.
Niestety w dobie postępu technicznego dłonie młodych mężczyzn w Turcji coraz częściej zajmują iPody, smartfony i tablety, w uboższych i bardziej konserwatywnych częściach kraju w rękach muzułmanów wciąż dominuje sznur paciorków. Dlatego Turcy chętnie korzystają z postępu techniki, kupując elektroniczny tespih, który nakłada się na palec a następnie, naciskając guzik, odlicza wypowiedziane atrybuty Allaha.
Dziś największym producentem tasbiḥów są... Chiny.  Komercjalizacja i globalizacja religii w zakresie produkcji, handlu i dystrybucji międzynarodowej nie zna granic.
A może i tych chrześcijańskich?
Październik kończył odmawiać różaniec
złote liście walca tańczyły pod niebem
oderwane ze splecionych warkoczy brzóz
wiernych przyjaciółek
którym od lat powierzam sekrety
jesienne obłoki
obejmowały chłodnymi ramionami
moją zalęknioną troskę
skrywaną w oczekiwaniu serca
i nagle stał się cud
maleńka istotka poruszyła serca
wiele kochających serc
sprawiła, że zwilgotniały niejedne powieki
Księżniczka z najpiękniejszej baśni
Natalia z obłoków miłości...
wiersze Basi Wójcik
Różaniec to też nazwa modlitwy chrześcijańskiej znanej już w czasach średniowiecza.
Protestanci odrzucają różaniec. O powodach nie będę pisać.
Istnieją jednak protestanckie odmiany modlitwy różańcowej praktykowane jednak przez nielicznych. Są dwie takie modlitwy.
Różaniec Luterański, inaczej Luterański Różaniec Postny lub Jezusowy. Początki tej modlitwy można już znaleźć u Marcina Chemintza, niemieckiego luterańskiego teologa z XVI wieku. Wygląda podobnie jak różaniec katolicki, z tym, że zamiast Zdrowaś Mario odmawia się Modlitwę Jezusową: Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem.
Różaniec anglikański, czyli tak zwany różaniec episkopalny. Powstał w 1980 roku w Kościele episkopalnym w USA z inspiracji Lynna Baumana.
Anglikański Różaniec składa się z krzyżyka i 33 paciorków, które symbolizują 33 lata Pana Jezusa Chrystusa na ziemi. Składa się z czterech części (4 tygodnie w miesiącu) jednego dużego paciorka i siedmiu małych, które symbolizują 7 dni tygodnia, a 28 małych paciorków razem symbolizują najkrótszy miesiąc. Cztery duże paciorki mogą symbolizować 4 Ewangelie i Czterech Ewangelistów.
Modlitwa rozpoczyna się znakiem krzyża i wezwaniem: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu. Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu. Chwała Ojcu…
Następnie odmawia się 4 razy: Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami oraz 28 razy: Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem. Na zakończenie odmawia się: Ojcze nasz i Błogosławmy Panu. Bogu niech będą dzięki.
Ciąg dalszy nastąpi