sobota, 12 lipca 2025

Roślina jak malina

W malinowym chruśniaku
W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.
Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory,
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.
Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała,
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce, przepojone wonią twego ciała.
I stały się maliny narzędziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie
Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie,
I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.
I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu,
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,
Porwałem twoje dłonie — oddałaś w skupieniu,
A chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła.
Bolesław Leśmian
Każdy je zna, lubi... Słodkie owoce złożone z maleńkich koralików. Są nieodłącznymi elementem lata, deserów, syropu... W rankingu naszych ulubionych owoców znajdują się w ścisłej czołówce.
Dzisiaj opowieść o malinach.
Malina (Rubus idaeus L.) bywa nieraz wymieniana w dawnych źródłach polskich pod nazwą malina, ale także kosmatki. Nazwa malina pochodzi od barwy, a kosmatki od włosków stojących na owocach.
Znaleziska archeologiczne potwierdzają, że już od czasów zamierzchłych malina była składnikiem diety ludzi. Zbierała je ludność z koczowniczych plemion młodszej epoki kamienia.  Według greckiego uczonego Kato, owoce maliny były zbierane przez Greków w górskich lasach i służyły zarówno za pokarm, jak i za lek.
Pierwsze wzmianki o nich pochodzą z około 300 roku przed Chrystusem. Starogrecka legenda mówi, że na początku wszystkie maliny miały kolor biały. Jedno wydarzenie na zawsze zmieniło jednak te owoce…
Gdy Zeus był dzieckiem, chciał krzykiem, wzbudzić gniew kapłanów bogini Kybele. Chcąc go uspokoić, nimfa Ida, córka kreteńskiego króla Melisosa, pochyliła się, aby zerwać malinę. Jednak ciernie krzaka skaleczyły ją, a kropla krwi spadła na owoc. Od tego czasu wszystkie maliny zachwycają piękną czerwienią.
Nasi prehistoryczni przodkowie jedli ten owoc, pomimo że była to jej dzika odmiana. Dioskorides pisał o obfitości krzewów maliny na górze Ida w Azji Mniejszej. Również Pliniusz uważał, że ojczyzną maliny są zbocza Idy. Prawdopodobnie z tego wynika jej łacińska nazwa - idaeus, nadana przez Karola Linneusza.
Dzikie krzewy malinowe opanowały Europę, część Azji i przedostały się przez Cieśninę Beringa do Ameryki Północnej. Jako pierwszy w IV w. n.e malinę za roślinę uprawną uznał  Palladius. Pierwsze jej uprawy znane są z przyklasztornych ogrodów od późnego średniowiecza. W końcu XVIII w. pojawiły się pierwsze hodowlane odmiany malin.
Malina także była wykorzystywana w magii ludowej. Na Filipinach ludzie wierzyli, że zaplątane patyki krzewu wypędzają złe duchy z ich mieszkań. Natomiast w Niemczech wiązka gałęzi przywiązana do ciała konia mogła poskromić najbardziej niepokornego konia.
W średniowieczu sok z maliny był używany jako barwnik w malarstwie.
Malina jest jednym z bardzo częstych motywów w polskich ludowych pieśniach. Stałe jest tam porównanie ze względu na barwę, że „dziewczyna jak malina”.
Rozkwitającą gałązkę malinową niesiono w Palmową Niedzielę do kościoła. Święcono gałązkę maliny także wraz z innymi
ziołami 15 sierpnia.
Hipokrates zalecał je jako środek napotny. Później lekarze rzymscy mieszanką soku malinowego, miodu i octu leczyli wiele różnych przypadłości.
Starożytni medycy z Bałkanów i Azji zalecali maść ze świeżych liści maliny na choroby skórne, na miejsca po ukąszeniu przez żmije i skorpiony.
Szwajcarski lekarz Conrad Gesner w XVI wieku zalecał zażywać syrop malinowy przy gorączce, słabości serca, w omdleniu.
W medycynie ludowej stosowano owoce maliny przeciw szkorbutowi, przy bólach żołądka, a także nudnościach u ciężarnych. Kwiaty z miodem, stosowano na opuchnięte i zaropiałe oczy
O leczniczym działaniu przede wszystkim soku z malin wiadomo powszechnie.  Jednak nie zdajemy sobie tak do końca sprawy z tego, jak długa jest lista wszystkich właściwości malin.
Owoce maliny zawierają witaminy C, E, A, PP, B1, B2, B6, kwas pantotenowy, dużą zawartość błonnika i pektyn, także garbników, antocyjanów. Znajdziemy w nich też sole mineralne, wapń, potas, cynk, miedź, żelazo, magnez, mangan...
Owoce maliny posiadają właściwości antybakteryjne, przeciwbólowe, uspokajające, obniżające ciśnienie krwi, wspomagające leczenie przeziębień, zapaleń jamy ustnej, gardła i krtani.
liście malin
szukają kępki w swoich zaroślach
na próżno zwodzą swoje myśli
błądzą po wertepach śladu

i po co kiedy dzień zapisany jest
na progach
co się przyśni

na jawie wszystko jest darem
pogody strumień to twój zamiar
jest jedno życie z kwiatem bzu
a dobro wszystkich to zapach malin

z nich to sok i wiedza powtórka
skarby w zasięgu i klejnoty
uzbierać liście a napar z nich
spokojny spacer tła jasności podwórka
znalezione w Internecie
A liście? Te uwielbiały kobiety z plemienia Indian Cherokee, czy europejskie lub azjatyckie zielarki. Liść maliny to mało znany surowiec zielarski.
Ale ja go często stosuję. Jednak liście zapewne nigdy nie osiągną takiej popularności jak soczyste maliny. Nie należy jednak o nich zapominać. Zewnętrznie napar\stosuje się w schorzeniach jamy ustnej, gardła i krtani oraz w różnych chorobach skóry.
Już przedstawiciele starożytnej medycyny ludowej z Bałkanów i Azji przygotowywali ze świeżych liści maliny maść na choroby skórne, także przy ukąszeniach żmij i skorpionów.
Zawarte w malinach  olejki eteryczne pozwalają na wykorzystanie tych owoców w przemyśle kosmetycznym, jako dodatek dodatek do kremów, balsamów i pomadek.
Rozgniecione owoce można dodawać do maseczek niewilżących. Działają zmiękczająco i odżywczo na naskórek. Wykazują również działanie ściągające, bakteriobójcze i przeciwzapalne w stanach podrażnienia skóry.
Roztarte owoce maliny z dodatkiem węglanu potasu były jedną z pierwszych farb do ciemnych włosów. Ekstrakt z owoców maliny służy do aromatyzowania kosmetyków oraz wyrobów perfumeryjnych. Maseczki z rozgniecionych owoców działają zmiękczająco, odżywczo i regenerująco na skórę. Okłady z naparu z kwiatów rozjaśniają piegi i plamy pigmentowe. Łagodzą odczyny po ukąszeniach owadów. Odwar z liści można stosować do przemywania skóry z problemami.
O kuchennych walorach maliny nie muszę opowiadać. Oczywiście najsmaczniejsze są zaraz po zerwaniu z krzaczka. Niestety sezon malinowy trwa zbyt krótko.  Gdy za oknem pojawi się jesienno-zimowa szaruga można jednak sięgnąć po mrożonki, dżemy, miody... No i oczywiście syrop malinowy.
Jak widać, maliny mają bardzo duży potencjał nie tylko leczniczy. Warto je zatem wprowadzić do codziennej diety.
późne maliny
Spójrz kochanie już wrzesień a w naszym ogrodzie
owocne pędy malin chylą się nam w ręce
to co wiosną wyrosło a dojrzało latem
oddaje dziś w dwójnasób wciąż więcej i więcej

ciepła jesień daruje nam mądrości lata
i krwistym nasyceniem przeciekają palce
wiemy jak to uczynić by w cudzie kwitnienia
oddawać swoje twarze jesiennej malarce

drzewa już posyłają ziemi pierwsze listy
kolorowe pocztówki wspomnienia z wakacji
już wiatry października snują pięciolinie
i świerszcz na bal się stroi w najlepszej tonacji

owoce coraz słodsze nauczone rankiem
kulić konkrecje smaku pod muśnięciem chłodu
senne słońce figlarnie mruży wielkie oko
i trawy posiwiały w zakolach ogrodu

w ciepły koc owinięci podnosimy oczy
dotykiem twojej dłoni swoje palce pieszczę
i nadzieję i pewność pewność i nadzieję
że to jeszcze nie koniec że przecież nie jeszcze

pamiętasz jak smakuje eiswein zacne wino
rwane gdy pierwsze mrozy zetną już jagody
wychylmy po szklaneczce tej mądrości świata
silniejszej od kaprysów jesiennej pogody

złote słońce się skryło za szybą kominka
i ciągną od zachodu śnieżnobure chmury
dziś bramy do ogrodu zamkniemy do wiosny
a jutro jutro trzeba się pakować w góry
Marek Miros

sobota, 5 lipca 2025

Skazana na sztukę



Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic.
Jestem może bledsza,
trochę śpiąca
trochę bardziej milcząca
lecz widać można żyć bez powietrza!

Ten fragment wiersza zna chyba każdy...
Po latach powracam do poezji, która wiele lat temu tak bardzo zachwyciła Małą Dziewczynkę, że dla jednego wiersza kupiła jeszcze w ubiegłym wieku tomik niezwykłej poetki  Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Tak niezwykłej, bo wiele osób, którzy ją znali zgodnie twierdzili, że otaczała ją aura niezwykłości. Julian Tuwim nazywał ją „czarownicą z Krakowa”, Lechoń "rusałką"... Siostra poetki Magdalena Samozwaniec pisała -"Maria była wyjątkową osobą, obdarzoną niezwykłą wrażliwością i talentem. Jej poezja jest jak lustro, w którym odbija się dusza kobiety."
Natomiast bratanica Simona Kossak wspominała, że „… na wiele rzeczy patrzyła inaczej, widziała więcej i przeżywała silniej niż ludzie z jej otoczenia. Dlatego często nie rozumiano jej i uważano za dziwaczkę”.
Zofia Starowieyska- Morstinowa wspomina ją tak - "Lilka (tak zwano ją w rodzinie) była podobna do swoich wierszy. Była jak one czarująca i niepokojąca, eteryczna a zarazem mocno w ziemię wrośnięta, superpoetyczna, a przy tym realistka, poważna a dowcipna, smutna i wesoła, mądra i czarująco głupia."
„Piękny człowiek, czuły, wierny przyjaciel, cudowna, niezrównana, niezapomniana poetka” – tak o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej wypowiadał się Tymon Terlecki.
Jan Lechoń - "Lilka Pawlikowska, zastrachana, zawsze świadoma swego ukrywanego garbu i swego utykania, a zarazem tego, że jest cudowną poetką i że ma profil, jakich już nie ma, i oczy, jakich już nie bywa. W każdej rozmowie zlewająca na nas komplementy tak przesadne, jak dobre wróżby Cyganek. I nagle słysząc jakiś dowcip, jakąś złośliwość niebotyczną albo jakieś bardzo ryzykowne, ale bardzo zabawne świństwo – wybuchała śmiechem z całego serca, śmiechem bachicznym i okrutnym. I Lilka też – jak Iłła [Kazimiera Iłłakowiczówna] – była czarownicą, tylko inną, bardziej niebezpieczną, bo warzyła zioła z upajających zapachów, bo wabiła nie tylko uroczym smutkiem, ale nawet śmiechem. Bardzo dużo napisano o niej, ale wszystkim tym pochwałom czegoś brak: pisze się o niej, jak zawsze u nas, prawie jak o świętej. A to była czarownica. Rusałka to też znaczy czarownica."


Słowiki
Słowiki są dziś nieswoje
Bzy są jak chmury krzyżyków
Chcesz zabić serce moje?
Przecież się nie zabija słowików?

Kim była tak naprawdę była ta niezwykła kobieta nazywana często "nimfą", "syreną", "rusałką", "czarownicą z Krakowa", "egzotycznym kwiatem", która jednym spojrzeniem rozkochiwała w sobie mężczyzn na zabój?
Może nawet chyba sama Maria Pawlikowska-Jasnorzewska uważała się za osobę niezwykłą?  Na swoim autoportrecie z ok. 1920r. poetka prezentuje się właśnie jak postać nie z tego świata. Otulona szalem, ze sznurem pereł we włosach wydaje się eteryczna i tajemnicza. Na dłoni  klęczy skrzydlaty elf, którego obecność przenosi ją, a także nas z realnego świata do tego pełnego fantazji.
Tak, tak... Maria Pawlikowska-Jasnorzewska znana jest jako poetka, ale jako o malarce mało kto o niej słyszał. A przecież nie powinno dziwić, przecież pochodziła z jednego z najsłynniejszego rodu malarzy. Z zapałem rysowała i malowała od dzieciństwa. W wyobraźni małej Lilki królowały baśniowe postacie: tajemnicze nimfy, niezwykłe kobiety-motyle. Przykładem tego jest właśnie „Autoportret z elfem”.
Poetka i pisarka Beata Obertyńska opisywała jej obrazy: „rzeczy dziwaczne często, niesamowite, żadnym wpływem niezmącone i do niczego niepodobne. Zdumiewająco oryginalna kombinacja świetnego, zuchwałego w swej pewności rysunku, z eterowymi olejkami fantazji i koloru, coś między boleśnie ciętą groteską a wnikliwie gorzkim studium psychologicznym – między błogim snem a męczącą feerią. Treść? Najczęściej symboliczna. Często jej tylko wiadoma”.


Starość
Leszczyna się stroi w fioletową morę,
a lipa w atłas zielony najgładszy…
Ja się już nie przebiorę,
na mnie nikt nie popatrzy.

Przez pewien czas Maria Pawlikowska-Jasnorzewska nawet studiowała w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych jako wolna słuchaczka. Przyjaźniła się z malarzami. Witkacy był jej portrecistą i często doradzał w dziedzinie sztuki.
Wydawało się, że  pójdzie w ślady dziadka, ojca i brata. Wszak swoje prace prezentowała już na wystawach.
Niestety współcześnie znanych jest niewiele jej obrazów.
Jednak w pewnym momencie Maria Pawlikowska-Jasnorzewska porzuciła pędzel i sztalugi na rzecz poezji. Ale nawet wówczas w jej tekstach można odnaleźć ślady jej malarskiego talentu.
Z początku jej wiersze są raczej pogodne, jasne... Z czasem w jej poezji pojawia się motyw przemijania, starzenia się, kruchości życia, smutku, tęsknoty...


Fotografia
Gdy się miało szczęście, które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to – to jest bardzo mało...

Może wpływ na to miało jej życie...? A miała je tak naprawdę niełatwe zwłaszcza w końcówce.
Nazywano ją poetką miłości i śmierci. Była też poetką natury. Fascynowały ją rośliny. Mówiła, że kwiaty i ludzi należą do tej samej rodziny – istot więdnących.

"Trudno dziś powiedzieć, czy jej potrzeba miłości wynikała z kompleksów na tle własnej sylwetki, czy tkwiła w niej organicznie. Pewne jest, że taki stan euforii, miłosnego uniesienia był jej stanem naturalnym. Potrzebowała tego, aby istnieć. I nie chodziło tylko o to, aby ktoś ją kochał. Ona sama potrzebowała kochać. Gdy kochała, pisała wspaniałe wiersze. Nawet wtedy, gdy ukochany ją zawodził, też pisała o miłości, tyle że o miłości rozczarowanej. Gdy brakowało kochania, usychała jak kwiat".
Simona Kossak

"Pawlikowska-Jasnorzewska to poetka, której twórczość jest jak delikatny, ale mocny kwiat, który potrafi przetrwać nawet najtrudniejsze warunki."
Ewa Lipska

"Pawlikowska-Jasnorzewska to jedna z najbardziej intrygujących postaci polskiej literatury i sztuki XX wieku."
Krystyna Kolińska

"W jej wierszach dominuje ironia i melancholia, ale zawsze obecne jest też piękno i nadzieja."
Krzysztof Kłosiński
Kim jestem?
kim jestem bez mojego
świadectwa , dobrych ocen,
egzaminów.

Kim jestem gdy zdejmę
modne ciuchy i zarzucę
nadzieję na ramiona .

Kim jestem
siostrą
córką
Przyjacielem

Kim jestem w oczach tych,
którzy co dzień przechodzą
obok na zatłoczonej ulicy .
Najwięcej jednak o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej napisała jej siostra Magdalena Samozwaniec. Pisała o niej w sposób pełen miłości, ale także pewnej  ironii. Doceniała talent siostry i nazywała ją "moją siostrą poetką". Wspominała z jednej strony o jej delikatności i wrażliwości, ale z drugiej o pewnej nonszalancji i dystansie do spraw przyziemnych.
"Z Lilusią szalenie się kochałyśmy i zarazem szalenie kłóciłyśmy. Biłyśmy się, rzucałyśmy w siebie książkami, a potem przepraszałyśmy, i to nie jako smarkule. Ale dorosłe kobiety. Jak któraś drugą porządnie uderzyła, dokuczyła, to czym prędzej szła do miasta i kupowała jej prezent, żeby przebłagać, przeprosić. Pogodzone znowu płakałyśmy z rozczulenia, jak dwie wariatki…" .
"Mój Boże, co myśmy wyrabiały! Nic dziwnego więc, że Kraków patrzył na nasze zachowanie – mówiąc oględnie – dziwnie. Biedna nasza mama, ileż to się nasłuchała o długości spódnic, fryzurach panienek, poglądach i... towarzystwie, w jakim panienki Madzia i Lila się obracają. Zgroza!"
"Była istotą z krwi gorącej i cienkich kości, i kobiecego ciała, które tylko pragnęło kochać. A jednak… była przy tym i nimfą grecką, i najadą, i sylfidą, i piękną czarownicą, którą wciąż spotykały niezwykłe przygody".
"Do twórczości Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej trzeba mieć zapewne jakąś kobiecą słabość, aby polubić, nawet pokochać, wiersze..."


Kurze łapki
I już kurze łapki na skroni?
Ach, czas jak gdacząca kura
o zabłoconych pazurach
przebiegł po białych płatkach okwitłej jabłoni!

Pisano, że była wykwintna, elegancka, wyrafinowana... Że była też po prostu kobietą, która bała się starości, przemijania, utraty urody. Namiętnie stawiała pasjanse, zgłębiała wiedzę tajemną... Ponoć była obdarzona szóstym zmysłem i dostrzegała to, co zwykły śmiertelnik nie widzi. Widziała więcej, inaczej, przeżywała silniej, co dla niektórych było dziwactwem. Sama powiedziała kiedyś, że codziennie czuje się jak nowo narodzona i inaczej postrzega drzewa, trawę, słońce i ludzi..
"To syrena z bajki Andersena"
Zygmunt Leśnodorski

"Karty Lilka miała zawsze pod ręką, sama też karty malowała i stawiała tarota, biegała do wróżek, interesowała się jogą, medycyną alternatywną, zgłębiała ziołolecznictwo i homeopatię. Była kobietą poszukującą, świadomą siebie  i taką próbuję ją pokazać"
Małgorzata Czyńska.

W wierszach Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej przewija się motyw oczekiwania na listy. Wydawać się może, że poetka nieustannie na nie czekała na nie całe życie.
Znalazłam taką o niej anegdotę:
Pewnego razu Lilka tak długo i namiętnie wyczekiwała listu, iż listonosz dając jej znowu odpowiedź przeczącą, odparł smutno: - Nie, nie ma nic…. Ja to bym napisał do pani… "Te słowa poczciwego listonosza zamieściła Lilka później w jednym ze swoich wierszy" - opowiada Magdalena Samozwaniec

Listy
Pani traci już wszelką powagę:
Czyha w bramie na listonosza!
Patrzy smutno, uśmiechem go błaga
jak ranny leżący na noszach.

Dni tej pani bez listów toną,
idą na dno w żalu bez granic...
aż się dziwi zmartwiony listonosz:
"Ja bym tam napisał do pani"...

Mała Dziewczynka zawsze w łezką o oku ponownie czyta ostatnią stronę w książce Maria i Magdalena, gdzie młodsza z sióstr tak opisuje ich ostatnie spotkanie:

"W drugiej połowie sierpnia, po idiotycznej kłótni z Madzią, która na drugi dzień rano na przeprosiny ofiarowała jej nową parę jedwabnych pończoch, Lilka zapakowała swoją walizeczkę I postanowiła jechać do Warszawy do męża i już zrezygnować z dalszych wakacji.
Był reklamowy słoneczny poranek pełen słońca, ametystowy od wrzosów. Lilka w granatowej jedwabnej sukni w duże różowe grochy, z chusteczką z tego samego materiału, zawiązaną pod brodą, stanęła ze swoją walizą na ganku.
- Madziusiu - poprosiła - odprowadź mnie na dworzec...
- Nie mogę - odparła Madzia - umówiłam się ze znajomymi na plaży.
- No, to bądź zdrowa...
Z ganku willi widziała ją, jak szła sama, z pochyloną głową, i jeszcze na chwilę mignęła jej granatowa sukienka, a potem zniknęła na zawsze.
Nigdy nie wiadomo, kiedy się kogoś najbliższego widzi po raz ostatni.
W tydzień później wybuchła wojna".
Siostry już się więcej nie spotkały. Poetka zmarła na raka w szpitalu w Manchesterze 9 lipca 1945r. 80 lat temu.

Ostatni mąż poetki Stefan Jerzy Jasnorzewski wspominał:
"Kocham ją bardzo. Jest dla mnie wszystkim, co dać mi mogła ziemia. Jest wiatrem. Jest ciszą. Głosem, który wciąż słyszę."
Czy będziemy ją nadal słyszeć w jej wierszach, które po niej zostały? W wierszach, w których  w kilku wersach potrafiła zamknąć cały świat. Jednak czy w XXI wieku mamy miejsce dla tej ulotnej, zwiewnej poezji? ? Na jej woalki, tiule, kapelusze, jedwabie, tęsknoty, oczekiwania, miłości, zawody, szczęścia...?


KWIATKI Z WATERLOO
Wiersze moje jak kwiaty krótki zapach ślą,
jak kwiaty tracą płatki.
Na wielkich, samotnych polach Waterloo
zerwane kwiatki...


Może ponownie sięgnę po ten kupiony dawno temu tomik poezji oraz po starsze niż ja wydanie Marii i Magdaleny?

sobota, 28 czerwca 2025

Myśli niejednorazowe

Znów się zepsułeś
I wiem co zrobię
Zamienię Ciebie
Na lepszy model

Nie mam do Ciebie cierpliwości
To pewne że już nie będę mieć
Minął termin twojej przydatności
Gwarancja nie obejmuje Cię
Nie pozostawiasz mi wyboru
Na lepszy model zmienię Cię
Nie potrzebuję w domu złomu
Dłużej nie
Nie mam do Ciebie zaufania
To pewne że już nie będę mieć
Dosyć mam tego naprawiania
Gdy co chwilę się psuje inna część
Jesteś zupełnie do niczego
A na dodatek powiem że
Pożytku z Ciebie tu żadnego
Nie ma nie
 
Znów się zepsułeś
I wiem co zrobię
Zamienię Ciebie
Na lepszy model
 
Nie mam do Ciebie sentymentu
To pewne że już nie będę mieć
Robisz za dużo tu zamętu
A nie wynika z tego żadna dobra rzecz
Nie pozostawiasz mi wyboru
Na lepszy model zmienię Cię
Nie potrzebuję w domu złomu
Dłużej nie
Nie mam do Ciebie nic już nie mam
To pewne że już nie będę mieć
Możesz wysyłać zażalenia
I tak naprawy Ciebie nie podejmę się
Jesteś zupełnie do niczego
A na dodatek powiem że
Pożytku z Ciebie tu żadnego
Nie ma nie
 
Znów się zepsułeś
I wiem co zrobię
Zamienię Ciebie
Na lepszy model

Żyjemy w świecie, gdzie jest coraz więcej jednorazówek. Chyba nie tylko ja to zauważyłam. Niestety wielu rzeczy dziś już się nie naprawia. To co zepsute wyrzucamy kupujemy nowe. Dawniej zanosiłam zepsuty sprzęt do naprawy lub wołałam fachowca do domu. Teraz słyszę, że nie opłaca się tego naprawiać, bo koszty przewyższą wartość urządzenia. Lepiej kupić nowe, a stare wyrzucić.
Jeżeli nadal tak będzie to za kilkanaście lat zniknie zupełnie zjawisko naprawiania czegokolwiek. A może nastąpi to znacznie szybciej? Przecież dzisiaj praktycznie to nikogo specjalnie nie martwi.
Wolimi wyrzucić coś do śmietnika i kupić nową rzecz, niż stracić czas na naprawę lub szukanie fachowca. Jednak coraz prościej i taniej jest kupić coś nowego.
Chyba nie tylko moim zdaniem, ale problem polega na tym, że dzisiaj praktycznie niczego nam nie brakuje.
Kiedy byłam mała, miałam wpojony szacunek do przedmiotów, które posiadałam. Miałam świadomość, że to co posiadam ma swoją wartość, że ktoś włożył w tą rzecz swoją pracę i czas. Na rynku nie było też wielu produktów i w porównaniu do dzisiejszych czasów były one relatywnie drogie.Oczywiście można powiedzieć, że naprawiało się więc nie z wyboru, tylko z braku wyboru. Ale to powodowało, że szanowaliśmy, to co mieliśmy.
Z drugiej strony kiedyś wszystkie urządzenia, ubrania były wykonane z materiałów dużo lepszej jakości. Niektórzy nawet mówią, że dzisiaj po prostu produkuje się gorsze sprzęty niż dawniej. Producentom nie opłaca się wypuszczać na rynek zbyt trwałego sprzętu. A my nie mamy wyjścia i musimy kupować nowe.
Cóż, żyjemy w dziwnych czasach, kiedy łatwiej kupić nowe niż naprawić stary, sprawdzający się przez lata sprzęt.
Mogę jeszcze zrozumieć, gdy chodzi o suszarkę, mikser, radio...
Niestety analogiczny mechanizm coraz częściej zaczyna obowiązywać w relacjach międzyludzkich: małżeństwie, przyjaźni... Już nie walczymy o miłość, przyjaźń. Wymieniamy męża, żonę, przyjaciela na „nowszy model”. Ale czy człowiek to też rzecz, którą jeżeli coś w niej "się zepsuje", to musimy od razu "wyrzucić"?

Tęsknota przyjaźni..
Duszę pustka przeszywa
Przyjaźni czas uciekł przez palce
Tyle pytań jeszcze mam
On nie leczy już moich ran
Przyjaciel.. 
tęsknota mi została
po raz kolejny z nią walczę
tyle razy już straciłam 
tyle razy wierzyłam
tyle razy..
przyjaźni nie okłamałam
zawiniłam?
każdy tu winę ma na sumieniu 
krystaliczną łzą po policzku spłynie nadzieja
nadzieja zgody
ja tak nie chce
ciągle myślę..
cofnąć czasu nie umiem
oddalasz się
taki obcy, obojętny..
aż strach w sercu się rodzi
wrócisz? 
nie mam pewności 
tyle chwil pamiętam
tyle rzeczy chce Ci powiedzieć !
borykam się z porażką 
nadzieja mnie ratuje..
tęsknota wkrada się przez gruby mur rzeczywistości
znalezione w Internecie
Normą się stało, że gdy „zepsuje” się małżeństwo, przyjaźń, gdy zawiedzie nas bliska osoba, to wyrzuca się się go z życia. Czy człowiek może być jednorazowy, jak tani przedmiot, którego nie opłaca się już reperować? I znajduje się nowy. Często lepszy na pierwszy rzut oka, ale potem jeszcze bardziej niedoskonały jak ten pierwszy.
Nic nie jest dla nas na zawsze i na pewno. Oduczyliśmy się walczyć o swoją przyjaźń, miłość. Wydaje się nam, że wszystko można kupić w sklepie, poddać reklamacji, wymienić na „lepszy model”. A gdy się zużyje, to po prostu można odstawić i dokonać kolejnego zakupu. Zapomnieliśmy o prawdziwym znaczeniu słów przyjaźni, miłości. Tak bardzo przyzwyczajamy się, że ciągle trzeba mieć nowe, że zanika umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Po co walczyć o psujący się związek, skoro męża, żonę, przyjaciela zawsze można zamienić na lepszy model. Nawet mały problem urasta to rangi wielkiego, którego nie chce się rozwiązać.
Z drugiej strony może w związku nie chodzi o to, by ze sobą wytrzymywać, ale by być ze sobą szczęśliwym? Oczywiście wiadomo, że są lepsze i gorsze chwile. Ale jeśli tych gorszych jest bardzo dużo, a tych lepszych niewiele lub nie ma ich wcale… To może jednak wytrzymywanie ze sobą nie jest dobrym pomysłem? Może warto zadbać o siebie, o jak najlepsze przeżycie tego, krótkiego jednak życia?
Jednak jeśli związek się psuje, to warto popracować nad nim, postarać się go ulepszyć, zamiast od razu rezygnować i szukać dalej.
Dlatego bardzo ważne jest, aby rozmawiać o tym, co nas boli, rani. Warto spróbować naprawiać krzywdy, rozwiązywać nieporozumienia. A przede wszystkim nauczyć się wybaczać. Wybaczać złośliwą uwagę, zdenerwowanie, spóźnienie... Wybaczać, bo sami nie jesteś idealni.
W każdej relacji egoizm jest złym doradcą. Obie strony powinny być zadowolone
Jednak kiedy myślimy, że to tylko mi ma być dobrze, to przegramy. Gdy związek się psuje, to warto popracować nad nim, zamiast od razu rezygnować i szukać dalej. Ciągła zmiana, pogoń za nowością doprowadzi nas do sytuacji, kiedy nieustannie coś zmieniając, nie zmienimy tak naprawdę nic.
PRAWDZIWA PRZYJAŹŃ
Prawdziwa przyjaźń sobą nie zawiedzie
odda ostatni nawet wdowi grosik,
będzie przy tobie w nieszczęściu i w biedzie
nie musisz w ogóle ją o to prosić.
 
Prawdziwa przyjaźń poda dłoń w potrzebie
gotowa dzielić troski i zmartwienia,
poświęci wszystko wolny czas dla ciebie
bo wierna tobie nigdy się nie zmienia.
 
Prawdziwa przyjaźń ma piękne oblicze
tak jak nikt inny zrozumie, wybaczy
na materialne korzyści nie liczy
lecz na wzajemność twoich uczuć raczej.
 
Prawdziwa przyjaźń mądrością doradzi
będzie cię wspierać w niej jest wielka siła
i nie oszuka, nie skłamie, nie zdradzi
jest bardziej szczera niż fałszywa miłość.
 
Pielęgnuj zatem uczucie przyjaźni
nie pozwól jej odejść w obce świata strony
bo z nią jest w życiu weselej i raźniej,
gdy obok ciebie przyjaciel sprawdzony.
znalezione w Internecie
 

sobota, 21 czerwca 2025

Drogą przez życie. Prostą czy krętymi ścieżkami?

Wiejska droga
Po tej naszej wiejskiej drodze
W dumach, w dumkach oto chodzę,
W dumach, w dumkach schylam głowę
Pod te zorze wieczorowe,
Pod tej ciszy tchy...

A gdzie padło dobre słowo,
Słyszę pieśń skowronkową;
A gdzie krzywda przeszła drogą,
Kamień leży mi pod nogą.
Ciężki — jako łzy...

Dobre słowo wciąż odkwita
To w kwiat polny, to w kłos żyta;
Stara krzywda głazem leży,
Na pustkowiu, na rubieży,
Pod siwymi mchy...

W zorzach, w łunach ponad mną
Idą chmury w drogę ciemną;

Idą chmury, burze niosą,
Napojone gorzką rosą
I ludzkimi łzy...

Oj, ty chato, ty pochyła,
Siłaś przeszła, zniosłaś siła,
Aż zaklęsnął dach Piastowy
Nad niedolą twojej głowy,
Nad ciężkimi sny!

A nie było w wieków dobie
Ni jednego dzionka tobie,
Ni wieczora, ni zarania
Bez ścian twoich narzekania,
Stara chato ty!...

W dumach, w dumkach oto chodzę
Po tej cichej wiejskiej drodze —
Nad schyloną moją głową
Lecą smętnie i echowo
Jakieś skargi... łzy...
MARIA KONOPNICKA
Ostatnio utkałam tekst o autostradzie, którą podążamy. Opowieść miała być o drodze, ale moje myśli, jak to mają w zwyczaju, powędrowały w innym kierunku. Nie zatrzymałam ich, pozwoliłam im tam popłynąć, bo sama byłam ciekawa, gdzie dotrą.
A jak będzie dzisiaj? Zobaczymy....
Droga... Lubię zdjęcia różnych dróg. Ostatnio zauważyłam, że od kilku lat co roku wśród moich licznych kalendarzy znajduje się przynajmniej jeden z pięknymi fotografiami dróg, dróżek, ścieżek... Nawet inni nieświadomie obdarowują mnie właśnie takimi. Przypadek?
W drodze jest coś fascynującego. Co mnie tak w nich przyciąga?
Droga

Zamiast wśród tłumu, noga za nogą,
Wlec się bezmyślnie szeroką drogą
Biegnę w podskokach, z radosną pieśnią,
Krętą, wąziutką ścieżyną leśną

Droga jest prosta, wcale nietrudna
Ale bezbarwna i taka… nudna!
Ścieżka się wije między drzewami
Wciąż zaskakuje, gra kolorami

Chociaż się często na niej potykam
Ślizgam po trawie blisko strumyka
Nie chcę powracać na szarą drogę
Bo tu, na dróżce, sobą być mogę

Każdy biec może po swojej ścieżce,
Której najczęściej dostrzec się nie chce
O ileż łatwiej, noga za nogą,
Wlec się wytartą przez innych drogą…

Jolanta Maria Dzienis
Droga od zarania dziejów jest symbolem toczącego się życia, poruszania się, zmierzania do celu... Jest też symbolem symbolem wewnętrznego rozwoju, wrodzonych możliwości.
Mówimy  "iść własną drogą". Czyli jaką?  To znaczy podążać za  własnymi decyzjami,  przekonaniami, bez względu na to, co mówią inni. To my wybieramy drogę, w którą wyruszamy.
Jeżeli tak postępujemy i wybieramy sami nasz szlak, to wiadomo, że droga nie będzie łatwa i prosta. Ale może być też piękna, z zachwycającymi widokami. .
Osoby wybierający taką wędrówkę szukają właśnie takich czasem małych wielkich zachwytów dnia codziennego. Takie bezdroża często potrafią być niebezpieczne, niepewne, ale dziewicze, nieodkryte. Takie ścieżki  pozwalają im iść przez życie własną ścieżkę. Na to aby żyć w zgodzie z sobą potrzeba dużej odwagi. Nie wszyscy ją jednak mają.
Dużo prościej jest iść przetartym już szlakiem. Podążać po śladach zostawionych przez innych. Osoby, które wybiorą taką bezpieczną, prostą i przewidywalną drogę,aby  nie zmęczyć się zbytnio, idą raczej równym krokiem... Z reguły patrząc uważnie pod nogi, aby nie przewrócić się. Nie zbaczają z drogi. Nie zastanawiają się zbytnio nad celem podróży.  Idą to tędy szli inni.  A podążając śladami poprzedników nie zbłądzą. Jednak patrząc w dół, aby się nie potknąć, czy zobaczą jak piękny jest świat, jak błękitne jest niebo, jak kolorowa jest łąka wzdłuż naszej ścieżki...? Czy zachwycą się tym co dookoła?
Wiele osób wybiera tą drugą drogę. Wędrują tak, jak oczekują od nich inni.
Życiowe zakręty
Pogmatwało się to życie człowiekowi
proste ścieżki dzieciństwa
pachnące niegdyś złotym piaskiem
poskręcały się w ruloniki codzienności
jak meandry życia niespokojnego
wyrosły zakręty te ostre i te łagodniejsze
i tak pojawił się zakręt niepewności
potem zakręt strachu
wnet dołączył zakręt bezsilności
a pomiędzy nimi tysiące chwastów
dzikich ostrężyn pętających nogi
i kłujących ostów sięgajacych serca
oj poplątały się drogi swojskie
stając się obcymi bezdrożami
a może dlatego są zakręty
żeby można było bieg odwrócić
i nabrać nadziei w płuca
że któryś z zakrętów
okaże się być oczyszczeniem...
Basia Wójcik
Jednak dla wszystkich życie jest nieustanną drogą. I każdemu prędzej, czy później pojawiają się zakręty. Tak, czasem nawet na tej niby prostej i łatwej drodze.
Częściej zapewne zdarzają się one, gdy się wędruje bocznymi ścieżkami. Czy są to wiejskie dróżki, polne, górskie, leśne, miejskie... Bez różnicy. Ileż razy musimy zwolnić, a nawet zatrzymać się...
Tak też bywało w życiu Małej Dziewczynki. Ileż to razy musiała się zatrzymać, przysiąść na przydrożnym pieńku i patrzeć jak świat nie zważając na to biegnie do przodu.
Mała Dziewczynka, jak widzi zakręt, to zawsze zwalnia, rozgląda się. Ryzyko nie leży w jej naturze. Czasem jednak niestety zakręt pojawiał się niespodziewanie i musiała gwałtownie hamować, czasem wyskoczyć z trasy. A potem.... ZAKRĘTY
A kiedy w końcu powoli ruszyła swoim szlakiem, ponownie pojawiały się tam jak nie zakręty, to wyboje. Zawsze jednak na końcu nawet tej trudnej drogi był Dom. Ileż jest wówczas radości...
Czy Mała Dziewczynka byłaby bardziej szczęśliwa, gdyby wiedziała, co będzie za zakrętem? Trudne pytanie. Jednak taka niepewność, jest męcząca. Także dzisiaj, gdy jest na kolejnym...
Jednak prostych dróg w naszym życiu jest o wiele mniej, niż mogłoby się wydawać.
Idziemy krok za krokiem, raz wolniej, raz szybciej. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem...   Po drodze spotykamy radości, smutki, trudne decyzje, wybory.... Czasem z wysiłkiem wspinamy się pod górę, a czasem rozkładamy skrzydła i zfruwamy w lekko w dół prosto do celu. Z wysiłkiem idę pod górę, pokonuję przeszkody lub koleiny – ale ciągle do przodu, zawsze naprzód.
Możemy planować nasze życie, uważać na znaki drogowe, ale często tak naprawdę nie wiemy, co oczekuje na nas na końcu drogi. Na każdej drodze mogą pojawiać się różne przeszkody, korki, zwężenia, wyrwy, objazdy.... Droga każdego z nas jest inna, niepowtarzalna. Tylko nam się wydaje, że chociaż wyruszamy z tego samego miejsca, to mamy również podobną drogę przed sobą. Mogą one być podobne, ale nie są identyczne.  Droga każdego z nas jest niepowtarzalna, chociaż przez pewien czas wędrujemy nią z innymi.
Droga to dla jednych - ciekawość i podążanie za tym co jest nam nieznane, nieodkryte, schowane za zakrętem, za horyzontem. Może tam jest lepiej niż tutaj?
Dla innych odwrotnie. To jednak strach i obawa, co się znajduje na jej końcu. A nuż nie będzie tam lepiej? A jeżeli pojawią się rozstaje i trzeba będzie dokonać wyboru? ROZSTAJE
Dla Małej Dziewczynki droga jest czasem tęsknotą. Tęsknotą za marzeniami, pragnieniami... To jej pozwala wyruszać na nowo w trudną i często nieznaną drogę. Czasem jednak ma ochotę po prostu iść bez celu przed siebie, byle dalej i dalej. Niekiedy jednak odwracając się wstecz i uśmiechając się do tego co było. Czasami , a czasem z ogromną obawą spoglądam za siebie. I wtedy uzmysławiam sobie, jak wiele już przeżyłam. Jak długa drogę już przeszłam.
Zaufałem drodze
wąskiej
takiej na łeb na szyję
z dziurami po kolana
takiej nie w porę jak w listopadzie spóźnione buraki
i wyszedłem na łąkę stała święta Agnieszka
- nareszcie - powiedziała
- martwiłam się już
że poszedłeś inaczej
prościej
po asfalcie
autostradą do nieba - z nagrodą od ministra
i że cię diabli wzięli
ks. Twardowski
Nieodmiennie od lat serce Małej Dziewczynki poruszają polne drogi wśród pól i łąk.  Przywiewają bowiem wspomnienia z dawnych lat. Z Babcią Mała Dziewczynka miały "naszą dróżkę" po której wędrowały pod górkę, a potem z na dół. Na wzgórzu przysiadały na drugie śniadanie. Szło się pomiędzy dwoma polami, miejscami w takiej rynience, że pole było wyżej niż Mała Dziewczynka. Pole przy lekkim powiewie wiatru falowało niczym morze z którego uśmiechały się chabry i maki. Niestety to bezpowrotnie minęło, nigdy już nie wróci. Nawet jakby i chabrów było niewiele. No i łezka popłynęła... Ale to już inna opowieść...

piątek, 13 czerwca 2025

Królowa czasów minionych...?

Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy
Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem
(Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę
Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę
I zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu
Iść za wrócone życie podziękować Bogu),
Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono.
Tymczasem przenoś moję duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane, jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą.
Ostatnio moją roślinną opowieść rozpoczęłam patetycznie. Dzisiaj robię tak samo, bo inaczej nie można. Gryka też znalazła swoje miejsce w Inwokacji.
Kasza gryczana, dziś zapomniana, królowała w czasach PRL.
Kasza gryczana często podawana była z cebulą i co gorsza z podrobami. Te zapachy sprawiały, że na stołówce jadło się zazwyczaj tylko zupę. 
Jedni przekonali się do kaszy, ale inni nie polubili jej do tej pory.
A jak jest z Małą Dziewczynką? Ani za nią nie przepada szczególnie, ani też jej nie lubi. Ot zwykła potrawa, którą traktuje jako coś zwykłego, naturalnego, co czasem je. Ale jednak jej zapach zawsze przywiewa wspomnienia z dzieciństwa
Ale dzisiaj jednak opowieść o gryce. 
W innych regionach Polski znana też jest jako: tatarka, taterka, gryka, grecka, hreczka, reczka, bukwita, litewka... U naszych czeskich sąsiadów zwą ją poganką, bo przybyła wraz z innowiercami z Azji. Nic więc dziwnego, że my mamy tatarkę...
Prawdopodobnie gryka była uprawiana już 4 tys. lat temu w górskich regionach Indii, potem w Chinach, Korei, Japonii, a później w Azji Środkowej. Kaszę gryczaną jedli też Hunowie oraz Mongołowie.
Na nasz kontynent przywędrowała około XIII wieku właśnie wraz z najazdami plemion mongolskich i tatarskich.
Do Polski trafiła w XVI wieku, gdzie stała się popularnym zbożem. Jednak po I wojnie światowej jej uprawa zaczęła spadać, a zastąpiła ją pszenica i żyto.
Jednak w książce „Kuchnia Słowian” Hanna i Paweł Lis piszą, że kaszę odkryto na wyspie Wolin ok IX wieku, a pyłek gryki – na Wawelu i na Rynku w Krakowie w miejscach z XI wieku. Zatem nasi przodkowie spożywali ją od gór po morze, i to jeszcze zanim do Polski zawędrowali najeźdźcy z Azji.
Słyszy się też głosy, że gryka pojawiała się już na słowiańskich stołach, jednak nie ma na to niezbitych dowodów.
Jedno jest pewne, że historia gryki na naszych stołach zaczęła się zdecydowanie dużo wcześniej, niż w PRL-u:)))
Czym jednak zachwyciła i nadal zachwyca gryka, że już tak długo gości w naszej kuchni? Co takiego ma w sobie?
Przede wszystkim może być uprawiana na dosyć słabej ziemi. Jest też stosunkowo odporna na choroby i szkodniki. Człowiek wykorzystuje wszystkie części tej rośliny.
Jest to roślina bardzo uniwersalna, czasem  jednak niedoceniana.
Grykę znamy przede wszystkim jako produkt wykorzystywany w kuchni.
W Indiach od zawsze gryka jest używana jako zboże chlebowe, bowiem z jej mąki wypieka się chleby. Podobnie w starożytności Rzymianie i Grecy stosowali ją do wytwarzania chleba.
W średniowieczu była ważnym składnikiem diety, szczególnie w okresie postów, gdy nie wolno było spożywać mięsa.
W Chinach i Japonii tradycyjnie z mąki gryczanej wyrabia się makarony. Francuzi często do tradycyjnych naleśników bretońskich dodają mąkę gryczaną. Natomiast w Azji pędy i liście gryki używane są do robienia sałatek i przecierów.
Dawno temu świeże liście gryki gotowano i spożywano jako zieleninę do obiadu.
W naszym słowiańskim regionie kasza była podstawą blin ze śmietaną, kulebiaków... Dla niektórych  nie ma rolady właśnie bez kaszy i kiszonego ogórka. A w Domu Małej Dziewczynki zrazy obowiązkowo musiały być z kaszą gryczaną i oczywiście kiszonym ogórkiem.
Zasiali górale owies, owies,
od końca do końca, tak jest, tak jest!
Zasiali górale żyto, żyto,
od końca do końca wszystko, wszystko!
W polu stoją trzy mondele w domu dwa, w domu dwa!

U sąsiada szwarne dziouchy gromada, gromada! / bis
Zasiali górale jarka, jarka
od końca do końca, miarka, miarka!
Zasiali górale hreczka, hreczka
od końca do końca, beczka, beczka!
Teraz z jarki ani miarki nie było, nie było
a zaś z hreczką to sam nie wiem co się z nią zrobiło![5]
Śpiewnik: Tam od Odry, tam od Warty
Gryka od dawna jest też cennym surowcem zielarskim. Kwitnące pędy wykorzystywane były w medycynie ludowej do leczenia ran i wrzodów, pielęgnacji zmęczonych, ociężałych nóg oraz do hamowania drobnych krwawień. Pozyskany bowiem surowiec zawiera rutynę, która ma właściwości antyoksydacyjne, uszczelnia naczynia krwionośne i ma działanie Rutyna zapobiega powstawaniu niektórych wysoce reaktywnych wolnych rodników, podnosi też odporność.
Natomiast liście gryki stosuje się w leczeniu hemoroidów, żylaków, a także pomocniczo przy leczeniu nadciśnienia tętniczego, krwawień z nosa.
Rutyna pomocna jest przede wszystkim przy wzmocnieniu naczyń włosowatych. Pomaga w walce z żylakami i hemoroidami. Zmniejsza widoczność i zapobiega powstawaniu drobnych, podskórnych wylewów i tzw. „pajączków”, przyspiesza wchłanianie siniaków. Ułatwia gojenie ran.
Gryka jest też bogata w inne składniki odżywcze, takie jak białko, błonnik, witaminy z grupy B, mangan, magnez i fosfor.
W medycynie chińskiej gryka jest stosowana w leczeniu chorób żołądkowo-jelitowych, w tym choroby wrzodowej żołądka. Roślina ta działa przeciwzapalnie i łagodzi ból, co może pomóc w leczeniu stanów zapalnych układu trawiennego.
Chroni organizm przed niekorzystnym działaniem promieniowania rentgenowskiego. Wspomagająco zalecany bywa w leczeniu miażdżycy i nadciśnienia tętniczego oraz przy podatności na alergie i infekcje.
Spowalnia utlenianie witaminy C i tym samym przedłuża jej działanie. Równocześnie wspomaga walkę z nadmierną ilością cholesterolu i hamuje powstawanie zmian miażdżycowych w naczyniach krwionośnych.
W kosmetyce nasiona gryki są wykorzystywane do pielęgnacji skór y. Ma działanie przeciwstarzeniowe. Roślina ta zawiera duże ilości antyoksydantów, które zwalczają wolne rodniki, hamując procesy oksydacyjne zachodzące w skórze. Dzięki temu skóra staje się bardziej jędrna, elastyczna i mniej podatna na zmarszczki. Zawarte w gryce białka i witaminy zwiększają elastyczność skóry, poprawiają jej wygląd i kondycję. Olej pozyskiwany z nasion gryki jest składnikiem kremów, balsamów i innych produktów do pielęgnacji skóry.
Ekstrakt z gryki jest również łagodzący, co sprawia, że jest idealny do stosowania na skórze podrażnionej czy zaczerwienionej.
Gryka zwyczajna jest również skutecznym narzędziem w walce z trądzikiem i innymi problemami skórnymi. Dzięki swoim właściwościom przeciwzapalnym i antybakteryjnym pomaga w redukcji stanów zapalnych skóry oraz zwalczaniu bakterii odpowiedzialnych za powstawanie trądziku. Warto więc szukać produktów kosmetycznych zawierających ekstrakt z gryki, jeśli borykamy się z problemami skórnymi.
Kwitnąca gryka przyciąga pszczoły, które zbierają z niej nektar i pyłek.
Gryka jest więc rośliną miododajną. Miód gryczany ze względu na swój charakterystyczny, orzechowy smak i bogaty skład jest jednym z cenniejszych i poszukiwanych miodów. W Domu Małej Dziewczynki jest jednym z najbardziej lubianych. Jednak nie wszyscy za nim przepadają. Zdecydowanie nie lubią go dzieci. Jego smak i aromat  jest bowiem ostry i specyficzny. Miodu gryczanego nie da się pomylić z żadnym innym.
Miód gryczany zawiera również duże ilości rutyny, dlatego zalecany jest na wzmocnienie układu krwionośnego.
Staszek
Był raz sobie taki Staszek,
co ogromnie lubił kaszę.

Więc na kaszę tego Staszka
zaproszono do wujaszka.

A na jaką? Na gryczaną.
I do stołu ją podano.

Staszek rzucił się na kaszę,
lecz powstrzymał go wujaszek.

- Wybacz, Staszku, że się wtrącam,
ale kasza zbyt gorąca.

To niezdrowo jest dla brzucha,
wujek w kaszę ci podmucha...

I jak dmuchnął ten wujaszek,
zdmuchnął z miski całą kaszę.

Odtąd wszystkim mówi Staszek:
- NIE DAJ SOBIE DMUCHAĆ W KASZĘ!
Wanda Chotomska
Gryka  to produkt o wielu cennych właściwościach.  Obecnie gryka jest rzadziej stosowana w kuchni. Może ze względu na nasze wspomnienia z dzieciństwa? Ale chyba warto dać jej nową szansę...?