sobota, 5 lipca 2025

Skazana na sztukę



Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic.
Jestem może bledsza,
trochę śpiąca
trochę bardziej milcząca
lecz widać można żyć bez powietrza!

Ten fragment wiersza zna chyba każdy...
Po latach powracam do poezji, która wiele lat temu tak bardzo zachwyciła Małą Dziewczynkę, że dla jednego wiersza kupiła jeszcze w ubiegłym wieku tomik niezwykłej poetki  Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Tak niezwykłej, bo wiele osób, którzy ją znali zgodnie twierdzili, że otaczała ją aura niezwykłości. Julian Tuwim nazywał ją „czarownicą z Krakowa”, Lechoń "rusałką"... Siostra poetki Magdalena Samozwaniec pisała -"Maria była wyjątkową osobą, obdarzoną niezwykłą wrażliwością i talentem. Jej poezja jest jak lustro, w którym odbija się dusza kobiety."
Natomiast bratanica Simona Kossak wspominała, że „… na wiele rzeczy patrzyła inaczej, widziała więcej i przeżywała silniej niż ludzie z jej otoczenia. Dlatego często nie rozumiano jej i uważano za dziwaczkę”.
Zofia Starowieyska- Morstinowa wspomina ją tak - "Lilka (tak zwano ją w rodzinie) była podobna do swoich wierszy. Była jak one czarująca i niepokojąca, eteryczna a zarazem mocno w ziemię wrośnięta, superpoetyczna, a przy tym realistka, poważna a dowcipna, smutna i wesoła, mądra i czarująco głupia."
„Piękny człowiek, czuły, wierny przyjaciel, cudowna, niezrównana, niezapomniana poetka” – tak o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej wypowiadał się Tymon Terlecki.
Jan Lechoń - "Lilka Pawlikowska, zastrachana, zawsze świadoma swego ukrywanego garbu i swego utykania, a zarazem tego, że jest cudowną poetką i że ma profil, jakich już nie ma, i oczy, jakich już nie bywa. W każdej rozmowie zlewająca na nas komplementy tak przesadne, jak dobre wróżby Cyganek. I nagle słysząc jakiś dowcip, jakąś złośliwość niebotyczną albo jakieś bardzo ryzykowne, ale bardzo zabawne świństwo – wybuchała śmiechem z całego serca, śmiechem bachicznym i okrutnym. I Lilka też – jak Iłła [Kazimiera Iłłakowiczówna] – była czarownicą, tylko inną, bardziej niebezpieczną, bo warzyła zioła z upajających zapachów, bo wabiła nie tylko uroczym smutkiem, ale nawet śmiechem. Bardzo dużo napisano o niej, ale wszystkim tym pochwałom czegoś brak: pisze się o niej, jak zawsze u nas, prawie jak o świętej. A to była czarownica. Rusałka to też znaczy czarownica."


Słowiki
Słowiki są dziś nieswoje
Bzy są jak chmury krzyżyków
Chcesz zabić serce moje?
Przecież się nie zabija słowików?

Kim była tak naprawdę była ta niezwykła kobieta nazywana często "nimfą", "syreną", "rusałką", "czarownicą z Krakowa", "egzotycznym kwiatem", która jednym spojrzeniem rozkochiwała w sobie mężczyzn na zabój?
Może nawet chyba sama Maria Pawlikowska-Jasnorzewska uważała się za osobę niezwykłą?  Na swoim autoportrecie z ok. 1920r. poetka prezentuje się właśnie jak postać nie z tego świata. Otulona szalem, ze sznurem pereł we włosach wydaje się eteryczna i tajemnicza. Na dłoni  klęczy skrzydlaty elf, którego obecność przenosi ją, a także nas z realnego świata do tego pełnego fantazji.
Tak, tak... Maria Pawlikowska-Jasnorzewska znana jest jako poetka, ale jako o malarce mało kto o niej słyszał. A przecież nie powinno dziwić, przecież pochodziła z jednego z najsłynniejszego rodu malarzy. Z zapałem rysowała i malowała od dzieciństwa. W wyobraźni małej Lilki królowały baśniowe postacie: tajemnicze nimfy, niezwykłe kobiety-motyle. Przykładem tego jest właśnie „Autoportret z elfem”.
Poetka i pisarka Beata Obertyńska opisywała jej obrazy: „rzeczy dziwaczne często, niesamowite, żadnym wpływem niezmącone i do niczego niepodobne. Zdumiewająco oryginalna kombinacja świetnego, zuchwałego w swej pewności rysunku, z eterowymi olejkami fantazji i koloru, coś między boleśnie ciętą groteską a wnikliwie gorzkim studium psychologicznym – między błogim snem a męczącą feerią. Treść? Najczęściej symboliczna. Często jej tylko wiadoma”.


Starość
Leszczyna się stroi w fioletową morę,
a lipa w atłas zielony najgładszy…
Ja się już nie przebiorę,
na mnie nikt nie popatrzy.

Przez pewien czas Maria Pawlikowska-Jasnorzewska nawet studiowała w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych jako wolna słuchaczka. Przyjaźniła się z malarzami. Witkacy był jej portrecistą i często doradzał w dziedzinie sztuki.
Wydawało się, że  pójdzie w ślady dziadka, ojca i brata. Wszak swoje prace prezentowała już na wystawach.
Niestety współcześnie znanych jest niewiele jej obrazów.
Jednak w pewnym momencie Maria Pawlikowska-Jasnorzewska porzuciła pędzel i sztalugi na rzecz poezji. Ale nawet wówczas w jej tekstach można odnaleźć ślady jej malarskiego talentu.
Z początku jej wiersze są raczej pogodne, jasne... Z czasem w jej poezji pojawia się motyw przemijania, starzenia się, kruchości życia, smutku, tęsknoty...


Fotografia
Gdy się miało szczęście, które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to – to jest bardzo mało...

Może wpływ na to miało jej życie...? A miała je tak naprawdę niełatwe zwłaszcza w końcówce.
Nazywano ją poetką miłości i śmierci. Była też poetką natury. Fascynowały ją rośliny. Mówiła, że kwiaty i ludzi należą do tej samej rodziny – istot więdnących.

"Trudno dziś powiedzieć, czy jej potrzeba miłości wynikała z kompleksów na tle własnej sylwetki, czy tkwiła w niej organicznie. Pewne jest, że taki stan euforii, miłosnego uniesienia był jej stanem naturalnym. Potrzebowała tego, aby istnieć. I nie chodziło tylko o to, aby ktoś ją kochał. Ona sama potrzebowała kochać. Gdy kochała, pisała wspaniałe wiersze. Nawet wtedy, gdy ukochany ją zawodził, też pisała o miłości, tyle że o miłości rozczarowanej. Gdy brakowało kochania, usychała jak kwiat".
Simona Kossak

"Pawlikowska-Jasnorzewska to poetka, której twórczość jest jak delikatny, ale mocny kwiat, który potrafi przetrwać nawet najtrudniejsze warunki."
Ewa Lipska

"Pawlikowska-Jasnorzewska to jedna z najbardziej intrygujących postaci polskiej literatury i sztuki XX wieku."
Krystyna Kolińska

"W jej wierszach dominuje ironia i melancholia, ale zawsze obecne jest też piękno i nadzieja."
Krzysztof Kłosiński
Kim jestem?
kim jestem bez mojego
świadectwa , dobrych ocen,
egzaminów.

Kim jestem gdy zdejmę
modne ciuchy i zarzucę
nadzieję na ramiona .

Kim jestem
siostrą
córką
Przyjacielem

Kim jestem w oczach tych,
którzy co dzień przechodzą
obok na zatłoczonej ulicy .
Najwięcej jednak o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej napisała jej siostra Magdalena Samozwaniec. Pisała o niej w sposób pełen miłości, ale także pewnej  ironii. Doceniała talent siostry i nazywała ją "moją siostrą poetką". Wspominała z jednej strony o jej delikatności i wrażliwości, ale z drugiej o pewnej nonszalancji i dystansie do spraw przyziemnych.
"Z Lilusią szalenie się kochałyśmy i zarazem szalenie kłóciłyśmy. Biłyśmy się, rzucałyśmy w siebie książkami, a potem przepraszałyśmy, i to nie jako smarkule. Ale dorosłe kobiety. Jak któraś drugą porządnie uderzyła, dokuczyła, to czym prędzej szła do miasta i kupowała jej prezent, żeby przebłagać, przeprosić. Pogodzone znowu płakałyśmy z rozczulenia, jak dwie wariatki…" .
"Mój Boże, co myśmy wyrabiały! Nic dziwnego więc, że Kraków patrzył na nasze zachowanie – mówiąc oględnie – dziwnie. Biedna nasza mama, ileż to się nasłuchała o długości spódnic, fryzurach panienek, poglądach i... towarzystwie, w jakim panienki Madzia i Lila się obracają. Zgroza!"
"Była istotą z krwi gorącej i cienkich kości, i kobiecego ciała, które tylko pragnęło kochać. A jednak… była przy tym i nimfą grecką, i najadą, i sylfidą, i piękną czarownicą, którą wciąż spotykały niezwykłe przygody".
"Do twórczości Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej trzeba mieć zapewne jakąś kobiecą słabość, aby polubić, nawet pokochać, wiersze..."


Kurze łapki
I już kurze łapki na skroni?
Ach, czas jak gdacząca kura
o zabłoconych pazurach
przebiegł po białych płatkach okwitłej jabłoni!

Pisano, że była wykwintna, elegancka, wyrafinowana... Że była też po prostu kobietą, która bała się starości, przemijania, utraty urody. Namiętnie stawiała pasjanse, zgłębiała wiedzę tajemną... Ponoć była obdarzona szóstym zmysłem i dostrzegała to, co zwykły śmiertelnik nie widzi. Widziała więcej, inaczej, przeżywała silniej, co dla niektórych było dziwactwem. Sama powiedziała kiedyś, że codziennie czuje się jak nowo narodzona i inaczej postrzega drzewa, trawę, słońce i ludzi..
"To syrena z bajki Andersena"
Zygmunt Leśnodorski

"Karty Lilka miała zawsze pod ręką, sama też karty malowała i stawiała tarota, biegała do wróżek, interesowała się jogą, medycyną alternatywną, zgłębiała ziołolecznictwo i homeopatię. Była kobietą poszukującą, świadomą siebie  i taką próbuję ją pokazać"
Małgorzata Czyńska.

W wierszach Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej przewija się motyw oczekiwania na listy. Wydawać się może, że poetka nieustannie na nie czekała na nie całe życie.
Znalazłam taką o niej anegdotę:
Pewnego razu Lilka tak długo i namiętnie wyczekiwała listu, iż listonosz dając jej znowu odpowiedź przeczącą, odparł smutno: - Nie, nie ma nic…. Ja to bym napisał do pani… "Te słowa poczciwego listonosza zamieściła Lilka później w jednym ze swoich wierszy" - opowiada Magdalena Samozwaniec

Listy
Pani traci już wszelką powagę:
Czyha w bramie na listonosza!
Patrzy smutno, uśmiechem go błaga
jak ranny leżący na noszach.

Dni tej pani bez listów toną,
idą na dno w żalu bez granic...
aż się dziwi zmartwiony listonosz:
"Ja bym tam napisał do pani"...

Mała Dziewczynka zawsze w łezką o oku ponownie czyta ostatnią stronę w książce Maria i Magdalena, gdzie młodsza z sióstr tak opisuje ich ostatnie spotkanie:

"W drugiej połowie sierpnia, po idiotycznej kłótni z Madzią, która na drugi dzień rano na przeprosiny ofiarowała jej nową parę jedwabnych pończoch, Lilka zapakowała swoją walizeczkę I postanowiła jechać do Warszawy do męża i już zrezygnować z dalszych wakacji.
Był reklamowy słoneczny poranek pełen słońca, ametystowy od wrzosów. Lilka w granatowej jedwabnej sukni w duże różowe grochy, z chusteczką z tego samego materiału, zawiązaną pod brodą, stanęła ze swoją walizą na ganku.
- Madziusiu - poprosiła - odprowadź mnie na dworzec...
- Nie mogę - odparła Madzia - umówiłam się ze znajomymi na plaży.
- No, to bądź zdrowa...
Z ganku willi widziała ją, jak szła sama, z pochyloną głową, i jeszcze na chwilę mignęła jej granatowa sukienka, a potem zniknęła na zawsze.
Nigdy nie wiadomo, kiedy się kogoś najbliższego widzi po raz ostatni.
W tydzień później wybuchła wojna".
Siostry już się więcej nie spotkały. Poetka zmarła na raka w szpitalu w Manchesterze 9 lipca 1945r. 80 lat temu.

Ostatni mąż poetki Stefan Jerzy Jasnorzewski wspominał:
"Kocham ją bardzo. Jest dla mnie wszystkim, co dać mi mogła ziemia. Jest wiatrem. Jest ciszą. Głosem, który wciąż słyszę."
Czy będziemy ją nadal słyszeć w jej wierszach, które po niej zostały? W wierszach, w których  w kilku wersach potrafiła zamknąć cały świat. Jednak czy w XXI wieku mamy miejsce dla tej ulotnej, zwiewnej poezji? ? Na jej woalki, tiule, kapelusze, jedwabie, tęsknoty, oczekiwania, miłości, zawody, szczęścia...?


KWIATKI Z WATERLOO
Wiersze moje jak kwiaty krótki zapach ślą,
jak kwiaty tracą płatki.
Na wielkich, samotnych polach Waterloo
zerwane kwiatki...


Może ponownie sięgnę po ten kupiony dawno temu tomik poezji oraz po starsze niż ja wydanie Marii i Magdaleny?

7 komentarzy:

  1. Piękny wpis. Pawlikowska-Jasnorzewska to wyjątkowo wrażliwa i fascynująca kobieta. Warto o niej przypominać

    OdpowiedzUsuń
  2. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska to byla niesamowita kobieta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj:) Ja także jestem posiadaczką tomiku wierszy opisanej przez Ciebie poetki. Kiedyś rozczytywalam się o rodzinie Kossaków. Maria i Magdalena, Zalotnica Niebieska to moje ulubione książki Magdaleny Samozwaniec. Bardzo mi się podoba Twój wpis:)
    Serdecznie pozdrawiam z Wisełki:)
    J.

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja zapałałam niegdyś wielkim uwielbieniem dla tej poetki i dla jej poezji. W czasach nastoletnich zaczytywałam sie w "Marii i Magdalenie". Mam te dwa tomy do dzis i czasem jeszcze do nich wracam. To jak podróż sentymentalna do krainy młodości. Do czasów sprzed wszelkiego dziania, gdy człowiek pełen był jeszcze romantycznych marzeń i wyobrażeń. I do jej poezji też wracam. Jest w niej delikatnośc, słodycz, smutek, mądrosć i piękno naszego jezyka. To są i zawsze będą perły literatury.
    To dobrze Ismeno, ze napisałaś o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Niby wszyscy powinni Ją znać i wiedzieć o Niej, ale dzisiejszy, dziwaczny swiat coraz mniej dostrzega i potrzebuje tego typu subtelnosci i piękna, jaki był w Jej osobie, w Jej twórczości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też zakochałam się w jej wierszach w młodości...
    Była niezwykłą postacią...
    Ciekawe jak odnalazłaby się w dzisiejszych czasach...
    Pozdrawiam cieplutko Ismeno😊
    Piękny wpis!💖

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie napisałaś Ismeno. Naprawdę. Bo jest w Tobie coś wyjątkowo wrażliwego i delikatnego.
    A Marię Pawlikowską -Jasnorzewską i ja zawsze lubiłam, lubię i będę lubić...

    OdpowiedzUsuń
  7. Urokliwe słowa przez twój wpis przeplatają się z pięknymi słowami wierszy Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej. Przypomniałam sobie kiedy byłam Licealistką a nawet już studentką korespondowałam z kolegą i każdy list zaczynaliśmy słowami jakiegoś wiersza, który korespondowała z treścią napisanego listu. Kolega narzekał, że w jego wiejskiej bibliotece nie ma tak dużo poezji. Wkrótce ożenił się i skończyła się korespondencja. To tak na marginesie napisałam.
    A może jest w nas
    wiosna lato jesień - coś
    aby wspominać
    chwile dni radości życia
    wędrówki po szczytach gór. Mało znany a nawet chyba wcale poeta Marian Władysław Weron
    W każdym razie miłośnik gór. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony ślad