przywołując czar dzieciństwa
otoczonego miłością rozkwitłych róż.
Te same ptaki na gałęziach czeremchy
podziwiają słodkie grona akacji
bo gdy szumi las
w jego mowie słychać głos babci
przywołującej gospodarstwo
na południowy spoczynek
potem muzyka drzew
przybiera tony matki i ojca
liście zrzucają figle brata
a stokrotki zabawiają się w chowanego
z wiejskimi dziećmi
te same promienie słońca nad lasem
rzucają dotyk ciepła i nieskończoności
w nowe życie
osłonięte tą samą miłością
różnobarwnych róż.
wszystkie wiersze Basi Wójcik
Wstałam sobie rano i wyjrzałam przez okno..... Widok z okna Domu rodzinnego (nie z mojego mieszkanka) jest dla mnie sielsko- anielski, w porównaniu z tym co mam na co dzień u siebie. Oczywiście nie jest to widok z moich marzeń, czyli: łąka, konie, mnóstwo drzew z wijącym się między nimi strumykiem, a jedynie parę wspaniałych drzew, trawnik z szalejącymi na nim ptakami, które jak zwykle podniosą bunt, jak otworzę drzwi balkonowe i będę chciała wtargnąć do ich królestwa. A ja przecież kocham te poranne chwile w ogrodzie u rodziców. Wszyscy (oprócz śpiewających ptaków i ostatnio komarów) jeszcze śpią, nie słychać więc odgłosów cywilizacji i spokojnie można się rozkoszować muzyką natury. Jeżeli do tego na trawie jest rosa, to nic więcej do szczęścia nie potrzebuję. Dom rodziców ma dla mnie dużą zaletę. Zawsze mogę tu przyjechać i ukryć się przed światem. Chociaż właśnie to nie za bardzo. Tutaj praktycznie żyje się jak na wsi. Wszyscy się znają, każdy wszystko widzi, słyszy, nic nie da się ukryć. Ale ten mały światek jest mi znany, życzliwy, jest mój. Zupełnie inaczej jest tam gdzie mieszkam, gdzie jestem prawie anonimową jednostką, wtopioną w tłum bezimiennych postaci.
Dlatego cieszę się bardzo, że każdą wolną chwilkę mogę spędzić u rodziców. Tam staje się naprawdę sobą, tą dawną, jeszcze z lat szkolnych
Pytasz
ile może pomieścić okno
pewnie las brzozowy
który mieni się kolorami
pięciu pór roku
błąkający się razem z dzieciństwem
w oczekiwaniu przedwiośnia
wybuchający zieloną nadzieją
wespół z młodością pełną marzeń
dojrzewający starymi jabłoniami
kochającymi ptaki w upalne noce
szeleszczący złotymi liśćmi przemijania
w objęciach jesiennego słońca
by zimą przytulić białą głowę
do pościeli późnej starości
pytasz mnie czy to prawda
a ja powiem
że okno może pomieścić
całą moją miłość…
Teraz jestem u siebie. Tutaj także każdego dnia o świcie budzą mnie jeszcze zaspane promienie słońce. Z radością witam każdy nowy słoneczny dzień, chociaż niestety jego część trzeba poświęcić głównie na pracę.
Myślę sobie, że jednak chwilowo nie mam najmniejszej ochoty na pracę i myślenie. Czyżby odpoczynek i wyjazd na łono przyrody nie wystarczył? Ostatnia sierpnówka (czy takie słowo istnieje?) była zdecydowanie za krótka.
Byłam zachwycona i odurzona kwitnącą i pachnącą naturą na peryferiach miasta.
Pełna jestem jeszcze zapachu lasku, trawy, kwiatów. W mojej głowie rozbrzmiewa śpiew ptaków. A gdy zamykam oczy zieleń drzew i traw wydaje się taka realna. I znowu jestem na polach.
Dobrze (nie dla natury), że nie padało. Wilgotne, błotniste ścieżki wyschły w cieple promieni słońca i zaprosiły mnie na spacer po polach (o ile jeszcze tak można je nazwać, bo cywilizacja dotarła także tutaj).
Czułam się wspaniale, kiedy w blasku słońca mogłam wędrować beztrosko. Miałam wielką ochotę zazielenić się, zabłysnąć i rozkwitnąć jak wszystko dookoła. Przecież świat każdego dnia jest piękniejszy i im bliżej wieczora coraz bardziej pachnący.
A ja….?
A ja….?
Przez te dni starałam się czuć, że niczego więcej mi nie trzeba. Na chwilę zbladły wszystkie problemy. Moje codzienne życie to ciągłe pamiętanie, pilnowanie terminów i kombinowanie, żeby cudem zdążyć wszędzie tam, gdzie muszę.
Jednego jestem pewna – nuda mi nie grozi, bo nie mam na nią czasu, ale czasem odczuwam znużenie powtarzalnością moich dni.
Myśli
Znów zbieram moje myśli
które ciągle odfruwają w krainę blasku
bez lęku i bez tajemnic
chronią się w obszarach światła
gdzie nie ma dostępu
kto nie posiadł bezinteresownego piękna
ono zamyka się
w płatkach lilii
budzących się do życia każdego roku
i w szumie liści wpadającym przez słoneczne okno
w kolorach wypełniających przestrzeń
światła bez lęku i bez tajemnic
moje myśli
odfruwają i wracają
wędrując jak ptaki
tymi samymi szlakami
bez których świat przestałby istnieć.
Jeszcze na chwilę wrócę do Domu.
Ponownie zamykam oczy, a dojrzała zieleń drzew i traw wydaje się taka realna. Znów jestem w pachnącym moim ogrodzie.
Dzisiaj muszą mi wystarczyć pachnące goździki, groszek i lawenda kwiaty na balkonie. Do tego margaretki, fuksje, pelargonie.... Jak tylko na nie patrzę, to zaraz robi mi się cieplej na sercu. Słońce, ciepło, zieleń, kwiaty i niczego więcej mi nie trzeba.... No może jeszcze herbata i coś do czytania...
A najważniejsze jest to, że z mojego okna na ostatnim piętrze łatwiej złapię spadającą gwiazdę. Przecież dzisiaj najliczniej spadają one z nieba. Może tym razem choć jedna Łza św. Wawrzyńca uśmiechnie się do mnie.
A najważniejsze jest to, że z mojego okna na ostatnim piętrze łatwiej złapię spadającą gwiazdę. Przecież dzisiaj najliczniej spadają one z nieba. Może tym razem choć jedna Łza św. Wawrzyńca uśmiechnie się do mnie.
To wystarczy, aby na chwilę odpłynęły w nieznane wszystkie niedobre myśli, niepokoje i stresujące dni. Znowu można cieszyć się drobiazgami, dostrzegać, to wszystko, na co zwykle nie zwraca się uwagi. Można mieć nadzieję, że wszystko, co najlepsze jeszcze przed nami...
Sierpniowa Pani Lato bezinteresownie ofiarowuje nam przecież to co najpiękniejsze.
Twoje teksty pokazują, że jesteś bardzo wrażliwą kobietą. Piszesz bardzo plastycznie:)
OdpowiedzUsuńA słowo sierpniówka istnieje, uczono mnie o tym na lekcjach historii w związku z PKWN-em. To dekret w sprawie ukarania zbrodniarzy hitlerowskich. A pozornie tak miło się to słowo kojarzy:)
Dobrze, że masz taki Dom, do którego możesz wracać.
OdpowiedzUsuńTrochę Ci zazdroszczę.
Serdecznie, Ismeno, pozdrawiam :)
Wypoczywaj i niech jedna gwiazdka spadnie tylko dla Ciebie :-)
OdpowiedzUsuńDroga Ismeno, dopóki żyją Twoi Rodzice, ten dom żyje- korzystaj ile tylko się da. Ja nie mam Rodziców na ziemi, często zachodzę na cmentarz, brak mi ich. Ale zostałam na ojcowiźnie, tu wiele rzeczy jest takich jak było...
OdpowiedzUsuńWzruszyłaś mnie tą miłością do moich wierszy, muszę chyba wykonać ręcznie kolejny tomik i dla Ciebie pierwszej- obiecuję.Pięknie piszesz, Twoje posty to duchowa uczta dla mnie, dziękuję za nie.
Pięknie,refleksyjnie piszesz...trafiłam do Ciebie przypadkowo, zaintrygowała mnie dziewczyna z książką,a potem wcześniejszy wpis..i tak zostałam :) pozdrawiam wakacyjnie.
OdpowiedzUsuńWspaniale, że masz taki rodzinnych dom, ciepły i pełen miłości. Też miałam taki Dom, gdzie zawsze mogłam przyjść i witana byłam z radością. To było małe mieszkanie w bloku, mój rodzinny dom, pełen miłości. Miałam też rodzinny ogród z letnim domkiem, gdzie trzy pokolenia spędzały wspólne wakacje przez 30 lat (potem przez parę lat nawet czwarte pokolenia ze swoimi rodzicami). To nadal trwa, teraz jest moje, to też miejsce, gdzie czas sie zatrzymał, gdzie wychodząc na ganek nie widzę żadnych ludzi, gdzie nikt mnie nie widzi, jestem otulona zielenią. Tu też w tych murach, stawianych przez Mojego, w tej ziemi, w drzewach sadzonych ręką mojego taty, zaklęta jest miłość. Mam takie swoje magiczne miejsce. I wspomnienia cudownych chwil.
OdpowiedzUsuńTakie miejsca to rzadkość. Byłam u znajomych na wsi i tam cichy i spokojny był tylko niedzielny poranek.
OdpowiedzUsuńJeśli masz możliwość takiego wyciszenia w domu rodziców, to wygrałaś los na loterii:-)
Już od dłuższego czasu nie jeżdżę do rodzinnego domu, ale widok z okna na ogród, pole, łąkę i las zawsze mam przed oczami.
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam.
Tak dawno nie byłam u Rodziców, bo choroba, bo odległość.
OdpowiedzUsuńMnie zawsze budziły wcześnie o świcie, w domu rodzinnym przez ostatnie lata, zapach kawy i pianie koguta☕🧡
Pięknie opisałaś Twoje poranki🌼😀
Serdeczności zostawiam na kolejne udane letnie dni🌻💛🙋♀️🌳🌲🦋
Piękny to widok... Dobrze mieć takie widoki, a jeśli się nie ma to zrobić wiele by taki widok odszukać, dla swojego dobra, dla dobra zmysłów i zdrowia emocjonalnego :)
OdpowiedzUsuńPiękny post. Milo miec takie miejsce gdzie mozna byc sobą
OdpowiedzUsuńJa chcialam ogladac spadające gwiazdy, ale są chmury u mnie :(
Droga Ismeno, Twój post mnie wzruszył, przypomniał mój dom rodzinny...
OdpowiedzUsuńPiękna poezja Basi, dopełniła całości.
Dobrze, że nadal masz takie miejsce - azyl. Ja już nie mam... Tylko wspomnienia.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i słonecznie.
Wspaniale, że masz, gdzie wracasz i ładować akumulatory oraz napajać się widokiem matki natury. Takich miejsc jest coraz mniej, więc korzystaj z wyjazdòw do rodzinnego domu, jak najczęściej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Dom...kiedy stoję na łące, pod niebieskim niebem, owiewana wiatrem i zapachem ziół, czuję się w Domu. Ale to uczucie wypływa ze mnie, w takich chwilach wiem, że ja jestem swoim Domem ;) Potem zapominam o tym, ale to czasem wypływa.
OdpowiedzUsuńAż chce się żyć jak się czyta takie teksty Ismenko. Szum drzew i zapach trawy po deszczu gdy się rano przechadzasz po mokrej ściółce. Rozmarzyłam się. Pozdrawiam Cię serdecznie Ismenko
OdpowiedzUsuńŁezka się w oku kręci na wspomnienie domu rodzinnego.
OdpowiedzUsuńNiestety, moi Rodzice odeszli do Pana i nie mam już gdzie wracać.
Pozdrawiam:)