Czy jest jeszcze gdzieś
Prawdziwa ta wieś
Zielona, pachnąca lnem?
Z polami wśród łąk,
Na płotach do góry dnem?
Z chatami wśród pól
I z mlekiem na stół,
Z żelazkiem, co duszę ma?
Niech każdy jedzie
Tam, gdzie chce,
A ja swoje ścieżki znam!
Chcę wyjechać na wieś,
Gdzie się zatrzymał w polu czas;
Chcę w nieruchomym stawie
Zobaczyć swoją twarz.
Chcę wyjechać na wieś,
Dojrzałe wiśnie z drzewa rwać,
W glinianym piecu upiec chleb
Ostatni może raz.
Czy jest jeszcze gdzieś
Prawdziwa ta wieś,
Spokojna, wesoła wieś,
Gdzie kisi się barszcz,
Gdzie w piątek na targ
Furmanką się rano gna,
Gdzie całe dwa dni
I noce na bis
Niejedno wesele trwa?
Niech każdy jedzie
Tam, gdzie chce,
A ja swoje ścieżki mam!
Chcę wyjechać na wieś,
Gdzie się zatrzymał w polu czas;
Chcę w nieruchomym stawie
Zobaczyć swoją twarz.
Chcę wyjechać na wieś,
Dojrzałe wiśnie z drzewa rwać,
W glinianym piecu upiec chleb
Ostatni może raz.
Wojciech Stanislaw Trzcinski
Obiecałam TUTAJ opowieść o niezwykłej kobiecie.
Zatem....
Tasha Tudor, a właściwie Starling Tasha Tudor Burgess urodziła się 28 sierpnia 1915 w Bostonie jako córka architekta marynarki wojennej i znanej portrecistki Rosamund Tudor. Po urodzeniu została nazwana na cześć swojego ojca. Jednak ponieważ ojciec był wielbicielem Nataszy z Wojny i Pokoju, to córka wkrótce stała się Nataszą. Imię potem zostało skrócone do Tasha.
Wczesne lata Tasha spędziła w Marblehead w stanie Massachusetts, zanim ojciec w związku z pracą, nie został przeniesiony do North Chevy Chase w stanie Maryland.
Podczas spotkań towarzyskich była zwykle przedstawiana jako „córka Rosamund Tudor, Tasha”. To prowadziło do przekonania, że jej nazwisko brzmiało Tudor. Tasha polubiła to brzmienie i ostatecznie zmieniła legalnie nazwisko, gdy po raz drugi się rozwiodła.
Tasha Tudor była znaną i cenioną, amerykańską pisarką i jednocześnie ilustratorką książek dla dzieci. Tworzyła przepiękne, sielskie obrazki, przywołujące wspomnienia spokojnego, beztroskiego i radosnego dzieciństwa.
Tasha Tudor zilustrowała prawie sto książek rysunkani z epoki wiktoriańskiej. Jej utwory przetłumaczono na kilka języków. Jej pierwsza historia, Pumpkin Moonshine, została wydana w 1938 roku jako prezent dla młodej siostrzenicy jej męża. To opowieść o małej dziewczynce i uciekającej dyni. Natomiast ostatnia z książek to Corgiville Christmas wydana w 2003 roku. Rysunki Taszy pojawiały się nie tylko w książkach, ale też na kartkach z życzeniami, zakładkach do książek i przedmiotach codziennego użytku.
Tasha Tudor miała czwórkę dzieci.
W wieku 57 lat, gdy odchowała dzieci, zamieszkała w domku, wybudowanym dla niej przez syna w miejscowości Marlboro w Vermont i zdecydowała przenieść się ze swoim życiem do XIX wieku. Do epoki, którą kochała i którą tak pięknie malowała słowami i farbą. Zdobyła się na odwagę, aby żyć w sposób, który wielu współczesnych ludzi określiłoby zacofanym, staroświeckim. Jednak dla Tashy było to urzeczywistnienie marzeń. Tam aranżowała swój świat. Ulubionym okresem historycznym Tashy była właśnie epoka wiktoriańska, dlatego urządziła swoje życie zgodnie z jej duchem. Cofnęła więc czas do 1830 roku bez projektantów i innych doradców, tylko według własnych pomysłów. Zaczęła tworzyć własny wymarzony, dla niektórych nierealny, ale dla Małej Dziewczynki jakże bajkowy świat, do którego i ona by się przeniosła. W którym chciałaby zanurzyć się choć na jeden dzień.
Pewnie niektórzy pomyślą, że to niemożliwe.... Ktoś napisze ponownie, że Mała Dziewczynka powinna nareszcie dorosnąć i mocno stanąć obiema nogami na ziemi. A nie fruwać w obłokach, albo nie wiadomo gdzie. A ona przecież tak naprawdę bardzo szybko dorosła i w życiu realnym nikt, no prawie nikt, nie nazwałby jej Małą Dziewczynką, którą czasem jest tylko tutaj na zielonych, szumiących stronach. Tu taką może być do woli.
Jednak to nie temat na dzisiaj.
siano pachnie snem
siano pachniało w dawnych snach
popołudnia wiejskie grzeją żytem
słońce dzwoni w rzekę z rozbłyskanych blach
życie pola złotolite
wieczorem przez niebo pomost
wieczór i nieszpór
mleczne krowy wracają do domostw
przeżuwać nad korytem pełnym zmierzchu
nocami spod ramion krzyżów na rozdrogach
sypie się gwiazd błękitne próchno
chmurki siedzą przed progiem w murawie
to kule białego puchu
dmuchawiec
księżyc idzie srebrne chusty prać
świerszczyki świergocą w stogach
czegóż się bać
przecież siano pachnie snem
a ukryta w nim melodia kantyczki
tuli do mnie dziecięce policzki
chroni przed złem
Józef Czechowicz
Tashy Tudor udało się to. Przez 36 lat konsekwentnie rezygnowała ze wszystkiego, co przyniosła cywilizacja i postęp. Ale za to miała to, o czym zawsze marzyła. Wolność, swobodę i życie zgodne z naturą i podporządkowane jedynie jej prawom.
Bohaterka opowieści to krucha starsza pani, która ubierała się jak kobiety z epoki wiktoriańskiej. Nosiła długie, obszerne spódnice, koronkowe kołnierze, chustki na siwych włosach zaplecionych w warkocz upięty z tyłu głowy. A ponieważ umiała szyć, tkać, robić na drutach, a także wytwarzać i farbować włóczkę, była praktycznie samowystarczalna.
Dom Tashy Tudor wyglądał tak, jak wyglądały domy w latach 30-tych XIX wieku. Został też zbudowany z materiałów jakich wtedy używano. Dom był stary, drewniany. Proste meble, sprzęt kuchenny i ogrodniczy był dopasowany do tego, jaki był używany w epoce wiktoriańskiej. Dom wymagał dużo pracy. Ale potrafi się odwdzięczyć ciepłem i przytulnością. Nie było w nim prądu, a światło dawały lampy naftowe. O miejscu na telewizor, radio, telefon, a co dopiero komputer nie było mowy. Czy jednak Mała Dziewczynka dałaby sobie z tym radę? Chociaż malutkie radio i telefon? Bo z kim mogłaby porozmawiać lub czegoś posłuchać...? Tashy Tudor towarzyszyły ukochane zwierzęta, ale czy na nie zdecydowałaby się Mała Dziewczynka?
Wieczorami dom oświetlały ciepłe płomienie świec, które sama robiła z pszczelego wosku, zaś w zimę robiła na drutach, grzejąc się w cieple kominka.
W czasach, gdy w amerykańskich domach pojawiały się pralki i lodówki, ona przeniosła się do chaty bez prądu i bieżącej wody, którą codziennie dźwigała w wiadrach ze studni. A żelazko podgrzewała na piecu opalanym drewnem. Wielu taką zmianę postrzegałoby jako porażkę. Ale nie Tasza! Dla niej przeprowadzka była spełnieniem marzeń o życiu z dala od hałasu i sztucznych problemów.
W chatce Corgie nie było więc TV, radia ani zegara. Tascha żyła tak, jak chciała, zgodnie z rytmem natury. Pobudką był wschód słońca – wówczas wędrowała do studni po wodę i zaczynała krzątaninę wokół domu, zwierząt i ogrodu. Dbała o zasoby spiżarni, szyła odzież dla rodziny, gotowała, sprzątała, dekorowała dom, podejmowała przyjaciół, dzieci i wnuki. W chwilach wolnych od pracy nadal tworzyła ilustracje do książek, robiła piękne pocztówki i inne ręcznie wykonywanych prezentów, którymi hojnie obdarowywała rodzinę i znajomych podczas świąt. A przed pójściem spać, wraz z zachodem słońca, siadała przy kominku z filiżanką herbaty.
Mała Dziewczynka stara się żyć zgodnie z wędrówką Króla Słońce po niebie, ale nie zawsze jest to możliwe. Może kiedyś uda się to jej?
Na wsi
Tu Pan Bóg jest na serio pewny i prawdziwy
bo tytaj wiedzą kiedy kury karmić
jak starannie ustawić drabinkę do siana
jak odróżnić liść klonu od liścia jaworu
tak podobne do siebie lecz różne od spodu
a liści nie zrozumiesz ani nie odmienisz
że kos boi się bardziej w ogrodzie niż w lesie
że skowronek spłoszony raz jeszcze zaśpiewa
kukułka tutaj żywa a nie nakręcona
pszczoła wciąż się uwija raz w prawo raz w lewo
a mirt rozkwita tylko w zimnym oknie
ptaki też nie od razu wszystkie zasypiają
zresztą mogą się czasem serdecznie pomylić
jak ktoś kto bije żonę by zranić teściową
i wiadomo że sosny niebieskozielone
a dziurawiec to żółte świętojańskie ziele
tu Pan Bóg jest jak Pan Bóg pewny i prawdziwy
tylko dla filozofów garbaty i krzywy
ksiądz Jan Twardowski
Piękny post i wiele się z niego dowiedziałam. W dużej mierze dla mnie bo dużo mam wspólnego z Taszą. Zasmakowałem trudnej wsi i gdy podziwiasz moją małą Ojczyznę, przychodzi mi na myśl post o tym ile jej musiałam „ zapłacić” za to piękno którym mi teraz wynagradza. Rysunki Taszy mnie od dawna zachwycają.
OdpowiedzUsuńWydaje się to takie odległe, ale i bliskie.......dawna wieś, tęsknie do takiej, Kobieta z piękną Duszą Pozdrawiam ciepło Dusia
OdpowiedzUsuńA ja się jej nie dziwię, wręcz przeciwnie. Wychowała dzieci, wypełniła wszelkie obowiązki, więc mogła żyć jak chciała.
OdpowiedzUsuńWielu z nas o tym marzy, ale nie zawsze są możliwości lub brak odwagi...
jotka
Tasha Tudor po prostu spełniła swoje marzenia. Tak to odbieram.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam :)
Podziwiam ją za to, że miała odwagę spełnić swoje marzenia. Bo to często wymaga odwagi i wyjścia ze swojej strefy komfortu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z całego serca w ten ciepły wieczór - prawie nie czuć dzisiaj, że to schyłek lata.
Jestem dzieckiem z bloków ale romantyczną wieś lubię. To prawda nie znam jej trudów i znoju. ale przecież wolno mi kochać.
OdpowiedzUsuńPrześliczne obrazki. Nie słyszałam wcześniej o tej Pani. Podziwiam Ją za odwagę wyjścia ze strefy komfortu oraz za pracowitość. Ismeno komentarze czasem trafiają do spamu, raz na jakiś czas je przywracam. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTasha Tudor - od zawsze podziwiałam ją za odwagę, bo romantyzm romantyzmem ale żeby zajmować się domem i ogrodem cofając się do XIX wieku, to jednak trzeba być KIMŚ. Bardzo mi się podobały filmy o Tashy na YT, a jest ich trochę. Książeczki i rysunki - Tasha jest dla mnie w prostej linii spadkobierczynią Beatrix Potter :)
OdpowiedzUsuńWiersz ks. Twardowskiego jak zwykle perełka :)
Piękne wiersze zacytowałaś Ismeno...
OdpowiedzUsuńI wzruszającą historię przytoczyłaś...
Piękna i wspaniała kobieta z silnym charakterem. Ja jednak kocham swoją zmywarkę i pralkę:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam kobietę, za talent owszem, bo rysunki są przepiękne. Jednak przede wszystkim za odwagę, by być sobą. Tak niewiele osób to potrafi. Sprzeciwić się światu, nie słuchać głupiego gadania i żyć tak jak się naprawdę chce. Każdy może, ale większość dostosowuje się i żyje jak inni. Bierzmy przykład z Tashy (swoją drogą też ciekawie wyszło, z tym zmienianiem imion :)).
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post. Wiele się dowiedziałam, a rysunki są przepiękne. Podziwiam odwagę. Ja mieszkałam w takiej wsi na uboczu. Łatwo nie było, a szczególnie zimą. Owszem las pod oknami, cudowny śpiew ptaków, grzyby na wyciągnięcie ręki i ten zapach sosen, zwierzęta podchodzące tuż pod dom. Nigdy tego nie zapomnę i śni mi się to piękno nocami. Życie jednak nie było łatwe i trudno byłoby to powtórzyć teraz tym bardziej Ją podziwiam. Pozdrawiam i przepraszam za milczenie, ale był u nas nasz ukochany wnuk z rodzicami i poświęcałam Mu cały wolny czas:):):):)
OdpowiedzUsuńKiedyś oglądałem program o ludziach, którzy mieszkają w Bieszczadach. Wydaje się, że jak ma się auto to można tam mieszkać bez obaw. A jednak są rejony, gdzie nawet z autem jest ciężko. Tak samo jak ludzie mieszkają na Alasce czy gdziekolwiek, gdzie do najbliższego większego skupiska ludzi jest długa droga. Potrzeba odwagi do tego. Ale decyzja taka przynosi pewnie wiele satysfakcji.
OdpowiedzUsuńSpoko. :) Książka ze statystyką naszego kraju całkiem dobra. Ale jak masz co czytać to na razie nie zmuszam.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com
Fascynująca kobieta i jakoś mi bliska. Ten klimat jej rysunków, wsi i życia w rytmie natury fascynuje mnie od zawsze najbardziej...
OdpowiedzUsuńPiękna opowieść i wiersze...
Ja, wywołana przez Ciebie Ismeno do tablicy, stawiłam się :) Ale taki czas mam, że dość dużo wzięłam na głowę, jedno goni drugie, jedno o drugie zazdrosne... A ja sprostać chcę, i priorytetów przestrzegać :) Gorąco pozdrawiam z zapachem eko rukoli, którą obierałam dziś z listków do rukolowego pesto, ale... dziś sił już nie mam i orzechów. Zatem, kupię i zrobię jutro :) Ściskam gorąco, Polka :)
Odważna była :D
OdpowiedzUsuńUwielbiałam ilustracje Szancera i malarstwo Boznańskiej. Przygotowuję się do udziału w konkursie ogłoszonym przez Portal Kobieta 50 Plus "Mój dom, moje dzieciństwo", dzięki czemu cofnę się o 60 lat, do wsi gdzie nie było pralek, telewizorów, a woda nie leciała jeszcze z kranu. Zachęcam Cię do wzięcia udziału w tej zabawie https://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/konkurs-literacki-900. Z dobrodziejstwa cywilizacji zrezygnowała nasza polska Tasha czyli Simona Kossak. Dostałam w prezencie książkę Anny Kamińskiej "Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu..." Jeżeli nie czytałaś, to gorąco polecam. Pozdrawiam wrześniowo.
OdpowiedzUsuńZnam tę kobietę i cenię za dążenie do celu, konsekwencję i pracę, której takie życie wymagało. Sama nigdy nie chciałabym iść jej sladem, bo lubię żyć ekologicznie , ale nie wykluczając wygody. Twierdzę, ze da się to pogodzić.
OdpowiedzUsuńSerdeczności moc przesyłam.:))
Niezwykła Tasha. Bardzo mi się podoba jej historia opowiedziana przez Ciebie Ismenko. Ja kocham wieś od dziecka chociaż życie na wsi łatwe nie jest. Cudowna sielska opowieść pachnąca słońcem i trawą, słomą. Przytulam mocno Ismenko :)
OdpowiedzUsuńKasinyswiat