sobota, 5 lutego 2022

Bajki Małej Dziewczynki i nie tylko

A może

Zobacz znów pada śnieg
może białymi płatkami zasłoni
każdą szarość świata
może przytuli i ogarnie
skołatane myśli niespokojne
a może ukołysze serce zbyt zatroskane
a może to nie śniegu nam potrzeba
tylko ciszy zatopionej w błękicie
która na palcach dyskretnie
wsunie się w zakamarki duszy
by ciepłą falą dobroci
osuszyć łzy niepokorne
nie rezygnuj
szepcze wiatr w nagich konarach drzew
z wiarą że za moment zakwitną młode pąki
przecież jest gdzieś słońce
igrające z jutrzenką poranka
i jest gdzieś okruch wolnego serca
utkanego z nieśmiertelnej miłości.
Zimą biały, bajkowy świat za oknem pojawia się już coraz rzadziej. Szare zakamarki, które najchętniej zobaczylibyśmy przykryte puszystą pierzynką, zazwyczaj o tej porze są w pełni odkryte.
Także i w naszym życiu są takie zakamarki, które opatulilibyśmy białą kołderką.
Jednak nasze codzienne życie często nie jest bajką.
Najczęstsze słyszane zdanie - „żyli długo i szczęśliwie…” - nie zawsze się sprawdza.  W dzieciństwie Mała Dziewczynka wierzyła w to szczęśliwe zakończenie. Teraz, gdy „trochę” podrosła, zaczyna zmieniać zdanie, gdy zderza się z nieubłagalną prozą życia. Ale czasem można liczyć na przebłysk szczęścia. Przecież tak niewiele do tego potrzeba: rodzina siedząca razem przy stole, ciepłe kubki w dłoniach, kwiaty kwitnące w ogrodzie…
Tak naprawdę  szczęście z natury rzeczy jest banalne. Nasze życie składa się z małych chwil i właśnie dla takich codziennych radości warto żyć.
A jaka jest bajka Małej Dziewczynki?
Czasem wydaje się, że jest księżniczką z Baśni Andersena. Ktoś podłożył jej groch, który czasem ją ugniata i jest przyczyną niepokoju. Wystarczy jedno małe ziarenko, które ją uwiera, denerwuje.  Niestety nie potrafi się go pozbyć. Wręcz przeciwnie, czasem sama dokłada sobie kolejne ziarenko, a do dnia dzisiejszego uzbierała się już spora miarka.
Nic w tym dziwnego, przecież  Mała Dziewczynka jest też Kopciuszkiem, który mozolnie oddziela ziarnka grochu od popiołu i czasem przez nieuwagę(?) odkłada go pod własną miękką poduszkę. A może zwyczajne Mała Dziewczynka jest przewrażliwiona i wszystko jej przeszkadza?
A przecież jak mówi miś o małym(?) rozumku Kubuś Puchatek – to co jest najważniejsze i do szczęścia potrzebne, to mieć przyjaciół i miodek do jedzenia.
To takie proste... Wystarczy, aby ciemny miód płynął nawet kropla po kropli, ale nieprzerwanie, a przyjaciele pamiętali i Mała Dziewczynka będzie zadowolona.
Grochu nie potrzebuje, chociaż czasem lubi go zjeść.
Piękno
Nigdy nie szukałam piękna
było od zawsze pod ręką
budziło mnie swym dotykiem
zaczarowanym w słoneczny promyk
zbierałam go rankiem z rosą
na łące, która miała tysiące jego imion
inni mówili, że go nie widzą
a ja im nie wierzyłam
bo przecież było wszędzie
dostrzegalne dla serca i oczu
jeśli nawet nie umiałam go nazwać
zasiane niewidzialną ręką
dla mnie i dla ciebie
byś nie upadł w drodze

dziś
odkrywam je po raz kolejny
przez drugiego człowieka
co nie zwątpił
w jego istnienie.
Kiedyś Małej Dziewczynce zrobiło ciepło na sercu, gdy Miła Bratnia Duszyczka napisała, że panuje u niej atmosfera z Zielonego Wzgórza. Rudą Anią Mała Dziewczynka nie jest, ale zawsze chciała nią być. Marzyła, aby znaleźć się w tamtym czasach.
Dlatego dawno temu wpadła na pomysł, aby stworzyć sobie swój własny świat z XIXw. - w tym zabieganym, zwariowanym, coraz bardziej technicznym XXI wieku.
A przecież dzięki tym licznym elektronicznym wynalazkom, mającym niby to ułatwić nam życie, powinno być łatwiej, wygodniej. Internet, telefon, roboty domowe… to wszystko miało nam tylko zaoszczędzić czas. Jest wprost przeciwnie. Kupujemy coraz to lepsze rzeczy, wynajmujemy pomoce domowe, które wykonują za nas pewne czynności, a czasu dla innych nam brakuje. Dlaczego tak jest? Może mamy za dużo?  Wszystko robimy zamiast…
♥ jak spotykamy się, to tylko na chwilkę, a każdy z nas patrzy na zegarek, myśli o tym co musi jeszcze zrobić, zamiast skupić się na rozmówcy i poświęcić mu tyle uwagi, na ile zasługuje i cieszyć się ze spotkania
♥ bezmyślnie siedzimy przed TV, zamiast przeczytać dobrą książkę lub zaprosić bratnia duszyczkę na pogaduchy, wysyłając z okna umówiony znak
♥ godzinami wędrujemy w wirtualnym świecie, zamiast pójść na spacer, spojrzeć na realnie otaczający nas świat, wtopić się w naturę
♥ mówimy „ptak” zamiast szpak, wróbel, kawka; „drzewo” zamiast dąb, klon, akacja….
Ale nie o tym dzisiaj. Miało być dalej o rudej Ani. 
No właśnie... Ania z Zielonego Wzgórza, czy Anne z Zielonych Szczytów?
Profanacja? Zdeptane dzieciństwo? Dla Małej Dziewczynki w pewnym sensie na pewno tak. 
Ania z Zielonego Wzgórza to przecież czas beztroskiego dzieciństwa. Książka, która zawładnęła dosłownie sercem Małej Dziewczynki. Czy teraz będzie w stanie zamienić słowo Wzgórze na Szczyty? 
Autorka nowego przekładu Anna Bańkowska we wstępie do książki pisze: Zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze i pozbawiłam je pokoiku na facjatce. Proszę jednak o łagodny wymiar kary, zważywszy na to, że ktoś kiedyś musiał się podjąć tego niewdzięcznego zadania (...) Oddając Czytelniczkom i Czytelnikom nowy przekład jednej z najbardziej kultowych powieści, jestem świadoma "zdrady" popełnianej wobec pokolenia ich matek i babć, do których zresztą zaliczam też siebie. Tak jest - razem z wydawcą tego przekładu doszliśmy do wniosku, że w czasach, kiedy wszystkie dzieci wiedzą, że żadna mała Kanadyjka nie ma na imię Ania, Janka czy Zosia, a żaden Kanadyjczyk nie nazywa się Mateusz czy Karolek, pora przywrócić wszystkim, nie tylko wybranym (jak w poprzednich przekładach), bohaterkom i bohaterom książki ich prawdziwe imiona, nazwom geograficznym na Wyspie Księcia Edwarda zaś ich oryginalne brzmienie.
Lucy Maud Montgomery ubolewała w swoich wierszach i dziennikach, że "gabels" jest źle tłumaczone.
Uznałam, że wola autorki jest najważniejsza, a obowiązkiem tłumacza jest ją uszanować. Ponadto dowiedziałam się, że w Kanadzie, w tym na Wyspie Księcia Edwarda, domy z kilkoma szczytami są bardzo popularne, więc nazwa "Zielone Szczyty" jest jak najbardziej właściwa.
Powieść L. M. Montgomery pierwszy raz została przetłumaczona w roku 1911 przez Rozalię Bernsteinową i do tej pory raczej żaden z tłumaczy nie odszedł tak radykalnie od pierwszego tłumaczenia.
Pierwotne tłumaczenie starszemu pokoleniu bardzo mocno wrosło w świadomość ludzi i pewnie oni są negatywnie nastawieni do nowego przekładu.
Oczywiście, Mała Dziewczynka rozumie, że przekłady się starzeją, a język ewoluuje. Dzisiaj wiemy więcej o świecie, o kulturze, o dziełach i autorach. Dzięki rozwijającej się technologii, o której w ubiegłym wieku nie mieliśmy pojęcia, mamy dostęp do wszechstronnej wiedzy. Dlaczego zatem z niej nie skorzystać? Przecież współczesna młodzież nie zrozumie np. słowa facjatka.  Ale żeby było aż tak źle jak piszą na tej STRONIE.
To wystarczyło, że Mała Dziewczynka na pewno nie przeczyta nowego tłumaczenia, a tym bardziej nie będzie tego cytować:))) 
Mała Dziewczynka zastanawia się też, co na takie tłumaczenie powiedziałaby ruda Ania. Czy jej wrażliwa, romantyczna i poetycka dusza by to zaakceptowała? Polska Ania pewnie nie. Zdaniem Małej Dziewczynki może lepszy byłby tytuł Ania z Zielonej Górki? Przecież często u niej w rodzinie mówiło się "jest na górce". To brzmi trochę lepiej, ale nie tak jak Wzgórze.
Mała Dziewczynka pozostanie przy starej wersji.

Jak napisał klasyk:
Dobre tłumaczenie jest jak kobieta:
Jak piękna, to nie wierna
Jak wierna, to nie piękna

Zresztą, to nie miała być opowieść o wierności tłumaczeń. Może innym razem? Ale kiedy? Jest tyle opowieści czekających w kolejce:))))
Fascynacja
Kilka kropel deszczu
w miłosnych objęciach światła
zawisło na nieboskłonie
lukiem siedmiu barw
oderwanych od ziemi
biegnę za cudem natury
nie bacząc na krzewy i ciernie
potykam się o grudy i wyboje,
tracę oddech w zmęczonych płucach
wyciągam rozpaczliwie ręce
wydaje mi się że jest blisko
wtem
znika niespodziewanie
kolejna tęcza niespełnionych marzeń.
wiersze Barbara Wójcik

PS. Nie doczytałam tej cytowanej strony. Po paru zdaniach zamknęłam ją. Nie miałam tyle cierpliwości. Ale dziękuję Rivulet za dobrnięcie do  końca i tą informację.

14 komentarzy:

  1. Uwielbiałam książkę "Ania z Zielonego Wzgórza" i z radością obejrzałam serial, w którym w rolę Ani wcieliła się Megan Follows.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Przerabianie" dobrej, dawnej literatury mające służyć rzekomym ulepszeniom to profanacja i powinno podlegać karze z mocy prawa. Po to są słowa, by nieść znaczenia, tworzyć światy i jedyne, niepowtarzalne nastroje. Uwspółcześnianie np. literatury XIX-wiecznej odbiera jej tożsamość i zmienia w obcy twór.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudno jednoznacznie stwierdzić, które tłumaczenie jest lepsze. Wiadomo, że język się zmienia i dla młodego pokolenia stary tekst może być mało zrozumiały. Ja jednak nie lubię takich ingerencji w znane książki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby tak, ale z drugiej strony taki Hamlet... Tłumaczenie Słomczyńskiego czy Barańczaka? Dobrze, że każdy może sam wybrać :) Podobnie było z Tolkienem i jego "Władcą Pierścieni". Mi bardzo podobało się tłumaczenie Łozińskiego, na którym wszyscy wieszali psy :)
    Nie sądzę, żebym przestawiła się na "Zielone Szczyty", ale z przyjemnością sięgnę po tą nową wersję.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  5. A co zalinkowanej strony, to gdy się dojedzie do samego końca, można przeczytać, że to prowokacja i wszystkie cytaty zostały zmyślone ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Książkę czytałam będąc nastolatka, jakiegoś specjalnego sentymentu do niej nie mam, bardziej mi się podobały powieści o Indianach:) od osób, które przeczytały nową Anię słyszałam, że nowy przekład wcale nie odstaje od starego. Jedynie imiona i nazwy występują jak w oryginale, co uważam za słuszne, gdyż świat się skurczył i dzisiejszy młody czytelnik ma świadomość, że w innych krajach mówi się innym jezykiem:) Natomiast za bardzo niefortunny uważam nowy tytuł, bo całkiem nowemu czytelnikowi będzie się wydawało, że to powieść z górami w tle. Nikt, nawet dorosły nie skojarzy, że chodzi o jakieś gamble. W Polsce nie słyszałam, aby na facjatkę, górkę, poddasze mówiono szczyty. W tym sensie to jest wtopa, jak i okładka, która jest koszmarna!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie lubię takich zabiegów, nie rozumiem czemu mają służyć, już zmiany tytułów bywają dziwaczne, tak było z Pippi i Kubusiem Puchatkiem.
    Szczęśliwe zakończenia nadal się zdarzają w realu, trzeba tylko czekać na właściwą osobę lub odpowiedni czas...

    OdpowiedzUsuń
  8. Świat zwariował i czym większy szok, tym " lepiej" !!! Normalność nie wystarcza, tradycji się nie szanuje, to poprawmy dzieła średniowiecznych mistrzów pędzla, bo może akurat nie zachowali anatomii przedstawionych postaci.
    Podobnie jest z książkami. Można napisać nowe- jeśli ktoś potrafi!

    OdpowiedzUsuń
  9. Do tej pory mam wszystkie części o Ani z Zielonego Wzgórza i lubię do nich wracać. I choć nie sposób odmówić słuszności temu, że powstają nowe, coraz wierniejsze przykłady rożnych utworów, to jeśli chodzi o Anię jestem tak przywiązana do klasycznego przykładu, że nie wyobrażam sobie innego.
    Przesyłam dobre myśli pełne zapachu płatków Królowej Śniegu z Zielonego Wzgórza.

    OdpowiedzUsuń
  10. W komentarzach doczytałam, ze coś na tej stronie jest prowokacją...
    Ismeno, bardzo bym chciała by dzieci przeczytały jakąkolwiek "Anię" bo obawiam się o poziom czytelnictwa w naszym kraju. Na szczęście w naszej rodzinie czytamy dużo.
    Moc serdeczności Ci przesyłam.:) I unikaj groszku wszelkiego rodzaju.:))

    OdpowiedzUsuń
  11. Moja Córka była kiedy zauroczona tą książka, a ja musze sobie ja przypomnieć ponownie📖😀
    Pozdrawiam cieplutko🌷😘💛

    OdpowiedzUsuń
  12. Baśnie Adersena kochałam, ale z Anią z Zielonego Wzgórza nie zaprzyjaźniłam się do dzisiaj. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Ania z Zielonego Wzgórza to moja ulubiona powieść. Mam wszystkie jej części. Lubię do niej wracać.. Jako nastolatka czytałam ją przy mojej ulubionej brzozie, obok szumiał strumień.. Nie chcę żadnej innej wersji.. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Całe szczęście, że ta STRONA , to podpucha. Tego nie przetłumaczyła `rzetelna tłumaczka. A my i nasze mamy i babcie, możemy mieć jedynie pretensje do pierwszej tłumaczki, która stworzyła s w o j ą opowiastkę na kanwie powieści L.M.Montgomery.
    A co do małej Dziewczynki, to czasem jesteśmy kowalami swojego losu, a czasem ten los ewidentnie podkłada kłody pod nogi i nie ma żadnej winy, żadnego uzasadnienia to złe, co człowieka spotyka...Kiedyś Agatha Christie napisała "jedni się rodzą dla światła i jasności, inni się rodzą dla nocy i ciemności". Tak to się dziwnie plecie. I życzę Ci jak najmniej "groszków" i 'kijów w szprychy", oby "łóżeczko" było gładkie i nic nie uwierało :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony ślad