sobota, 29 marca 2025

Nie z tego świata...?

jeśli myślisz
żem o tobie zapomniał
to się mylisz
można zapomnieć
szuwary glony
botwinki buraczki
papryczki, pietruszki i cebule
jakiś dom opuszczony
i w ogóle
ważki nietoperze
jaszczurki polne myszy
stonogi dżdżownice
larwy ćmy i gąsienice
lecz nie zapomina się wielobarwnych motyli
Stan Borys, o Agnieszce O.
To już prawie drugi rok, gdy Ciebie nie ma. 
Może to się wydawać niektórym dziwne, ale czasem wciąż o niej myślę, uśmiecham się i mówię do niej... „Tęsknię za Tobą. Brakuje mi Ciebie. Kiedy Ciebie nie ma, to jest ml smutno".
Czasem wydaje mi się, że jest tuż, tuż... Dosłownie na wyciągniecie ręki... Może czasem zagląda do mnie na ostanie piętro, aby jak zawsze dodać mi otuchy, wlać ciepło...
Zawsze mogłam liczyć na jej dobre słowo.  
Nadal uważam, że ten pierwszy dzień na studiach był wyjątkowo szczęśliwy. Wówczas rozkwitła nasza przyjaźń. Czy to jest dobre słowo? Bo czy na pewno rozkwitła jak piękny kwiat? 
Wówczas obie byłyśmy jak wędrowcy, którzy do tej pory wędrowali swoim szlakiem, a potem cudem spotkali się na skrzyżowaniu swoich dróg. To był dosłownie moment, przecież jedna z nas mogła się tam znaleźć chwilę wcześniej, gdy ta druga miała jeszcze spory kawałek do tego skrzyżowania.  Obie były trochę zagubione, wystraszone... Może wystraszył ich ten całkiem nowy, zupełnie im nieznany świat, do którego mieli wkroczyć? Świat, w którym część osób już się znała, a tylko one były te "nowe". Mała Dziewczynka czuła się naprawdę niekomfortowo w tej sytuacji. Zresztą ma tak do dzisiaj, gdy poznaje nowych ludzi, zwłaszcza, gdy jest to większe grono osób. Ale czy Ona była naprawdę zagubiona, wystraszona? Może troszeczkę. Była przecież całkowitym przeciwieństwem Małej Dziewczynki. Ale już o tym trochę pisałam TUTAJ i jeszcze TUTAJ
Odnalezione
Odnalezione w mozaice świata
dwa puzzle o pasujących nacięciach
trawione latami bólem
jak ostrzem noża
przysychające raną na wietrze
ogorzałe od słońca i wiatru
z chęcią życia
rozsypane w mozaice świata
skleconej z przypadkowych puzzli
z których tak trudno ułożyć codzienność.
Odnalezione zbyt późno
by rozsypać istniejącą składankę
i zbyt wcześnie by przestać marzyć
o wspólnym miejscu na mapie wszechświata.
Odnalezione
dla szczęścia
pukającego cichutko do ich serc.
Basia Wójcik
Byłyśmy jak dwa puzzle.  Każdy zupełnie inny, ale razem tworzyłyśmy piękną całość. Na świecie istnieją miliardy puzzli. Ma świat przychodzimy jako niekompletny, pojedynczy kawałek i mamy tylko jedno życie, aby odnaleźć brakujący, idealnie pasujący do nas element.  Zapewne każdego dnia wielokrotnie spotykałam pasujące do mnie kawałki. Jednak albo ich nie zauważałam, albo kiedy dokładnie się im przyjrzałam z bliska, to często dochodziłam do wniosku, że razem nie przedstawialiśmy idealnego obrazu. 
A może po prostu nie dawałam szans, tym nieidealnym? A może po prostu całe moje, nasze życie jest jak niekończące się układanie puzzli i elementami tej układanki  będą ci, którzy znaleźli drogę do mojego serca, naszego... Jeżeli kawałki puzzli nie pasują do siebie, to nie stworzymy idealnego obrazka. Można  wciskać te kawałki na siłę, starać się dopasować, ale ale na dłuższą metę nic z tego nie wyjdzie. A z Nią był obraz taki piękny, wymarzony...
Jak Jej zabrakło, to nie tylko moje serce, ale cały świat i Jej obraz rozpadł się na tysiąc kawałków. Każdy z nas, osób Ją znających, zachował dla siebie ten jeden, jedyny element, który pasował tylko do Niej i do niego...
Jaki był Jej obraz? Nie da się tak dokładnie napisać jaka była. Nie ma jednego wzoru, aby Ją opisać. Była i nadal jest trudna do zdefiniowania. Każdy z nas opowie inną, swoją historię. Wspomni o innych rzeczach, na co innego zwróci uwagę, pokaże inny element układanki...
Każda opowieść, historia będzie inna... Inna, inny, inne... Może trzeba te wszystkie kawałki utkane z opowieści, wspomnień złożyć w jedną całość? Jak jednak pozbierać te wszystkie pojedyncze puzzle? Czy to w ogóle możliwe? A jeżeli nawet się uda, to chyba obraz i tak będzie nieidealny, niedokończony...
(...)
Trudno spisać listę moich zalet i wad
Trudno obiektywnie siebie opisać
Ale wiem, łatwo ze mną nie będzie
Banalnie brzmi, że inna jestem od wszystkich
Nieraz czuję, że chodzę w stroju kosmitki
Jak z innej planety

Nie zawsze oddzwonię, nie zawsze odpiszę
Czasem zniknę, by wrócić o świcie
Bez wyrzutów sumienia
Chodzę własnymi ścieżkami, do zobaczenia! 
(...)
Justyna Biedrawa - Kosmitka
A jaka była? Była właśnie Kosmitką nie z tego świata, tylko przez pewien  czas mieszkającą na Ziemi. Żyła w swoim zawodowym świecie. W niektórych dziedzinach była wybitnym talentem, któremu inni nie dorastali do pięt. Była dobrze wykształcona. Skończyła dwa całkiem przeciwne kierunki studiów. W jednym z nich osiągnęła szczyt naukowy. Znała dobrze języki... Była bystra, dowcipna... Miała też czas dla drugiej osoby. Zawsze gotowa do pomocy. 
Nie było i nie będzie już takiej drugiej...

sobota, 22 marca 2025

Wiosennie o zmierzchu kolejnej epoki...

Przyszła Wiosna. Pajęczyną zieleni otuliła gałęzie drzew.
W czasach pogańskich Wiosna uchodziła za początek roku. Wierzenia te wynikały z obserwacji natury i przyrody. Wiosną wszystko dookoła budzi się do życia, zwierzęta i rośliny. W niepamięć odchodzą zimowe, długie wieczory, nadchodzi okres nadziei i radości. Dni stają się coraz dłuższe.
Postanowiłam zastanowić się, co mi jest jeszcze potrzebne do szczęścia w ramach tej wszechogarniającej wiosny.
W te pogodne, słoneczne dni chciałabym się zatrzymać, wysiąść z pędzącego pociągu i popatrzeć na zieleniejący dokoła świat. Marzę, aby zostawić współczesny świat i uciec. Tylko gdzie? Może na koniec świata lub na inną planetę?
Jednak takie oderwanie od życia jest dobre, ale nie na długo. Zawsze wracamy do tego co zostawiliśmy, do czego już zdążyliśmy się przywyknąć. Nie wystarczy zaśpiewać "ja wysiadam, przez życie nie chcę gnać bez tchu ". Nie można tak po prostu uciec od codzienności i udawać, że dotychczasowe życie nie istnieje. Niestety nasza pamięć i przywiązanie do osób, rzeczy, miejsc na to nie pozwoli. Zresztą nie tylko...
Sami założyliśmy sobie smycze, zwłaszcza te elektroniczne. Lubimy czuć ich bliskość, bo wówczas wydaje się nam, że jesteśmy bezpieczni, chociaż mniej swobodni. Nie umiemy już bez nich żyć. Szczególnie jesteśmy uzależnieni od telefonów komórkowych
Jeszcze kilka lat temu trudno było przewidzieć, jak zmieni się nasze życie za sprawą telefonów komórkowych.
A przecież Mała Dziewczynka pamięta, że jej rodzice chociaż mieszkają w mieście, to telefon dostali dopiero, gdy Mała Dziewczynka wyprowadziła się z domu. A było to dopiero po jej studiach.
Smycz...
Zerwałam się ze smyczy.
Nie wzięłam telefonu.
Mogę pójść gdzie zechcę.
Nic do tego nikomu.
Zerwałam się ze smyczy.
Złość i niepokój narasta.
Ta chwilowa swoboda,
zaczyna mnie przerastać.
Zerwałam się ze smyczy.
Nie wzięłam telefonu.
Jak przeżyję dzień cały,
znalezione w Internecie
Wiele osób teraz nie może sobie wyobrazić życia bez komórki. A w "czasach słusznie minionych" większość żyła bez telefonu stacjonarnego przez wiele długich lat i było dobrze. Pewnie brak telefonu odczuwali rodzice Małej Dziewczynki, zwłaszcza w nagłych wypadkach, a przecież mieszkali na peryferiach miasta, gdzie komunikacja nie funkcjonowała tak często i punktualnie.
Ale dzięki temu wszyscy mieli wspaniałe miejsce spotkań - jedyną na osiedlu budkę telefoniczną. Tam, nawet jak telefon nie działał, a tak było zazwyczaj, to i tak można było trafić na znajomych.
Budki telefoniczne... Kto je dzisiaj pamięta? Kto z nich  dzwonił?  
A tak naprawdę, jak pewnie wiele osób sądzi, budka telefoniczna nie została wymyślona w Wielkiej Brytanii. Pierwsza nazywana Fernsprechkiosk została uruchomiona w Berlinie na Placu Poczdamskim 12 stycznia 1881 roku. Urządzenie to działało na specjalny bilet – Telefonbillet. Problemem nie było jednak kupno biletów, ale dodzwonienie się do kogokolwiek, ponieważ telefony miała tylko garstka niemieckich obywateli.
Pierwsze budki stawały w budynkach lub w okolicy ich ścian. A taka wolnostojąca pojawiła się w 1905 roku. Szybko pojawiła się możliwość zapłaty za rozmowę monetami. Ta forma płatności działała bardzo długo. Z czasem wprowadzono budki na żetony, a potem na karty telefoniczne.
W Wielkiej Brytanii, tak bardzo z nimi kojarzonej,  pierwsza pojawiła się w 1903 roku. A te czerwone, tak charakterystyczne do dzisiaj można było zobaczyć w 1921 roku.
W Polsce pierwszy automat pojawił się w 20-leciu międzywojennym. Do lat 50. pozwalały one jedynie na rozmowy lokalne i co najciekawsze, bez limitów czasowych (czy to rzeczywiście prawda?). Dopiero w latach 60. wprowadzono ograniczenia czasowe.
Na przełomie lat 60. i 70. Dało się połączyć nie tylko lokalnie, ale też międzymiastowo, a później również za granicę. 
Szybki rozwój sieci telefonicznej sprawił, że publiczne budki telefoniczne zaczęły pojawiać się dosłownie wszędzie. Najczęściej budowano je na stacjach kolejowych, w bankach, szpitalach, hotelach, urzędach pocztowych i przy często uczęszczanych rejonach miast.
Kiedyś ustawiały się do nich kolejki i korzystał z nich niemal każdy.
Jednak wraz z rozpowszechnieniem się telefonów komórkowych, budki telefoniczne stały się niepotrzebne. Dziś już ich nie ma...
O przepraszam... Są, ale  inne. Można je dziś odnaleźć w biurach typu open space. To tzw. boksy akustyczne. Open space jest przestrzenią, gdzie pracownicy są stłoczeni w małych otwartych boksach. Są więc narażeni na dosyć głośne odgłosy otoczenia. I to takie budki z wyciszoną konstrukcją, pozwalające na prowadzenie rozmów przez telefon, rozmów z klientem, pracy indywidualnej... Pozwalają na wyciszenie się, "odcięcie się" od innych ludzi, od hałasu... Takie budki nie mają jednak zamontowanego telefonu.
Telefony
Własny telefon miał Antoni,
a może nawet własną rentę,
lecz gdy zadzwonił do Pomponii,
odpowiedziano mu: Zajęte .

Przemknęły lata jak na koniach;
jej coś nie wyszło, on był inny...
i zadzwoniła doń Pomponia,
odpowiedziano: już Nieczynny.

Tak przeszło znów parę stuleci,
starzał się świat przeinaczony,
nie rozumiały ojców dzieci,
ponieważ numer był: Zmieniony.

Technika naprzód szła i przemian
tysiące gasło w gwiezdnych pyłkach.
I spytał Księżyc: - Czy to Ziemia?
Odpowiedziano mu: Pomyłka.
Konstanty Ildefons Gałczyński
Teraz nie wyobrażamy sobie godzina, a czasem nawet chwili, bez telefonu komórkowego. Wszystkie sprawy, "spotkania" z innymi  załatwiamy bez wychodzenia z domu. To oszczędza nam czas, ułatwia życie.... Ale czy jest takie dobre...? Ale to już temat nie na dzisiaj...
Nie ukrywam jednak, że tęsknię czasem za tymi czasami, gdy częściej można było spotkać się "przypadkowo" twarzą w twarz pod budką telefoniczną i pójść potem razem na poszukiwanie Pani Wiosny.
A Królewna Wiosna powoli wkracza na scenę przynosząc ze sobą ciepły blask słońca, błękit nieba, śpiew ptaków, kwitnące kwiaty, nieśmiałe jasnozielone źdźbła traw... Chciałabym już wtulić się w kolorowe bukiety kwiatów, przytulić się do drzewa....
Wygląda na to, że Pani Wiosna za chwilę zadomowił się u nas na dobre. W prawdzie „w marcu jak w garncu”, ale jakby nie było dni są coraz dłuższe, cieplejsze... Czas wyjść z domu, przytulić się do drzewa...
WIOSNO
Patrzę na ciebie wiosno
z ciągłym zachwytem coraz starszego serca
patrzę na twoją wieczną młodość
i pytam
skąd w tobie tyle barw
przedziwnie pomieszanych z radością
skąd tyle sił
które przywodzą ptaki z dalekich krajów?
Basia Wójcik

piątek, 14 marca 2025

Wiosenne porządki w...

FIOŁKI
Wasza nieśmiałość
pokrywa zakamarki ogrodów i serc
pierwsze z pierwszych
w skromności istnienia
budzicie zachwyt słońca i ludzi
trzeba uklęknąć by dotknąć kwiatu
trzeba uklęknąć
by pojąć sens życia...
Marzec, nadchodzi Pani Wiosna, chociaż królewna Zima jeszcze nie odpuszcza... Obie siostry na przemian co chwila szepczą na ucho Przedwiośnia, co ma robić... Nic dziwnego, że zdezorientowany skrzat a to sypnie fiołkami na moim balkonie, a to znowu oprószy trawnik w ogrodzie śniegiem... Cóż taka to już jego natura.
Ani się obejrzymy, a za chwilę będzie Wielkanoc. A przecież jeszcze wczoraj było Boże Narodzenie.
Tak, czas szybko nam przemija odmierzany świętami, czy też porami roku.
W tym roku ten czas między świętami jest wyjątkowo długi, ale też biegnie mi bardzo szybko, I chociaż do Wielkanocy jeszcze miesiąc, to ani się obejrzę, a będziemy już szykować się do majówki.  
Z jednej strony bardzo lubię Święta, ale z drugiej nie przepadam za nimi.
Lubię:
  • zapach unoszący się w kuchni,
  • krzątaninę związaną z przygotowaniem tradycyjnych potraw,
  • zwyczaje celebrowane w moim Domu,
  • cały ten przedświąteczny nastrój...
Dodatkowe te wielkanocne również za pachnącą, budzącą się do życia naturę, która niesie ze sobą nadzieję na lepsze jutro.
Świąt nie lubię zbytnio za siedzenie przy stole. Może dlatego, że bardzo lubię jeść, a dobrze wiem, że nie powinnam. A w towarzystwie trudno o samodyscyplinę...
Ale tak naprawdę Świąt nie lubię za całe to sprzątanie. A już samo mycie okien jest wielkim dla mnie wyzwaniem...
Świętowanie czasem potrafi zmęczyć. Nawet już dzisiejsze myślenie o nich....:)))
Jednak z drugiej strony lubię jak jest dookoła porządek... I to nie tylko na zewnątrz, ale także wewnątrz mnie. A i tam trochę się zaniedbałam.
Tak... Muszę zrobić porządki także w środku, w ciele, w mojej duszy.
Jednak w przeciwieństwie do mieszkania (chociaż i tam nie jest dla mnie łatwo), porządki w zakamarkach duszy są trudne. W mieszkaniu wiadomo co i jak. Trzeba tylko zacisnąć zęby i wszystko szybko się ogarnie.
Wielkanocne porządki
Posprzątałam Ci pokój Mamo
idą święta
a Ty wciąż lubisz porządek
starłam kurze
które chciały ukryć wspomnienia
i podlałam kochane storczyki
a kiedy przetarłam
Wasz ślubny portret
spojrzałaś z napomnieniem
że niezbyt dokładnie
a przecież przez łzy
nie widać odrobinek kurzu.
A w duszy, myślach...? Nie zawsze wiadomo co i jak. Trzeba włożyć dużo więcej wysiłku, cierpliwości, aby osiągnąć zamierzony skutek. Warto przecież zajrzeć w każdy kącik... Chwycić czarodziejską miotełkę i wymieść wszystko co uwiera i boli, co  niepotrzebne, co przez lata nazbierało się i przeszkadza w normalnym życiu. Wszystkie  nieporozumienia i  niedopowiedzenia powinnam jak najszybciej wyrzucić do kosza na śmieci... Ale jak to zrobić skutecznie? Jak zapomnieć?
Przecież dobrze wiemy, że sprzątanie to także dobra okazja do przewietrzenia mieszkania.  Zapewne głowy też... Może warto więc otworzyć „okno” i wpuścić promyki słońca wraz ze świeżym, kojącym zapachem, który niesie ze sobą powoli Pani Wiosna? Może i we mnie coś zazieleni się i rozkwitnie? Dobrze wiem, że jak zwykle brakuje mi optymizmu, wiary, nadziei, że może być lepiej…. A przecież już nadchodzący Duch Wielkiej Nocy cały mi o tym przypomina.
Może pozwoli mi na nowo odkryć radość? Przecież królewna Wiosna to po prostu radość z tego, że można zacząć wszystko od początku. Przekonanie o tym, że w końcu znów się uda. To wiara i nadzieja w to, że wszystko może się zdarzyć. Nawet to, co uważaliśmy za niemożliwe do spełnienia.
Może jednak moje serce rozkwitnie, myśli wypogodzą się, a dusza ogrzeje wiosennymi promieniami słońca. Pora zapomnieć o minionych długich dniach zimowych...
Przecież Pani Wiosna już za chwilę na dobre nam zapanuje. Już powoli idzie do nas w kolorowej, zwiewnej sukience. Uśmiecha się dookoła i już każdego dnia stara się nas zaskoczyć czymś nowym.
Tak... Królewna Wiosna każdego roku mnie rozczula, gdy po panowaniu swojej najstarszej siostry przywraca światu zapachy i barwy. Gdy wita orzeźwiającymi porankami. i śpiewem ptaków... Cieplej robi mi się na duszy, gdy przychodzi taka świeża, pełna nadziei, optymizmu i niewinności.  Chociaż z drugiej strony przywiewa tęsknotę za moim Małym Miasteczkiem...
Ale odganiam te tęsknoty do maja... Dziś mam mój Dom i Ogród. Teraz jest tutaj dużo pracy, która jednak daje mi dużo satysfakcji. Do tego rankiem jest chwila wytchnienia, zatopienia się w zieleni, szumie wiatru, śpiewie ptaków.... Chciałabym, aby te momenty trwały jak najdłużej. Ale niestety za chwilę zacznie się kolejny, zwykły tydzień... I ani się obejrzymy zajrzy do nas pewnie na chwilę, zresztą jak co roku, płowowłosa niecierpliwa Pani Lato... Ona lubi robić już falstart w kwietniu.

TULIPANY
Od zawsze kolorowe i radosne
w mglistym bukiecie pani Gieni
i jej kwiatowej spódnicy tamtego poranka
w dwóch prostokątnych grządkach mojej Mamy
gdy sięgały słońca i miłości
nieustannie tulą wspomnienia
bez względu na porę roku...
wiersze i obrazy Basia Wójcik

Nic dziwnego, że królewna Wiosna idzie szybko i energicznie, aby zdążyć ze wszystkim. Nic dziwnego, że tulipany z roku na rok cieszą nas coraz krócej, bez i kasztany zakwitają już w kwietniu, pola rzepakowe złocą się coraz szybciej... Pani Wiosna nie czeka na spóźnialskich. Nie ma co więc marudzić, tylko wyjść z domu i zachwycić się tym czym na chwilę obdarowuje nas królewna Wiosna... A sprzątanie? Cóż... Okna mogą jeszcze poczekać... 

sobota, 8 marca 2025

Koralowa królewna

Jak zawsze o tej porze tkam opowieść o drzewie. Tym razem również drzewo zwykłe, ale i niezwykłe... Bo przecież wszystkie drzewa takie są.
Idąc na spacer do parku, lasu, a nawet zwykła ulicą z pewnością napotykamy to drzewo. Jednak zwracamy na nie uwagę zazwyczaj dopiero jesienią, gdy jego liście zmieniają kolor na bardzo intensywny czerwony, pomarańczowy, żółty. Ale tak naprawdę zatrzymujemy się przy nim, gdy dojrzeją jego drobne, ale jakże przyciągające wzrok owoce.
Od wieków to niezwykłe drzewo czcią otaczali Słowianie, Bałtowie, Celtowie, plemiona skandynawskie...
To drzewo, to jarzębina, a raczej jarząb pospolity. Inne nazwy ludowe to: jabrontek, jarząbek, skoruch, skorusa, skorus, chaps, judyna, orabiec, rzeszuta, wilczura, orzębina.
Łacińska nazwa rośliny w dosłownym tłumaczeniu oznacza – łowiąca ptaki. Dawniej ptasznicy jej owoców używali jako przynętę. Owoce jarzębiny, są przysmakiem nie tylko ptaków. Uwielbiają je także sarny, jelenie, wiewiórki i dziki.
Jarzębina, jarzębina
już czerwienić się zaczyna,
chce korali mieć bez liku
i przeglądać się w strumyku:
” Takam śliczna i młodziutka,
lecz ta młodość taka krótka,
bo opadnie liść niedługo,
słota zjawi się z szarugą,
posmutnieją pola, lasy,
nie zostanie nic z mej krasy. „
Władysław Broniewski
Jarzębina rośnie w Europie i Azji, a także w Ameryce Północnej.
To znana i ceniona od wieków roślina lecznicza. Surowcem są liście i kwiaty zbierane w początkowym okresie kwitnienia oraz owoce, kiedy są już całkowicie dojrzałe.
Zacznę jednak od początku...
Celtowie uznawali jarząb za święte drzewo, a gałązki z owocami położone na grobie zmarłego odgrywały rolę amuletów przeciwko złemu. W Niemczech wierzono, że jego gałązka chroni przed piorunami. W Rosji wykorzystywano gałęzie jarzębu ze względu na fitoncydy, czyli naturalne substancje hamujące rozwój mikroorganizmów. Gałąź zanurzona w wodzie uszlachetniała ją, przeciwdziałała pleśni i pozwalała utrzymywać świeży smak przez długie tygodnie. Sieczką z liści drzewa przesypywano ziemniaki w piwnicy, by te zachowały właściwości odżywcze oraz jakość aż do wiosny.
W średniowiecznej Europie uważano, że gałęzie jarzębu chronią przed nieszczęściami, chorobami, niewidzialnymi mocami, smokami...
W Polsce w majowe święto gałęzie jarzębiny były wieszane na drzwiach, a także strojono nimi studnie, by wiedźmy się do nich nie zbliżały.
Jednak w niektórych regionach Polski uważano jarzębinę za grzeszne drzewo, ponieważ  powiesił się na nim Judasz. Gałązek tego drzewa nie można było zatykać za obrazy, ani w świętych miejscach, bo „złe by tam przesiadywało”.
Istnieje wiele legend o tym pięknym drzewie. Jedna z nich opowiada o tym, że niegdyś te owoce jarzębiny były bardzo słodkie. Jednak ludzie zapomnieli o niej i przestali pielęgnować te drzewa. Wówczas Jarzębina zemściła się i od tej pory wydaje gorzkie, cierpkie owoce zamiast tych słodkich jak miód.
Według innej drzewie jarzębiny powiesił się Judasz.
Grecka legenda mówi, że jarzębina powstała dzięki Hebe, córce Zeusa i Hery. Nosiła ona boskie kielichy. Niestety kiedyś kielich Zeusa ukradł jej demon. Bogowie wysłali wówczas orła, by go odzyskał. Podczas bitwy orła z demonem, gdziekolwiek spadła na ziemię kropla krwi lub orle pióro, tam wyrastała jarzębina. Dlatego jarzębina ma pierzaste liście a jej jagody przypominają krople krwi.
Legendy mówią też, że  jarzębina została stworzona dla ozdoby świata i nakarmienia dzikiej zwierzyny.
W Anglii jarzębinę nazywano drzewem czarownic. Ponieważ wierzono, że tam gdzie rośnie jarzębina, wiedźmy nie mają wstępu. Wiele celtyckich wierzeń, mówiło o drewnie i gałązkach jarzębinowych, jako doskonałym materiale na różdżki i amulety ochronne.
Legend o tym drzewie jest wiele i nie sposób ich wszystkich przytoczyć.
Magiczne korale
Pomiędzy rudymi liśćmi
czerwonych owocków kiście…
Czy to róg obfitości
na tym drzewku zagościł?
Te czerwone grochy
to jarzębiny fochy,
a może tylko małe dąsy
te panieńskie pąsy?
Może to pożar miłości
w owocach tych zagościł?
Drzewko się puszy i nadyma,
wiadomo – jarzębina!
O swoje magiczne korale
ona nie dba wcale…
rozda je w zimie ptakom,
naturę już ma taką.
Bernadyna Łuczaj
Najbardziej znaną i cenioną częścią jarzębów są ich owoce.
Już w starożytnym Rzymie stosowano wyciągi z owoców jarzębiny na wzmocnienie pracy serca i naczyń krwionośnych.
Grecy i Rzymianie używali je jako środek odkażający.
W medycynie ludowej jarzębinę wykorzystywano w leczeniu cukrzycy, zaburzeń metabolicznych, artretyzmu czy reumatyzmu. Miała też pomagać w nieżycie żołądka, dwunastnicy i jelita cienkiego.
O jej leczniczym wykorzystaniu wspominał w XVI wieku niemiecki botanik Adam Lonicer. Zalecał on stosowanie owoców jarzębiny w chorobach wątroby i nerek.
W Polsce zalecano korale jarząbku przy krwawych biegunkach, chorobach płuc, wątroby, puchlinie wodnej, towarzyszącej niewydolności nerek.
Badania naukowe potwierdziły, że owoce jarzębiny korzystnie wpływają na nasze zdrowie. Stanowią bogate źródło witaminy C, która wzmacnia odporność organizmu, chroniąc go przed przeziębieniem, ale i szkodliwą aktywnością wolnych rodników, odpowiedzialnych za  procesy starzenia oraz rozwój chorób układu krążenia czy nowotworów.
Owoce jarzębiny mają dwukrotnie więcej karotenu, niż marchewka. Poprawiają wzrok i przyspieszają regenerację komórek.
Owoce kryją w sobie sporo biopierwiastków: magnezu, wapnia, cynku, żelaza i manganu oraz kwasów organicznych, a także cennych związków flawonoidowych: kwercetyny, kemferolu, izoramnetyny czy rutyny, które blokują rozwój procesów zapalnych, zapobiegają reakcjom alergicznym, chronią układ krążenia, m.in. uszczelniając naczynia krwionośne.
Jarzębina jest  zbawienna przy awitaminozie, osłabionej odporności, podczas rekonwalescencji. Ma działanie przeciwzapalne.
Jarzębina
Już lato odeszło i kwiaty przekwitły,
a jeszcze coś w polu się mieni,
To w polu i w lesie czerwienią się, spójrzcie
korale, korale jesieni.
Idzie lasem pani jesień,
jarzębinę w koszu niesie.
Daj korali nam troszeczkę,
nawleczemy na niteczkę.
Włożymy korale, korale czerwone
i biegać będziemy po lesie.
Będziemy śpiewali piosenkę jesienną,
niech echo daleko ją niesie.
Idzie lasem…
Anna Chodorowska
Już przed wiekami wyrabiano z owoców jarzębiny napoje alkoholowe. Rzymski poeta Wergiliusz, wspominał: „Na zabawach spędzają zimowe noce, popijając zamiast wina piwo lub napój ze sfermentowanej jarzębiny”
Indianie ususzonymi, zmielonymi owocami wzbogacali mąki do wypieku chleba i używali jako zagęszczacza do zup.
Wysoka zawartość pektyn sprawia, że są dobrym zagęszczaczem do galaretek, dżemów itp. Dżem z jarzębiny wzbogaca smak ciasta, jak i dań obiadowych. Jarzębina sprawdza się jako składnik soków i syropów. Po usmażeniu jej owoców z jabłkami otrzymamy pyszny dodatek do mięs czy wędlin.
Może o jarzębinie pomyślimy nie tylko jesienią?

sobota, 1 marca 2025

Ona czy on? Chyba jednak ono...

Często tkam opowieść o czterech córkach króla Słońce.
Przypomnę, że taki pomysł zaczerpnęłam z ukochanej książki mojego dzieciństwa - Król Słońce i jego cztery córki, o której pisałam TUTAJ.
Jest więc:
- najstarsza, czarnowłosa, najspokojniejsza i najmądrzejsza Zima,
- rudowłosa, kolorowa, dojrzała, ale i kapryśna Jesień,
- płowowłosa, pracowita, silna i ciepła Lato,
- najmłodsza, złotowłosa, radosna Wiosna.
Ale przecież jest też jeszcze powszechnie znane Przedwiośnie i niedoceniane, całkiem zapomniane Przedzimie.
Sześć pór roku
Jest w Polsce sześć pór roku
chyba więcej nie ma
przedwiośnie
wiosna
lato
dwie jesienie
jedna ze złotem ucieka
w drugiej kalosz przecieka
i zima
ks. Jan Twardowski
Od dawna zastanawiam się kim są one w stosunku do czterech córek Króla Słońce, o których czasem wspominam. Przecież jak powszechnie wiadomo siostry są cztery. Tak każdy z nas miał to utrwalone od dzieciństwa. No ewentualnie godzimy się i nawet przywykliśmy do Przedwiośnia. Od zawsze, podobnie tak jak BASIA nie wyobrażam sobie, aby nie wymieniać delikatnego, kruchego, nieśmiałego, niosącego nadzieję Przedwiośnia. Ale szare, bure, często kapryśne i zawodzące Przedzimie? Wolimy o nim nie pamiętać.  Niektórzy nawet nie znają jego (jej???) imienia. No właśnie... Przedwiośnie i Przedzimie to panie czy panowie? Siostry, czy bracia...? No i do tej pory tego nie wymyśliłam... Chociaż tak teraz przychodzi mi do głowy, że to po prostu małe dzieci, chochliki, skrzaty... I jak tylko powoli kończy się panowanie Pani Jesieni lub jej  starszej siostry Zimy, to Przedzimie i Przedwiośnie ciekawie już podskakują, aby nad płotem zajrzeć do mojego Ogrodu... Sprawdzają, czy jest już czas, aby trochę się po nim pokręcić i swój ślad zostawić.
Oba skrzaty różnią się jednak w swojej aktywności. O ile z roku na rok Przedzimie ociąga się ze swoją pracą i zaczyna tylko przycinać dzień, to Przedwiośnie często nie może doczekać się, kiedy wkroczy do mojego Ogrodu i weźmie się do roboty.
Przedzimie to coraz krótszy okres, pomiędzy panowaniem złotej Pani Jesieni a czasem srebrno-białej Pani Zimy.  Jest trochę leniwe, niespieszące się, a wręcz spóźnialskie Przedzimie coraz częściej pozwala królewnie Jesieni, aby jak najdłużej do nas się uśmiechała i malowała wszystko dookoła ciepłymi kolorami. Przedzimie kojarzy się nam z szarugą. Często jest bowiem zachmurzone, ponure, ciemne, wyprane z kolorów... Jak tylko przychodzi bierze pędzel, okrojoną paletę barw i zamazuje ciepłe kolory, którymi obdarzyła nas Pani Jesień. Trzyma też nożyczki, którymi  zdecydowanie przycina dzień. A ten przemalowany, odcięty kawałek przyszywa do nocy. Chwyta też za miotełkę i  pająki, które się zagapiły  zagarnie w ciepłe domowe zakątki...  Przegania też ptaki do ciepłych krajów...
Często ten bardzo zapracowany chochlik  zawodzi z przemęczenia, ale ogałaca jeszcze  drzewa z ostatnich liści, które starają się jeszcze zatańczyć swój ostatni taniec. Płacze, ale czy dlatego, że nie lubi swojej pracy? Przecież ociąga się każdego roku z jej rozpoczęciem? A może chce jasno dać do zrozumienia, że za chwilę przyjdzie Pani Zima i pora się na nią przygotować.... Nic dziwnego, że napełnia nas smutkiem, żalem i tęsknotą za złotą królewną Jesienią...
Ale Przedzimie potrafi być także czułe, gdy cichutko nuci nam kołysanki i otula świat mgłą. Bo przecież ten skrzat czasem lubi spokojną, zazwyczaj wieczorną muzykę....
PRZEDZIMIE
Opustoszały już
ptasie gniazda
wiatr zimny szarpie bezlitośnie
gronami zeschniętych nawłoci
podnoszę z ziemi zagubione pióro
czyjś znak pożegnania i tęsknoty
otulam się szczelnie wełnianą chustą
i sięgam w dal utrudzonym wzrokiem
czarne zagony wpadają bezszelestnie
w stalową ścianę lasu
zmawiając się wspólnie przeciwko zimie
jeszcze wirują jesionowe liście
wdzięczą się nieśmiertelne chryzantemy
w smutnych opuszczonych ogrodach
uśpiony ciszą dom zaprasza w gościnę
stare książki ożywające pod ciepłym dotykiem dłoni...
Basia Wójcik
A Przedwiośnie jest niecierpliwe, wpada do mojego Ogrodu coraz wcześniej i nie zważa na to, że królewna Zima nie powiedziała tam jeszcze ostatniego słowa. Przychodzi z paletą pastelowych barw i pędzelkiem zamalowuje  szarości i smutek. Tak też było w tym roku, gdy już w styczniu zwinnie wspięło się na płot i skoczyło na śpiący jeszcze trawnik. Gdzie tylko spojrzało zażółciło się od ranników, mrugających oczek stokrotek, zabieliło od nieśmiałych jeszcze przebiśniegów i gdzieniegdzie zabarwiło na różnokolorowo od pierwiosnków. Szybko jednak Przedwiośnie dostaje po nosie od Pani Zimy za ten falstart. Po nosie... Po prostu najstarsza córka króla Słońce z pomocą Dziadka Mroza je tam szczypie... Tak było też w w lutym.
Wszyscy jednak cieszymy się, gdy ten mały skrzat nadchodzi. Lubimy panowanie Przedwiośnia, które zapowiada nadejście tak oczekiwanej przez te ostatnie miesiące Pan Wiosny. Radosne oczekiwanie to zawsze piękny czas. To rodzi w nas nadzieję, że szare, ponure dni znikną i świat rozbłyśnie słońcem, kolorami, zapachami...
I ja je lubię, kiedy delikatnie odgarnia bukowe liście wokół hortensji i pozwala, aby nieśmiało, ale i ciekawie mogły wyciągnąć swoje główki przebiśniegi. Na moim jeszcze szarym trawniku rozsypuje krokusy i stokrotki. A potem na koniec swojego panowania zostawia mi tam w prezencie wonne fiołki....
I Przedwiośnie lubi muzykę... Ale jakże inną. Jego muzyka o poranku wpada przez otwarte okno, gdy ptasi wirtuozi zaczynają swój koncert. Wszystko zaczyna budzić się do życia...
Po styczniowym muśnięciu  czekamy ponownie na Przedwiośnie, bo przecież zaczął się już marzec, a groźny luty (dawniej i nadal w przysłowiach) już sobie poszedł. Czy zostanie już z nami be kolejnych powrotów Pani Zimy?
Przedzimie i Przedwiośnie... Z jednej strony podobne, ale z drugiej jakże inne są te dwa skrzaty...
I tak jak pamiętamy jeszcze o  Przedwiośniu, to o Przedzimiu zupełnie zapominamy. Czy ta szósta pora roku całkiem zaniknie nie tylko z naszej pamięci? Ile będzie za kilka lat pór roku? Nawet w malarstwie, muzyce... są zazwyczaj tylko cztery...  Czy te dwa małe chochliki zostaną i będą z nami wędrować każdego roku? 
WĘDRÓWKA PRZEZ PORY ROKU
Najpierw
zagladam w nieśmiałe serca
pierwszym baziom nad rowami
prostuję zmięte płatki stokrotek
zatrzymuję wzrok na leszczynowym pyłku
otwieram się na przedwiośnie...
Potem
przyklękam na wilgotnej ziemi
zasłanej dywanem fiołków
chłonę melodie niezliczonych treli
zapominam o świecie
który bzom otwiera pąki
zachłystuję się wiosną...
Później

ocieram pot ze zmęczonego czoła
podziwiam starą lipę
w towarzystwie zapracowanych pszczół
zanoszę zsiadłe mleko żniwiarzom
liczę świerszcze o wieczornej porze
wdycham woń liliową i różaną
nasycam się latem...
Dalej

brnę w lasy kuszące złotem
biegnę w orzechowych wyścigach z wiewiórkami
podnoszę ciężkie koła słoneczników
kolekcjonuję pajęcze nici
zroszone chłodem poranka
przygarniam dary jesieni...
Następnie

żegnam ostatnie klucze ptaków
przenikam przez nagie gałęzie drzew
zapuszczam się samotnie w puste zagony
ocieram mokre od tęskoty oczy
przyjmuję przedzimie...
Na końcu

czekam czekaniem z dzieciństwa
wypatruję płatków śniegu
mróz nie będzie mi straszny
wyciągam choinkowe wspomnienia
raduję się życiem jeszcze
witam zimę...
Basia Wójcik

sobota, 22 lutego 2025

Czytać, czy nie czytać? Słuchać, czy nie słuchać? Oglądać, czy nie oglądać?

Kwiat
Kwiat zasuszony i bezwonny
Znalazłem w książce z dawnych lat,
I głos marzenia nieuchronny
Już się do mej duszy wkradł.

Gdzie kwitnął? Jakiej wiosny zaznał?
Czy długo kwitnął? Kto go rwał?
Czy go zerwała dłoń przyjazna?
I po co w książce leżeć miał?

Czy na pamiątkę czułej schadzki,
Czy znaczyć miał rozłąki ból,
Czy był to tylko ślad przechadzki
W cienistym lesie, w ciszy pól?

Czy żyje ów ? Czy żyje owa?
Gdzie mają swój zaciszny kąt?
A może zwiędli już bez słowa,
Tak jak ten kwiat nieznany zwiądł?
Czytać Rosjan albo nie czytać? Słychać, czy nie ich muzyki? Oglądać czy też nie rosyjski balet? Zachwycać się ich malarstwem?... Oto jest pytanie. A raczej pytania...Zapomniałam zapewne jeszcze o  innych dziedzinach kultury...
Od kilku lat słyszę, że kulturę rosyjską lepiej teraz przemilczeć. Natomiast należy ratować tą ukraińską. Głosy te są jednak coraz słabsze, już nie tak radykalne jak tuż po wybuchu wojny w lutym 2022 roku.
Wówczas Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena odwołał recital uczestniczki Konkursu Chopinowskiego. Radiowa Dwójka nie grała rosyjskich klasyków. Opera Narodowa odwołała premierę "Borysa Godunowa", chociaż ponoć była to koprodukcja...
Działania były wówczas bardzo stanowcze. To było zrozumiałe. Czy jednak nadal jesteśmy tak radykalni? Czyżby nie wystawiano już Jeziora Łabędziego, Dziadka do orzechów, zdjęto obrazy rosyjskich malarzy w muzeach... I czy z kanonu lektur wyrzucono „Zbrodnię i karę” oraz „Mistrza i Małgorzatę”... Tego ostatniego nie wiem, bo trochę się pogubiłam w tych nieustannych zmianach w szkolnictwie...
Przeczytałam jednak:
„Wojna przeciwko Ukrainie to także moralny i humanistyczny krach rosyjskiej kultury. Kultury, której liczni przedstawiciele, od Dostojewskiego i Bułhakowa po Sołżenicyna i Brodskiego, byli dotknięci tym wirusem imperializmu, wyobrażeniem na temat ‘starszeństwa’ języka rosyjskiego i jego szczególnych praw”.
„Świat potrzebuje nie tylko Rosji bez Putina. Świat potrzebuje Rosji pozbawionej imperialnej świadomości”.
Jaka zatem w końcu jest odpowiedź na moje pytania (zapewne nie tylko moje)?
Mam wyrzucić z mojej biblioteczki jak leci Tołstoja, Puszkina, Czechowa, Pasternaka...? A z pamięci Konika Garbuska, którego uwielbiała moja mama? Nie sięgać po czarne krążki z Czajkowskim, Wysockim, Okudżawą, romansami rosyjskimi...?  Nie oglądać rosyjskich (a raczej jeszcze radzieckich) albumów z malarstwem...? Do dziś pamiętam obraz, który namalował Ilja Riepin "Burłacy na Wołdze", który nadal robi na mnie wrażenie, kiedy sięgam po niego....
To nic, że skażę wszystkie te dzieła na banicję na strych, pawlacz, półki w piwnicy... I na jak długo ten bojkot? Czy ma on dotyczyć wszystkich dzieł? Przecież są twórcy, którzy nie popierali i nie popierają wojennych działań Rosji...
Wieczór zimowy
Zamieć mgłami niebo kryje,
Wichrów śnieżnych kłęby gna,
To jak dziki zwierz zawyje,
To jak małe dziecię łka.
To ze strzechy nam słomianej
Wyrwie z szumem kępę mchów,
To jak pielgrzym zabłąkany
W okieneczko stuknie znów.

Bida z lichą tą chatynką!
Ledwo się światełko ćmi.
Czemuż, moja starowinko,
W kątku tak przymilkłaś mi?
Czyś znużona tą zamiecią
Zawodzącą głuchy tren,
Czy miarowy turkot wrzecion
W błogi cię pogrążył sen?

Pijmy, wierna towarzyszko
Moich biednych młodszych dni.
Jak nie sięgnąć do kieliszka,
Kiedy w sercu smutek tkwi?
Zanuć piosnkę o ptaszynie,
Co za morzem gniazdko ma,
Zanuć piosnkę o dziewczynie,
Jak po wodę rankiem szła.

Zamieć mgłami niebo kryje,
Wichrów śnieżnych kłęby gna,
To jak dziki zwierz zawyje,
To jak małe dziecię łka.
Wiec wypijmy, starowinko,
Przyjaciółko troski mej!
Pijmy z żalu; gdzież to winko?
Zaraz sercu będzie lżej
Zresztą byłoby przesadą, a nawet szaleństwem wyrzucenie z pamięci dzieł wszystkich rosyjskich twórców, którymi sami kiedyś zachwycaliśmy się. Czy nagle przestał się nam podobać Prokofiew, Rachmaninow, Strawiński, Szostakowicz...
Pamięć mamy bowiem dobrą, zwłaszcza, gdy coś zakazuje się nam zapomnieć... Jesteśmy z natury przekorni.
"Przyznam szczerze, że rzuciłem się na literaturę rosyjską natychmiast po tym, jak rozpoczęła się inwazja. Przeczytałem Wojnę i pokój, zacząłem czytać Gogola. Myśmy się jeszcze pocieszali, że oni tacy nie są, że to wojna Putina, że należy stawiać granicę, nie dać się wpędzić w rusofobię. Chciałem to zrozumieć, sprawdzić, czy w literaturze jest odpowiedź na to, czego nie potrafią wytłumaczyć politolodzy. Ze zdumieniem odkryłem, że u Puszkina, Gogola, Dostojewskiego zawsze jest ten sam moment: krytyka Rosji przeradza się w miłość do niej. Ten proces, jego powtarzalność i moc są niewytłumaczalne, powiem więcej: przerażające. W Martwych duszach czy Rewizorze Gogol przeprowadza radykalną krytykę państwa, nie znam bardziej jadowitej. Potem czytamy jego listy, w których karci Tołstoja, że ten nie dość kocha Rosję. Niezdolność do usunięcia tej metafizyki, tej wielkiej historii, ziemi, kraju, który unieważnia jednostkowość, jest obecna i myślę, że mówi naprawdę wiele o Rosji współczesnej. Czym innym jest zapraszanie Anny Netrebko, żeby zaśpiewała Traviatę. Jednak nie wyrzucałbym książek rosyjskich z prostego powodu: bez nich będziemy jeszcze bardziej bezbronni, pozbawieni możliwości rozumienia Rosji."
"Bojkotować rosyjską kulturę? To nie ona jest zła, ale potwory wykorzystujące ją do swoich celów"
"Bojkot rosyjskiej kultury jest błędem, bo rosyjscy artyści często próbują ratować ostatnie przestrzenie wolności."
"Istnieje wielka rosyjska kultura - muzyka, literatura, choćby Antoni Czechow. Nie pozwolę, aby Putin odebrał mi Czechowa."
"Natomiast uważam, że cancel culture - zanegowanie całkowite i wyrzucenie z dziedzictwa kultury światowej wielkich dzieł rosyjskiej kultury, tutaj się wzdragam przed tym, bo nie ma to racjonalnego ani skutecznościowego wyłtumaczenia i może doprowadzić do nakręcenia spirali ślepego nacjonalizmu, co byłoby naprawdę wielkim zwycięstwem Putina"
"Za bojkotem przemawia wrażliwość na odczucia Ukraińców, którzy mogą mieć wątpliwości co do postawy Polaków, gdy ci w czasie, gdy Rosjanie uderzają w nich rakietami, delektują się muzyką rosyjską, podziwiając jej chwałę, a więc i niejako oddając cześć duchowi rosyjskiemu. Kultura jest filarem potęgi Rosji, często wykorzystywanym przez nią do celów politycznych – wojna wywołana przez Putina to nieodpowiedni czas na podziwianie wielkości Rosji, nawet jeśli w sferze kultury ta wielkość jest bezsporna."
Nadal nie wiem, czy w obliczu tego, co robi dziś Rosja, można tak po prostu słuchać Szostakowicza, grać na scenie Czechowa, czytać Dostojewskiego, Nabokova, Gorkiego i Bułhakowa czy oglądać balet Czajkowskiego?
"Takiego Dostojewskiego warto czytać właśnie teraz, choć wbrew intencjom autora: jako ostrzeżenie przed głębią toksycznego, antyzachodniego resentymentu Rosji, w kontrze do przenikającej tę prozę nienawiści do oświecenia i mieszczańskiej cywilizacji Zachodu, do jej reakcyjnej polityki. Bo też warto, zwłaszcza teraz, pamiętać, jak potwornie szowinistyczna, zakochana w imperium, a często i w autorytarnej władzy jest całkiem spora część rosyjskiej klasyki."
Jednak trudno nie zgodzić się z tym, że warto, a nawet należy obecnie odkrywać pisarzy, muzyków, aktorów, tancerzy, plastyków i innych artystów z Ukrainy. Przecież nawet doświadczeni polscy miłośnicy sztuki nie znają dzieł ukraińskich artystów. Jednak trudno się temu dziwić, bo przez lata wiele instytucji nie zainteresowało się tym, żeby ją nam przybliżyć....
Pojawia się jednak też pytanie, czy na sankcje zasługują współcześni rosyjscy artyści, tworzący niezależną rosyjską kulturę? Nie ma niestety na to łatwej odpowiedzi. Podobnie jeżeli chodzi o rosyjskich sportowców... Ale to już temat na inną opowieść, o ile ona powstanie...
Jesień ( Fragmenty )
VII
Melancholijne dni! oczarowanie oczu!
Lubię przyrody pożegnalny strój,
Gdy się wspaniale krasy jej roztoczą.
W purpurze, w złocie więdniesz, lesie mój...
W gałęziach wiatr i świeży dech w przeźroczu,
I mgieł na niebie białopłynny zwój,
I rzadki słońca blask, i pierwszy podmuch mroźny,
I oddalonej Siwej Zimy groźby.
VIII
Co jesień - znów rozkwitam. Jestem zdrów,
Służy mi widać ruski klimat chłodny,
Małe narowy życia lubię znów,
Seriami śpię, seriami bywam głodny,
Radośnie krąży krew od stóp do głów,
Znów pełen życia jestem i pogodny.
Właściwość to mojego organizmu.
(Proszę wybaczyć mi ten wybryk prozaizmu.)
IX
Na koń wskakuję. Polem i po łące,
Wstrząsając grzywą, gna. Też lubi chłód.
I dźwięcznie pod kopytem jego lśniącym
Przemarza dudni gruda, trzeszczy lód.
Lecz gaśnie krótki dzień. I na miesiące
Kominek będzie buchać ogniem - lub
Tlić się powoli. Z książką przy nim siadam
Albo w zadumę nieskończoną wpadam.
X
Wtedy o świcie zapominam. Śnię,
Uśpiony słodkim rozmarzeniem swojem.
Poezja we mnie budzi się i zwie,
Lirycznym dusza wzbiera niepokojem
I drży. I dźwięczy, i już wreszcie chce
Wyrazić się, wytrysnąć żywym zdrojem.
I oto rojem niewidzialnych gości
Schodzą się dawne sny, marzenia mej młodości
XI
Już prąd natchnienia śmiałe myśli niesie
I rymy w locie im naprzeciw mkną,
Palce do pióra, pióro pisać rwie się,
Za chwilę - wiersze świeżą trysną krwią;
Tak okręt śpi na gładkich wód bezkresie,
Wtem - hasło! I majtkowie już się pną
Po masztach; wiatry nadymają żagle
I prując fale kolos ruszył nagle.
XII
Płynie. Nam dokąd płynąć?...
wiersze Aleksander Puszkin