sobota, 1 listopada 2025

Światło wśród cieni...


Jesień… nie pyta, tylko przychodzi,
Jesień… kroczy cicho po ścieżkach codzienności...
Jesień… tak piękna, a taka smutna…
Jesień… czas pożegnań i zakończeń…
Jesień… tęsknota za czymś, czego już nie ma…
Jesień… szelest liści niesie echem dawnych dni...
Jesień… czas wspomnień…
Jesień… zapach dymu z ognisk miesza się z wonią przemijania...
Jesień… ostatni uśmiech natury, zanim świat zapadnie w sen…
Jesień… świat powoli zasypia, jakby zmęczony własnym pięknem...
Jesień… uczy, że nawet koniec potrafi być spokojny i pełen barw....
Królewna Jesień powoli zmienia swój kolorowy płaszcz na ten bardziej szarobury, tym samym przygotowując nas na przyjście swojej najstarszej siostry Zimy. Wszystko dookoła spowalnia, zasypia, obumiera....
W powietrzu unosi się mglista cisza, tak jakby świat na chwilę wstrzymał oddech, zatrzymał się w czasie... Liście, które jeszcze niedawno tańczyły na wietrze, teraz leżą spokojnie na ziemi, pokryte delikatnym, miękkim mglistym kocem utkanym z perełek wspomnień. Dookoła  czuć zapach wilgoci, ziemi, dymu z ognisk, odległych zdarzeń...
Czas jakby płynie wolniej, ludzie nie spieszą się, mówią ciszej, częściej spoglądają w niebo, a ci nawet najbardziej zabiegani zatrzymują się, aby pomyśleć, powspominać... Także przyroda staje się cichsza. Każdy krok po szeleszczących liściach brzmi głośniej. Także i ja zwalniam, wyciszam się...
Tak, koniec października i początek listopada zawsze ma dla mnie w sobie coś niezwykłego.  To czas wspomnień, smutnych rocznic... Moje myśli uciekają do tych, których już nie ma. Do bliskich, dawnych przyjaciół, których uśmiech pamiętam nie tylko z dzieciństwa. Do chwil, które zdawały się kiedyś tak proste, a teraz stają tak ważne...
Czuję, że znowu zaczynam odpływać w przeszłość. Trudno mi być tu i teraz. Niby jestem, ale jakby zawieszona między tym, co było, a tym, co ma dopiero nadejść.
Spóźniona łza

Spotkałam cię na
cmentarnych ścieżkach
łzę spóźnioną ocierasz
bielą twoich myśli
jak anioł
żywy pośród umarłych
co nie umarli
lecz żyją nowym życiem
a my umieramy z tęsknoty
przyjdź
by strącić spóźnioną łzę.
W dzień Wszystkich Świętych i Zaduszek cmentarze zmieniają się w morza świateł.
Od bram aż po najdalsze alejki snują się ludzie z naręczami chryzantem, siatkami zniczy... Pachnie woskiem, jesienią i pamięcią. Wokół słychać gwar rozmów...
W te dni cmentarz żyje pamięcią o tych, którzy byli. Jednak czasem mi się wydaje, że bardziej życiem tych odwiedzających, chociaż w sercach nadal noszą tych nieobecnych. Alejki tętnią rozmowami o bieżącym życiu, krokami wśród szeleszczących liści, szeptami modlitw, wspomnieniami....  Tak czasami słychać opowieści z dawnych lat. A to ktoś opowiada historię legendarnego sernika babci, o dziadku, który zawsze miał cukierki w kieszeni....
Wiatr szumi w koronach drzew, jakby podsłuchiwał nasze rozmowy, aby potem nieść je dalej...  Ciepłe światło zniczy migocze, jakby same dusze chciały się odezwać, zamrugać w odpowiedzi, włączyć się do rozmowy....
Tak, tysiące płomieni rozpalonych naszą pamięcią drga na wietrze. Każde światełko to dowód na to, że ktoś pamięta. Że ktoś wrócił, mimo odległości, mimo pogody, mimo braku czasu. Czy jednak nasze wspomnienia są tak kruche i ulotne jak te ogniki, które zgasną za jakiś czas, a my zapomnimy i wrócimy do swojego zwykłego życia? Chociaż w te dni może się wydawać, że na cmentarzach nie ma miejsc zapomnianych. Ale czy naprawdę te nawet najbardziej oddalone, zatarte przez czas mogiły zyskują chwilę uwagi? Czy na pewno odwiedzamy tylko te "nasze" zapomniane w ciągu roku, na które brakowało nam czasu, siły...?
A przecież wystarczy skręcić z głównej alejki, przejść kilka rzędów dalej, tam gdzie światła jest mniej, gdzie mogiły zarastają trawą, a litery na płytach dawno już zatarł deszcz. Tu kończy się nasza pamięć, a zaczyna cisza... Idąc tymi zachwaszczonymi  ścieżkami w starej części cmentarza coraz częściej można zobaczyć grób bez dobrze widocznego nazwiska, wyblakły krzyż, rozsypane szkło, suche kwiaty....  Od dawna nikt tam nie przychodzi.  Nikt nie pamięta już imion, nikt nie zna dat, a przecież każda z tych mogił była kiedyś dla kogoś ważnym miejscem.  A może nikogo już nie ma, kto mógłby pamiętać? A przecież tam, wśród omszałych kamieni, kryją się jednak historie, których nie sposób już opowiedzieć. Czasem jakaś litościwa ręka w te listopadowe dni stawia tam znicz. Ten znicz płonie jednak nieśmiało.
Mała Dziewczynka także czasem zatrzymuje się przy takim grobie. Patrzy na prawie bezimienny nagrobek, na zmatowiałe zdjęcie.... Niekiedy zapala znicz... Nie dla konkretnego grobu, ale dla wszystkich, o których zapomniano. Dla tych, którym światła nikt już nie zapali. A kiedy odchodzi, to ogień nadal się cicho i nieśmiało tli.
Zdaniem Małej Dziewczynki taki drobny gest potrafi choć na chwilę  rozjaśnić mrok czyjejś niepamięci zwłaszcza gdy dookoła płonie morze roziskrzonych świateł.
Świętym nieznajomym z imienia
Zapalam świeczki na waszych grobach
i zrzucam zeschłe liście
które jesienią piszą poemat
o codziennym życiu w którym nie brakło łez
o krzyżu dźwiganym razem z Chrystusem
bez Szymona i bez Weroniki
z modlitwy szeptanej o zmierzchu i poranku
z łez i potu zbieranych przez lata
spadające kasztany układają różaniec
podawany do rąk żywym
przez nieznanych świętych
zapalających dla nas światełka na niebie.
W dzień powszedni, poza listopadowymi uroczystościami, cmentarz wygląda zupełnie inaczej, jakby znów zapadł w sen. Nie ma tłumów, szelestu setek kroków, gwaru rozmów i rzędu migoczących zniczy. Panuje cisza.
Alejki są puste, czasem tylko ktoś przejdzie powoli, zatrzymując się przy grobie. To może być starsza kobieta z naręczem świeżych kwiatów, mężczyzna z konewką, ktoś, kto przychodzi regularnie, nie tylko z okazji święta.
Niekiedy można dostrzec dziecko. To dziewczynka w kolorowej czapce, trzymająca za rękę dziadka. Zatrzymują się przy jednym z prostych grobów. Dziadek mówi coś cicho, pochyla się i zapala znicz, a dziewczynka układa na płycie garść kasztanów. Przez chwilę patrzą tylko, jak płomień powoli się rozpala. Potem odchodzą.
Na wielu grobach znicze zgasły już dawno. Pozostały po nich szkła lub plastik z niedopalonymi knotami i resztą wosku. Kwiaty zwiędły, a niektóre pochyliły się pod ciężarem zapomnienia. Widać, które groby odwiedzane są często, a które tylko od święta.
Wierzę, że pamięć nie znika całkiem, że to tylko brak czasu, odległość....
Powtarzalność
Znów rozbłysną domy zmarłych
rozweselą się milionami ogników
wtulonych w płatki chryzantem
blask poszybuje do nieba
i powróci by obudzić śpiących...
obudź się- zawołają spadające żołędzie
na kształt naszych łez tęsknoty
znów będzie blisko ciepło i serdecznie
a modlitwy ułożą się w wiersze
tak będzie
zanim nieubłagany czas
nie wysuszy dostojnych chryzantem
zanim nie zdmuchnie świec
zanim nie uspokoi serc
by pozostawić Bliskich
na kolejny rok długiego oczekiwania.
wiersze Basia Wójcik

2 komentarze:

  1. W moim odczuciu jesień to oddech od szumu i pośpiechu świata, odpoczynek, cisza, spokój itp. Na cmentarzu bywam w miarę często. Ale to w Święto Zmarłych myśli bardziej wędrują ku przeszłości, przypominają się różne historie związane z tymi, którzy odeszli.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć 😃 Unikam zatłoczonych cmentarzy, tego ruchu i dużej obecności innych ludzi. Jeśli tylko mogę to odwiedzam zmarłych dużo przed i dużo po 1. listopada. Oraz wieczorem, gdy się zaczyna ściemniać... Lubię taki klimat, gdy tylko mam okazję to tak robię.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony ślad