sobota, 27 lipca 2024

Nie tylko gdy gasną światła...

 Awaria świata

Nadchodzi awaria świata. Ale jeszcze drzemie
rozleniwiona w zaroślach.
Pomrukują wiolonczele rozstrojonych traw.
Już rozbrojone niebo. Błyskawica
udaje nocną lampkę. Jeszcze daleko grzmot.

Mamy nadzieję, że ominie naszą wieś.
Idziemy na piwo do pobliskiej knajpy.
Jeszcze księżyc wrzucony do rzeki.
Jeszcze nie dzieje się nic.

Zjadamy miłość. Wypluwamy pestki.
Patrzymy na złom cmentarza.
Mniej więcej umarli. Ale więcej nic.
Ewa Lipska
Ostatnia awaria systemów Microsoft dotknęła prawie nas wszystkich. Paraliż ruchu lotniczego, niedziałające banki, giełdy, media, sklepy...  Jak do tej pory była to zapewne największa awaria IT w historii.
W części miejsc dotkniętych awarią wiele czynności trzeba było robić ręcznie... I tu pojawił się problem bo nie wszyscy to potrafili. Niektórzy nie potrafili szybko podliczyć sprawnie kwoty, którą ma zapłacić klient, z drugiej strony klienci nie dysponowali gotówką bo tak można było płacić. Niektóre sklepy poszły więc na łatwiznę i ze względu na awarię całkowicie się zamknęły.
To tylko jeden z przykładów, bo można je jeszcze mnożyć.  Awaria dotknęła wiele sfer naszego życia i spowodowała całkowity chaos. Staliśmy się bezradni...
Nie ukrywam, że i mnie ona dotknęła. Pracowałam akurat zdalnie z domu. Właśnie włączyłam laptopa, a tu nagle pojawił się stresujący i wprawiający w przerażenie niebieski ekran. Już miałam biec do biura, ale okazało się, że problem jest w całej firmie. Potem przyszła informacja, że jego zakres jest globalny.
To przypomniało mi o książce, którą czytałam jakiś czas temu.
"Blackout" Marca Elsberga
To powieść opowiadająca o jednej z katastrof, które może dotknąć nasz świat. Na skutek serii awarii w europejskich elektrowniach, z każdą chwilą rośnie liczba obszarów pozbawionych prądu. Po kilku godzinach pełnym zaciemnieniem zostaje objęty niemal cały kontynent. Nikt nie wie, jaka jest przyczyna awarii, kiedy uda się z nią uporać.
Początkowo wszyscy są przekonani, że awarię uda się szybko usunąć. Jednak w miarę upływu czasu dochodzi do ogólnoświatowej paniki. Im dłużej trwa blackout, tym więcej strat i ofiar.
Nie będę jednak streszczać książki...
Z jednej z jednej strony powieść fascynuje, ale z drugiej budzi grozę. Uświadamia nam, jak bardzo nieprzygotowani i bezsilni jesteśmy w obliczu takiego scenariusza.
Zapanowałby chaos komunikacji miejskiej. Przestałyby funkcjonować szpitale, banki, sklepy, windy… Nie byłaby dostarczana woda...
Wraz z rosnącym uzależnieniem od energii elektrycznej jesteśmy coraz bardziej podatni na katastrofę.
Pisałam o tym kilka razy - ZIMOWO,  WTYCZKA
A sama pamiętam, gdy często nie było prądu.
Blackout to sytuacja, gdy nagle dochodzi do przerwy w dostawie prądu na skutek poważnej awarii, która trwa dobre kilka godzin. A przecież  krótka przerwa w dostawie prądu potrafi sparaliżować już działanie każdego gospodarstwa domowego, firmy... A co dopiero kraju.
Ostatnio poważna awaria sieci energetycznej wystąpiła 21 czerwca. Bez prądu byli mieszkańcy Czarnogóry, Bośni i Hercegowiny oraz duża część adriatyckiego wybrzeżaChorwacjii Albanii.
I niestety należy liczyć się z tym, że będą one coraz częstsze.
Awaria
Dzisiaj rano zamieszanie,
Bo zabrakło wody w kranie.

Mama bliska załamania:
„Co z herbatą do śniadania?”

Siostra krzyczy wniebogłosy:
„Muszę umyć tłuste włosy!”

Tata prawie nogi łamie,
Kiedy w kapciach i piżamie,

Zbiega w dół po cztery schody
Sprawdzić główny zawór wody.

A ja cicho podpowiadam:
„Może spytać u sąsiada?”.

Sąsiad ramionami wzrusza:
„U mnie w kranie także susza.”

Mama na to panikuje:
„Jak ja obiad ugotuję?”

Siostra krzyczy: „Średniowiecze!
Kąpać się będziemy w rzece!”

Tata zasypiając prawie
Wciąż mamrocze coś o kawie.

Całe szczęście, że w tej chwili
Wodę znów do rur puścili.

Mama więc do każdej miski,
Wszystkich wiader, garnków wszystkich,

Jakie tylko w kuchni miała,
Wodę, w razie czego, wlała.

Siostra niczym błyskawica
Poleciała do prysznica.

Tata przestał być niemrawy
Po wypiciu trzeciej kawy.

A ja chciałbym tylko dodać,
Że ogromna to wygoda,

Kiedy czysta woda w kranie
Jest na każde zawołanie.
Paweł Gołuch
Niestety dawno zapomnieliśmy jak żyć bez elektryczności. A młodsze pokolenie się tego nie nauczyło. Do tego jest uzależnione od Internetu. Niedawna awaria Facebooka pokazała, jak jesteśmy bezradni. Kto dzisiaj wysyła zwykłe sms-y?
Bez dostępu do Internetu nie potrafimy odnaleźć się za granicą, zapłacić za zakupy...Zapomnieliśmy, że są w życiu rzeczy, których nie można ściągnąć z Internetu.
Nie wrócimy już do nawyków z ubiegłego wieku. Zaszliśmy już za daleko w naszych relacjach z produktami gigantów technologicznych. Nie wyobrażamy już sobie bowiem życia bez Internetu, energii elektrycznej... Rozmaite urządzenia codziennie pomagają nam w różnych czynnościach. Dzisiaj za bardzo jesteśmy od nich zależni. Już doświadczamy, że gdy ich brakuje to panuje armagedon, a my jesteśmy bezradni.
Zastanawiam się jednak, czy świat nie uzależnił się zbyt bardzo od kilku prywatnych firm. Wystarczy jeden błąd i...
Może zatem warto oprócz kontaktu na Facebooku, Messengerze... mieć zapisany w zwykłym notesie czyjś numer telefonu, adres... Miejmy w szufladzie, jak to dawniej bywało parę świeczek, pudełko zapałek... A w portfelu zwykłą gotówkę. Natomiast wybierając się w podróż zabierzmy papierową mapę...
Poświęćmy na to dłuższą chwilę. Wtedy, kiedy padną serwery, elektrownie przynajmniej nie będziemy źli, bezradni...
A może czasem warto przez kilka dni pożyć tak jak TASHA TUDOR. To byłaby dla nas cenna lekcja na przyszłość. Wystarczy chociaż tylko czasem wyłączyć kabelek, bateryjkę, akumulatorek dzięki którym nasze życie podłączone jest do jakiejś tam sieci.
Kataklizm
Pachnie maciejką, naftą i serkiem,
Cipritykowscy kopią w ogrodzie,
Dreptak po wódkę idzie spacerkiem,
- Można powiedzieć, że dzień, jak codzień!

W radio referat na temat NEP-u,
Gwiździejkiewiczom skradli dwie dętki,
A Dreptak właśnie wchodzi do sklepu
I się uśmiecha do ekspedientki.

Kićkowiakowie jadą w Bieszczady,
Świstalski przysłał pocztówkę z Rytra,
Dreptak podchodzi wolno do lady
Z sakramentalnym: "Proszę półlitra!"

Od Kościobrzyckiej - Proć się wykrada,
Ratajczak nogi w miednicy trzyma
A ekspedientka ręce rozkłada
I do Dreptaka powiada: - "Nima!"

W zupie się kraulem porusza mucha,
Pies Karapystki gna za rencistką...
A Dreptak mówi: - "Coś pani głucha?
Nie chciałem wcale chleba, lecz czystą!"

Gwizdalska wlazła z trudem w bikini,
Do Serojadków Brzdęccy przyleźli...
- "Toż słyszę!" - mówi ta sprzedawczyni,
- "Ale dziś wódki nam nie dowieźli."

Pipkowski kończy współczesną powieść,
Rybkowski spuszcza synowi wały
- "Jakże tak można wódki nie dowieźć?!"
Pyta się Dreptak cały zdrętwiały.

Wilkołak zjawił się na rozstaju;
Marsjanin wyjrzał zza lewatywy...
Pierwszy raz wódki zabrakło w kraju.
Dreptak zrozumiał. I... padł nieżywy
Andrzej Waligórski

sobota, 20 lipca 2024

Czy tylko wiosenne lekarstwo?

Działka
Na działce babci Jadzi
Oto działka babci Jadzi.
"Co dziś pani tu posadzi?"
"Cóż, posadzę warzyw sporo -
wnuczków przecież mam kilkoro.
Gdy wnuczęta mnie odwiedzą,
to warzywa smaczne zjedzą".
"Plan jest trudny, czy też prosty?
Czego trzeba, by wyrosły?"
"Tu potrzebne są nasionka,
trochę wody, trochę słonka".
Babcia nasion wysypała
tyle, ile w paczkach miała –
to uprawy jest początkiem.
Teraz trzeba każdą grządkę
podlać wodą wprost z konewki –
bardzo lubią ją rzodkiewki
i warzywa wszystkie w świecie.
Teraz powiem wam w sekrecie,
co się tutaj w nocy działo.
Ledwo słońce się schowało,
świerszczyk słyszał i biedronka,
jak sprzeczały się nasionka
o to, co z nich wykiełkuje:
„Wielką dynię w sobie czuję!” –
jedno z nich tak zawołało.
Drugie na to: „Też bym chciało!”
„A ja będę pomidorkiem
z najpiękniejszym tu kolorkiem!” –
wciąż się przechwalało trzecie.
„Ja go zamówiłem przecież!” –
czwarte z trzecim się nie zgadza.
„Chyba tobie nie przeszkadza
to, że stanę się pietruszką?” –
szepcze piąte tak na uszko
do nasionka, co jest obok.
Ono na to: „Co z umową?
Ty marchewką masz być przecież!"
"Nie! Za żadne skarby w świecie!"
Kłótni tej nie widać końca.
Ale wnet po wschodzie słońca
żadnych sporów już nie będzie –
bo... ogórki rosną wszędzie.
Mariusz Szwonder
Minęła połowa lipca... To przypomniało mi, że wiele lat temu właśnie w tym czasie jako dziecko świętowałam imienny. Byłam wówczas u Dziadków i podwieczorek jedliśmy na działce.
Działka... A dokładnie ogrody działkowe... Od wielu lat wpisały się w krajobraz polskich miast. Któż z nas ich nie pamięta z dzieciństwa? A może nadal może tam spędzać czas?
Ogródki działkowe... Wyrażenie, które powoli znika nie tylko z naszego słownictwa. I nie tylko wyrażenie. Niestety.
Nad ogrodami działkowymi, które tak dobrze pamiętam, zebrały się czarne chmury. Sporządzane przez gminy plany  mogą ograniczyć ich tereny. W wyniku reformy planistycznej może w Polsce zniknąć nawet 60% ogródków działkowych.
W ramach tych planów tereny gmin muszą zostać podzielone na tzw. strefy funkcjonalne. Spośród 13 zawartych w ustawie stref ogródki działkowe mogą się znaleźć jedynie w dwóch.
Niestety niestety już od dawna część z nich co roku jest likwidowana, głównie na cele komunikacyjne.
W wielu miastach likwiduje się ogródki działkowe, gdyż według niektórych organów publicznych są sprawy ważniejsze niż zapewnienie ludziom odrobiny spokoju i wytchnienia.
Nie wyobrażają sobie, aby to mogło być im odebrane.
To poruszyło  mnie, przywiało wspomnienia.... Przecież dużą część swojego dzieciństwa Mała Dziewczynka spędziła na działce Dziadków.
Ogródki jednak wciąż istnieją.
Przekraczając ich bramy wkracza się w inny świat. Ten dawny, zapomniany, zatrzymany w czasie... Miejsce niezważające na to, co dzieje się dookoła, lekceważące przemiany i zawirowania ostatnich lat.... To świat funkcjonujący według własnych reguł, do którego raczej nie ma dostępu ani polityka, ani cała ta kultura masowa. Wszystko to jest pozostawione po drugiej stronie ogrodzenia. To miejsce przenoszące nas równocześnie do innego, dawnego świata... Świata zachowującego tamte wzorce, nawyki, mody....
Działkowcy nadal uprawiają warzywa, owoce... Jednak działka jest dla nich przede wszystkim formą aktywnego odpoczynku na łonie natury. Codziennie zazwyczaj pracują w centrum miasta i taka oaza zieleni niedaleko od domu jest dla nich bezcenna. Dla wielu są nie tylko miejscem odpoczynku, ale i oddawania się pasji, jaką jest ogrodnictwo.
Zamiast iść na imprezę, siedzieć przed komputerem czy też telewizorem – idą na działkę. Pielą, kopią, grabią, przesadzają, sieją.... No i oczywiście plotkują.
Najlepszym wiosennym lekarstwem jest  - działka.
Działka nam zdrowie wprowadza do ciałka,
Gdy w łapki się chwyci szpadelek, lub grabki,
Znikają bronchity, katary i sapki.

Po zimie najczęściej czujemy się głupio.
To kolki nas kłują, to stawy nas łupią,
Rączkami bez przerwy się za coś trzymamy,
Witamin nie mamy, kaszlemy, kwękamy,
A ciałko w całości to jedna pokusa
Dla byle wirusa.

Tymczasem, jak celnie to gość jeden ujął,
Wirusy na działkach fatalnie się czują,
Zupełnie tak samo, jak mors na Saharze,
Lub kirus* w mlecznym barze.

Gdy słyszą, że ktoś się na działkę wybiera,
Wpadają w depresję: " A niech to cholera "
I w strasznym popłochu wynoszą się z ciałek,
Z tych ciałek dążących w kierunku działek.

I mając wirusów tych coraz to mniej,
I zgiąć się nam łatwiej,
I kucnąć nam lżej,
I gładko nam idzie kopanie jak rzadko,
I zgrabniej rabatkę równamy z łopatką,
I chwast usuwamy, co jest jak zakałka
I proste to w końcu jak strzałka,
Że z nas również korzyść ma działka .
Ludwik Jerzy Kern
Jest w tym sporo racji, ponieważ o zaletach spędzania czasu na świeżym powietrzu wiele mówi się także dziś.
Ale zacznę od początku...
Ogródki działkowe nie były, jak większość myśli, wytworem PRL-u. Pierwsze pojawiały się na terenach naszego kraju już pod koniec XIX wieku. Wówczas miały być miejscem wytchnienia od miejskiego zgiełku. Na okres II Rzeczpospolitej przypadł ich rozkwit. Niestety II wojna światowa przerwała to. Ogródki działkowe znowu używane były przede wszystkim do produkcji żywności, albo po prostu niszczały.
Jednak to właśnie w czasach PRL-u posiadanie (czy też dzierżawa) kawałka ziemi stało się dostępne dla przeciętnego obywatela. Ogródki działkowe miały stanowić rodzaj pomocy socjalnej dla pracowników zakładów pracy.
Postrzegano je jako przestrzeń do samodzielnej uprawy warzyw i owoców, by w ten sposób walczyć z niedoborami żywności. Dlatego kładziono nacisk na to, by maksymalnie wykorzystywać przestrzeń na rośliny użytkowe.
Ale nie wszyscy do tego się stosowali i działkowa estetyka była w wyraźnej kontrze do wszechobecnej smutnej i szarej rzeczywistości, a to głównie dzięki rosnącym tam kwiatom.
Babcia Małej Dziewczynki zawsze część działki przeznaczała na kwiaty, które za każdym razem przynosiła do domu. Na stole w dużym pokoju obowiązkowo musiał stać wazon z piwoniami, gladiolami, różami... Na działce zawsze był też czas na odpoczynek, spotkanie przy stole... Tak, tak, to było możliwe. 
Jak jednak wspominałam ogródki, bardziej niż wypoczynkowi, służyły zaopatrzeniu gospodarstw domowych w warzywa i owoce, które później przerabiano na dżemy, powidła, soki, kompoty, marynaty...
Tak też było na działce i w domu Dziadków.
Dlatego zanim Mała Dziewczynka mogła bawić się do woli na działce, czy też chrupać ulubioną kalarepkę, musiała wcześniej trochę pomóc przy pracach ogródkowych. Zazwyczaj do jej zadań należało zbieranie stonki, narwanie wiaderka owoców. Najmniej lubiła lubiła zbierać czarne porzeczki, które bardzo powoli zapełniały pojemniki. Co innego czerwone. Te zbierało się i obierało dosyć szybko. Ale chyba najbardziej Mała Dziewczynka lubiła łuskać groszek.
Za metalową bramą, otwieraną dużym kluczem był inny świat. Zostawiało się szarą, smutną codzienność....
Działki okalały niskie płoty, a nawet ich czasem nie było. Ludzie potrzebowali mieć kontakt z sąsiadem. Przez taki płotek, lub jego brak łatwiej było coś podać, pożyczyć, porozmawiać...
Jednak z biegiem czasu ogródki działkowe zaczęły być postrzegane jako relikt czasów słusznie minionych. Ale na szczęście to się zmieni, ogródki coraz bardziej są osaczane przez bloki, markety...  Boję się, że być może w niedługim czasie zostaną  całkiem pochłonięte przez miasto. Teraz już  trudniej znaleźć te dawne, które pamiętamy z dzieciństwa.  Powoli znikają grządki warzywne. Zastępowane są coraz częściej przez trawniki, tuje, iglaki....
Działka
Kto ma choć mała działkę to szczerze wszystkim powie
Na działce latem ma wczasy i z działki też czerpie zdrowie
Działkowicz więc nie narzeka i więcej nie będzie chciał
Na wczasy nie chce wyjeżdżać choćby pieniądze miał.
Więc tutaj już o wiosny on kopie, grabi, sieje
O ciągle jest radosny z nudziarzy się pośmieje
Popatrzy na swe dzieło jak rośnie samo zdrowie
Możliwe, że zazdroszczą, nie czasem ktoś mu powie
Działkowicz skoro wiosna ma nowalijki swoje
Wspaniałe są dla zdrowia witamin w nich są zdroje
I tak przez całe lato on plony z działki zbiera
Wszyscy są opaleni rodzinkę tam zabiera
Tam bawią się dzieciaki są witaminy świeże
Z niej pewnie każde dziecko radość i zdrowie bierze
Działka to źródło zdrowia tam miło spędzisz czas
Nie nudźcie się w mieszkaniu odwiedźcie czasem nas
Na działce w każdym wieku nikt nigdy się nudzi
Szczęśliwy, dotleniony choć czasem się natrudzi
Zmęczenie się nie liczy roślinki rosną w rządku
Do szczęścia niż nie trzeba i wszystko jest w porządku
Jadwiga Koleśnik
Od zawsze wiadomo, że tęsknota Małej Dziewczynki za działką Dziadków rozrasta się niczym pięcioklap w jej domowym ogrodzie. Tak, te przeżycia już nie wrócą. Ale na zawsze pozostaną w tym jednym szczególnym miejscu, z którego czasem wyglądają i przypominają o sobie. Każdego roku lipiec wraz ze swoim przybyciem przywiewa te o działce Dziadków... 

sobota, 13 lipca 2024

Zapach wspomnień

Zapach chleba
Pamiętam zapach swojskiego chleba,
co się roznosił po całym domu.
Wiem, ile potu wylać potrzeba,
by go nie brakło nigdy nikomu.

Dorodny bochen w swoistej krasie,
prawdziwy wiejski, bez polepszaczy,
ze swojskiej mąki i na zakwasie
przed rozkrojeniem krzyż na nim znaczą.

Z chrupiącą skórką, jeszcze gorący,
przyozdobiony ziarnami maku,
w ustach rozpływał się chleb pachnący.
Dziś nie uświadczysz już tego smaku.
znalezione w Internecie (mak zamieniłabym na czarnuszkę lub kminek)
Znowu parę dni wolnych przede mną. Może będą pachniały sernikiem, pomarańczą i wanilią. A może po prostu tą piękną porą roku w ogrodzie? Będzie trochę spokoju i ciszy i trochę zamieszania. Nie będzie czasu na nudę, chętnie wypełnię ją sobie tym, co lubię.
Lubię powroty do Domu. Bez wyrzutów sumienia mogę tylko objąć we władanie kuchnię i skupić się wyłącznie na gotowaniu.
Często tęsknię za rodzinnym domem. Najpierw tęskni się za domem, który będzie przez nas samych na nasze podobieństwo tworzony. Potem tęskni się za tym, w którym kiedyś przeżyło się kawał dawnego życia.
Ja tęsknię za jednym i za drugim.
Po przekroczeniu progu poczuję dawno zapomniany, a jednak od razu rozpoznany zapach. Stanę w przedpokoju z zamkniętymi oczami i po prostu będę go wdychała. Potem z czułością pogłaskam poręcz schodów i zajrzę w każdy kąt. Powroty do Domu zawsze mnie wzruszają i przenoszą do przeszłości.
Zapach jaśminu
Na mojej polanie zakwitły jaśminy,
Wykąpane w rosie, pachną jak szalone,
Zamknę je w pamięci, tutaj nie przeminą,
Będą stroszyć płatki, słońcem prześwietlone…

Śmietankową bielą płoną wśród zieleni,
Nakrapiane złotem, kuszą bezustannie,
Do ciągłych powrotów, tego nic nie zmieni,
Rozproszą mrok zmierzchu, świtem…mgły poranne…

Kiedy przyjdzie zima, mroźnie zaśnieżona,
Uwolnię wspomnienia, nie mówiąc nikomu,
A gdy ktoś zapyta, przyznam rozmarzona,
Że to jaśminami pachnie w całym domu…
Maria Dzienis
A zapach Domu jest i był czymś ważnym dla Małej Dziewczynki. Co prawda podobnie jak dzieci kanadyjskich Indian nie dostała ona w posagu na dorosłe życie woreczka z zapachami rodzinnego domu.
Jednak również uważa, że dzieci należy wyposażyć w woreczek lub bukiet naturalnych zapachów. Zapachy tak powinny się dzieciom utrwalić w pamięci, że kiedykolwiek później poczują jedną z owych woni to szczęśliwe chwile dzieciństwa powrócą w jednej chwili.
Ale gdyby Mała Dziewczynka wcześniej wiedziała o takim woreczku, to taki chciałaby dostać. Co byłoby w nim?
Na pewno zapach domu Babć i Mamy. Babcia lubiła zapach róż i otaczała się nimi. Także zapach floksów, lasu nad jeziorem  nieodłącznie związany jest ze wspomnieniem pobytów u Dziadków. Dom Babci pachniał nie tylko kwiatami. Pomiędzy nimi unosił się bowiem aromat ciast, świeżego koperku, prawdziwego rosołu.
Dom drugiej Babci (chociaż Mała Dziewczynka znała go krótko) pachniał zawsze grzybami, gotowaną kapustą, pierogami... Ogród zawsze roztaczał zapach konwalii, piwonii…
Mała Dziewczynka zawsze kochała te babcine zapachy. A teraz często przywołują one wspomnienia. Nieraz zdarza się jej, że zna zapach, który w danej chwili odczuwa, wie że związany jest on z przeszłością, ale nie potrafi go nazwać.
Ale cudowne są też zapachy dnia codziennego, jednak tak bardzo związane z przeszłością: zapach chleba, zapach pieczonego mięsa z czosnkiem, zapach poranku wiosną i jesienią czasem przesiąknięty zapachem palonych liści, zapach skoszonej trawy, zapach dzikiej róży, floksów.... Mała Dziewczynka mogłaby wymieniać w nieskończoność
Skąd się bierze zapach? Jedni twierdzą, że z miłości, inni - że ze wspomnień dzieciństwa lub intuicji.
Skądkolwiek by się brał, zawsze trzeba dodać do niego szczyptę magii...:)))
Zmysł węchu często jest mniej doceniany niż słuchu, czy wzroku.
Prawdopodobnie jako pierwszy powstał na świecie właśnie węch. Uchodzi on za zmysł życia. Służył bowiem  do wyszukiwania jedzenia, wyczuwania niebezpieczeństwa. Komórki węchowe leżą najbliżej mózgu, zapach dociera więc do niego szybciej niż obraz i dźwięk. A nawet szybciej niż myśl, ponieważ świadomość i pamięć wykształciły się z tych części mózgu, które pierwotnie obsługiwały węch.
Nie umiemy nazwać zapachu, potrafimy go jedynie przyrównywać do rzeczy lub przymiotów. Coś pachnie jak róża lub truskawka. Zapach bywa słodki, gorzki, ciężki, korzenny, lekki. Wiele z nich kojarzy nam się dobrze lub źle z dzieciństwem. Dobra matka pachnąca konwaliami sprawi, że w każdej chwili zapach konwalii poprawi nam nastrój.
Zapach skoszonej trawy przywodzi na myśl wakacje, a woń makowca kojarzy się z rodzinnym domem i Bożym Narodzeniem.
Zapach
Wszyst­ko wam od­dam tyl­ko nie te tra­wy
Łąk po­ko­szo­nych i cień pod mo­drze­wiem.
Szu­wa­rem pach­ną za­mu­lo­ne sta­wy
I coś ga­da­ją. Co ta­kie­go? Nie wiem.
Cały dzień cho­dzę, przy­sia­dam w tym cie­niu
I to, co wi­dzę, po­wta­rzam bez związ­ku:
Pia­sek, zie­lo­ne ka­my­ki w stru­mie­niu,
Łąki i sta­wy - i znów od po­cząt­ku.

Do­pie­ro nocą, gdy idzie­my skra­jem
Rzęs po­nadwod­nych w bla­dy księ­życ z wo­sku
Zga­du­ję na­gle, że idę mym kra­jem
I tra­wy pach­ną i więd­ną po pol­sku.
KAZIMIERZ WIERZYŃSKI
Przeniesienie się do przeszłości, czasów dzieciństwa za pomocą zapachu nazywa się efektem Prousta. Francuski pisarz Marcel Proust w arcydziele literatury „W poszukiwaniu straconego czasu” pisał o tym, jak smak i zapach magdalenki zanurzonej w herbacie przypominały mu o niedzielnych porankach, które spędzał u swojej ciotki, gdzie był częstowany tymi ciastkami.
Nasz mózg zapamiętuje zapachy od wczesnych lat dzieciństwa. Po wielu latach jesteśmy w stanie przypomnieć sobie, jaki był zapach domu dziadków, niedzielnego obiadu, czy perfum ukochanej osoby. Po długiej nieobecności w domu, czujemy specyficzną woń i wiemy, że jesteśmy w dobrze znanym miejscu. Czujemy się spokojni i bezpieczni. Jednak zapachy kojarzymy z nieprzyjemnymi sytuacjami. Mogą nas też ostrzegać.
Na uwagę zasługuje trwałość wspomnień zapachowych. Zmysł węchu rozwija się szybciej niż zmysł wzroku. Nasze wspomnienia zapachowe są zbierane przez całe życie. Ma to duże znaczenie w przywoływaniu wspomnień z dzieciństwa, z którego scen możemy nie pamiętać. Osoby, które urodziły się w czasie, kiedy rzadko robiło się zdjęcia, właśnie tak całe życie zatrzymują wszystkie piękne chwile jako wspomnienia. Przechowują zapach, jak fotografie w albumach. Przypominają one o rodzinnym domu, przyjaciołach, podróżach, beztroskim dzieciństwie. Wraz z ponownie napotkanym zapachem wracają wszystkie wspomnienia ciepłych chwil.
Teraz pamięć zapachowa wykorzystywana jest w marketingu, nauce, leczeniu...
Niektóre zapachy są jak pamiątki z wakacji, do innych lepiej nie powracać. Najwięcej znaczą dla nas te, które przywiewają wspomnienia z dzieciństwa.
Gdy Mała Dziewczynka je czuje, natychmiast przenosi się do wypełnionej aromatem ciasta kuchni Babci, ogrodu Dziadków, lasu dzieciństwa nad jeziorem....
A pierwszy zapamiętany zapach przez Małą Dziewczynkę? Trudne pytanie. Woda kolońska Dziadka, perfumy Babci, a może zapach koperku w ich kuchni...? Któż jednak pamięta to precyzyjnie? 
Najważniejsze, najcudowniejsze jest to, że na przykład zapach pieczonego ciasta drożdżowego może ożywić wspomnienia i przywołać widok babcinej kuchni.
Wystarczy, że Mała Dziewczynka zamknie oczy, gdy taki zapach, połączony ze z wanilią i skórką pomarańczową poczuje i już jest w innym, bezpiecznym świecie.
Zapach domu
Jest takie miejsce gdzie twoje myśli
zawsze powracać pragną
to ten zakątek co ci się przyśni
gdy czarne myśli ogarną

Dom rodzinny ze wspomnień dziecięcych
gdzie mama się zawsze krzątała
jak kalejdoskop obrazów wyjętych
z czasów gdy byłaś mała

Obiad na stole grono rodzeństwa
wesołe śmiechy okrzyki
i wciąż walczące o prymat pierwszeństwa
zapachów przeróżne płomyki

Tu sunie ciasto woń rabarbaru
już w całym domu króluje
i zawsze będzie wspomnieniem żaru
ciepła co w sercach się snuje
znalezione w Internecie

sobota, 6 lipca 2024

Na dwoje babka wróżyła...

Niezłe ziółko
Zioła są wśród wszystkich leków
Znane już od wielu wieków
Popularne są na świecie
I wy o tym dobrze wiecie

Zioła to są części roślin
Leczą różne przypadłości
Kłącza, pędy i korzenie
Liście, kwiaty i nasienie

Napar daje ukojenie
Ból łagodzi w oka mgnienie
Dla kurażu dobre winko ;)
Maść na pryszcze, mówię wam to

Wprawdzie zdrowie dają w darze
Niekorzystne są w nadmiarze
Więc ostrożnie, daję słowo
Co ca dużo, to nie zdrowo

Ze mnie też jest niezłe ziółko
Spróbuj, wejdź na moje pólko
Leczę śmiechem, czasem żartem
No bo smucić się nie warto
znalezione w Internecie
Wierna towarzyszka naszego dzieciństwa. Czy jednak tylko...?  Ja ją jednak pamiętam przede wszystkim z dawnych lat. Teraz nie wiem dlaczego, ale rzadziej ją spotykam na trawnikach, łąkach, na poboczu dróg.... A może po prostu nie jest mi już tak potrzebna jak dawniej...?
W dzieciństwie pamiętam jak przykładałam jej liście nie tylko na zdarte kolana, łokcie...
Tak, tak.... Dzisiaj opowieść o niezwykłej, niepozornej, ale kiedyś wszędobylskiej roślinie jaką jest babka. Kto jej nie pamięta ze swoich młodych lat...?  
Jednak którą babkę pamiętamy? Bo w tym przypadku na dwoje babka wróżyła... Babka lancetowata i babka zwyczajna. Na pierwszy rzut oka obie są do siebie podobne. Obie są chwastami zagłuszający trawę oraz inne rośliny w ogrodzie. Jednak z drugiej strony mają właściwości lecznicze.
Rośliny występują powszechnie w całej Europie i Azji, często także spotykane również w innych częściach świata. Na świecie znanych jest około 200 gatunków tej rośliny.
Babka szerokolistna była jedną z pierwszych europejskich roślin zawleczonych do Ameryki przez białych osadników w XVII w. Błyskawicznie się rozprzestrzeniająca, zyskała wśród Indian zamieszkujących wschodnie wybrzeże Ameryki Północnej nazwę Śladu białego człowieka.
Łacińskie imię babki to plantago. Słowo planta można przetłumaczyć jako podeszwę lub spód stopy, natomiast planus oznacza to, co płaskie, położone poziomo.
Ludowe nazwy babki zwyczajnej to: babka pospolita, szeroka, szerokolistna, baśki. Babka lancetowata zwana jest babką wąskolistną, babką koniczynową, języczkiem polnym. Roślina ta jest popularnym chwastem rosnącym na polnych drogach, działkach, wysypiskach, w rowach, na łąkach. Kwitnie od maja do września.
Babka lancetowata ma długie, wąskie liście poprzecinane nerwami tak cieniutkimi, że według legendy, tylko wróżki mogły stworzyć tak delikatne dzieło...Jej owocostany rosną od dołu ku górze. Dlatego zwana jest wąskolistną, babką koniczynową, języczkami polnymi, babką zaostrzoną.
Natomiast babka zwyczajna posiada na liście szerokie, bardziej okrągłe i ma kłosy wyglądające niczym szyszki. Dlatego nosi też nazwy: babka szerokolistna, babka pospolita, babka wielka, babka szeroka.....
Hej błękitną się kąkole...
hej błękitnieją się kąkole pośród ostów letnich zbóż
przykrywają pokrzywami łąki rumiankowym słońcem
aż po horyzontu kres.

bielą się bylice jak babka zwyczajna się dziwiąc
że wyrywać ich chcą ludzie z gleby czarnoziemu,
co stworzyły taki piękny przyrody świat.

bodziszek czerwony ze strachu umiera już ,
dlaczego mam pod motyką umierać.?
kiedy urodziłam się tak piękna dziś.!

ej mówią mi chabry nie zapomnij o nas drogi poeto,
uroczo tak ładnie kwitniemy w ogrodach
ponoć mówią że chwastami jesteśmy
przecież tak pięknie dla was pachniemy.

wytańcz dla mnie piękno przyrody na strunach kiedy w porannej rosie drżą
swoim tańcem mnie zauroczą po rozkoszy kres
zostawiają mi na ustach uśmiechu ślad
wypieszczają moją duszę proszą bym zapamiętał ich codzienny blask ...
znalezione w Internecie
Babka jest jedną z adresatek anglosaskiej modlitwy do dziewięciu ziół pochodzącej z XI w.: „I ty babko, matko roślin, otwarta ku słońcu, potężna we wnętrzu, nad którą skrzypiały wozy, nad którą przejeżdżały konno kobiety, przejeżdżały konno narzeczone i galopowały parskające byczki. Wszystkiemu stawiłaś opór i przeciwstawiasz się wszystkiemu”.
Dawniej uważano, że muszą być silnym środkiem na zranienia skoro nie giną "nawet na uczęszczanych drogach mimo deptania przez końskie kopyta i rozjeżdżania żelaznymi obręczami wozów". Bawet dzisiaj metodami naturalnymi babkę lancetowatą i babkę zwyczajną trudno zwalczyć
Babka z jej właściwościami leczniczymi przewija się przez wieki.
W starożytności zalecano sok z babki na ukąszenia skorpionów i węży, w średniowieczu na złamania i opuchlizny, a także jako antidotum na miłosne czary. Według wierzeń ludowych, obie rośliny miały pomagać nieszczęśliwie zakochanym bez wzajemności. Zielarka dała im do wypicia specjalny napar z babką lancetowatą lub zwyczajną. Nazajutrz zakochani ludzie odkochiwali się.
Medycyna ludowa roślinę zalecała w leczeniu chrypki, suchego, przewlekłego kaszlu, nieżytów przewodu pokarmowego oraz dróg moczowych, łagodzeniu swędzenia wywołanego ukąszeniem komara.
Czy jest to tylko legenda? Chyba nie. Warto zaznaczyć, że każda taka dawna lecznicza tradycja zawiera w sobie ziarnko prawdy. A w tym przypadku jest to spore ziarno... Babki mają już dzisiaj potwierdzone niezwyczajne właściwości...
Już rzymski pisarz i historyk Pliniusz Starszy w jednej ze swoich prac wymienił aż 24 choroby, z którymi skutecznie walczą babka lancetowata orz zwyczajna.
Wyczytałam, że prawdopodobnie zalety babki znali już Chińczycy przed 3 tysiącami lat. Również starożytni Rzymianie i Grecy docenili moc uzdrowicielską nasion i liści tej "pospolitej rośliny". W  północnej Grecji napar z liści podawano w skurczach żołądka.
W Turcji świeże liście przykładano na owrzodzenia, a w Gwatemali zalecano w podrażnieniu oczu oraz do leczenia ran, stłuczeń i owrzodzeń.
W starożytności babki w celach leczniczych stosowane były przede wszystkim jako produkt wykrztuśny, wspomagający organizm przy chorobach zakaźnych...
Obie babki mają właściwości przeciwbakteryjne, sciągające, przeciwzapalne, antyseptyczne, przeciwkaszlowe, wykrztuśne, przeciwkrwotoczne, przeciwgorączkowe, przeciwrobacze...  Pomagają przy leczeniu astmy, rozedmy, reumatyzmu, utrzymaniu właściwego poziomu cukru we krwi. Odwar z ich korzenia stosowany jest w leczeniu biegunki, wrzodów układu pokarmowego, zespołu wrażliwości jelita grubego, krwotoków, hemoroidów, zapalenia pęcherza moczowego, kataru, kaszlu, astmy i kataru siennego.
Jednak to przede wszystkim liście, które tworzą liczne rozetki znane są ze swoich właściwości.
Liście babki stosowane są w chorobach układu oddechowego, pokarmowego, gdzie łagodzi ich podrażnienia. Działają przeciwzapalnie, przeciwbakteryjnie i ściągająco. Zwiększają szczelność naczyń krwionośnych, działają przeciwkrwotocznie....
Jak jednak już wspomniałam większość z nas w pierwszej kolejności skojarzy liście babki z okładami na skaleczone miejsca... Dzisiaj również sprawdza się w okładach na trudno gojące się rany, odleżyny i ropne wykwity.
Obie babki mają także zastosowania jako składnik kosmetyków.
Ekstrakt z babki zwyczajnej jest stosowany do pielęgnacji skóry, włosów, higieny jamy ustnej. Łagodzi stany zapalne i podrażnienia. Wspomaga walkę z łupieżem oraz wypadaniem włosów.
Babka lancetowata działa antyseptycznie, przeciwbakteryjnie i ściągająco.  Zmniejsza obrzęki, pobudza i regeneruje skórę. Pomaga w nawilżeniu skóry, utrzymaniu jej elastyczności, usuwaniu piegów...
Liście babki lancetowatej i zwyczajnej warto zebrać w większej ilości, ale wówczas gdy roślina kwitnie, czyli od maja do września. Zebrane i zasuszone liście można zalać wrzątkiem i pić po łyżce, najlepiej przed jedzeniem.
Warto też pić sok ze świeżych liści. Jednak ten kto nie lubi gorzkiego smaku, może dodać miodu, ale nie do wrzątku...)))
W kuchni babka lancetowata i zwyczajna  mogą być dodatkiem do sałatek, surówek, zup i mięs... W krajach skandynawskich jest składnikiem popularnych sałatek wiosennych.
Zatem nie tylko babka zwyczajna ma niezwyczajne właściwości.
KŁOPOT Z TYTUŁEM, KIEDY WSZYSTKO KWITNIE – BABKA LANCETOWATA, DZIURAWIEC I WIELCE WSTYDLIWY MNISZEK.
Plan był prosty. Dom, ganek i ogród. Za ogrodem co roku pasły się
biedronki, a trochę wcześniej bób. Kilka zagonów kartofli, żeby kosztować
wczesne, podbierane spod krzaka,

a potem już łąka. Oburzenie sąsiadów na marnotrawstwo ziemi.
Słodki odpoczynek rozgrzywionej trawy. Biegała tam z książką,
tak ważne było odczytywanie mrówek. Miały pełne prawo
do obywatelstwa na nieznanej planecie farby drukarskiej i bibułki
z drewna. Szaleństwo Almayera.

Zwyczajne szaleństwo na połączeniu światów. Czuła je
przy korzeniach, u samej podstawy życia, skąd wyrastało źdźbło.
Jak ona złożone z kilku koszulek, kilku snów o wspinaczce
do miękkiej kity kwitnienia. Białawy kolor piaszczystego podłoża
i zapach. Kaczeniec łąkowy, bodziszek, świetlik, żywokost. Gorące,
gorące sedno; puchły od tego usta.
Ślady raju. Nad głową błękitna lemoniada, Drabinę Jakubową
było widać dokładnie. Ostatni urwany szczebel i dudnienie tramwajów.

Tuż obok, blisko - miasto. Gyddanyzc oznacza gniazdo, miejsce
zapamiętania. Ciemne krzewy głogów, a potem ulica Szafarnia.
Zielona, wiejska strefa,  bardzo Długie Ogrody. Właściwie tylko źdźbło
- tak nas widać z kosmosu.
Aleksandra Słowik