piątek, 15 grudnia 2023

Przeciętna czy nietypowa?

SZANOWNY PANIE BALZAK
W Krakowie jest hotel "Pod Różą"
Gdzie bywał pan Balzac
Mieszkając tam dni niedużo
Myślałam sobie tak
Chęć nachodziła mnie taka
Takiej fantazji błysk
Żeby "Pod Różą" do pana Balzaca
Napisać taki list
Szanowny Panie Balzac
Sprawa jest bardzo konkretna
Kiedyś opisał Pan wszak
"Kobietę trzydziestoletnią"
Opisał Pan piórem swym
Ślęcząc po nocach w ukryciu
Kobietę, co w wieku tym
Wie niemal wszystko o życiu
Wpisała piekło i raj
W życiorys lekko pęknięty
I że być może to naj-, to naj-
To najwspanialszy wiek dla kobiety
Która wypełnia Ci świat
Szczęściem, goryczą, czułością
W wieku trzydziestu lat
Czyli na krok przed starością
I tu mnie w tym Pańskim hotelu
Dopadła taka myśl
Że gdyby Pan, przyjacielu
Swą powieść pisał dziś
Kobietę w pełni rozkwitu
Dziś portretować chcąc
Troszeczkę musiałby zmienić Pan tytuł
Bo przecież bądź co bądź
Kochany panie Balzac
Ja nie chcę z Panem się kłócić
Lecz tylko trzydzieści lat?
Niech Pan coś jeszcze dorzuci
Niech nam dorzuci Pan, gdy
Będzie nas Pan portretował
Dziesiątek - jeden, dwa, trzy
A co Pan będzie żałował
Aż się okaże, że maj
Czterdziesty z hakiem, niestety
To jest być może ten naj-, ten naj-
Ten najwspanialszy wiek dla kobiety
Co chce obracać na świat
Wzrok zakochany i ufny
W wieku lat la la la lat
A o starości nie mówmy
Laj la la laj, la la la la la
Laj la la la, la la laj la
Już widzę, jak oczy Pan mruży
Myśląc: "Wariatka" - och, znam to
Pozdrawiam Pana z hotelu "Pod Różą"
Pańska Irena Santor
Już niedługo, za tydzień, w najdłuższą noc w roku będę obchodzić moje … urodziny. Liczba zwykła, nawet nie półokrągła, ale jako sama liczba nawet mi się podoba. Są bowiem liczby, które lubię bardziej, inne mniej. Są też liczby, których po prostu nie lubię... Ale to nie jest temat na dzisiejszą opowieść.   
Czyli zbliżają się moje urodziny. Prawdę pisząc, zgodnie z dawniej panującymi stereotypami, powinnam być nazywana matroną - starszą kobietą, zachowująca się statecznie i dostojnie.  
Jednak czy tak jak w powyższej piosence, do tego wieku nie powinno się również dorzucić paru dziesiątek?
Przecież w środku jestem osobą dużo młodszą, zapewne jak wiele moich równolatek, a nawet tych o dekadę starszych. Niestety dla niektórych ważne jest to co na zewnątrz i na papierze.
W XIX wieku starość zaczynała się już po czterdziestce. Nic w tym dziwnego, bo wówczas średnia długość życia wynosiła niewiele więcej. Sześćdziesięciolatek byłby kimś bardzo starym.
Dziś statystyczny Polak żyje 74 lata, a Polka 82. Zatem czterdziestolatki to jeszcze wciąż młodzi ludzie, a sześćdziesięciolatki obruszają się, gdy nazywa się ich starszymi osobami.
Wszystko zależy od punktu widzenia. Według badań naukowców początek starości zależy od tego kto wypowiada się w tej kwestii. Dla osób poniżej trzydziestki starość zaczyna się po 60-tych urodzinach. Ludzie w wieku 30 - 49 lat za seniorów uważają osoby po siedemdziesiątce....  Co ciekawe, niektóre badania pokazują, że wśród ludzi powyżej 75 roku życia, tylko 35% z nich stwierdziło, że czuje się staro.
W coraz szybciej zmieniającej się rzeczywistości definicja starości wydaje się być zatem mało precyzyjna...
Znalazłam jednak ciekawą chińską sentencję. Stary człowiek ma zawsze 20 lat więcej niż ja. I tego się trzymajmy.
Przeciętność w nieprzeciętności
jestem tylko dziewczyną
z za długawą grzywką
nieokreślonym kolorem oczu
i bez egzotycznych kształtów

a jednak..
widzę piękno w każdym
bo każdy ma w sobie coś
co nie wiadomo czym jest
ale jest piękne
niebiologiczne
i nieprzeciętne
znalezione w Internecie
A jaka jestem?  Często o tym piszę. Wystarczy wpisać w mojej wyszukiwarce "jaka jestem" i coś tam zawsze się znajdzie... 
Na pewno nie jestem typową, statystyczną osobą. Chociaż statystyka zawsze była mi bliska i nadal ją lubię, to wszelkim uśrednionym danym się wymykam. W jednym jestem jednak zapewne przeciętna. W tłumie się nie wyróżniam, a nawet ginę ze swoim przeciętnym wyglądem. I dobrze...
Żyję po swojemu i nie lubię jak ktoś stara się coś mi narzucić.  Zwłaszcza w sposobie ubierania się, czy też przemeblowania mojego mieszkania. W przeciwieństwie do innych nie lubię zmian.
Nigdy nie piłam kawy i tego nie żałuję. Za zwykłą wodą nie przepadam i nawet wielkie upały tego nie zmienią. Zresztą wówczas i tak piję coś ciepłego. Nawet gorącą herbatę. Herbatę uwielbiam pić z kubka lub filiżanki. Ze szklanki raczej nie wypiję, nawet jeżeli jestem na "eleganckiej" rodzinnej imprezie.
Nie lubię niespodzianek. Owszem drobny prezent jest mile widziany, w przeciwieństwie do tych drogich i zobowiązujących. Nie lubię jednak wymyślać prezentów dla innych. Najbardziej jednak z równowagi wyprowadzają mnie niezapowiedziane wizyty. Na szczęście te są już bardzo rzadkie.
Jestem rogatym Koziorożcem, urodzonym w chińskim roku Konia, o cechach także numerologicznej i mistrzowskiej Jedenastki. To według tych najważniejszych horoskopów, bo na świecie jest ich tysiące. Urodziłam się w pierwszą zimową noc, gdy zaczął własnie padać śnieg. Może dlatego jestem uważana za osobę raczej chłodną, poważną...
Rodzimy się, gdy pada śnieg
Tacy jesteśmy czyści, tacy śnieżnobiali
A rzeki mają jeden brzeg
I życzmy sobie, byśmy na nim pozostali
Pada śnieg, choćby i wieczność z nim
My dziwnie mali
Cóż, że w sercu ciepło
przecież pada śnieg
Choć rozum, co nie zgłębi słów
Choć matowieje szczerej prawdy szklana kula
Za szybą śniegiem prószy znów
Dla serca zdrowo jest się czasem porozczulać
Pada śnieg, białą chusteczką
Świat w płaczu utula
Znów jesteś jak dziecko
Kiedy pada śnieg
Choć lata tracą pamięć już
I niebo się dopina na ostatni guzik
I gasi światła Wielki Stróż
Wczorajsi mali stają się śmiertelnie duzi
Pada śnieg, odwiecznym ściegiem
Łza na białej róży
Ktoś stopniał ze śniegiem
Przecież pada śnieg
Jan Wołek
Lubię porządek, zwłaszcza denerwuje mnie, jak nie mogę w konkretnym miejscu znaleźć danej rzeczy. Jednak sprzątać nie lubię.
Na bezludną wyspę na pewno zabrałabym ziemniaki, biały ser i banany. Ale zapewne te ostatnie, jak i ziemniaki mogłyby już tam rosnąć.
Od zawsze chodzę w spodniach, chociaż czasem zakładam spódnice takie zwiewne, rozkloszowane. Sukienki noszę bardzo rzadko. Mam ich kilka w szafie, jedną nawet jeszcze od matury.
Biżuteria? Ostatnio tylko wyłącznie bransoletki. Okazjonalnie broszka, rzadko jakiś wisiorek. Dawno temu były jeszcze kolczyki lub klipsy. Pierścionki? Próbowałam, ale zawsze mi przeszkadzały...
Lubię samotne spacery i wyjazdy w dobrze już znane miejsca. Nigdy nie byłam i nie będę na wycieczce, gdzie wszystko jest zaplanowane od rana do wieczora.
Uwielbiam kwiaty i książki. Bez nich życie nie byłoby tak kolorowe. W prezencie z radością przyjmę bukiet polnych kwiatów i ciekawą powieść. Powieść obyczajowa, kryminał, sensacja, czasem romans da miłe widziane. Wyszukana wiązanka z kwiaciarni i książka cegła sprawiają, że zaczynam się zastanawiać...
Teraz zbieram wyłącznie anioły, zakładki do książek i tylko nowe kalendarze z pięknymi zdjęciami.
Nie umiem malować, rysować, tańczyć, pływać...
Lubię jeździć na rowerze. Samochodu nie prowadzę od zawsze, chociaż prawo jazdy zrobiłam bez problemu, gdy miałam 16 lat.
Jestem uzależniona od pisania. Zazwyczaj mam pod ręką kartkę i ołówek, bo w każdym momencie mogę usłyszane słowa zapisać. Tak niektóre zwroty, pomysły zwyczajnie kradnę z otaczającego mnie świata...
Oj, mogłabym tak jeszcze wymieniać i wymieniać co lubię, co mnie denerwuje, od czego jestem uzależniona, czego nigdy....
Na dzisiaj jednak wystarczy. Nikt nie lubi zbyt długich tekstów.
Ciekawa jestem czy rzeczywiście jestem z tymi cechami nietypowa? A może ktoś jest podobny?
JEJ PORTRET
Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt
Bo tego nie wiesz nawet sama Ty
W tańczących wokół szarych lustrach dni
Rozbłyska Twój złoty śmiech
Przerwany w pół czuły gest
W pamięci składam wciąż
Pasjans z samych serc
Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt
To prawda nie potrzebna wcale mi
Gdy nie po drodze będzie razem iść
Uniosę Twój zapach snu
Rysunek ust, barwę słów
Niedokończony, jasny portret Twój
Uniosę go ocalę wszędzie
Czy będziesz przy mnie, czy nie będziesz
Talizman mój, zamyśleń nagłych Twych i rzęs
Obdarowany Tobą miła
Gdy powiesz do mnie kiedyś: wybacz
Przez życie pójdę oglądając się wstecz
Uniosę go ocalę wszędzie
Czy będziesz przy mnie, czy nie będziesz
Talizman mój, zamyśleń nagłych Twych i rzęs
Obdarowany Tobą miła
Gdy powiesz do mnie kiedyś: wybacz
Przez życie pójdę oglądając się wstecz
Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt
To prawda nie potrzebna wcale mi
Gdy nie po drodze będzie razem iść
Uniosę Twój zapach snu
Rysunek ust, barwę słów
Niedokończony, jasny portret Twój

piątek, 8 grudnia 2023

Płomienna opowieść

Przy ognisku
Dym się snuje na polanie
i zielony pachnie las.
My siedzimy przy ognisku,
wspominamy dawny czas.

Gdzie są nasze młode lata?
Gdzie młodzieńczy, dawny świat?
Czy z tym dymem w dal odpłynął,
czy rozdmuchał psotny wiatr?

Gdzie jest gęstość naszych czupryn?
Pozostała tylko kiść.
Wypadają siwe włosy
jak jesienią z drzewa liść.

Gdzie podziały się dziewczyny?
Gdzie ich czerwień młodych ust?
Czy się stroić zapomniały,
czy się skryły w cieniu chust?

Czas upływa nieustannie
a nam wciąż przybywa lat.
Naszą pamięć mgła zasłania
jaki piękny był ten świat.

Cóż nam jeszcze pozostało?
Tylko wrzucić w ogień drwa
i zanurzyć się w marzenia
niechaj czar ogniska trwa.
znalezione w Internecie
Za oknem coraz ciemniej... Dzień coraz krótszy... Niedługo 13 grudnia. Dzień szczególny... Ale dzisiaj nie o tym, o czym każdy (oprócz mnie:))) zazwyczaj myśli. 
Tego dnia wspominamy świętą Łucję z Syrakuz, która oddała swoje życie za wiarę. W Skandynawii ten dzień ma szczególną oprawę. Przypada on w środku Adwentu, przez co pełni rolę radosnego oczekiwania na Boże Narodzenie. W jego obchodach kluczową rolę odgrywa światło.
Święta Łucja to święta kościoła katolickiego oraz prawosławnego. Najstarsze źródło, w którym występują wzmianki o Łucji, datowane jest na V wiek. Według różnych źródeł Łucja była prześladowana, próbowano zmusić ją do nierządu, a nawet podpalić na stosie, jednak ogień nie chciał jej spalić. Wtedy to miano postawić ją przed sądem i zarządzić ścięcie. Można znaleźć informacje, iż Łucja przeżyła nawet tę karę.
Ostatecznie Łucja zmarła na skutek tortur i egzekucji. Miejsce, w którym święta została pochowana odnaleziono dopiero w 1894 roku w Syrakuzach. Jej relikwie przeniesiono do Wenecji, gdzie były przechowywane do 2000 roku.
Święta Łucja w ikonografii jest przedstawiana jako niewiasta w stroju rzymskim. W rękach trzyma palmę męczeństwa oraz tacę, na której znajduje się dwoje oczu.  Jedną z tortur, jakim poddali ją oprawcy, było wyłupienie oczu. Dlatego też Łucja (Łucja – czyli „ta która nosi w sobie światło") została patronką światła. Patronuje też szwaczkom, rolnikom, tkaczom, oraz krawcom. Swoją opieką święta Łucja otacza przede wszystkim osoby chorujące na schorzenia oczu. Wiele osób uważa, że modlitwy skierowane do świętej Łucji w intencji uleczenia chorób oczu są bardzo skuteczne.
Święta Łucja jest patronką Szwecji oraz hiszpańskiego Toledo. Jest otaczana szczególnym kultem w Skandynawii. 13 grudnia w Szwecji obchodzi się święto światła, którego patronką jest właśnie święta Łucja. Tego dnia w całym kraju odbywają się malownicze pochody ubranych na biało dziewcząt w koronach z płonących świec, które mają rozproszyć mroki długich zimowych wieczorów.
Nic lepiej nie uspokaja, wycisza, daje poczucie bezpieczeństwa niż ciepłe światło świec, palące się drewno w kominku, czy też po prostu płonące ognisko na polanie.
Wyczytałam, że jest to przejaw atawizmu. W naszej prapamięci budzi się więź z przodkami sprzed tysięcy lat, dla których ogień był prawdziwym źródłem życia. Chronił przed zimnem, dzikimi zwierzętami, a przede wszystkim rozwiewał mrok nocy.
Jednak pierwsi ludzie bali się ognia. Wszyscy uciekali gdy wyładowania błyskawic sprawiały, że zapalały się drzewa i sucha trawa.
Według znanego greckiego mitu Prometeusz ukradł ogień z rydwanu Heliosa i dał go ludziom. Nauczył ich gotować, przetapiać metale.... To oczywiście nie podobało się Zeusowi, który uważał, że ogień jest jedynie boskim przywilejem. I wiadomo jak to skończyło się dla Prometeusza.
Ten mit nie jest oczywiście prawdziwą historią ognia. Człowiek potrzebował czasu, aby stopniowo korzystać z jego dobrodziejstw.
Izraelscy naukowcy odkryli, że człowiek mógł zacząć używać ognia już co najmniej 800 000 lat temu.
Ludzie z czasem zaczęli się z nim oswajać. W końcu człowiek odkrył, że ogień daje ciepło, odstrasza zwierzęta, a upieczone mięso zwierząt jest smaczne.
Gdy ludzie tylko pojęli jakie korzyści daje ogień, musieli nauczyć się go utrzymywać, aby nie zgasł. Strażnicy ognia na zmianę czuwali i podsycali płomień, sami bowiem nie potrafili rozpalić ogniska. Gdy plemię się przemieszczało z miejsca na miejsce, zabierało rozżarzone węgielki w naczyniu z wysuszonej gliny. A potem... Nie będę opisywać całej historii od krzesiwa.
Ogień miał także znaczenie mistyczne i to jemu tak naprawdę towarzyszył jeden z najstarszych ludzkich kultów.
Był uznawany za święty.
W religii chrześcijańskiej symboliczne ogień związany jest z Chrystusem i Duchem Świętym.
Biblia łączy ogień nie tylko z boskością, ale także piekłem i gniewem Boga.
W niektórych regionach wypowiadano nawet pozdrowienie: Niech będzie pochwalony święty ogień. Wręcz religijna cześć oddawana płomieniom obrazowała się w przeżegnaniu się przed rozpalonym ogniem czy modlitwy przed ogniskiem.
Ogień zajmował w domostwie miejsce centralne. Niegdyś gospodynie dbały o to, aby nigdy nie wygasał, poza specjalnie wyznaczonymi świętami i uroczystościami, kiedy go „odnawiano”. Rozpalanie ognia było uroczystą chwilą, a czynność tą mógł wykonać gospodarz lub inna wyznaczona osoba dorosła. Znane są również zwyczaje obchodzenia domu z żarem podczas świąt dorocznych lub w czasie budowy, w celu zapewnienia ochrony i odegnania złych duchów.
Uważano, że ogień ze względu na swoją boską pochodzenie ma stały kontakt ze światem pozazmysłowym. Można więc za jego pośrednictwem m.in. składać ofiary lub oddawać cześć zmarłym. Ogień w kulturze ludowej jest przede wszystkim źródłem oczyszczenia ze wszelkiego zła i grzechu.

Płomień
Boże, daj nam długą zimę
i cichą muzykę i usta cierpliwe,
i trochę dumy zanim
skończy się nasz wiek.
Daj nam zdziwienie
i płomień, wysoki, jasny.
Adam Zagajewski
Ogień pojawia się w bardzo wielu uroczystościach świąt dorocznych. Rozpalanie ognisk w czasie Sobótek miało bardzo ważne znaczenie dla całego okresu letniego. Obieganie pól z rozpalonymi miotłami lub snopkami w Zielone Świątki zapewniało ochronę przed grzybami w zbożu. Ognie palono w czasie świąt wielkanocnych, np. w Wielki Czwartek. Zapalona gromnica czy nawet sam dym ze świecy lub spalonego wianka chroniły, zapobiegały i leczyły.
W Zaduszki na rozstajach dróg palono ogniska, by dusze mogły się ogrzać i trafić do swoich dawnych domostw. Zapalano i nadal zapala się, ale tylko znicze, na cmentarzach.
Nie należy zapominać o wieńcu adwentowym, świecy na wigilijnym stole, czy lampkach choinkowych.
Płomieniom oddawano cześć, szacunek, ale jednocześnie lękano się ich, przede wszystkim ze względu na niebezpieczeństwo pożaru.
Nie tylko w naszej kulturze ogień odgrywał ważną rolę. Na ten temat można by napisać książkę.
Współcześnie ogień nie pełni już tak ważnej funkcji jak dawniej.  Mimo to nadal obdarzamy go szacunkiem. Zapalamy świece podczas ważnych uroczystości zarówno w domu, jak i w świątyniach, towarzyszy nam w czasie najważniejszych wydarzeń w życiu. Nadal ogień kojarzy się z czymś żywym i większym niż świat rzeczywisty.
OGIEŃ
Igra ze mną i z powietrzem
strzela fontanną iskier
próbuje zawrócić w głowie
szalony jak na żywioły przystało
a ja niepoprawny marzyciel
zanurzam się w jego blasku
i rozmawiam z nim
o straconych złudzeniach.
wiersz i obraz Basia Wójcik

OGIEŃ
Spytałam kiedyś o wydźwięk deszczu
W odpowiedzi otrzymałam brak odpowiedzi 
wrzuciłam cały mój świat do ognia
a on płonie 
we mnie 
w sercu?
Anna Wątroba
W całej historii cywilizacji od prehistorii poprzez wszystkie epoki aż do dziś ogień odegrał niezwykle ważną rolę jako źródło światła i ciepła. Dzięki obecności ognia zmieniło się nie tylko życie w każdym domu, ale też powstały całe gałęzie gospodarki wykorzystujące ogień.  Tak, ogień doprowadził do postępu ludzkości, ale może też doprowadzić do jej zniszczenia. Z jednej strony jest źródłem życia, ale z drugiej może też spowodować nasz koniec. Ogień jako symbol zniszczenia jest widoczny nie tylko w wierzeniach religijnych. Ostatnio rzeczywistość pokazała nam niszczycielską siłę ognia.
Pisałam już o jednym z żywiołów - WODZIE. A powinnam zacząć właśnie od ognia. Dlaczego? Po pierwsze - ogień zawsze fascynował Małą Dziewczynkę. Może dlatego, że urodziła się w roku, któremu on patronował? A może dlatego, że zawsze bała się głębokiej wody? Po drugie - Grecki filozof Heraklit uważał bowiem, że ogień jest tym najistotniejszym. Twierdził, że ogień wywołał pozostałe elementy poprzez serię przemian w przyrodzie. Przemiany te rozpoczęły się od stworzenia morza, następnie ziemi, a wreszcie powietrza.
A właśnie ile jest żywiołów? Trzy, cztery, pięć....? Jakie dokładnie?
Płomień
Siedzimy przy okrągłym stole,
patrzymy na płomień świecy
i na tańczące w nim dzieci.
Spójrz jak urosły. Jeszcze niedawno
mieściły się nam w dłoniach.
Dziś nasze dłonie obejmują płomień,
płomień obejmuje nasze dłonie.
Pamiętasz ptaka? Tego z lipy
za oknem sypialni. Wycięli
drzewa z naszej ulicy. Któregoś dnia
zostały po nich jasnopomarańczowe pnie,
świeże i soczyste w szarości i błocie.
Po ptaku nie zostało nic,
po ptaku zostało nic.
Nic – co mamy z nim zrobić?
Siedzimy przy okrągłym stole,
patrzymy na płomień świecy.
Płomień zostawia po sobie popiół,
ale jest piękny jak słowo płomień.
Nic nie rozumiemy,
rozumiemy nic.
Jarosław Jakubowski

sobota, 2 grudnia 2023

Myśli na początku grudnia

Listopad
Przyszedł sobie do ogrodu
stary, siwy pan Listopad.
Grube palto wziął od chłodu
i kalosze ma na stopach.
Deszcz zacina, wiatr dokucza.
Pustka, smutek dziś w ogrodzie.
Pan Listopad cicho mruczy:
nic nie szkodzi, nic nie szkodzi.
Po listowiu kroczy sypkim
na ławeczce sobie siada.
Chłód i zimno. Mam dziś chrypkę.
Trudna rada, trudna rada.
Wanda Grodzieńska
Za oknem jesienny, a raczej zimowy dzień... Białe płatki śniegu ślizgają się po szybie... Komputer budzi się z szumem... A było tak cicho przez chwilę....
Wyglądam przez okno, gdzie wczorajsza szaro-burowatość została przykryta czystą bielą. 
No tak... Powinien już spaść ostatni liść... Ale niektóre drzewa jeszcze dumnie trzymają je na gałęziach.
Kolor szary i deszcz, którzy rozgościli się we mnie ostatnio, gdzieś sobie poszli. Może więc nie będę niepotrzebnie smucić listopadowo... Przecież zaczął się już grudzień, miesiąc radosnego oczekiwania. Chociaż z drugiej strony prawdziwego typowego listopada znowu w tym roku nie było. Ostatnio się spóźnia, a ja tak bardzo lubię i cenię sobie punktualność... Grudzień, mój grudzień, powinien grudniem zostać. I na szczęście taki przyszedł do nas, cały biały, cichutki...
Na szczęście Pan Listopad tylko na kilka dni sobie o nas przypomniał i tylko przez kilka dni zrobiło mokro, wietrznie, szaro-buro... Ale już sobie Pan Listopad poszedł gdzieś indziej. Tylko nam te coraz krótsze dni zostawił... 
Wiem jednak, wierzę w to, że niedługo będzie cieplej, bardziej wesoło, jaśniej... Musimy tylko trochę poczekać. Wszak za chwilę mamy Adwent, czas oczekiwania... Grudzień...
Niedawno przeczytałam, że ludzie są jak miesiące, pory roku, w których się urodzili. Zdanie to dało trochę do myślenia i postanowiłam napisać coś na ten temat.
Chyba jest w tym stwierdzeniu trochę prawdy. Jednak jeżeli by tak naprawdę było, to dzieci nie powinny się rodzić w listopadzie, marcu, grudniu…. I pewnie wówczas nie byłoby mnie na świecie.
Na tak grudzień…. To mój miesiąc. A to oznacza, że nie jestem:
- wesoła jak błyszczące w słońcu płatki śniegu na świerkowych gałązkach w styczniu
- radosna i beztroska jak wiosna,
- ciepła jak słońce, które ogrzewa świat latem,
- kolorowa jak mieniący się tysiącem barw październik,
Czy jestem jak miesiąc o najdłuższych nocach i najkrótszych dniach? Przecież wówczas jest zimno, zazwyczaj szaro, ptaki nie śpiewają, drzewa już dawno zgubiły swoje liście, kwiaty nie kwitną, słońce pojawia się tylko na chwilkę... Cały świat natury  zapada w sen zimowy. Pewnie dlatego i ja najchętniej zasnęłabym z całą naturą i zapomniała o problemach, niepowodzeniach, smutkach… Nie tylko wówczas, gdy panuje Pani Zima...
Jednak w grudniu jest coś, co czyni ten miesiąc jaśniejszym. To przede wszystkim czas dziecięcego oczekiwania na coś radosnego, niezwykłego, rodzinnego.
Może dlatego chociaż na zewnątrz jestem poważna, chłodna, zasadnicza, ale i niepozorna, to w środku nadal tkwi we mnie naiwne dziecko, które czeka na spełnienie tych najprostszych marzeń.  A może po prostu utknęłam gdzieś tam na drodze ku dorosłości? Może rzeczywiście wiele osób o mnie myśli - ,,to wieczne dziecko"? Czy aż tak bardzo chciałabym zatrzymać się w tym zabieganym świecie? Po ostatnich doświadczeniach - już nie. Zdecydowanie nie....
Dawniej wierzono, że czas Bożego Narodzenia jest magiczny (ta wiara zresztą trwa do dzisiaj...) a osoby wówczas urodzone są obdarzone wyjątkowym błogosławieństwem i opieką. Miały mieć szczęście w życiu. Natomiast  wszelkie niepowodzenia i nieszczęścia miały je omijać szerokim łukiem... Ciekawe... Chociaż...
Urodziny
Tyle naraz świata ze wszystkich stron świata:
moreny, mureny i morza, i zorze,
i ogień, i ogon, i orzeł, i orzech –
jak ja to ustawię, gdzie ja to położę?
Te chaszcze i paszcze, i leszcze, i deszcze,
bodziszki, modliszki – gdzie ja to pomieszczę?
Motyle, goryle, beryle i trele –
dziękuję, to chyba o wiele za wiele,
Do dzbanka jakiego tam łopian i łopot,
i łubin, i popłoch, i przepych, i kłopot?
Gdzie zabrać kolibra, gdzie ukryć to srebro,
co zrobić na serio z tym żubrem i zebrą?
Już taki dwutlenek rzecz ważna i droga,
a tu ośmiornica i jeszcze stonoga!
Domyślam się ceny, choć cena z gwiazd zdarta –
dziękuję, doprawdy nie czuję się warta.
Nie szkoda to dla mnie zachodu i słońca?
Jak ma się w to bawić osoba żyjąca?
Na chwilę tu jestem i tylko na chwilę:
co dalsze, przeoczę, a resztę pomylę.
Nie zdążę wszystkiego odróżnić od próżni.
Pogubię te bratki w pośpiechu podróżnym.
Już choćby najmniejszy – szalony wydatek:
fatyga łodygi i listek, i płatek
raz jeden w przestrzeni, od nigdy, na oślep,
wzgardliwie dokładny i kruchy wyniośle. 
Wisława Szymborska
A zatem mija powoli kolejny rok w moim życiu. Przed Świętami Bożego Narodzenia zmieni się cyferka przy mojej liczbie lat.
Wierzę, że każdy następny dzień, tydzień, miesiąc, rok niesie ze sobą nadzieję na to, że wszystko może się zdarzyć i że wszystko co dobre, jest dopiero przede mną. Jestem z natury pesymistką, ale ostatnio staram się patrzeć z optymizmem w przyszłość, niż poddawać się niepotrzebnym, męczącym myślom. Bo co to zmieni, że będę się martwić...? Niech tylko dni będą lepsze od minionych.
Gdy myślę o tych ostatnich latach, to mam świadomość szybko umykającego czasu. Nie wiem jak to się dzieje, ale im więcej mam lat, tym czas szybciej ucieka, nawet wówczas, gdy pojawiają się zakręty wymuszające abym zwolniła.
Dosłownie przepływa mi on między palcami niby rwący potok. Nie wiem jak temu zaradzić. Czy czas nie może być takim spokojnym strumyczkiem? Bardzo chciałabym każdy dzień wykorzystać jak najlepiej. Jednak nie wiadomo jakbym się starała, to i tak mi się to nie uda... Czas będzie pędził do przodu nie patrząc na mnie. Jednak niezmiennie zawsze, każdego dnia, codzienność będzie pukała do drzwi. Jednak wierzę, że między tymi szarymi, zwykłymi chwilami pojawią się te piękne, kolorowe, które warto zapamiętać, aby potem je wspominać...
Wiele poranków wszak często szeptem zapewnia mnie, że dzień będzie dobry, że świat się do mnie uśmiechnie, los obdarzy powodzeniem... Wystarczy tylko wsłuchać się w jego głos.
Może zatem warto częściej uśmiechać się, a nie być tak zorganizowaną, zasadniczą...? Przecież omija mnie w życiu zbyt wiele przyjemności, jeśli staram się za wszelką cenę przestrzegać zasad. Jednak z drugiej strony omijają mnie najważniejsze w życiu rzeczy, jeżeli traktuję zasady zbyt luźno.
Nasze życie jest zbyt krótkie, żeby przeczytać wszystkie książki, obejrzeć filmy, odwiedzić miejsca... które chcemy poznać.
W moim przypadku zawsze są takie książki, które odłożę, by czekały w kolejce do czytania. Nigdy ich mi nie zabraknie… Czy jedno życie wystarczy, aby zrealizować plany, marzenia?
Dnia niestety nie wydłużę... Czasu  nie dogonię... Nawet jak bardzo zwalnia, to i tak jest nieubłagany. Niech zatem nie zwalnia... Niech się mną nie zatrzymuje. Niech każde z nas płynie sobie swoim tempem, byle płynęło i nie zatrzymywało się....
jestem
czuję
myślę
rozumiem
cisza otula
jest dobrze i ufnie
jak babiego lata nić
niesie mnie
ciepły wiatr
już nie muszę robić nic
tylko sen je trwać
może tak wygląda raj
może to jest jego smak
na dywanie srebrnych gwiazd
lecieć poza czas
jestem
nic więcej
jestem
aż tyle
jestem
będę
nie zginę
zostanę
piosenka Stanisławy Celińskiej

piątek, 24 listopada 2023

Witaminowy duet na listopadowe dni

Dzisiaj jest dobry czas na opowieść o dwóch roślinach. Dlaczego o dwóch, a nie jak zazwyczaj o jednej? Zazwyczaj, bo już raz pisałam o aromatycznym duecie, który często mylimy. I w tym przypadku jest podobnie.
Głóg i dzika róża. Obie te rośliny rosną dziko i wyglądają bardzo podobnie. Część osób uważa, że głóg i dzika róża ta sama roślina i używa tych nazw zamiennie. Jednak drobne różnice można zauważyć. Mają bowiem odmienny kształt kolców, owoców i łodyg. Owoc głogu przypomina małe jabłuszko i w środku ma tylko 2 pestki. Dzika róża zaś ma owoce większe, jaśniejsze i znajdziemy w nich dużo drobnych pesteczek
Obie rośliny należą do rodziny Rosaceae.
O, sercu najmilsza, różyczko kochana,
Pól, sadów, ogrodów ozdobo!
Barw krasą jaśniejesz i wonią-ś owiana —
Kwiat żaden nie zrówna się z tobą!
Ach! róży, ach! róży!
Wśród ziemi rozłogów,
W tej życia podróży,
Tak wiele jest głogów!
Ach! róży, ach! róży!
Młodzieniec po górach, przepaściach, dolinie,
Przebiega po kwiaty na wianki,
Lecz z kwiatów najmilszą jest róża dziewczynie,
Różyczką wieńcz skronie kochanki!
Ach! zerwij ją świeżą
I miłą i ładną,
Nim gromy uderzą,
I listki opadną,
Ach! zerwij ją świeżą!
Głóg (Crataegus) w tradycji ludowej ma także nazwy bodlak, bobłek, ciernik, cierń biała, głóg biały, jaworek i obrotnica. Obejmuje około 300 gatunków znanych z obszarów klimatu umiarkowanego Europy, Azji oraz Ameryki Północnej. Jednak według niektórych ujęć jest ich co najmniej tysiąc.
Głóg dzięki uroczemu wyglądowi i znanym od właściwościom zdrowotnym, zajął poczesne miejsce wśród magicznych roślin. Według dawnych podań miał wielką moc i siłę. Jego kolce chroniły przed złymi demonami, wampirami,  czarownicami i chorobami. Dlatego starożytni Grecy zawieszali na bramach swoich domostw gałązki głogu i wawrzynu. Niemowlęta, które były szczególnie podatne na uroki kąpano w wywarze z głogu. Nic dziwnego, że Buriaci machali nad kołyskami chorych dzieci gałązkami głogu i dzikiej róży.
Krzaki głogu sadzono przy miedzach, żeby chronił zboża przed szkodnikami. Natomiast wiosną palono jego kolczaste pędy, aby zapewnić dorodne plony.
Głóg miał też moc oddzielania świata zmarłych od świata żywych. Sadzono go przy grobach, żeby zbłąkane dusze nie nachodziły ludzi. Rósł w miejscach spoczynku wielu legendarnych postaci, między innymi słynnego czarodzieja Merlina.
Głóg miał szczególne znaczenie dla Celtów. Uważali go za drzewo rosnące przy wejściach do świata mityczno-baśniowego. Ponadto wierzono, że głóg ma właściwości „leczenia” złamanych serc, bowiem jego owoce znacznie poprawiają czynności serca. Mają działanie obniżające ciśnienie krwi.
W znanej legendzie głóg oplatający i łączący groby słynnych kochanków Tristana i Izoldy jest się symbolem miłości silniejszej niż śmierć.
Głogowym wieńcem przyozdabia się Królową Maja w trakcie celtyckiego święta Beltane.
W celtyckim alfabecie drzew jest szóstą literą (Utah), symbolizuje maj gdzie wszystko kwitnie, ale jest też uważany za nieszczęśliwy. Podobno ślub w maju miał katastrofalne skutki i związek mógł nigdy nie doczekał się potomstwa.
Kwiat głogu symbolizował dziewiczość, czystość oraz niepokalane poczęcie. W Irlandii uważano, iż zniszczenie starego głogu przyczynia się do śmierci bydła lub dzieci, a także utraty bogactwa.
Głóg był uważany za szczególną roślinę już od czasów starożytnej Grecji. To właśnie tam stał się symbolem nadziei – dlatego gałązki głogu niesiono w trakcie procesji ślubnych, a także przyozdabiano nimi ołtarze greckiego boga małżeństwa Hymenaiosa. Z kwiatów tego drzewa sporządzano wianki dla nowożeńców.
Chociaż nie zostało to potwierdzone to twierdzi się, że korona cierniowa Chrystusa została upleciona z gałązek głogu. Inna legenda mówi, że z kija Józefa z Arymatei, który pogrzebał Jezusa, wyrósł krzew głogu. A wszystko to działo się w miejscowości Glastonbury, położonej na południu Anglii, gdzie rzekomo Józef przywiózł Święty Graal. Wokół wspomnianego krzewu wybudowano opactwo, w którym pochowano króla Artura. Głóg z Glastonbury jest wyjątkowy. W przeciwieństwie do pozostałych odmian, głóg ten kwitnie 2 razy w ciągu roku – po raz drugi kwiaty pojawiają się w okolicach Bożego Narodzenia.
Głóg jest bogatym źródłem wielu mikroelementów, szczególnie potasu, wapnia, magnezu, fosforu i sodu. Jest to roślina, która dostarcza znaczne dawki witaminy C, a do jej głównych składników należą też flawonoidy oraz procyjanidyny.
Terapeutyczne właściwości głogu znano już w starożytności. Walory rośliny przedstawił grecki botanik i lekarz Dioskurides.  W czasach późniejszych głóg figurował często w podręcznikach zielarskich i książkach medycznych.
Celtowie mieli wyczucie co do właściwości głogu. Co prawda obecnie raczej nikt nie stosuje go przy „złamanym sercu”, ale głóg dobrze wspiera funkcjonowanie serca i układu krążenia. Jego regularne spożywanie pomaga utrzymać serce w zdrowiu oraz korzystnie wpływa na krążenie krwi i prawidłowe zaopatrzenie w tlen organizmu. Ponadto, głóg ułatwia wyciszenie w stanach napięcia nerwowego oraz przyczynia się do zmniejszenia napięcia, drażliwości i ułatwia zdrowy sen. Wpływa rozkurczowo na mięśnie gładkie macicy, jelit i dróg moczowych oraz korzystnie na naczynia mózgowe.
Owoc głogu pomaga także zwiększyć odporność organizmu, jest naturalnym antybiotykiem, który stosowany bywa w leczeniu zakażeń gronkowcem oraz pomaga w leczeniu grzybicy.
Głóg jako roślina użyteczna była znany już w czasach prehistorycznych. Do dziś w niektórych regionach Francji wypieka się z suszonych mielonych owoców chleb lub placki. W XIII w. polecany był jako lek na podagrę. Zbliżone do dzisiejszych wskazania co do zastosowania głogu w lecznictwie, znane są dopiero od XVII wieku
Zastosowanie kulinarne owoców głogu obejmuje przede wszystkim dżemy, konfitury, galaretki, herbaty, nalewki czy cukierki głogowe.
Na Półwyspie Krymskim w okresie jesiennym zasypywano je cukrem, aby mieć ich zapas na chłodne miesiące. Także tam i na Kaukazie znano mąkę pochodzącą z mielonych suchych owoców. Zmieszana z mąką pszenną i kukurydzianą służyła do wypieku chleba, bułek, placków i ciast.
Natomiast czasem pestki głogu stanowiły nieraz surogat kawy. W Rosji z wybranych gatunków produkuje się różne preparaty. Najbardziej znany jest „Balsam kazachski”, smaczny i wzmacniający napój , zalecany jako  dodatek do herbaty, kawy, wytrawnego wina i koktajli.
Na drogi złe, dni zwyczajne,
I na najwyższe z progów,
Dostaliśmy w dłonie balladę,
I pachnie jak owoc głogu.
I będzie przebiegać muzyka,
Czy ty wiesz jak to dużo po dniu,
I w wierszu nam będzie rozkwitać,
Ballada - posag mój.
Róża dzika (Rosa canina), zwana również różą psią lub szypszyną, to krzew również z rodziny różowatych (Rosaceae)
Pierwsze wzmianki na jej temat pojawiają się w czasach starożytnych. Wówczas starożytni Rzymianie stosowali ją do leczenia wścieklizny u psów. Wykorzystywali ją również do wyrobu wieńców, które nosili podczas uczt.
Natomiast w starożytnej Grecji płatki dzikiej róży wkładano do poduszek, aby zapewnić sobie spokojny sen.
Pierwsza wzmianka o dzikiej róży pojawiła się w Biblii w Księdze Mądrości (2,8), która i wtedy, i dzisiaj rośnie na terytorium Izraela, a starożytni Izraelici podobnie jak Rzymianie wykonywali z niej wieńce.
Dawni Słowianie nazywali dziką różę: szypszyna. Porastała ona dziko we wczesnym średniowieczu dziko tereny zamieszkiwane przez Słowian.
Jedna z najstarszych hinduskich legend opowiada o Lakszmi, bogini szczęścia, bogactwa i piękna, która urodziła się w pąku róży złożonym ze 108 dużych i 108 małych płatków.
W starożytnym Egipcie różami władała Izyda, bogini płodności i rodzin. W egipskich grobowcach znaleziono rysunki róż, a te o białych kwiatach, zwane świętymi różami abisyńskimi, służyły do przygotowania korony dla zmarłych.
Wiszące ogrody Babilonu rozkwitały różami.
Dzika róża pojawia się też w greckich mitach. na początku róża miała białe kwiaty, a po skaleczeniu się bogini Afrodyty przybrała kolor czerwony. Safona nazwała różę królową kwiatów.
Rzymianie natomiast otoczyli róże kultem. Kwiaty ofiarowano bogom, płatki wkładano w poduszki, obsypywano nimi podłogi podczas uroczystości. Poza tym spożywano je w postaci naparów, przetworów, a niekiedy smażono w cukrze. Popularne było wino różane i woda różana, która służyła do uzdrawiających kąpieli lub spryskiwania ciała. W Rzymie obchodzono Rosaria, święto ku czci duchów zmarłych, kiedy to groby ozdabiano różami. Upadek cesarstwa Rzymskiego był także upadkiem panowania róży jako królowej kwiatów. Kościół wypowiedział im wojnę jako narzędziom pogańskim i niegodnym szacunku, zakazano wnoszenia ich na ołtarze kościelne, a nawet cmentarze. I chociaż w tych ciemnych czasach niektóre odmiany zniknęły, to dzika róża, siłaczka wśród ciernistych krzewów – przetrwała. A wraz z nią naturalne i silne lekarstwo.
Dzika róża
Za Dzikiej Róży zapachem idź
na zawsze upojony wśród dróg -
będzie clę wiódł jak czarodziejski flet
i będziesz szedł, i będziesz szedł,
aż zobaczysz furtkę i próg.

Dla Dzikiej Róży najcięższe znieś
i dla niej nawiewaj modre sny.
Jeszcze trochę. Jeszcze parę zbóż.
I te olchy. Widzisz. I już -
będzie: wieczór, gwiazdy i łzy.

O Dzikiej Róży droga śpiewa pieśń
i śmieje się, złoty znacząc ślad.
Dzika Różo! Świecisz przez mrok.
Dzika Różo! Słyszysz mój krok?
Idę - twój zakochany wiatr.
Konstanty Ildefons Gałczyński
Kwiaty dzikiej róży są wyjątkowo piękne. Mają cudne kolory, a jeszcze wspanialszy zapach.
Jednak z płatków dzikiej róży powstaje coś przepysznego. W mojej rodzinie od pokoleń była robiona konfitura. Co roku od mojej cioci dostawałam w prezencie przynajmniej jeden słoiczek.
Z kwiatów dzikiej róży rozwijają się owoce, które są bogate w cały wachlarz dobrych składników.
Dzika róża zawiera witaminy: B1, B2, B3, A, E, K i C. Słynie przede wszystkim z tej ostatniej, której ma ogromne ilości – porównywalne jedynie do rokitnika. Już trzy owoce dzikiej róży pokrywają dzienne zapotrzebowanie na witaminę C. Tej jest w nich 10 razy więcej niż w czarnej porzeczce, 30 razy więcej niż w cytrynie i 100 razy więcej niż w jabłkach.
Dzika róża ma w sobie rzadko spotykaną substancję – galaktolipid, której działanie wzmacniają obecne w róży witaminy i flawonoidy. Dzięki temu owoce krzewu wykazują wyjątkowe właściwości przeciwzapalne.
Dzika róża podnosi odporność i wzmacnia organizm, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym.
W badaniach laboratoryjnych wykazano, że substancje zawarte w różach mają działanie przeciwdepresyjne, przeciwbólowe, przeciwlękowe, przeciwdemencyjne, rozluźniające, przeciwcukrzycowe, antybakteryjne, odmładzające, przeciwzapalne, przeciwutleniające oraz chronią materiał genetyczny przed powstawaniem w nim uszkodzeń.
Usuwają również afty, pasożyty u dzieci. Olejek z płatków róż jest niezastąpiony do masażu i kąpieli.
W trakcie II wojny światowej Anglicy przetrwali blokadę wyspy właśnie dzięki dzikiej róży. Była rozwiązaniem problemu, jakim był  niedostatek świeżych owoców i warzyw. To wtedy po raz pierwszy od upadku Imperium wykorzystano jej owoce na skalę masową. Na jej bazie tworzono syropy bogate w witaminę C, które rozdzielano całemu społeczeństwu. Gdy wojna się skończyła rozpoczęto masową produkcję przetworów.
Również i u nas za „żelazną kurtyną”, po wojnie, władze starały się uzupełnić znaczne niedobory witaminy C w codziennym jadłospisie Polaków. Stworzono program rozpowszechnienia plantacji dzikiej róży, wybudowano zakłady przetwórcze i aktywnie prowadzono kampanię promującą ich spożycie. Stąd do dziś możemy cieszyć się dziką różą w najróżniejszych zakątkach naszych miast i wsi, a pobocza nadmorskich promenad w wielu miejscowościach wczasowych są nią porośnięte.
Krzak dzikiej róży w Ciemnych Smreczynach
W ciemnosmreczyńskich skał zwaliska,
Gdzie pawiookie drzemią stawy,
Krzak dzikiej róży pąs swój krwawy
Na plamy szarych złomów ciska.

U stóp mu bujne rosną trawy,
Bokiem się piętrzy turnia śliska,
Kosodrzewiny wężowiska
Poobszywały głaźne ławy...

Samotny, senny, zadumany,
Skronie do zimnej tuli ściany,
Jakby się lękał tchnienia burzy.

Cisza... O liście wiatr nie trąca,
A tylko limba próchniejąca
Spoczywa obok krzaku róży.
Jan Kasprowicz
Ja za każdym razem się wzruszam, gdy widzę kwitnący krzak dzikiej róży. Tak było ostatnio w czerwcu w moim Miasteczku. 


piątek, 17 listopada 2023

Przez kuchenne okno

Widok z okna
Rząd drzew rośnie przy mojej ulicy.
Wiatr szarpie ich gałęzie jak struny.
Zwołuje szarugi jesienne.
Wygrywa melodie deszczowe, rzewne.

Zmęczone liście jak ptaki odfruwają
Konary drzew nagie zostawiają.
To smutny widok.
Jedynie oczy cieszą kolorowe
pryzmy liści.

Coraz mniej słonecznych, ciepłych dni.
Przyroda szykuje się do zimy.
Przez czarne chmury starają się przebić
promyki słońca.
Rozjaśnić szarość przestrzeni
i rozgrzać nasze serca.
znalezione w Internecie
Często piszę, że lubię siedzieć przy oknie i spoglądać na świat za nim.
Tkałam już opowieść o widoku z balkonu w moim Domu. Można to przeczytać TUTAJ. 
Przy oknie zawsze snują się w zwolnionym tempie moje myśli Zimowe, Sierpniowe, Poranne... 
W tygodniu zawsze siedzę przy moim kuchennym oknie i patrzę z góry na biegnący świat. Nie ukrywam, że lubię obserwować toczące się życie za oknem. A nie jest on monotonny. Widok zmienia się wraz z porami roku, dnia... Zależy także od kuchennego okna...
Rano, gdy inni jeszcze śpią słyszę świergot ptaków, szum przejeżdżających nielicznych samochodów i pociągów.
Popijając poranna herbatę patrzę jak świat powoli budzi się do życia.
Wieczorem obraz się zmienia. Często mogę podziwiać różnokolorowe zachody słońca nad dachami miasta. Codziennie malowane są inne, niepowtarzalne obrazy. Raz na tle błękitnego nieba widać jak chmury powoli od bladego różu, przechodzą w ciepły pomarańcz lub nawet czerwień. Piękny widok... Mogłabym tak siedzieć i wpatrywać się w zmieniające kolory. Patrzeć jak zapada zmrok, jak zaświecają się gwiazdy i księżyc. Jest mi tak dobrze... Kocham to moje kuchenne okno. Przy nim moje myśli uspakajają się, nie pędzą jak szalone. Wyciszam się... 
Kocham siedzieć przy każdym kuchennym oknie. 
Widok z okna
Widokiem z okna oczy nacieszę
W dzień deszczowy i słoneczny
Na wschodzącym słońcu wzrok zawieszę
Widok ten jest bajeczny

Gdy świt nas wita z rana
Nowy dzień zwiastuje
Gdy księżyc mówi - dobranoc psze pana
I przez noc z gwiazdami obcuje

Gdy niebieska wstęga niebo przecina
W jednej chwili wszystko rozświetla
Gdy deszcz przy okiennicy zacina
I gdy na niebie zorzy pętla

To wszystko widokiem z okna zwane
Tak bliskie, a tak niepoznane
To wszystko mogę podziwiać
Okno niczego nie będzie ukrywać
znalezione w Internecie
W swoim życiu Mała Dziewczynka spoglądała przez wiele okien kuchennych. Pierwsze było w domu Dziadków, gdzie mieszkała wielopokoleniowa rodzina. Dziadkowie, rodzina stryja, rodzina Małej Dziewczynki. Ale kuchnia była tylko jedna. Mała Dziewczynka dokładnie nie pamięta kuchni i jej okien, bo spędzała tam mało czasu.
A widok z tego okna musiał być piękny. Można było z niego patrzeć na duży ogród, gdzie rosły róże, piwonie, floksy i piękne żółte omiegi wschodnie, które przede wszystkim z tym ogrodem kojarzą się Małej Dziewczynce.
Z tego kuchennego okna zapewne często wyglądała mama Małej Dziewczynki, aby sprawdzić czy jej córeczka grzecznie bawi się w piaskownicy, a może siedzi na końcu ogrodu na drewnianej ławeczce majdając nogami. Niestety musiała prawie nieustannie patrzeć przez okno, bo Mała Dziewczynka miała różne pomysły, które nie zawsze były najmądrzejsze... Mieszkający po drugiej stronie alejki sąsiedzi zakładali się nie o to kiedy kilkuletnia Mała Dziewczynka pokona płot, ale jak szybko to zrobi. Bo to, że znajdzie się na alejce i będzie starała się odkrywać nowy świat, było pewne. Tak, tak już jako przedszkolak Mała Dziewczynka była wszystkiego ciekawa, chciała wszystkiego dotknąć, spróbować, zobaczyć...   
Może właśnie dlatego kuchnia w nowym domu miała okno, które wychodziło na uliczkę. Mama Małej Dziewczynki mogła również tam przez nie wyglądać, kiedy zajmowała się przygotowaniem obiadu, kolacji... Na tej osiedlowej uliczce, pomiędzy domami Mała Dziewczynka, jej brat i mieszkający obok chłopcy grali w piłkę, badmintona, kapsle... Jak przychodziły dalej mieszkające koleżanki, to skakały przez gumę lub skakankę. Mama jednak z kuchennego okna miała oko na Małą Dziewczynkę. Bo jak Mała Dziewczynka oddalała się z domu, to zazwyczaj coś się jej przytrafiło. Ale to już temat na inną opowieść...
Teraz przez to kuchenne okno lubi spoglądać Mała Dziewczynka, jak tylko jest w Domu rodzinnym. Robiąc śniadanie, gotując obiad, a nawet parząc herbatę lubi spoglądać przez to okno. Co prawda przez lata za oknem wiele się zmieniło. Wokół drzewa i krzewy bardzo się rozrosły, dlatego czasem zasłaniają domy, przy których rosły od małego przez tyle lat. Niestety, niektórych już nie ma, bo za bardzo się rozrosły, albo po prostu nie przeżyły. Jeden świerk usechł, ale nie doczekał się na wycięcie. Mocny powiew powalił go latem. Jego brat, rosnący obok ze smutkiem na to patrzył. Również Mała Dziewczynka ze smutkiem spogląda teraz na tego samotnika.
Jeżeli tylko Mała Dziewczynka otworzy kuchenne okno, a robi to często gotując, to do kuchni wdziera się odgłos przejeżdżających często pociągów. Chyba bez tego dźwięku, prawie każdy widok dla Małej Dziewczynki byłby w pewien sposób niekompletny. 
Przez to kuchenne okno można dostrzec dawno niewidziane twarze, które teraz rzadko pojawiają się na uliczce. Zdecydowanie częściej Mała Dziewczynka widzi te nowe dla niej sylwetki. Nie ma co jednak się temu dziwić. Lata mijają, jedni się rodzą, inni odchodzą zazwyczaj po cichu. I najczęściej latem uświadamiamy sobie, że kogoś brakuje...
Mała Dziewczynka cieszy się jednak, gdy te znane od lat postacie nadal przechodzą pod oknem kuchennym. 

Okno
Wyjrzalem przez okno o brzasku
i zobaczyłem młodą jabłonkę
przezroczystą w jasności.
A kiedy wyjrzałem znowu o brzasku
stała tam wielka jabłoń obciążona owocem.
Więc dużo lat pewnie minęło
ale nic nie pamiętam co zdarzyło się we śnie
Czesław Miłosz

Było też wakacyjne kuchenne okno w domu Dziadków. Przez nie często patrzyła Babcia, aby sprawdzić, czy jej wnuki czasem pojawią się w zasięgu wzroku. Przy tym oknie, jak nie było Dziadka, uwielbiała siadać Mała Dziewczynka. Z przyjemnością pałaszowała upieczone przez Babcię maślane bułeczki, słuchała jej opowieści, równocześnie wyglądała przez okno patrząc na pobliskie drzewa, dom... Starała się też usłyszeć, między opowieściami Babci, odgłos jadących w oddali pociągów. Wtedy w pobliżu przejeżdżały jeszcze pociągi ciągnione przez prawdziwe lokomotywy parowe. Natomiast  opowieści Babci były zawsze ciekawe. Można było się w nie zasłuchać. Babcia każdą potrafiła w szczególny dla siebie sposób ubawić, uatrakcyjnić...  Jedna z nich dotyczyła właśnie tego kuchennego okna. Babcia opowiadała, że kiedyś, jak przy stole usiadł młody wówczas Wujek, to wskazując na okno powiedziała: "zobacz jaka fajna babka". Wujek od razu się poderwał i wyglądając przez okno starał się dojrzeć atrakcyjną dziewczynę. A Babcia miała na myśli stojącą na parapecie świeżo upieczoną babkę drożdżową.  
I za tym właśnie oknem Mała Dziewczynka tęskni najbardziej. Jednak powrotu do tego mieszkania, okna nie ma... Jedyne co, to czasem jak jest w Miasteczku, może z tęsknotą spojrzeć w to okno, gdzie od lat mieszka już inna rodzina. 
Pierwsze, należące wyłącznie tylko do Małej Dziewczynki, było nietypowe. Po pierwsze w kuchni na początku nie było żadnego okna. Mała Dziewczynka jednak okno musiała mieć. Zatem należało je wykuć. I tak powstało okno, przez które można było spoglądać do... sąsiedniego pokoju. Tak, tak, kiedyś tak właśnie budowano. Ale dzięki temu oknu, przez kilka lat Mała Dziewczynka nie dusiła się w swojej kuchni i mogła spoglądać przed siebie na zdecydowanie większą od kuchni przestrzeń. Dlaczego zatem zdecydowała się na to mieszkanie? Cóż... W tym przypadku nie miała wyboru.
Dlatego kolejne kuchenne okno Mała Dziewczynka wybrała już świadomie, kierując się swoimi preferencjami. 
Teraz siedząc przy oknie Mała Dziewczynka pijąc poranną herbatę, jedząc śniadanie, obiad, kolację, albo tylko tak po prostu spogląda przez nie z góry na świat. W szczególności są to jadące poza miasto lub właśnie przyjeżdżające do niego pociągi lub czasem autobusy. Po południu lub wieczorem, w zależności od pory roku, patrzy jak ponad dachami kończy swoją codzienną wędrówkę król Słońce. Warto patrzeć na ten wielobarwny spektakl, bo król Słońce zazwyczaj zachodzi mało dyskretnie. Czasami zakończeniu dnia towarzyszy pomruk burzy. Wówczas niebo za oknem rozświetla błyskawica. Również ten spektakl należy do zachwycających, chociaż czasem budzących obawę.
Patrząc przez okno Małej Dziewczynce wydaje się, że ktoś na chwilę wcisnął przycisk pauzy. Jest tak dobrze... 
Przez ten czas korzysta z paru minut spokoju, ciszy, nie spieszy się... Stara się uważnie przeżywać te spokojne, bez pośpiechu chwile. Chce jaj najbardziej skorzystać z tych kilku chwil odpoczynku duszy i ciała. Okno oddziela bezpieczne, znane, po prostu jej miejsce od tego co , od tego co nieznane, pełne niespodzianek... A tego Mała Dziewczynka nie lubi. 
Chciałaby na dłużej tak trwać, aby tryb samolotowy był włączony przynajmniej godzinę każdego dnia. Mała Dziewczynka czuje się wówczas spokojnie i bezpiecznie jak głaskany kot. Stara się cieszyć tymi cichymi, zatrzymanymi chwilami swego życia. Każdemu powinno być pisane takie miejsce. Trzeba tylko je znaleźć wśród milionów innych. Należy być jednak uważnym je wybierając.
Niestety po niecałym kwadransie pędzące życie znowu przypomina sobie o Małej Dziewczynce i ponownie włącza taśmę, aby znów wrzucić ją w wir codzienności... 
Widok z okna
Lubię ciszę wieczorną mojego balkonu,
wesołe ćmy tańczące przy lampie w ogrodzie;
lubię gwiazdy, co złotem nad dachami płoną
i odbicie księżyca w granatowej wodzie.
Lubię tajemną ciemność wzgórza z modrzewiami,
szum wiatru wśród gałęzi, zapach ściętej trawy;
jarzębinę, co ze mną dzieli się myślami,
siwego brzegu pejzaż zamglony i łzawy.
Lubię to moje miejsce - bożym planowaniem
przeznaczone, nadane - w cudnym kątku ziemi.
W serce serdecznym piórem zostało wpisane -
widok z okna się w świata widzenie przemienił.
Strug Renata