Mijam ludzi
co w pośpiechu potrącają promień słońca
biegnący w darze ciepła
są jak rozrzucone liście które poszybują podniebnym lotem
poza zasięg naszych myśli
niespokojne podmuchy wiatru
zasypują ich oczy kurzem
jakby nie było gwiazd
które iskrami potrafią rozpalić nadzieję
chciałabym podnieść każdy liść
i promień poskładać na nowo
i kurz zamienić w gwiazdy
ale ich bieg wytrąca z ręki
kolejny promień słońca
Jestem zmęczona, a przecież nie powinnam. Przecież dopiero nie tak dawno ruszyłam się z mojego zakrętu i przeszłam niewielki kawałek drogi.
Nie mam już jednak siły na kontakty ze spółdzielnią mieszkaniową. Mam ich po prostu dość. Publicznie nie używam pewnych słów, jednak najchętniej bym je im wykrzyczała. Od stycznia trwa remont elewacji w moim bloku.
Pisałam o tym TUTAJ
Panowie zaczęli tylko prace, położyli styropian, ale go nawet nie wyrównali i poszli sobie na inny budynek, zostawiając nieuprzątnięty plac budowy. Wrócą może we wrześniu. Ale czy na pewno? W grudniu najpóźniej, bo do końca roku mają czas na zakończenie prac. Od miesięcy nikt w spółdzielni nie potrafi odpowiedzieć na pytanie dlaczego budynki nie mogą być ocieplane kolejno od początku do końca. Jak jeden się skończy, to dopiero mógłby być robiony kolejny. Przecież można byłoby pomęczyć się kilka tygodni... Ale tak długo? Dlaczego cały rok mam żyć za folią i banerem? Zresztą nie tylko ja. Bo Wykonawcy tak najwygodniej? To nic, że niektórych okien nie da się otworzyć, nie wspomnę już o braku możliwości korzystania z balkonu.
Na początku roku kazali usunąć wszystko z balkonu. Posłusznie zdjęłam doniczki, bo myślałam, że będzie to trwało, podobnie jak w sąsiedniej spółdzielni, miesiąc, góra dwa. Niestety mamy już...
Padły wszystkie kwiaty balkonowe, które pielęgnowałam latami. Na rudbekię czekałam kilka lat, aby powstały samoodradzające się kępy prawie w każdej doniczce. Piękna, duża lawenda uschła, kilkuletnie goździki padły. Jak co roku nie pojawiły się rozsiewające się niezapominajki, panienki, groszek kwitnący, aksamitki i sięgający do słońca wilec. Za radą BASI w zeszłym roku posadziłam kilka doniczek bluszczu, który pięknie mi przezimował. Niestety, ale i on nie przeżył remontu. A tak na niego chuchałam, aby dobrze się ukorzenił i przetrwał mrozy. Praca i troska na darmo.
Nie ma też świeżego szczypiorku, pietruszki, koperku...
Serce cały czas pęknięte i krwawiące.... Cały długi rok zmarnowany (dla spółdzielni to przecież tylko rok). Dla mnie aż rok. Wszystko trzeba będzie zacząć od nowa. A nie mam już tyle siły i radości w sobie. Czy warto? Jest jeszcze ogród w Domu, ale to nie to samo.
A nie tak wymarzyłam sobie mieszkanie z balkonem. W ogóle całe życie miało być inne. No nie tak dosłownie całe, bo wiele ,rzeczy nie zamieniłabym na nic innego.
Jednak cała ta sytuacja wywołuje w mojej duszy smutek, za innym życiem, bardziej prostym, toczącym się w zgodzie z naturą i porami roku.
Szata
każdego dnia dokonuję wyborów
rzucam losy
niecierpliwie oczekując wygranej
kłócę się z Bogiem
kładąc na szali życia własne pragnienia
wybiegam z tłumu
ogarnięta żądzą pierwszeństwa
w obawie
by inni nie zagarnęli mojego szczęścia
zdobywam
gromadzę
obciążona pozorem wygranej
upadam pod ciężarem zdobyczy
przygniatają mnie myśli niespokojne
bo scenę ukrzyżowania
znam na pamięć
przybywam w roli kata
ukrytego za zasłoną serdeczności
jakiej szaty pragnę
jaką suknię przytulę do serca
bym nie musiała uciekać przed sobą?
Mała Dziewczynka, od zawsze wyobraża sobie świat, w którym nie ma pośpiechu. Jest za to zawsze czas na wypicie herbaty w ulubionym kubku lub filiżance, czytanie książek, które nie piętrzą się obok fotela jak teraz w oczekiwaniu na swoją kolej, na spacery po lesie. Świat w którym budzi się o świcie wraz z Królem Słońce, a zasypia, gdy zapada noc. Chociaż czasem można byłoby podziwiać śpiący dookoła świat. Chciałaby patrzyć jak zmienia się panowanie córek Króla Słońce, ale w typowym, naturalnym od wieków porządku. Zima powinna być biała, dostojną Panią Zimą, a jej najmłodsza siostra zwiewną, łagodną i kolorową Królewną Wiosną.
Mała Dziewczynka chce obserwować, jak z każdą godziną, dniem porą roku zmienia się kąt padania promieni słonecznych w jej domu. Rano powoli i nieśmiało zaglądające do sypialni promyki słońca, a popołudniu festiwal ciepłych kolorów na ganku domu.
Dom jest drewniany, ale zadbany, w miarę nowy i niewymagający dużo prac remontowych. Do tego Mała Dziewczynka nie ma zdolności i chyba cierpliwości (po ostatnim wielomiesięcznym mieszkaniu za zafoliowanymi oknami).
Jednak dom jest ciepły i przytulny.
Dookoła domu położonego na pagórku, roztacza się trochę tajemniczy ogród, gdzie praktycznie wszystko rośnie, gdzie chce, no ale tak nie do końca. Bo tak do końca ogród ogród nie może być całkiem zdziczały. Jakieś granice muszą być. A zresztą Mała Dziewczynka lubi mieć trochę kontroli nad tym, co u niej rośnie, a raczej rosło. Obecny remont zniweczył lata jej pracy i troski o kwiaty balkonowe. Nic z nich nie zostało.
W zaczarowanym ogrodzie nie będzie typowych, prostych, wymuskanych i wyżwirowanych ścieżek. Z trawy mogą bez obawy wyglądać żółte główki mleczy, fioletowe koniczyny, niebieskie niezapominajki, biało-żółte stokrotki.... Tak kwiaty będą mogły rosnąć jak chcą i gdzie chcą. No prawie, czasem drobne zabiegi pielęgnacyjne są potrzebne. Jednak na poletku warzywno-owocowo-ziołowym trochę porządku będzie musiało być.
W kuchni Małej Dziewczynki zawsze zatem będą świeże owoce, warzywa, zioła.... No i oczywiście obowiązkowo miód. Może z własnej pasieki? A na stole nie będzie mogło zabraknąć wazonu z kwiatami.
Czy to w ogóle jest możliwe? Czy takie życie istnieje gdziekolwiek? Czy w dzisiejszych czasach pełnych coraz bardziej konsumpcjonizmu, interesowności, pośpiechu, hałasu, braku uważności, szacunku do drugiego człowieka i natury, można uciec na własne Zielone Wzgórze?
Można. Ostatnio trafiłam na niesamowitą historię Tashy Tudor - kobiety, która dosłownie cofnęła czas. Dzisiaj tylko zdjęcia z jej życia. A później, tylko nie wiem kiedy, jej niezwykła historia.
Kwitnące chatki
zakwitają studnie i płoty
bazie i mlecze
stokrotki i kaczeńce
nad tajemnicą poranka
zaglądającego chatkom w okna
jak w baśni
cicho tu
z dala od zgiełku
rozkwita mój świat
kolorami serca
wciąż zakochanego
w urodzie zakwitających domów
przychodzę tu
zebrać płatki
wciąż młodej nadziei
pochylić głowę
przed wiecznością
trwać
w nieprzerwanym pięknie
niech znów zakwitną domy
na zawsze pod polskim niebem..
wiersze Basi Wójcik
Ismeno Twoje komentarze na moim blogu są. Jakoś tak dziwnie jest, że wstawiony komentarz po kilku dniach muszę odhaczyć, że to nie jest spam. Nie chce mi się wnikać w szczegóły jak działa ten blog. Ciągle coś kombinują. W każdym razie staram się zaglądać często i szybko potwierdzać. Możesz zerknąć. To tyle wyjaśnienia przepraszam, nie z mojej winy tak się dzieje.
OdpowiedzUsuńSkąd ja znam tą frustrację z remontów. Moje okna i sprzątanie balkonu odbywało się dwa razy. Raz spółdzielnia zadysponowała remont właśnie balkonów no to trzeba było wszystko pościągać w tym duże skrzynki z roślinami. Po bodajże dwóch latach zaczęło się ocieplanie elewacji, więc co? znowu trzeba było wszystko ściągać i to już trwało o wiele dłużej. Można rzec radocha mieszkania w blokach. Ismeno głowa do góry i ten Twój remont skończy się. Będziesz miała ładnie i nastanie oczekiwany spokój. A marzenia małej dziewczynki trzeba w sobie zawsze mieć. Ja zawsze marzyłam i marzę o domku wśród brzóz. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Bardzo Ci współczuję, wiem jednak, że to przetrwasz. U mnie na szczęście remont bloku przebiegł bezproblemowo.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam :)
Kochana, współczuję zawirowań remontowych, Kiedy kilka lat temu ocieplano bloki w moim mieści, wszystko szło w należytym porządku - każdy blok wykańczano od A do Z i dopiero przechodzono dalej. Przy moim robotnicy pracowali bez przerwy od świtu do wieczora dzień w dzień, więc mimo, że to długi dwunastoklatkowiec, uwinęli się stosunkowo szybko.
OdpowiedzUsuńMuszę sobie poczytać o Tashy Tudor, bardzo mnie zainteresowałaś tą postacią.
Pozdrawiam z poszumem letniego deszczu zza okna.
Kochana! Odpuść to, na co nie masz wpływu, zaakceptuj. Ale rozumiem Ciebie, bo ja tak samo kocham roślinki i traktuję je jak członków rodziny- głaszczę, mówię co nich i zachwycam się nimi :) To wszystko minie przecież... Bardzo podobają mi się wiersze- opisują Twoje emocje... Ściskam...
OdpowiedzUsuńPisz tak dalej. Świetna z Ciebie poetka. ;)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że serce Dziewczynki jest pełne piękna. Dziękuję Ci propagatorko mojej poezji.
OdpowiedzUsuńWidzisz, Ismeno - Twoje marzenia pokrywają się z moimi. Dlaczego są nierealne? Ja wiem, dlaczego. To nie pośpiech, hałas itp. są winne. Wszystko można mieć, gdy ma się PIENIĄDZE. To o nie wszystko się rozbija. Mając ich pod dostatkiem można sobie kupić i urządzić dowolne wzgórze.
OdpowiedzUsuńA ja jestem ciekawa, czy Mała Dziewczynka planuje dorosnąć? W każdym z nas jest coś z dziecka, ale na co dzień lepiej od pewnego wieku być jednak dorosłym.
OdpowiedzUsuńRemont? W duszy sobie odpuść, ale telefon do spółdzielni raz na jakiś czas może sprawić cud i powrót ekipy remontowej:) Przypuszczam jednak, że bardziej tu chodzi o wykorzystanie specjalistów, najpierw działają ci od styropianu, potem jak fala pójdą ci od tynkowania, a na końcu grupa malarzy.
Współczuję, bo wprawdzie mieszkam w czterorodzinnym domu, ale remonty zawsze dały się we znaki. Z "panami" od remontów problem jest od zawsze. Kiedyś w podzięce, mojej koleżance na odchodne wrzucili cegłę do komina, bo śmiała się upomnieć, by pracowali solidnie. Rozumiem, co czujesz. Szkoda roślin, bo je kochasz, ale w ogrodzie też musimy się pożegnać z nimi mimo, że o nie dbamy, bo susza, szkodniki, a niekiedy nie wiadomo co, a roślinka nie przetrwa. Dzielnie trwaj do końca, a jaka będzie wówczas radość. Pięknie opisałaś swoje marzenia, marzenia wielu małych dziewczynek. Wiersze Basi są cudowne. Uściski przesyłam:):):)
OdpowiedzUsuńWszyscy marzymy o idealnym świecie, a wrażliwym i marzycielom jest w życiu trudniej, zwłaszcza gdy nie mamy na cos wpływu.
OdpowiedzUsuńU nas wymieniano korki od prądu na nowe, przy okazji popsuto domofon, ale naprawić nie ma kto. My otwieramy kluczem, ale do mnie nikt nie zadzwoni...
Trzeba mieć grubą skórę, albo udawać, że problemy świata nie istnieją lub nas nie dosięgną.
Oj tak! Remont potrafi zatruć życie, wiemy o tym chyba wszyscy. Niestety nic się u nas nie zmieniło jeśli chodzi o większość ekip remontowych pracujących w tzw. sektorze publicznym. Niestety nikt nie mówił, że życie będzie lawie, ale niewiele możemy poradzić na pewne rzeczy, choć wkurzają. Życzę Ci wytrwałości i chyba a wiary w to, ze się szybko skończy, a następny będzie za wiele lat ......
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Alina
Nie znoszę remontów... Życzę wytrwalości :)
OdpowiedzUsuńIdealnego życia nie. Jeśli nie remonty i codzienna pogoń to trafią się inne problemy, choroby, czasem i przyroda spłata figla nagłą suszą czy powodzią. Z drugiej strony gdyby nie te trudności, nie docenilibyśmh tak bardzo chwil spokoju.
OdpowiedzUsuńGdy u mnie ocieplali blok zniszczyli mi pratycznie cały balkon. Mam piękny duży taras. Z kwiatów nic nie było, kafelki do wymiany, zakryli mi haki na których trzymał się taki daszek, nie da się juz go zamontować. No tragedia... ale odbudowałam wszsytko na nowo i znow jest pięknie. Doceniam jeszcze bardziej. Dasz radę Kochana. Wiem, że tak
W 2015 jeśli dobrze pamiętam przez 2 lata trwała budowa dodatkowego piętra na mojej kamienicy. Nie chciałbym przeżyć jeszcze raz czegoś takiego. A takie zaczynanie remontu i porzucanie wszystkiego świadczy o firmie. Bo może się okazać, że wrócą za rok.
OdpowiedzUsuńZ krzywą Gaussa nie miałem za wiele do czynienia w życiu. Nie mniej jak wynika z omawianej książki może się do czegoś przydać.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com
Witaj Ismenko przepraszam że milczę ale trudny okres u mnie. Ten remont to tragedia, naprawdę. Ciężko znieść takie coś. Ileż można czekać aż to skończą. U nas to 2 miesiące trwało. Posyłam Ci pozytywną energię Kochana. Trzymaj się. Tekst bardzo ciepły i piękny. Pozdrawiam serdecznie. Kasinyswiat
OdpowiedzUsuńKochana
OdpowiedzUsuńMieszkanie w bloku niesie ze sobą mnóstwo kłopotów międzyludzkich, wspólnotowych, spółdzielczych.
Czasem nie mamy siły przebicia.
Znam problemy, nadal się z nimi borykam, koszmar!
Firmy remontowe, biorą kilka prac naraz, nie wyrabiając się w czasie! stąd robota byle jaka i jakość finalna usługi fatalna!
U nas blok remontowany niedawno, już wygląda źle!
Smuteczek i u mnie zagościł, rozpędzam go małymi radostkami:)
Pozdrawiam najserdeczniej, zdrówka, uśmiechu, wytrwaliście życząc:)
Remont to czasem duże utrapienie. Trzymam kciuki za wszystko :)
OdpowiedzUsuńJeździmy czasem na weekendy do takiego bajkowego domu na wzgórzu na Mazurach - wynajmujemy w nim mieszkanie. Jest jak w bajce, jak na Zielonym Wzgórzu. Z drugiej strony prawda jest taka, że gospodyni nam mówiła, że gdy jej mąż wyjeżdża na noc, ona umiera tam ze strachu. Nie dziwię się jej. Wszystko ma plusy i minusy.
OdpowiedzUsuńmama trójeczki