Nie będę zaprzeczać - nie kochamy listopada. Najlepiej byłoby, aby po ciepłym i kolorowym październiku od razu następował grudzień ze swoją przedświąteczną, pełną radosnego oczekiwania atmosferą.
Krótkie, szaro-bure, deszczowe listopadowe dni zatrzymują nas zazwyczaj w domu. Boimy się zimna, wilgoci, krążących wirusów...
O Panu listopadzie pisałam już kilkakrotnie:
Zawoalowany świat Dwa oblicza Pani Jesieni Ucieczka przed jesienią Melancholijny listopad Już listopad
Dlatego w tym czasie sięgamy po książki, które pozwalają nam oderwać się od szarej rzeczywistości, jej trosk i problemów...
Tak w listopadzie warto jednak zarazić się wirusem czytania.
Jest to także doskonały czas na utkanie kolejnej literackiej opowieści.
Radość pisania
Dokąd biegnie ta napisana sarna przez napisany las?
Czy z napisanej wody pić,
Dlaczego łeb podnosi, czy coś słyszy?
Na pożyczonych z prawdy czterech nóżkach wsparta
spod moich palców uchem strzyże.
Cisza - ten wyraz tez szeleści po papierze i rozgarnia
spowodowane słowem "las" gałęzie.
Nad białą kartką czają się do skoku
litery, które mogą ułożyć się źle,
zdania osaczające,
przed którymi nie będzie ratunku.
Jest w kropli atramentu spory zapas
myśliwych z przymrużonym okiem,
gotowych zbiec po stromym piórze w dół,
otoczyć sarnę, złożyć się do strzału.
Zapominają, że tu nie jest życie.
Inne, czarno na białym, panują tu prawa.
Okamgnienie trwać będzie tak długo, jak zechce,
pozwoli się podzielić na małe wieczności
pełne wstrzymanych w locie kul.
Na zawsze, jeśli każę, nic się tu nie stanie.
Bez mojej woli nawet liść nie spadnie
ani źdźbło się nie ugnie pod kropką kopytka.
Jest więc taki świat,
nad którym los sprawuje niezależny?
Czas, który wiąże łańcuchami znaków?
Istnienie na mój rozkaz nieustanne?
Radość pisania.
Możność utrwalania.
Zemsta ręki śmiertelnej.
WISŁAWA SZYMBORSKA
Dzisiaj opowieść o niezwykłej książce, którą przeczytałam, a raczej tym razem wysłuchałam w wykonaniu autora, a która mnie zachwyciła, zaczarowała... Niestety nie da się jej streścić, opowiedzieć.... Trzeba samemu zanurzyć się w te słowa...
Od dawna wiadomo, że Mała Dziewczynka od lat zakochana jest w Czechach, Pradze... Od lat? Raczej od zawsze. I dlatego jak tylko pojawiła się pierwsza czeska książka Mariusza Szczygła "Gottland" musiała nie tylko natychmiast ją przeczytać, ale i mieć w swojej bibliotece. Z czasem czytała kolejne pozycje autora.
To już była taka tradycja, że na późnym latem Mała Dziewczynka do walizki pakowała również kolejną książkę Mariusza Szczygła i jechała do Pragi. Często jednak nie zdążyła jej do końca przeczytać, bo Praga, pobliskie miejscowości, czeskie przyjaciółki, absorbowały ją od rana do wieczora. Dlatego jak wracała do domu, to niedokończona książka z zakładką w środku czekała do następnego wyjazdu. Zasada była prosta. Książki Mariusza Szczygła czytała tylko w Czechach.
Tak było do 2020 roku.
Mała Dziewczynka dobrze pamięta, jak ukazał się "Osobisty przewodnik po Pradze". Czytała go wyjątkowo już w domu planując swoje kolejne wędrówki po Pradze... Niestety pandemia, a potem inne wydarzenia sprawiły, że na jakiś czas musiała zaprzestać tych wyjazdów.
STOP... Znowu, jak to mam w zwyczaju, odbiegam od tematu. To nie jest temat na dzisiaj. Ale wiadomo Czechy, Praga zawsze wciągają, odwracają uwagę od wszystkiego innego...
O Pradze można przeczytać we wcześniejszych opowieściach.
Dzisiaj mam utkać opowieść o książce „Fakty muszą zatańczyć”.
Zaczęłam słuchać autora, jak czyta i po chwili odłożyłam wszystko, co przy okazji chciałam zrobić... Całkowicie skupiłam się na słowach i odpłynęłam w tak dobrze znany mi świat... Świat, młode lata które i ja pamiętam, na który spoglądałam praktycznie z tej samej perspektywy co autor. Oczywiście są liczne różnice. Miasto, zainteresowania, pierwsza podróż do Czech... Ja swoją przygodę rozpoczęłam dawno temu, jeszcze w Czechosłowacji...
Ale kolejne STOP...
Tak było na początku słuchania książki. Potem zaczęła się inna magia.
„Fakty muszą zatańczyć” to trochę podręcznik o pisaniu reportażu. Dla mnie jednak to przede wszystkim o samym pisaniu. Oczywiście przeważają wskazówki dla reporterów. Jednak każdy piszący może tą książkę potraktować jak wskazówkę, lekcję...
O pisaniu wierszy
Mysi być cierpienie i miłość,
O pisaniu wierszy
Moje miłe, moje miłe, moja miła,
ty wiesz:
to jest trudniej niż dziecko urodzić w męce,
od całego świata się odgrodzić
i serce mieć w ręce,
żeby wycisnąć z niego tę kroplę goryczy,
którą czuję...
Śpij, moja miła, niczego sobie nie życzę,
niczego nie potrzebuję.
Władysław Broniewski
Jest to także książka pełna niesamowicie ciekawych opowieści.
Mnie urzekło wiele zdań. Nie da się o nich opowiedzieć, bo musiałabym przytoczyć połowę książki, a potem się do tych fragmentów odnieść... Zresztą od początku nie miałam takiego zamiaru. Trzeba książkę samemu przeczytać. Ewentualnie można wyszukać recenzje, opinie, cytaty... Ale to nie byłoby już to.
No dobrze... Przytoczę niektóre. Ale które wybrać?
Z tematami jest jak z kobietami lub mężczyznami. Widzimy tłum, ale fascynuje nas ta jedna osoba.
Reporterkę Hannę Krall można uwieść zdaniem. Z chaosu zdań, które
wypowiadają ludzie, ona rozpoznaje to, które przypłynęło specjalnie do
niej.
To prawda. Tematów dookoła jest wiele. Aby mnie uwieść wystarczy również jeden szczegół. Nie tylko zdanie, których w książce jest wiele, ale także zapach, obraz, zdarzenie, osoba... A jak temat mnie naprawdę uwiedzie, to prędzej czy później tutaj trafia... Niestety kolejka tych czekających jest długa.
Otóż większość z nas po wejściu
do mieszkania, które chce kupić, lub do pokoju w hotelu szybko podchodzi
do okna. Spoglądamy przez szybę, często chcemy okno otworzyć i wyjrzeć.
Można omieść wzrokiem obrazy czy zdjęcia na ścianach, jednak ważne jest
też to, co za oknem. Czy jakiś dom, czy mur, czy wolna przestrzeń? Jak się
ma nasze okno do okien z naprzeciwka? Ile przez nasze okno będziemy
mogli zobaczyć? I kto może zobaczyć nas?
Ileż to moich opowieści powstało przy oknie? Ileż utkałam opowieści o widoku z moich okien?
Okno jest dla mnie bardzo ważne i mogę powtórzyć:
Mnie widok za oknem pozwala przeżyć.
»Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy« "(...) o pożarze lasu powstaną
księgi, że będą śpiewane pieśni, że będą pamiętać pokolenia. A kto
przechowa w pamięci nieważną różę?”.
Róża to szczegół właśnie.
Szczegół zatrzymuje uwagę czytelnika.
To właśnie szczegół powoduje, że zwracam na coś uwagę.
Ogół, czyli ogólnik, jest mordercą reportażu.
Nie tylko reportażu... W życiu nie zwracamy uwagi na szczegóły, tak wymagające czasem naszej uwagi...
Josif Brodski w szkicu "W półtora pokoju" poświęconym pamięci swoich rodziców pisze z żalem, że pamięć jest
zdrajczynią, bo zawiera tylko szczegóły, a nie cały obraz – »rzec by można
– jedynie najwspanialsze fragmenty spektaklu«”.
Tak bardzo chciałabym zachować cały obraz...
– pamięć nie jest szafką czy też sejfem, gdzie możemy zamknąć nasze
przeżycia, otworzyć skrytkę po jakimś czasie i wyciągnąć niezmienione;
Poza tym pamiętane obrazy są wywoływane i nieświadomie wybierane
tak, żeby pasowały do naszego stanu emocjonalnego.
Niestety rzeczywiście tak jest... Najgorzej, że się zacierają, blakną...
W książce poruszane są także sprawy trudne, czasem wręcz nie do uwierzenia, że mogły się wydarzyć.... Jednak czytając ją można się też uśmiechnąć, wzruszyć, zadumać, zasmucić...
A potem może zacząć lepiej pisać? Bo piszę chaotycznie, chcę jednocześnie wiele tematów poruszyć...
Ja w każdym razie po wysłuchaniu książki pobiegłam do biblioteki i pożyczyłam po książce: Olgi Gitkiewicz, Hanny Krall, Jacka Pałkiewicza, Dziobaka Literatury... Z lekką obawą sięgnęłam też po Cynkowych chłopców Swietłany Aleksijewich. Najpierw jednak przypomnę sobie tylko "Nie ma" Mariusza Szczygła....
Kolejka pozostałych autorów jeszcze musi poczekać. Krzysztof Kąkolewski, Truman Capote, Jacek Hugo-Bader, Małgorzata Szejnert....
Tylko kiedy ja to wszystko ogarnę? Zdążę przeczytać?
Poeci
szukający gwiazd na ziemi
brną poprzez pyły zwyczajności
z sercem ciężkim od ukrytych pragnień
budzą się o świcie ze swoich marzeń
w poszukiwaniu bratniej duszy
na pustyni dawno wypalonej
ogniem rozsądnych budowniczych
niespełnieni poeci – niepoprawni szaleńcy
marnotrawiący cenny czas
na poszukiwaniu pereł w kroplach rosy
giną pod ciężarem niezapisanych wierszy
zasypiając późną nocą
z sercem ciężkim od pragnień
na bezdrożach cywilizacji.
Basia Wójcik
Autor, którego wspominasz, nie tylko pisze ciekawie, ale i pięknie opowiada na żywo, nie często spotkać można osoby, których tak dobrze się słucha, ma wręcz terapeutyczne brzmienie głosu.
OdpowiedzUsuńNie kupuję i nie wypożyczam książek wedle cudzej listy, każdy lubi co innego, każdy szuka innych emocji i treści.
Na pewno zdążysz przeczytać książki, które wymieniłaś i wiele innych.
OdpowiedzUsuńNie czytałam książki Fakty muszą zatańczyć, ale słyszałam o niej wiele dobrego.
Serdecznie pozdrawiam :)
Jesteś niesamowita. Także z tego powodu że zachwycasz się pisarstwem Mariusza Szczygła. I ja bardzo cenie jego książki szczególnie gdy pisze w nich o Pradze. Koniecznie przeczytaj "Nie ma".
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o ten Twój tekst to jest wybitny!
Stokrotka
Po dobrym oczytaniu pisze się samemu najlepiej. Nigdy nie zdążymy przeczytać wszystko, ale można zdążyć przeczytać to co najbliższe naszemu sercu...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Mariusz Szczygieł pochodzi ze Złotoryi:)) Miłego czytania, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńSkąd bierzesz takie ładne ilustracje ? Zawsze się nimi zachwycam.
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś. Miałam niebywałą przyjemność być gościem na spotkaniu autorskim z Mariuszem Szczygłem w naszej gminnej bibliotece (z okazji jej 75 -lecia). Wspaniały gawędziarz, zaczarował słuchaczy, wzruszał i bawił. A sala nie mogła pomieścić chętnych. Lubię jego książki. Lubię czeską tematykę. Lubię też zostawiać ślady swojej codzienności w formie pisemnej. A Ty pięknie piszesz o emocjach, o nastrojach, taka poezja, jak białe wiersze...:)) Pozdrawiam serdecznie.:)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst Ismeno i wiersz Broniewskiego mnie zachwycił, tak...miłość i cierpienie, nierozłączne, wieczne...rodzą wiersze...
OdpowiedzUsuńBronię listopada, kocham go jak wszystkie inne miesiące, za czas poświęcony Zmarłym, za patriotyczne rocznice, za liście pod nogami, za długie czytelnicze wieczory, za oczekiwanie na nadejście Adwentu...
Listopad jest okresem, w którym czuję się bardzo dobrze. Otwiera się nowy rozdział w księdze widziadeł. Chętnie wychodzę z domu, by powłóczyć się po mieście, przynoszę wtedy jeszcze ciekawsze kadry.
OdpowiedzUsuńNa przeziębienia uodparniam się właśnie dzięki zimnie - jakikolwiek sport wykonywany wtedy na świeżym powietrzu, hartuje organizm.
Wbrew pozorom, teraz w ogóle nie mam czasu na książki, choć kupka rośnie. Multum wydarzeń kulturowych też wyciąga z domu.
Ja też jestem team listopad. W mojej rodzinie jest wtedy wiele urodzin i spotkań z tym związanych, dlatego dobrze mi się kojarzy :)
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący jest Twój post, przeczytałam z zainteresowaniem i zaciekawieniem.
Nie znam twórczości, o której piszesz, ale to nie zmienia faktu, że kiedyś do niej nie sięgnę :)
Cieplutko Cię pozdrawiam.
Jesień to dobry czas na takie książki. Zachęcasz mocno do tego tytułu, może i ja jako autorka (choć nie reportaży) coś dla siebie z niego wyciągnę. Może skłoni mnie po prostu do refleksji, bo na to tez jest teraz idealna pora. Może nie lubimy listopada, ale może jest nam czasem potrzebny, żeby się na chwilę zatrzymać.
OdpowiedzUsuńSwoją droga jeśli chodzi o wspomnienia, zaczęłam o nie dbać. Najpiękniejsze dla siebie chwile opisuję i fotografuję. Prowadzę mapki z miejscami, gdzie byłam. Mam nadzieję, że to wszytko przetrwa i odświeży za ileś lat moją pamięć :)